poniedziałek, 12 maja 2008

Ostatnie lato (Up at the Villa)

"Up at the Villa" to jedna z mniej znanych powieści brytyjskiego pisarza Williama Somerseta Maughama, autora "Malowanego welonu". Ukazała się w Polsce pod znaczącym tytułem "Dar jednej nocy", bo faktycznie ta jedna noc w życiu głównej bohaterki jest brzemienna w skutkach.
Rok 1938. Po śmierci męża Angielka Mary Panton, przyzwyczajona do wystawnego życia, popada w duże kłopoty finansowe. Podczas wakacji, które wdowa spędza w luksusowej posiadłości swoich krewnych w okolicach Florencji, zakochuje się w niej bogaty lecz starszy dyplomata, sir Edgar Swift. Wkrótce prosi ją o rękę. Mary waha się, czy przyjąć jego oświadczyny. Z jednej strony chce zapewnić sobie wygody, do których przywykła, lecz z drugiej nie jest pewna, czy chce ponownie wyjść za mąż. Prosi więc mężczyznę o kilka dni do namysłu.
W rolach głównych: Kristin Scott Thomas - Mary Panton, Sean Penn - Rowley Flint, Anne Bancroft - Księżna San Ferdinando, James Fox - Sir Edgar Swift, Jeremy Davies - Karl Richter, Massimo Ghini - Beppino Leopardi, Derek Jacobi - Lucky Leadbetter. Film wyreżyserował w 200 roku Philip Haas (twórca obrazu "Anioły i Owady").

Ten film jest trochę jakby dramatem scenicznym, romansem-kryminałem, i to interesującym. Z głównym trójkątem, a właściwie czworokątem, w którym jest ona oraz czterech mężczyzn - ten starszy i dobrze sytuowany, ktory jej się oświadcza i którego propozycję małzeństwa rozważa; ten młody i biedny emigrant, nad którym się lituje, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swego czynu; ten u władzy (szef faszystowskiej policji) i przez to groźny, ktorego się trochę obawia; i ten lekkomyślny, żonaty, ktory ją fascynuje i przyciąga.
Tego ostatniego (Rowleya Flinta) gra Sean Penn, który może nie powala męską urodą, ale postać grana przez niego jest nieco intrygująca, z tym bezczelnym, szelmowskim, nieco drwiącym uśmiechem, przez co trudno jego bohaterowi zaufać.
Główna postać kobieca, grana przez piękną i tajemniczą Kristin Scott-Thomas, popełnia pewnej nocy kilka błędów - odrzuca tego, do którego ją coś ciągnie, a pod wpływem impulsu spędza noc z nieznajomym, co okazuje się zgubne w skutkach. Po pomoc zwraca się jednak do tego, do którego mimo wszystko ma zaufanie. Oboje znajdują się w trudnej sytuacji, tym bardziej, że w tle jak złowróżbny cień jawi się postać faszystowskiego szefa policji, który tylko czeka na potknięcie Rowleya Flinta. Przy tym jej czyn może zaważyć na karierze jej konkurenta - brytyjskiego arystokraty i gubernatora Bengalli, którego ofertę matrymonialną miała zamiar przyjąć.
Mary musi podjąć życiową decyzję, choć właściwie nie wiadomo czy ona zapewni jej szczęście, ale właściwie niewiele ma już do stracenia, a wiele do zyskania.
Trochę ten film więcej obiecuje na początku, być może przez grę Seana Penna, którego bohater wydaje się prowadzić podwójne życie. A może po prostu czegoś mu brakuje? W każdym razie czułam na końcu lekki niedosyt.
Akcja toczy się w 1938 r. a więc w przededniu II wojny światowej, więc przerażające jest to widmo przyszłości w postaci włoskich faszystów.
W drugoplanowej roli zagrali Derek Jacobi (czyli "Ja, Klaudiusz") oraz Anne Bancroft, która stworzyła ciekawą postać podstarzałej hrabiny.
To kolejny film według prozy Williama Somerseta Maughama, ktory mi się podobał, widać odpowiada mi jego proza.

niedziela, 11 maja 2008

Nyfes (Narzeczone)

Umiejscowiona w 1922 roku historia narzeczonej na zamówienie, jednej z 700 na pokładzie statku SS King Alexander płynącego z Grecji do Nowego Jorku. W trakcie rejsu zakochuje się ona w amerykańskim fotografie.
Film w reżyserii Pantelisa Voulgarisa. W rolach głównych: Damian Lewis (Norman), Victoria Haralabidou (Niki), Evi Saoulidou (Haro), Steven Berkoff (Karaboulat).

Amerykański fotograf Norman fotografuje ofiary wojny grecko-tureckiej . Zwraca uwagę na to co inni pomijają, skupia się na ważnych i symbolicznych szczegółach, jednak jego praca nie jest doceniana przez zatrudniającą go gazetę, ktora go zwalnia. Rozczarowany porażką sprzedaje aparat i ma zamiar wrócić do domu. Tym samym statkiem podróżują do Ameryki młode dziewczęta z różnych krajów, które są narzeczonymi z ogłoszenia. W Ameryce czekają na nich znani im jedynie z fotografii przyszli mężowie. Dziewczęta właściwie jadą w nieznane, nie wiedzą jak im będzie na obcej ziemi i czy znajdą tam szczęście, jednak nie mają innego wyjścia. W rodzinnych wioskach nie ma dla nich przyszłości, a te kontraktowe małżeństwa są jakąś szansą. Wśród Greczynek jest Niki Douka z Samotraki, którą dostrzega natychmiast Norman. Zalety Niki sprawiają, że Norman zakochuje się w dziewczynie, jednak ona jest przeznaczona innemu ....
Przede wszystkim spodobała mi się w tym filmie postać Niki Douka (Victoria Haralabidou). Pełna godności, spokojna, dumna, zdecydowana pojść drogą obowiązku. Ale tak naprawdę najbardziej urzekły mnie chyba wszystkie sceny zbiorowe, w których widać te młode dziewczyny (Greczynki, Turczynki, Rosjanki), które jadą do Ameryki szukać swego szczęścia. I jak zwykle w takich przypadkach znajdą się także ci, którzy taką sytuację wykorzystują. Nie wiem czemu te Rosjanki, jak Yelena, bez mrugnięcia okiem zgadzały się na to, by dać się tak wykorzystać Karaboulatowi?
Podkreślone jest także oddalenie I klasy, która bawi się beztrosko, od III klasy, w ktorej siedzą stłoczone te biedne dziewczyny, nieznające swego losu... A jednak nie jest to do końca smutne, bo w zakończeniu one z radością przybiegają do tych nieznanych sobie narzeczonych, z radością przez nich witane, tak jakby się wspólnie odnaleźli.
Piękna jest scena fotografowania tych wszystkich kobiet w ślubnych welonach. I także ta, w której Norman fotografuje Niki - zarzucenie przez nią welonu na aparat bardzo ładne i symboliczne... Jednak bardziej podobały mi się ich wcześniejsze rozmowy i spotkania bez słów, niż wzajemne wyznanie uczuć, które nie wiem czemu, ale wydało mi się zbyt histeryczne ...
Piękna jest scena, w której Niki stoi z godnością przed przyszłym mężem i pokazuje mu siwe włosy - to scena, ktora wywołała moje wzruszenie.
Sam film oczywiście jest pięknie sfilmowany, dobra jest muzyka, sporo symboliki. Damian Lewis sprawdził się w tej roli, choć nie jest bardzo przystojny i nie ma zbyt przyjemnego głosu ...
Nie wiem, czy odpowiada mi samo zakończenie - to tak jakby wykorzystał jej zdjęcie, jej historię...
Film obejrzałam z dużą przyjemnością. I mogę go z czystym sumieniem polecić.

Ważna linijka z filmu: Karą nie jest pamiętać kogoś kogo się kocha. Karą jest o nim zapomnieć.

niedziela, 4 maja 2008

Ingrid Michaelson

Moje nowe muzyczne odkrycie to 29-letnia piosenkarka amerykańska Ingrid Michaelson. Ma 29 lat. Nagrała zaledwie dwie płyty: "Slow the Rain"(2005) oraz "Boys and Girls" (2006), ale jej utwory były wykorzystane w kilku filmach, m.in. w "Grey`s Anatomy" (Chirurdzy).
Właśnie z tego filmu, (niestety jeszcze go nie widziałam), pochodzi jej piosenka "Keep Breathing", która nie została umieszczona na jej płycie, a jedynie na singlu i na soundtracku serialu, a została wykorzystana w sześciominutowym finale trzeciej serii, obejrzanym przez ponad 25 mln widzów.

Keep Breathing:
The storm is coming but I don't mind.
People are dying, I close my blinds. All that i know is I'm breathing now. I want to change the world...instead I sleep.
I want to believe in more than you and me. But all that I know is I'm breathing.
All i can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing now. All that I know is I'm breathing.
All I can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing now. All we can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing.
All we can do is keep breathing now.
Bardzo podoba mi się także utwór: "Corner of Your Heart":
There's a corner of your heart for me.
There's a corner of your heart just for me.
I will pack my bags just to stay in the corner of your heart.
Just to stay in the corner of your heart. There is room beneath your bed for me.
There is room beneath your bed just for me.
I will leave this town just to sleep underneath your bed.
Just to sleep underneath your bed. There's one minute of your day.
There's one minute of your day.
I will leave this man just to occupy one minute of your day.
Just to occupy one minute of your day. Just to sleep underneath your bed. Just to stay in the corner of you heart.

czwartek, 1 maja 2008

P.S. I Love You (P.S. Kocham Cię)

Do tego filmu podchodziłam ze sporym sceptycyzmem. Ze względu na tematykę i obecność Gerry`ego Butlera, który do tej pory jakoś mnie nie powalał swoją grą czy urodą. Jednak po obejrzeniu całości zupełnie nie żałuję, że film obejrzałam. Naprawdę mi się podobało.

Gerry (Gerard Butler) i Holly (Hilary Swank) są młodym idealnie dopasowanym, jakby stworzonym dla siebie małżeństwem. Mimo tego że żyją dość skromnie to jedyne czego im brakuje do pełni szczęścia jest dziecko. Ich piękne plany pękają jednak jak bańka mydlana w wyniku tragicznej, niespodziewanej śmierci Gerrego. Pasmo cierpień zostaje przerwane gdy Holly ku swojemu zdziwieniu znajduje w skrzynce list podpisany ręką Gerrego. Okazuje się że jest to dopiero pierwszy, z pośród dwunastu przychodzących regularnie co miesiąc listów....

Rzadko kiedy filmy wywołują we mnie wzruszenie, a tu tak było. Po radosnej czołówce ze scenami miłosnej kłótni, widz staje przed faktem, że ten pełen życia mąż Holly nie żyje, a ona zostaje sama i musi żyć z poczuciem straty i miłością, której już nie ma komu okazać. Gerry próbuje swoimi przesyłanymi w pewnych odstępach czasu listami pomóc jej wziąć się w garść i żyć na nowo, ale wydaje się, że one pogłębiają jedynie jej tęsknotę i że nie może zapomnieć o mężu, który wciąż jest w jej myślach i że nie potrafi być z kimś innym.
Film na szczęście nie upraszcza całego smutku, ani nie pokazuje zbyt łatwych rozwiązań. Obawiałam się zwłaszcza zakończenia, ale okazało się, że było do pewnego stopnia zadowalające.
Myślę, że źródłem mojego wzruszenia była wyobraźnia - nietrudno się postawić w sytuacji kobiety, która straciła męża czy ukochanego, a teraz idealizuje go w swych wspomnieniach, bo bez wątpienia obraz męża, którego już przy niej nie ma, wydaje się zbyt nierzeczywisty, prawie bajkowy. Musi upłynąć sporo czasu, zanim Holly pogodzi się ze stratą kochanej osoby i rozpocznie nowe życie.
Jest w tym filmie mieszanka humoru i nastroju. I muzyka, która dobrze ilustruje akcję. I Irlandia, która wydaje się wyśnioną krainą, w której można znaleźć szczęście.
Podobała mi się Hilary Swank w roli Holly, nieźle wypadł Harry Connick Jr. A także jej przyjaciółki, zwlaszcza Lisa Kudrow jako Denise. Zwróciłam również uwagę na przyjaciela Gerry`ego - Williama - w tej roli Jeffrey Dean Morgan.