tag:blogger.com,1999:blog-25151736501034122522024-03-05T18:26:08.026+01:00Kiedyś się już spotkaliśmyBlog o książkach i filmachGosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.comBlogger171125tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-49999401184083566712023-01-26T17:40:00.004+01:002023-01-26T17:40:24.332+01:00Trzeci tom "Głosu serca" czyli "Światło poranka" Janette Oke<p><i></i></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><i><i><br /></i></i></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><i><i><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXsvhEAWJxx3TXAjlx1wILSmQHEOvR-HGAzsm2RVKE-LIrlmcnmLqKXwgEsGUQEWFtY6sbam8XKOgZIIAhGIeP7Hl-qFDSqyXEacE6QkEq073C_0-HL2qYdtoVDLvdCIL36GPmw_1qlKll2iE0i92zBPu9qgxs1duHLJxAxULlAMTVmZE4d441jqeP4w/s433/%C5%9Bwiatlo%20poranka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="433" data-original-width="290" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXsvhEAWJxx3TXAjlx1wILSmQHEOvR-HGAzsm2RVKE-LIrlmcnmLqKXwgEsGUQEWFtY6sbam8XKOgZIIAhGIeP7Hl-qFDSqyXEacE6QkEq073C_0-HL2qYdtoVDLvdCIL36GPmw_1qlKll2iE0i92zBPu9qgxs1duHLJxAxULlAMTVmZE4d441jqeP4w/w134-h200/%C5%9Bwiatlo%20poranka.jpg" width="134" /></a></div>Przeżywszy
pierwszy rok na dalekim północnym zachodzie kraju, Elizabeth oraz Wynn,
jej świeżo poślubiony mąż, funkcjonariusz Kanadyjskiej Królewskiej
Policji Konnej, doświadczają nowych wyzwań. [..] Wygląda na
to, że marzenia Elizabeth o powiększeniu rodziny się nie spełnią. Czy
wzajemna miłość, nadzieja na przyszłość oraz wiara w Boga przeprowadzą
ich przez druzgocące rozczarowania?</i></i></div><p></p><p><span> </span>Nie pomyliłam się, licząc na to, że trzeci tom <a href="https://margotte-gosia.blogspot.com/2022/10/gos-serca-janette-oke-i-jego.html" target="_blank">"Głosu serca"</a> będzie tak dobry jak drugi. "Światło poranka" mnie nie rozczarowało. A może przywiązałam się do bohaterów, kanadyjskiej wioski i tej opowieści?</p><p>Akcja toczy się w dalszym ciągu w Beaver River. Zapasy docierają do jedynego w okolicy sklepu i trzeba je teraz sprawiedliwie rozdzielić pomiędzy mieszkańców, czym zajmuje się Wynn - funkcjonariusz Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej.</p><p>Wkrótce Elizabeth podejmuje nowe wyzwanie - otwiera szkołę dla indiańskich dzieci, choć nie bez przygód i nie bez rozczarowań.<br /></p><p><span> </span>Mijają kolejne zimy i lata, w wiosce rodzą się dzieci, ale młoda kobieta nie może cieszyć się własnym potomstwem, co pogrąża ją w smutku. Udaje się nawet do lekarza, by sprawdzić czy wszystko jest porządku. Czy dziecko jest im pisane? A może Bóg ma wobec nich inne plany? Wkrótce w wiosce umiera młoda Indianka, a jej mąż traper nie ma czasu zająć się dzieckiem, czy maleństwo zostanie z Elizabeth i Wynnem na zawsze? Co ich jeszcze czeka?</p><p><span> </span>Prawdę mówiąc jakoś polubiłam tę historię. Tak jak pisałam przy okazji drugiego tomu, ta powieść nie lukruje rzeczywistości, pokazuje problemy, z jakimi borykają się osadnicy w surowym klimacie z dala od miast. Czekam więc na kolejny tom. ;)</p>Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-49067700512782112182022-10-27T20:42:00.002+02:002023-01-26T17:09:58.536+01:00"Głos serca" Janette Oke i jego kontynuacja "Gdy nadchodzi wiosna"<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0NAqHoy-wiTmWkMKJ20QGJjQemkCZ0LklbIqicIIIFbYkjqw3fNQZQvcu2xUQoy3d_syapXPa3iSnVQYQ-cD93Dptpl93R0WihA0SRUHMwvD5ZNwEdsNoHLwtt0JH1ODHj4Q_gcnVKYGiJhP21NNa6T7w8Py9qdauNyNJiTdCXfVVvcgpCb1OwsmHoA/s500/glos%20serca.jpg" style="clear: left; display: block; float: left; padding: 1em 0px; text-align: center;"><img alt="" border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0NAqHoy-wiTmWkMKJ20QGJjQemkCZ0LklbIqicIIIFbYkjqw3fNQZQvcu2xUQoy3d_syapXPa3iSnVQYQ-cD93Dptpl93R0WihA0SRUHMwvD5ZNwEdsNoHLwtt0JH1ODHj4Q_gcnVKYGiJhP21NNa6T7w8Py9qdauNyNJiTdCXfVVvcgpCb1OwsmHoA/s200/glos%20serca.jpg" /></a></div><div><br /></div><div> <span> </span>Te powieści przeczytałam w styczniu tego roku, ale chyba warto o nich napisać kilka słów.</div><div><br /></div><span> </span>O filmie <b><a href="http://margotte-gosia.blogspot.com/2017/05/when-call-heart.html" target="_blank">"When Calls The Heart"</a></b> już pisałam na tym blogu. Ponieważ wydawnictwo "Psalm18.pl" wydało powieść <b>"Głos serca"</b> na podstawie której on powstał, postanowiłam się z nią zapoznać i porównać z filmem. <div> <div><span> </span>Opis książki:
<i>W wygodnym życiu na wschodnim wybrzeżu Kanady nic nie przygotowało Elizabeth na wyzwania, jakie czekają osadników na dalekim zachodzie na początku XX wieku.
Elizabeth Thatcher jest młodą, ładną, kulturalną i wykształconą nauczycielką z dobrego domu. Ale kiedy podróżuje na zachód, aby uczyć w wiejskiej szkole u podnóża gór Kanady, jest zupełnie nieprzygotowana na warunki, które napotyka. Mimo to jest zdeterminowana, by odnieść sukces w tym trudnym zadaniu polegającym na dopasowaniu się do miejscowej ludności i kształtowaniu serc oraz umysłów dzieci których uczy. Jest równie zdeterminowana, aby nie oddawać swojego serca żadnemu z lokalnych mężczyzn. Ale kiedy pozna bohaterskiego funkcjonariusza Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, zaczyna zastanawiać się nad swoimi uczuciami.</i> </div><div><br /></div><div>Uwaga! Spoilery!<br /><span> </span>Po przeczytaniu "Głosu serca" wiem jedno: scenariusz filmu znacznie się różni od fabuły powieści, jest znacznie bogatszy w wydarzenia i postaci. Także czas akcji jest dłuższy.
W powieści obie główne postaci (filmowy Thornton nazywa się w powieści Dee (Wynn Delaney) są nieco papierowe. Książki nie czyta się tak lekko, jakby się tego oczekiwało.
W przeciwieństwie do filmu bohaterka w Kanadzie ma brata, choć mieszka on w Calgary. Elizabeth kocha swoich uczniów, ale jakoś bez żalu rozstaje się w końcu z nimi, żeby wrócić do brata. Brakuje plastyczności opisów i lekkości. Miłość bohaterki do Dee też jest trochę nijaka. Ta powieść jest nieco rozczarowująca, ale sam pomysł jest bardzo dobry. W sumie jedna z najlepiej napisanych scen jest scena walki z myszami. ;) Zaletą są krótkie rozdziały. Tymczasem film ogląda się bardzo dobrze, zwłaszcza dotyczy to pierwszych sezonów. </div><div><br /></div><div>
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO6qqFL7cZGIWVqwKqT0tl5xWSbosYUV5QAXocQmaqn7SkNDQVvhFV6qScIp8HDiS7i7HcYaHQWO7y5WIHJvYdege8ylgRBQAfKZ8-08m94VBO5jCUBQHfVAaRn4dCrhw5OvPX1exOIhLvlD_X4dimzo2iNg-K50z1FK5G2EYWpM_K55v4kUohTtivxA/s1241/bf-glos-serca-tom-2-gdy-nadc.jpg" style="clear: right; display: block; float: right; padding: 1em 0px; text-align: center;"><img alt="" border="0" data-original-height="1241" data-original-width="875" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhO6qqFL7cZGIWVqwKqT0tl5xWSbosYUV5QAXocQmaqn7SkNDQVvhFV6qScIp8HDiS7i7HcYaHQWO7y5WIHJvYdege8ylgRBQAfKZ8-08m94VBO5jCUBQHfVAaRn4dCrhw5OvPX1exOIhLvlD_X4dimzo2iNg-K50z1FK5G2EYWpM_K55v4kUohTtivxA/s200/bf-glos-serca-tom-2-gdy-nadc.jpg" /></a></div><span> </span>Książkowa kontynuacja "Głosu serca" czyli powieść <b>"Gdy nadchodzi wiosna"</b> jest <b>znacznie lepsza niż tom pierwszy.</b> </div><div><br /></div><div> <span> </span>Opis wydawnictwa:
<i>Elizabeth z Wynnem planują ślub oraz dalsze wspólne życie na placówce przydzielonej mu na dalekiej północy. Wynn jest przyzwyczajony do życia w tamtych rejonach, ale Elizabeth ani trochę. Czy ich miłość przetrwa srogą zimę, samotność i trudy życia - bez żadnych udogodnień, do których są przyzwyczajeni w mieście?</i> </div><div><br /></div><div><span> </span>Uwaga! Spoilery!</div><div> Narzeczony Elizabeth - funkcjonariusz Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej Wynn - otrzymuje nowy przydział służbowy - musi udać się w określonym czasie do odległej wioski położonej na północnym zachodzie Kanady. Ślub zostaje przyspieszony i młodzi wyruszają - dla Elizabeth - w nieznane. </div><div><br /></div><div><span> </span>Podróż jest trudna i uciążliwa. Ale gdy młodzi docierają na miejsce, okazuje się, że miejscowość zamieszkują prawie sami Indianie. Trudno porozumieć się z nimi i trudno przetrwać w tych ciężkich warunkach. Nie jest łatwo, skoro ogromnym zagrożeniem jest zima i śnieżne zamiecie.
Funkcjonariusz Kanadyjskiej Policji Konnej służy pomocą miejscowym, dostarcza im lekarstwa, jest stróżem prawa. Niełatwa to rola. </div><div><br /></div><div><span> </span>Ta powieść nie jest sielanką, nie lukruje rzeczywistości, tak jak to było w filmie, który powstał na motywach pierwszego tomu. W Beaver River nie ma kościoła, nie ma pastora, Elizabeth nie ma uczniów, bo w wiosce mieszkają Indianki, z którymi trudno się porozumieć. Sukcesem jest przetrwać zimę. Innym sukcesem jest dotarcie do zamkniętej w sobie i zgorzkniałej Catherine. </div><div><span> </span>Pisarka Janette Oke urodziła się w 1935 roku w rodzinie kanadyjskich farmerów, więc zna realia życia na tym terenie.</div><div><span> </span>Powieść "Gdy nadchodzi wiosna" czytało mi się dużo lepiej niż "Głos serca", Jest ciekawsza, bardziej rozbudowana. I przyznam. że czekam na tom trzeci tej serii. Mam nadzieję, że będzie przypominała raczej tom drugi niż tom pierwszy.</div></div>Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-32710916265699552262020-12-29T09:42:00.000+01:002020-12-29T09:42:03.466+01:00Wspomnienia naocznego świadka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6OzTAK6Efhpak4o-AtlplYF0OB4laQ70AjWYJe45SaTBBZMZN76ghu3C-UCglv6Cfb1gKbVhAQcis9xN_S2JrVSL_RPI18pN0I0Dq-N_Mc8DW_Hp2Fc6rEX8OMd6Srp4ssn0A7jQmaqQD/s1600/Anetka+Tyszkiewiczowna.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6OzTAK6Efhpak4o-AtlplYF0OB4laQ70AjWYJe45SaTBBZMZN76ghu3C-UCglv6Cfb1gKbVhAQcis9xN_S2JrVSL_RPI18pN0I0Dq-N_Mc8DW_Hp2Fc6rEX8OMd6Srp4ssn0A7jQmaqQD/s200/Anetka+Tyszkiewiczowna.jpg" width="141" height="200" data-original-width="270" data-original-height="383" /></a></div>Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz przeczytałam pamiętnik Anny z Tyszkiewiczów Potockiej-Wąsowiczowej. To zajmująca lektura i pod koniec jej opowieści zaczęłam żałować, że to już tylko kilka kartek i relacja się urywa. Jej wspomnienia obejmują okres od Powstania Kościuszkowskiego do pierwszych lat Królestwa Polskiego. <br />
Anetka Tyszkiewiczówna, bo pod tym imieniem jest najbardziej znana, żyła w ciekawych czasach i znała interesujących ludzi. Była cioteczną wnuczką króla Stanisława Augusta, jej wujem był książę Józef Poniatowski, miała okazję kilkakrotnie rozmawiać z samym cesarzem Napoleonem Bonaparte, znała Talleyranda i oficerów napoleońskich. <br />
Kreśli tak plastycznie sceny, że można uczestniczyć w opisywanych przez nią wydarzeniach. <br />
Przywołuje nadzieje Polaków związane z Napoleonem, jego przyjazd do Warszawy, opisuje jego uroczystości ślubne w Paryżu z arcyksiężniczką austriacką Marią Luizą. Wydaje się wówczas, że cesarz Francuzów jest u szczytu powodzenia. Jednak te nadzieje rozwiewają się z chwilą klęski Napoleona w 1812 rok. Przychodzą smutne momenty w tej opowieści: dramatyczny odwrót armii spod Moskwy i śmierć księcia Józefa w nurtach Elstery.<br />
Anetka opisuje także swoje prywatne życie, wejście na salony, małżeństwo i wreszcie narodziny dzieci. Nie stroni od wzmianki o zauroczeniu pewnym francuskim oficerem. Żałuję tylko, że w podobny sposób nie opisała swojego powtórnego ślubu. <br />
Lektura tej książki tak wciąga, że czytelnik właściwie podziela poglądy autorki, przypisując jej same zalety, a przecież podejrzewano, że romansowała i to wcale nie platonicznie, jak twierdzi, i że nie wszystkie dzieci były dziećmi jej męża... Jak było, nie wiemy. Ale wspomnienia jednej z piękniejszych dam tamtej epoki, warto przeczytać. Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-10596981871918622412019-07-25T22:24:00.001+02:002019-07-25T22:24:36.550+02:00Ekranizacje "Mansfield Park"Korzystając z chwili wolnego letniego czasu przeczytałam "Mansfield Park". Nie jest to moja ulubiona powieść Jane Austen. Wręcz przeciwnie, w moim osobistym rankingu zajmuje, zasłużenie czy niezasłużenie, ostatnie miejsce, po "Dumie i uprzedzeniu", "Perswazjach", "Emmie" i "Opactwie Northanger". Jest chyba najobszerniejszą z jej powieści. Opowiada o losach Fanny Price, skromnej i cichej, niezamożnej dziewczyny wychowywanej w domu zamożnych krewnych, państwa Bertram. Główna bohaterka jest chyba najmniej interesującą z postaci kobiecych Austen. <br />
<br />
Przy okazji tej lektury przypomniałam sobie ekranizacje tej powieści. Nie ma wersji idealnej, przy czym osobiście wolę wersję wierniejszą oryginałowi niż to, co zrobiła Rozema. Ale po kolei. UWAGA! Spoilery!<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyaPekqKBCOIn23bhBJYjkZ9d9kpuYm2tkqziKZWvvlkktoKaBpNOItydJrfPMmcF6yxVaf0PbplhfiWTrlfQShT3WyVUFR440Kc3CvJOZj8jVcXM1SPhX_QWjaxshdAq9ADGOPcJZ3DTY/s1600/MP1983.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyaPekqKBCOIn23bhBJYjkZ9d9kpuYm2tkqziKZWvvlkktoKaBpNOItydJrfPMmcF6yxVaf0PbplhfiWTrlfQShT3WyVUFR440Kc3CvJOZj8jVcXM1SPhX_QWjaxshdAq9ADGOPcJZ3DTY/s200/MP1983.jpg" width="141" height="200" data-original-width="336" data-original-height="475" /></a></div><br />
Pierwsza adaptacja powstała w 1983 roku jako 6-odcinkowy serial BBC, w reżyserii Davida Gilesa. W rolach głównych wystąpili: Sylvestra Le Touzel jako Fanny Price, Nicholas Farrell jako Edmund Bertram i Anna Massey jako pani Norris. To typowa ekranizacja z tamtych lat, wierna książkowemu pierwowzorowi, nieco statyczna, przypomina "Dumę i Uprzedzenie" z 1980 r. oraz "Rozważną i Romantyczną" z 1981 r. <br />
W tej wersji największą pretensję można mieć do wyboru głównej bohaterki. Fanny nie była ładna, ale nie wierzę, że miała prawie nieruchomą twarz i wytrzeszcz oczu. Była cicha, bierna, ale nie reagowała tak histerycznie jak w jednej ze scen reaguje Sylvestra Le Touzel, która swoją grą aktorską przypomina mi nieco aktorki niemego kina. Nie mogę sobie wyobrazić, że Henry Crawford mógłby się zakochać w takiej bezbarwnej, wymoczkowatej i wystraszonej Fanny. Nicholas Farrell odtwarza postać Edmunda Bertrama, nie przepadam za tym aktorem, ale w sumie wypadł nieźle, choć nie jest to mój ulubiony odtwórca tej roli. Robert Burbage jako Henry Crawford jest bardzo teatralny, zadziera nosa, ale sylwetkę ma świetną i nosi się bardzo elegancko. Mam jednak zastrzeżenia, bo powieściowy Henry był ciemny i niski, a także raczej brzydki niż przystojny, nadrabiał manierami, a jednak o Burbage`u trudno powiedzieć, że jest brzydki. Jeśli chodzi o Mary Crawford (Jackie Smith-Wood) jest to chyba moja ulubiona postać w tej wersji, można ją polubić, jednak nie sądzę, żeby wtedy noszono takie krótkie fryzurki. Świetna jest oczywiście jak zawsze Anna Massey w roli ciotki Norris. No i sir Bertram jest tu najcieplejszym, najsympatyczniejszym ze wszystkich ekranizacji "Mansfield Park", ale jest jeden problem - Bernarda Heptona jako sir Bertrama zdecydowanie się lubi i darzy szacunkiem, nie sądzę, żeby ktoś mógł się go bać. Nie bardzo mi się podoba to co uczyniono z ojcem Fanny, zrobiono z niego strasznego pijaczka. Jedna z najciekawszych scen w tym filmie to epizod z bramą i kluczem oraz obserwującą wszystko Fanny, to niemal mała sztuka teatralna. Ale to kunszt Jane Austen, świetnie wykorzystany z tej ekranizacji.<br />
<br />
<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/1CYqi7AnM18" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbe6aEm40eld9LAtlXa6UDct8dTr9ZUKuR9emt2lI75uFZVxHCuBST26D9-_RB33foe-716_bC7xKcDolrFsZUkRmw6KWG5QiPO2z-uFbKNReFHqZS_LQCi9am9CFz7DytniSddO6lWDhW/s1600/MP1999.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbe6aEm40eld9LAtlXa6UDct8dTr9ZUKuR9emt2lI75uFZVxHCuBST26D9-_RB33foe-716_bC7xKcDolrFsZUkRmw6KWG5QiPO2z-uFbKNReFHqZS_LQCi9am9CFz7DytniSddO6lWDhW/s200/MP1999.jpg" width="146" height="200" data-original-width="730" data-original-height="999" /></a></div><br />
Druga ekranizacja z 1999 r. to pojedynczy film - autorska wersja Patricii Rozemy, która wykorzystała tekst powieści, ale także listy Jane Austen, miała podobno w tworzeniu scenariusza wolną rękę. Role główne zagrali: Frances O’Connor jako Fanny Price i Jonny Lee Miller jako Edmund Bertram. Nie jest to wierna adaptacja, a wręcz przeciwnie, wariacja na temat. To co najbardziej mnie irytowało to Fanny, która patrzy w kamerę w scenach pisania listów a także dodawanie scen, których w książce nie było. Główna para to moja ulubiona Fanny (może nieco za ładna, zbyt odważnie wyraża swoje zdanie, a nawet flirtuje z Crawfordem) i ulubiony Edmund ze wszystkich ekranizacji. Także Alessandro Nivola jako Henry Crawford jest przekonujący (niski, ale niebrzydki), stara się i niemal można się nie dziwić Fanny, która nagle przyjmuje jego oświadczyny, żeby dzień później odmówić mu swojej ręki - tego jednak w książce nie ma (Rozema zaczerpnęła ten epizod z życia Austen), tak samo jak nie ma ich pocałunku, to po prostu kłóci się z jej powieściowym charakterem. Dodaną bardzo odważną sceną jest przyłapanie przez Fanny w łóżku Henry`ego z Marią Rushworth. To dosłowne pokazanie czegoś, co w powieści Austen jest tylko skwitowanie zdaniem, że Mary z nim uciekła. Takie in flagranti bez wątpienia byłoby jednak nie do pomyślenia w domu sir Bertrama. W ogóle to wersja powieści Austen bardzo nowoczesna, żeby nie powiedzieć współczesna. Rozema podjęła też, jedynie lekko sugerowany w prozie Austen, wątek niewolnictwa, ale czym były te ilustracje Toma Bertrama? Kogo oni zrobili z sir Bertrama? Gwałciciela? Okrutnika? Czemu Mary Crawford zachwyca się w jednej scenie (po deszczu) ciałem Fanny, jakby niemal chciała ją rozebrać? Czy to jakaś sugestia homoseksualna? No i te robaki w domu Price`ów… Obrzydliwość. Trudno mi sobie także wyobrazić, żeby Crawford zainteresował się Mary Bertram, bo aktorka grająca tę rolę nie grzeszy urodą, na jego miejscu zachwyciłabym się raczej Julią (ładna Justine Waddell). Nieliczne pozytywy tej wersji to, poza parą głównych bohaterów, zabawny Hugh Bonneville w roli Rushwortha oraz przystojny James Purefoy w roli Toma Bertrama - kogoś takiego właśnie sobie wyobrażałam. Jednak scena gdy każe czekać biednemu dziecku przed wejściem... Po co to było? Aż tak okrutny to on nie był, zresztą różnica wieku nie była aż tak wielka. To co można docenić w tym filmie to zdjęcia.<br />
<br />
<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/tWbOcYHtP94" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5Zc3h52uMdvBx8ofm3eIix3gjxVcIXu4_cxxHLbe28SdADbEKAw4spiinfdeDxHOvAvZ13PtHvtR83zeFlP8Jhf59HTNMNilPD4wZrNUd6apbLdTRXkmS2Ins-fMVYwrkzkyMiZlPsUVK/s1600/MP2007.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5Zc3h52uMdvBx8ofm3eIix3gjxVcIXu4_cxxHLbe28SdADbEKAw4spiinfdeDxHOvAvZ13PtHvtR83zeFlP8Jhf59HTNMNilPD4wZrNUd6apbLdTRXkmS2Ins-fMVYwrkzkyMiZlPsUVK/s200/MP2007.jpg" width="136" height="200" data-original-width="182" data-original-height="268" /></a></div><br />
Ostatnia ekranizacja pochodzi z 2007 r., jest to film telewizyjny ITV, w reżyserii Iaina B. MacDonalda, w rolach głównych wystąpili: Billie Piper jako Fanny Price i Blake Ritson jako Edmund Bertram. Blond-włosa, wydekoltowana Fanny z tej ekranizacji nie bardzo mi się podoba, nie tak sobie wyobrażam główną bohaterkę, jest to zbyt współczesna dziewczyna, wciąż w biegu, nie wygląda na chorowitą i delikatną Fanny z powieści Austen, wręcz przeciwnie, tryska zdrowiem. Edmund od biedy ujdzie, ma dziwną fryzurkę, ale ładne oczy. Douglas Hodge jako sir Bertram, no właśnie, jest niesympatyczny, wciąż ma jakiś szczękościsk i groźne spojrzenie, poza ostatnią sceną. Pamiętam tego aktora z "Miasteczka Middlemarch", tam wypadł bardzo dobrze (był wówczas dość przystojny, szczuplejszy, szkoda że tak brzydko się zestarzał), a tu jest zasadniczy i antypatyczny, w związku z tym nie trudno sobie wyobrazić, że córki chcą się wyrwać z takiego domu.<br />
Michelle Ryan jako Maria Bertram - nie dziwię się Henry`emu Crawfordowi, że mógł się nią zauroczyć, bo to niebrzydka kobieta. Z tej wersji wypadła wycieczka do Rushwortów oraz wyjazd Fanny do rodziny, zamiast tego ona zostaje sama w Mansfield Park, a sir Bertram, żeby ją ukarać (???) wyjeżdża z rodziną na jakiś czas. Bardzo to dziwne i mało realne. Bal, którym Fanny rozpoczyna "bywanie" jest tu …. piknikiem. Co dziwne, Fanny w powieści była jedyną, która odmówiła zagrania w sztuce teatralnej, a tymczasem w tej wersji sir Bertram znajduje wszystkich na scenie, także ją. Co ciekawe, lady Bertram na końcu orientuje się, że młodzi się kochają i niemal ułatwia im zaręczyny, to zresztą ładna scena harmonii małżeńskiej sir Bertramów (choć może w perspektywie wcześniejszej ospałości lady i antypatyczności jej męża jest to niekonsekwentne). <br />
<br />
<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/6odIwiGfru8" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
Podsumowując, "Mansfield Park" czeka nadal na swoją dobrą ekranizację.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-48681044515331305012019-07-17T10:19:00.000+02:002019-08-02T16:56:03.435+02:00Lucy Worsley "Jane Austen w domu"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWoZMZndXO2zWUe_s_v2DhvaZTw9W-O8XGzat2mfTAeIjnBaR_kKOnEheMDG59_OXPJQMTyOd7EhP3G1dun3JRBWGK_gvZy1ZK1qBhaCPY95E93M21CjvE3QJQOAwzjKp1UH-cz3O6YkxE/s1600/Jane+austen+w+domu.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWoZMZndXO2zWUe_s_v2DhvaZTw9W-O8XGzat2mfTAeIjnBaR_kKOnEheMDG59_OXPJQMTyOd7EhP3G1dun3JRBWGK_gvZy1ZK1qBhaCPY95E93M21CjvE3QJQOAwzjKp1UH-cz3O6YkxE/s200/Jane+austen+w+domu.jpg" width="126" height="200" data-original-width="500" data-original-height="795" /></a></div>Zasiadłam do lektury tej książki, nie przypuszczając jak dalece okaże się ona przyjemnością. Znałam już kilka biografii Jane Austen, w tym "Niezłomne serce" Valerie Grosvenor Myer, która to książka bardzo mnie rozczarowała (zwłaszcza po biografiach sióstr Bronte) oraz "Jane Austen" Helen Lefroy. Kilka lat temu przeczytałam "Jane Austen i jej racjonalne romanse" Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Nie sądziłam więc, że "Jane Austen w domu", książka wydana przez Świat Książki w 2019 roku, przyniesie jakieś nowe dla mnie informacje.<br />
<br />
<i>Historyczka Lucy Worsley zdecydowała się pokazać życie Jane Austen z nieco innej perspektywy. Worsely odwiedziła różne miejsca, które miały szczególne znaczenie dla Jane - jej dom rodzinny, jej szkołę, jej ulubione miejsca spędzana wakacji itd. Każde z tych miejsc, ale i zamieszkujący je ludzie, mieli wpływ na jej pracę jako powieściopisarki. Badania Worsley rzucają nowe światło na Jane, która zdaniem wielu wiodła spokojne życie, a według Lucy była pełną pasji kobietą, która nieustannie walczyła o swoje prawo do wolności. JANE AUSTEN AT HOME to portret znanej autorki nie jako samotnej starej panny, ale jako silnej i zdecydowanej kobiety, która odrzuciła 5 propozycji małżeństwa, bo wiedziała, że może przyjąć tylko Pana Darcy'ego.</i> <br />
<br />
Lucy Worsley bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Przede wszystkim dołożyła wszelkich starań, by przybliżyć czytelnikom warunki, w jakich żyła Jane Austen. Ogromną zaletą jest to, że odwiedziła miejsca, w których pisarka mieszkała, opisała je tak plastycznie, że możemy sobie je wyobrazić: Steventon, Bath, Lyme Regis, Southampton, Godmersham Park, Chawton. Kolejne adresy, kolejne mieszkania. Najpierw dom rodzinny, później miejsca czasowego dłuższego lub krótszego pobytu, posiadłości należące do krewnych, coraz skromniejsze domy wynajmowane przez rodzinę Austenów. Opisała warunki lokalowe oraz najbliższą okolicę i miejscowe rozrywki, z których mogła korzystać Jane. <br />
Autorka biografii nie poprzestała na tym, zapoznała się z różnymi źródłami, studiowała korespondencję pisarki i jej bliskich, ówczesną prasę, ogłoszenia, kroniki towarzyskie. Dzięki temu czytelnik otrzymał obraz zgodny z realiami historycznymi. I co było ważne dla samej Austen, Lucy Worsley podając ceny mieszkań i koszty utrzymania, dała nam wyobrażenie o kondycji finansowej pisarki, która całe życie borykała się z brakiem jakiegokolwiek dochodu, musiała żyć skromnie, będąc na utrzymaniu rodziny. Tym bardziej uzmysławia to nam, jak ważne było dla niej sprzedać napisane przez siebie powieści i uzyskać jakieś własne pieniądze. Na szczęście, jak to kiedyś już napisałam, była zależna materialnie, ale niezależna duchowo, stąd też taki a nie inny wybór, jakiego kiedyś dokonała, decydując się na samotne życie, mimo tego, że mogła wyjść za mąż bez miłości, ale za to za człowieka, który zapewniłby jej wygodne życie. <br />
Ta ponad 500-stronicowa biografia nie jest nudna, napisana jest z pasją, przybliża postać autorki "Dumy i Uprzedzenia", jej środowisko, wybory życiowe (zwłaszcza ten najważniejszy), kulisy powstawania kolejnych utworów, a także problemy z wydawcami. Pokazuje jej życie codzienne, radości i troski. Dzięki tej książce zrozumiałam także koligacje rodzinne tej angielskiej pisarki, które dotąd wydawały mi się skomplikowane i trochę nudne. Tym było to łatwiejsze, że znalazłam w internecie drzewko rodzeństwa Austen i podopisywałam żony oraz dzieci, no może nie wszystkie, bo było ich sporo, oczywiście mówię o dzieciach. ;)<br />
Worsley odnotowuje również ludzi i pewne wydarzenia, które stanowiły inspirację dla Austen przy pisaniu jej powieści. Nie będę pisać więcej o zaletach tej biografii, bo ktoś kto po nią sięgnie, sam się o nich przekona.<br />
<br />
Książka tak mnie wciągnęła, że w pewnym momencie stwierdziłam, że jakby coś mi przerwało lekturę, byłabym niepocieszona. To chyba najlepiej świadczy o tej biografii. :)<br />
Jedyne czego mi brakowało to ilustracji, bo jednak jestem wzrokowcem, ale książkę oceniam bardzo wysoko za te walory, o których wcześniej wspomniałam. <br />
<br />
Po przeczytaniu pracy Lucy Worsley sięgnęłam ponownie po "Jane Austen i jej racjonalne romanse". Książka Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej (tłumaczki austenowskiej prozy) jest nieco inna, to też biografia, czyta się dobrze, ale miałam wrażenie, że więcej w niej niż w poprzednio omawianej publikacji opisania fabuły poszczególnych powieści. Trochę nie podoba mi się tytuł, te romanse... Zbyt marketingowy. Ale ilustracje są, może niezbyt dużo, ale wystarczające.<br />
<br />
Jednak obie książki warto przeczytać, gdyż się w jakiejś mierze uzupełniają.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-17533179625782314562017-07-29T19:52:00.000+02:002017-07-29T19:55:03.598+02:00Eryk Ostrowski i "Tajemnice Wichrowych Wzgórz"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHPb5hDt3akFzSyCL0tSGTGWEX_Klpui6bJoFE1VsoOEK9xFEq9SWCbu0IF5tKfbbtHcDVhyJWflZs-tgeoqGjTysmcUpBvIHdjuUNviRdFqellZaDkoIhNS_B04dQ9Sgfs9pjNileWOBs/s1600/Tajemnice+wichrowych+wzgorz.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHPb5hDt3akFzSyCL0tSGTGWEX_Klpui6bJoFE1VsoOEK9xFEq9SWCbu0IF5tKfbbtHcDVhyJWflZs-tgeoqGjTysmcUpBvIHdjuUNviRdFqellZaDkoIhNS_B04dQ9Sgfs9pjNileWOBs/s200/Tajemnice+wichrowych+wzgorz.jpg" width="140" height="200" data-original-width="501" data-original-height="717" /></a></div>Postać Branwella Bronte była mi wcześniej na tyle daleka, że zastanawiałam się, czy w ogóle sięgnąć po tę <a href="https://ksiegarnia.pwn.pl/Tajemnice-wichrowych-wzgorz,713077486,p.html">książkę</a>, po tym jak Eryk Ostrowski ujawnił, że właśnie jemu poświęci teraz swój czas. Byłam oczywiście po lekturze biografii rodzeństwa pióra Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej ("Na plebanii w Haworth"), Elizabeth Gaskell ("Życie Charlotte Bronte") i oczywiście wcześniejszej książki Eryka Ostrowskiego <a href="https://margotte-gosia.blogspot.com/2015/03/charlotte-bronte-i-jej-siostry-spiace.html">"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące"</a>. Wszystkie te biografie były wybitne, ale w dwóch pierwszych Branwell Bronte jawił się jako człowiek straconych szans i talentów, pijaczyna z długami, opiumista, który uprzykrzał życie swoim najbliższym. <br />
<br />
Dogłębne studia Eryka Ostrowskiego nad tematem, jak i jego literackie pióro dowiodły dwóch rzeczy: że Branwell Bronte to zupełnie inny człowiek niż opisywali dotychczasowi biografowie, a opis jego życia może być bardzo ciekawą lekturą. Książka jest mniej bogato ilustrowana niż poprzednia, więc żeby zobaczyć opisywane przez Ostrowskiego rysunki i obrazy Branwella zaglądałam do internetu. Na szczęście na końcu publikacji są linki do stron zawierających dzieła Branwella. A okazuje się, że warto do nich zajrzeć. O tej części działalności brata słynnych sióstr mało wcześniej wiedziałam, bo ten wątek był słabo eksponowany. A tymczasem Branwell Bronte to utalentowany malarz, świetny portrecista, poeta, tłumacz, dusza towarzystwa, człowiek z poczuciem humoru, czasem co prawda wisielczym. Niektóre jego utwory poetyckie są zresztą w książce zamieszczone, po raz pierwszy w Polsce przetłumaczone przez Dorotę Tukaj. <br />
<br />
Eryk Ostrowski uważa, że Branwell Bronte został celowo i jakby za karę wykreślony przez Charlottę jako autor najsłynniejszej powieści sióstr Bronte - "Wichrowych Wzgórz". To wykreślenie symbolizuje m.in. słynny obraz na którym widoczne są trzy siostry Bronte, a pośrodku widnieje smuga cienia - to pozostałość po jego sylwetce. Podobnie było z napisaną przez niego powieścią, przypisano ją komuś innemu, siostrze Emily, której życie kręciło się wokół plebanii i która nie byłaby w stanie stworzyć takich bohaterów i takiego dzieła.<br />
On jako jedyny z rodzeństwa mógł w książce umieścić dialogi pisane dialektem yorkshirskim, a nie wszyscy wiedzieliśmy, że są w tej powieści takie właśnie passusy, co pokazuje nowe tłumaczenie dokonane przez Piotra Grzesika. Autorka najbardziej znanego przekładu "Wichrowych Wzgórz" Janina Sujkowska zamieniła te fragmenty na język literacki i tak dotąd ta powieść u nas funkcjonowała. <br />
Co ważne, Eryk Ostrowski pokazuje wątki powieści, które już wcześniej pojawiały się w twórczości Branwella. Co ciekawe, jeden z jego przyjaciół wspominał, że Branwell czytał mu fragment "Wichrowych Wzgórz", zanim książka ukazała się drukiem.<br />
Ostrowski sugeruje także współautorstwo "Shirley". Faktycznie ta powieść rozpada się na dwie części, z której ta pierwsza jest - moim zdaniem - ciekawsza.<br />
<br />
Przez długi czas brat i siostra, Branwell i Charlotte tworzyli wspólny literacki świat Angrii, jednak w pewnym momencie ich drogi życiowe się rozminęły. Punktem krytycznym był moment, gdy oboje zakochali się w osobach, które były w związku małżeńskim z kimś innym. Charlotte zdusiła w sobie uczucie do nauczyciela Constantina Hegera i dała mu tylko upust w twórczości, a Branwell, który zakochał się w pani Robinson, nie był w stanie tego uczynić. Może przyczyną jej późniejszej niechęci była pogarda dla słabości brata? <br />
<br />
Dlaczego Charlotte wolała ukryć tożsamość autora powieści "Wichrowe Wzgórza"? Czy Branwell miał córkę? Na co naprawdę umarło rodzeństwo Bronte? Dlaczego mit Emily wciąż jest żywy?<br />
<br />
Eryk Ostrowski w swojej książce przeprowadza drobiazgowe śledztwo, snuje hipotezy, przytacza argumenty. "Tajemnice Wichrowych Wzgórz" mimo swojej objętości czyta się lekko i z emocjami, które od lat towarzyszą twórczości i życiu sióstr Bronte. Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-26511370480590762092017-05-31T18:06:00.001+02:002019-05-05T12:53:20.019+02:00Eliza Orzeszkowa: Pamiętnik Wacławy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfo9BkexQJInoqJmHBunKwn0Xd36xjjJI5QXHoE85sY8SWuTmPrI3O5GViaBNpdoH-3Zj1sMp0I26418us9pvGeNS0HWxTE-Nct0bCmZ53MH0rIhu8zfVtjJdG-NxllvN1KeoftO76MreK/s1600/Pamietnik_Waclawy.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfo9BkexQJInoqJmHBunKwn0Xd36xjjJI5QXHoE85sY8SWuTmPrI3O5GViaBNpdoH-3Zj1sMp0I26418us9pvGeNS0HWxTE-Nct0bCmZ53MH0rIhu8zfVtjJdG-NxllvN1KeoftO76MreK/s200/Pamietnik_Waclawy.jpg" width="143" height="200" data-original-width="500" data-original-height="701" /></a></div><i>Bohaterka jest panną z dobrego domu, ale zarazem owocem mezaliansu. Matka – wielka dama wyszła za mąż za profesora Politechniki, naukowca, pozytywistę, któremu próżniacze życie arystokracji wydaje się wstrętne. Oboje rodzice ogromnie kochają córkę, ale każde z nich inaczej widzi jej drogę do szczęścia. Od lat żyją w separacji, ale zgodnie z wcześniejszą umową córka po ukończeniu pensji ma najpierw spędzić rok u matki, a potem rok u ojca. </i><br />
<br />
"Pamiętnik Wacławy ze wspomnień młodej panny ułożony" powstał w 1871 roku, a więc w chwili rozkwitu powieści tendencyjnej. Powieść tendencyjna miała pełnić funkcje wychowawcze, dostarczając czytelnikom słusznych i właściwych, w przekonaniu autora, wzorców postaw i zachowań. <br />
Obraz rysowany w tej powieści jest tendencyjny, moralizatorstwo drażni, ale jednocześnie są tu znakomicie zarysowane postaci takie, jak Rozalia. Jej wątek pełen namiętnej pasji mógłby odnosić się do zdania reklamującego tę książkę jako "powieści dla miłośników literatury w stylu Charlotte Brontë!". Jednak główna bohaterka Wacława na postać z Bronte nie bardzo się nadaje. Może w większym stopniu, jak to ktoś zauważył, na bohaterkę prozy Elizabeth Gaskell. Są i inne interesujące postaci w tej powieści, niektóre o silnej osobowości, tak jak babka Hortensja, inne o słabej, jak babka Ludgarda czy matka głównej bohaterki. <br />
<br />
"Pamiętnik Wacławy" to typowy bildungsroman (powieść o kształtowaniu się). Nierówna to książka, obok długich i chwilami może nieco nużących rozdziałów, które mają oddać upływający czas i pokazać dojrzewanie głównej bohaterki, są fragmenty i sceny świetne, które podnoszą emocję do wysokiego C i zapierają oddech. Jest na ponad 700 stron kilka-kilkanaście takich dramatycznych momentów.<br />
<br />
Odnosząc się do wspomnianego w streszczeniu podziału na świat ojca i świat matki, warto zauważyć, że mimo że narratorka uznaje ten pierwszy za lepszy, to w samej powieści jest on potraktowany marginalnie. Nie poznajemy go z bliska, a znamy tylko ze skrótowej relacji Wacławy, sprowadzonej raczej do skutków (przebywania z ojcem i w jego świecie), a nie do samego procesu. Świat matki za to jest oddany drobiazgowo, z całym korowodem różnych postaci, które bohaterka poznaje i z którymi przebywa, ze stopniowo zdobywanym przez Wacławę doświadczeniem, z przeżyciami, nadziejami, porażkami i rozczarowaniami. <br />
<br />
Akcja przenosi się z posiadłości ziemskiej do miasta (przypuszczalnie chodzi o Wilno), poznajemy środowisko ludzi zamożnych, w którym liczą się: pozycja, majątek, konwenanse, a szczęście odgrywa drugorzędną rolę. Panny na wydaniu praktycznie nie decydują same o wyborze przyszłego małżonka, pozostawienie Wacławie przez matkę wolnej ręki w tej kwestii jest uznawane przez towarzystwo za dziwactwo, a przecież taka postawa wynika z miłości do córki. Trochę drażniła mnie sztuczność imion męskich bohaterów: Ludomir, Agenor. Być może był to celowy zabieg, gdyż ci pozytywniejsi bohaterowie mieli swojskie imiona: Franciszek, Władysław, Witold. Niestety, ten ostatni, bardzo obiecujący, przewija się migawkowo w tej powieści, a nawet wtedy, gdy mamy prawo uznać, że wreszcie poznamy go bliżej, akcja przyspiesza i streszcza się do krótkiej o nim wzmianki, co może budzić spore rozczarowanie. A przecież potencjał był olbrzymi, bo wydawał się od początku intrygującą i interesującą postacią. Nie wiemy tak naprawdę, w jaki sposób zarządzał swoją posiadłością, dostajemy jedynie sielankowy obraz z daleka, Witold nie przemawia swoim głosem, słyszymy jedynie zdawkową relację narratorki.<br />
<br />
To nie postaci pozytywne są w tej powieści opisywane ze szczegółami. Chodzi głównie o pokazanie pustego świata arystokratycznych elit, w którym uleganie konwenansom, udawanie i teatralna egzaltacja są czymś integralnym i codziennym, a ludzie, którzy cenią pracę i inne wartości - odszczepieńcami, tak jak Witold. Cieplej w powieści od tego świata pustki i obłudy są przedstawiani - słowami głównej bohaterki - ludzie utrzymujący się z pracy rąk własnych, ale z kolei rzadko mówią swoim głosem. Wacława często mówi o słowach ojca, ale właściwie nie są one cytowane, prócz jednego listu. <br />
<br />
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń "Pamiętnik Wacławy" przeczytałam z zainteresowaniem, ze względu na ciekawe postaci, wątki i sceny, w których przebija talent pisarski Elizy Orzeszkowej.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-46249878704370047322017-05-09T21:25:00.001+02:002019-05-05T12:58:33.275+02:00When call the heart...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlGCITEv8jLjtY3zcDTCIJueft8i7dJoXz9KleLmDPZRHQPx9Eysm255RV5gkYXRY4yMVVkDqAZrrvWPakzz8UMWJgvKudZjDYyBVkC9uquprzmOFJXT3LhfiWxGBJHATpTQsMDlKCaEbu/s1600/When+1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlGCITEv8jLjtY3zcDTCIJueft8i7dJoXz9KleLmDPZRHQPx9Eysm255RV5gkYXRY4yMVVkDqAZrrvWPakzz8UMWJgvKudZjDYyBVkC9uquprzmOFJXT3LhfiWxGBJHATpTQsMDlKCaEbu/s320/When+1.jpg" width="320" height="146" /></a></div>Zanim opowiem o serialu "When call the heart", powstałym na motywach książki o tym samym tytule, kilka słów wstępu. Pisarka Janette Oke to córka pionierów, urodzona w kanadyjskim stanie Alberta w 1935 roku. Jest autorką ponad 70 powieści, z których 32 zostało przetłumaczonych na 14 języków. Jest laureatką nagród Stowarzyszenia Wydawców Chrześcijańskich za znaczący wkład w literaturę. Ma fanów na całym świecie. <br />
<br />
O tej kanadyjskiej pisarce dowiedziałam się kilka lat temu po obejrzeniu filmu "Miłość przychodzi powoli" (Love come softly). <br />
Jego fabuła jest prosta: młode małżeństwo: Marty i Aaron Claridge'owie wyruszają na Zachód w poszukiwaniu miejsca na dom i na założenie rodziny. Niestety Aaron ginie. Jako że zima jest coraz bliżej, Marty nie ma możliwości powrotu na Wschód. Samotny wdowiec - Clark Davis, wychowujący około dziewięcioletnią córkę Missie, proponuje, by Marty wyszła za niego za mąż i przeczekała w ten sposób do wiosny. W zamian za opiekę nad domem i nad Missie oferuje jej dach nad głową. Marty zgadza się, ale dość niechętnie, bo wciąż jest jej trudno pogodzić się ze stratą ukochanego męża. Związek Clarka i Marty miał być małżeństwem z rozsądku, czas pokaże czy to się zmieni... <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnHXEglRwYcLX-ywkJr4RlinjGCeTVOmsEEtztuuujfrM9bCIIltP1cndEIHIdMO7QezcXPRuplZsJkzIb3B1XSe62v-cgYX-oh9Nrh6zuHCdf9fzO_B7-BCipC3jvO3_cPh0VVCvbzjww/s1600/powoli.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnHXEglRwYcLX-ywkJr4RlinjGCeTVOmsEEtztuuujfrM9bCIIltP1cndEIHIdMO7QezcXPRuplZsJkzIb3B1XSe62v-cgYX-oh9Nrh6zuHCdf9fzO_B7-BCipC3jvO3_cPh0VVCvbzjww/s200/powoli.jpg" width="140" height="200" /></a></div><br />
To prosty, ale wzruszający film o miłości. W głównych rolach wystąpili: Katherine Heigl - Marty Claridge, Dale Midkiff jako Clark Davis (taka ciepła, sympatyczna postać mężczyzny, na którym można się oprzeć) i Skye McCole Bartusiak - Missie Davis.<br />
Książka na podstawie której nakręcono ten film jest trochę inna, pewne elementy (m.in. wiek Missy) zostały zmienione, ale w wymowie całość jest podobna. Akcja jest niespieszna, uczucia proste. Piękna opowieść o ludziach, którzy żyją w zgodzie z Bogiem i naturą. <br />
Powstały kontynuacje tej historii, niektóre już zresztą częściowo sfilmowane: "Love`s Enduring promise" (Obietnica miłości), "Love`s Long journey" (Miłość - wędrówka bez kresu), "Love`s Abiding joy" (Miłości wieczna radość) oraz "Love's Unending Legacy" (Miłość trwa wiecznie), a także "Love's Unfolding Dream", "Love Takes Wing" i "Love Finds a Home'. <br />
Janette Oke specjalizuje się w takich cyklach opowieści wokół jednej rodziny. <br />
<a href="https://www.fantasticfiction.com/o/janette-oke/">https://www.fantasticfiction.com/o/janette-oke/</a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinDbtzP43vMASDs_9BGU3aoeLJYr2jxWjLDjgKiYfHYY5ze3T9iLdvcnT5SpPsQTCsRsYWeGHdMKqMTq-SYmWS3VvELddiMvTgxv4FPrQrKcok9acPh_mvfHj4FQCkWO8TSSiaESmeA0cq/s1600/When-Calls-the-Heart-S1-Poster.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: left; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinDbtzP43vMASDs_9BGU3aoeLJYr2jxWjLDjgKiYfHYY5ze3T9iLdvcnT5SpPsQTCsRsYWeGHdMKqMTq-SYmWS3VvELddiMvTgxv4FPrQrKcok9acPh_mvfHj4FQCkWO8TSSiaESmeA0cq/s200/When-Calls-the-Heart-S1-Poster.jpg" width="133" height="200" /></a></div>Drugą taką serią, która wyszła spod jej pióra jest "Canadian West" czyli <b>"When call the heart".</b> Kiedyś przypadkowo, chyba na Hallmarku, obejrzałam fragment jednego odcinka ekranizacji tej opowieści, w którym pojawiał się kanadyjski policjant w czerwonym mundurze, a główną bohaterką była nauczycielka. Trochę mi to przypominało "Doktor Quinn": koniec XIX wieku, Dziki Zachód, ona - nowa w mieście, musi się zmierzać z kolejnymi problemami w małym miasteczku, on służy jej pomocą, jest mała lokalna społeczność, która trzyma się razem mimo trudności. <br />
Miałam do tego filmu wrócić, ale minęły lata i o tym zapomniałam. <br />
<br />
A teraz okazało się, że "When call the heart" to już 4 serie po kilkanaście odcinków! Muszę uczciwie przyznać, że pochłonęłam całość dość szybko, choć nie uniknęłam pewnej frustracji. <br />
Pierwsza seria podobała mi się najbardziej, była naturalna, prosta, postaci niewymuszone, stroje z epoki, raczej skromne, odpowiednie dla małego górniczego miasteczka, główne postacie bezpretensjonalne, akcja spokojna, bez fajerwerków, ale przyjemna w odbiorze. Problemy przed którymi stoją bohaterowie są do rozwiązania.<br />
Drugi sezon mnie mocno zirytował do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy w ogóle oglądać dalej ten serial. Nie wiem czy tak jest w pierwowzorze książkowym, ale nagle część akcji przenosi się do dużego miasta Hamilton, skąd pochodzi główna bohaterka, grana przez Erin Krakow i mamy całkowity przeskok, jeśli chodzi o ubrania, choć mija zaledwie kilka miesięcy. Rewia mody niemal z lat 30. XX wieku! Tak jakby realizatorzy chcieli zrobić z tego jakiegoś tasiemca w stylu "Dynastii" czy "Mody na sukces". Niestety część obsady z serii pierwszej znika, wśród nich kilka mieszkanek miasteczka, które moim zdaniem miały potencjał fabularny i niektórzy z uczniów. Wprowadzono nowe postacie, tak jakby twórcom wydawało się, że im więcej młodych aktorek w filmie tym lepiej. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEMb5HOjDGg2MHtqNrlX2zCPfjwA3HI1jEURAg4qOtNsLZ0HwYJYEev6JrJhVTp6sro5Q1Feq7WMrBYVBqAMiLN2iy8pEWsUegplyioL1MnBmo25wMfzvEFCNjPD3gpbLJ5pQMqW9TCMwx/s1600/whencallstheheart02.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEMb5HOjDGg2MHtqNrlX2zCPfjwA3HI1jEURAg4qOtNsLZ0HwYJYEev6JrJhVTp6sro5Q1Feq7WMrBYVBqAMiLN2iy8pEWsUegplyioL1MnBmo25wMfzvEFCNjPD3gpbLJ5pQMqW9TCMwx/s200/whencallstheheart02.jpg" width="200" height="133" /></a></div>Na szczęście w dwóch kolejnych sezonach sytuacja ulega poprawie. Co prawda, niestety, pozostają stroje przypominające współczesne, ale następuje powrót do spokojnego życia miasteczka Hope Valley. Niektóre z nowych postaci zostają na stałe, jak choćby Bill Avery, i urozmaicają fabułę, jeszcze inne, wcześniej mocno irytujące, jak Rosemary LeVeaux, stają się bardziej pogłębione i zabawne. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwENZKYF0qU_NgvkkyDis5YEwKiDyMce0T-3Q-5cOWbg6ILkRAgKbh_VHYZYXm53MH7iFlaWSLO6PJ72iS-FvnZ95j1ZYuK1-A-9Dd82Q3LVeb8xyUO3wNQYoCq4wuzU6Z2sPjueYYd_kw/s1600/When+2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwENZKYF0qU_NgvkkyDis5YEwKiDyMce0T-3Q-5cOWbg6ILkRAgKbh_VHYZYXm53MH7iFlaWSLO6PJ72iS-FvnZ95j1ZYuK1-A-9Dd82Q3LVeb8xyUO3wNQYoCq4wuzU6Z2sPjueYYd_kw/s200/When+2.jpg" width="142" height="200" /></a></div>Po obejrzeniu czterech serii z pewnością będę czekać na piąty sezon, który ma pojawić się w przyszłym roku. <br />
Magnesem produkcji jest oczywiście główna para czyli Elizabeth Thatcher (Erin Krakow) i Jack Thornton (tak! Thornton! Tak jak bohater "Północ i południe" Elizabeth Gaskell. Czy to nie zabawne?) czyli Mountie Jack - sympatyczny kanadyjski policjant górski (w tej roli Daniel Lissing), historia miłosna tej pary jest niespieszna i dobrze, bo jest co oglądać. <br />
Obok nich są też inne ważne postacie takie, jak przyjaciółka Elizabeth - Abigail Stanton, dobry duch miasteczka, której perypetie (i kolejne wyzwania, których się podejmuje) są równie ważne w tej serii oraz osoby, które są z nią w jakiś sposób związane: intrygujący policjant Bill Avery, tajemniczy pastor Frank Hogan, zły-dobry Henry Gowen itd. itd. Nowym bohaterem w serialu jest przystojny lekarz, więc atrakcji nie zabraknie. <br />
"When call the heart" pokazuje, że najważniejsza jest odwaga, uczciwość, zaradność i wiara oraz wsłuchanie się w głos serca, a ktoś kto zbłądził zawsze może dostać drugą szansę. <br />
<br />
Ktoś powie, że opowieści Janette Oke są zbyt sielankowe, ale od jakiegoś czasu przyjemnie mi się ogląda takie produkcje. <br />
<br />
Wiem, że istnieje także inna jednoczęściowa ekranizacja "When call the heart", ale nie miałam okazji jej obejrzeć.<br />
<br />
<br />
Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-80328200733972989432017-03-18T22:23:00.002+01:002019-05-05T12:53:56.597+02:00Emma z Jeleńskich Dmochowska "Panienka"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVSUuI7bZhYpYiH0zRW7O792omE5uw09F8MdzJKJIw6r2xDxHXgdhFiAl1EjC3UBTLeNA9PmwH9TCPTbFsL1uMhUT3jywEWW13VQcHERPnIhfbi0YCvGv6ZDs6rmXrvU3OJbYCsbRtRYt7/s1600/Emma+Jelenska+Dmochowska.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: left; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhVSUuI7bZhYpYiH0zRW7O792omE5uw09F8MdzJKJIw6r2xDxHXgdhFiAl1EjC3UBTLeNA9PmwH9TCPTbFsL1uMhUT3jywEWW13VQcHERPnIhfbi0YCvGv6ZDs6rmXrvU3OJbYCsbRtRYt7/s200/Emma+Jelenska+Dmochowska.jpg" width="200" height="179" /></a></div>Do zainteresowania postacią i twórczością Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej zachęciła mnie opinia zamieszczona na blogu <a href="http://literackiekresy.blogspot.com/2015/03/emma-z-jelenskich-dmochowska-kresowa.html">Kresy zaklęte w książkach</a>. Polska pisarka była tam określona jako "kresowa Jane Austen". Porównanie mnie zafrapowało, opisane fabuły zaciekawiły i postanowiłam zapoznać się z twórczością tej autorki. <br />
<br />
Emma Jeleńska urodziła się w 1864 roku w Komarowiczach na Polesiu. Odebrała staranne wykształcenie, w kraju i za granicą, które jednak nie sprawiło, że przesiaknęła duchem kosmopolityzmu. Była przywiązana do rodzinnych stron, o czym świadczy fakt, że zebrała pieśni, podania i przysłowia poleskie i wydała opis etnograficzny pt. „Wieś Komarowicze w powiecie mozyrskim”. Założyła w swoich dobrach dwie tajne szkoły polskie dla dzieci dworskiej służby i kolonizatorów - Ślązaków. Założyła także wiejski sklep. Jednak rodzina nie utrzymała się w majątku, który został sprzedany, co było dla młodej dziewczyny dramatem, który odbije się w jej utworach, i przeniosła się do Wilna. Tam Emma wyszła za mąż za Kazimierza Dmochowskiego. Na nowym terenie zajmowała się działalnością społeczną - organizowała tajne polskie szkoły i kursy dla polskich nauczycielek ludowych, opublikowała „Podręcznik pogadanek z kobietą z ludu” (była to zbiorowa praca »Koła równouprawnienienia kobiet w Wilnie, wydana przez Emilię Węsławską)). Była założycielką i prezesem "Związku Patriotycznego Polek". W 1908 roku została redaktorką pisma "Zorza Wileńska”, w którym ostrzegano rodaków, aby nie posyłali dzieci do szkół cerkiewnych, bo dzieci się rusyfikują, za co została osadzona w więzieniu na Łukiszkach. Po wyjściu z więzienia redagowała ten sam tygodnik, tym razem pod nazwą "Jutrzenka" z dodatkiem dwutygodniowym dla dzieci pt. "Nasza Grządka". Podczas I wojny światowej wydawała pismo "Unia". Zmarła 24 stycznia 1919 roku w Wilnie (w styczniu toczyły się walki z bolszewikami, którzy następnie weszli do miasta), i została pochowana na cmentarzu na Rossie. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJpzxM27i7Y9AAry4no7NSG_GF6ulJRK8JnI29G01XIwC_ukYKTK0gUtBh-mzzmwIPX1lmOwWk8Z_RZJjr2ziKcwBfma38TcgEvtL6SqTUcWg0G4UEiAcPVKmTF7nV00T4NGIgIhgOTtna/s1600/Panienka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: right; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJpzxM27i7Y9AAry4no7NSG_GF6ulJRK8JnI29G01XIwC_ukYKTK0gUtBh-mzzmwIPX1lmOwWk8Z_RZJjr2ziKcwBfma38TcgEvtL6SqTUcWg0G4UEiAcPVKmTF7nV00T4NGIgIhgOTtna/s320/Panienka.jpg" width="228" height="320" /></a></div>Pierwsze moje spotkanie z twórczością Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej to powieść <b>"Panienka"</b>, którą udało mi się okazyjnie zakupić i absolutnie tego nie żałuję, choć okładka mogła zniechęcić. Klimat powieści może nie z Jane Austen, bo inna epoka, inne realia, ale raczej z rodzimej Marii Rodziewiczówny. Skojarzenia same się nasuwają. Obie pisarki, związane z Polesiem, były nazywane strażniczkami Polski na kresach, obie opisywały te ziemie i jej mieszkańców. Tytułowa bohaterka "Panienki" - Jadwiga w młodym wieku, tak jak sama Rodziewiczówna, musiała zająć się gospodarstwem - dworem szlacheckim, folwarkami i całym otoczeniem. Zadłużony majątek usiłowała wyciągać z tarapatów finansowych, sama doglądać wszystkiego. Obie można byłoby, tak jak Jadwigę, nazywać emancypantkami, tyle że w przypadku Rodziewiczówny nigdy takie określenie nie padało, zbyt była tradycyjna w poglądach społecznych, w swoim katolicyzmie. Taka postawa nie pasuje do wyobrażeń współczesnych feministek. W przypadku "Panienki" skojarzenia mogą być jeszcze inne, choćby postać matki bohaterki, którą można by porównać do Emilii Korczyńskiej z "Nad Niemnem", podobnie jak ona zamyka się w swoim świecie, wymaga uwagi i opieki, sama cierpi fizycznie i psychicznie, ale i męczy swoje otoczenie. <br />
<br />
Jadwiga Wielogrodzka nie jest narratorką tej powieści, oglądamy ją głównie oczami młodego lekarza Leona Kańskiego, który przybywa do wsi, by odbyć konieczne praktyki, zanim zacznie pracować w klinice wujka w Petersburgu. Traktuje to zesłanie jak pańszczyznę, mieszkających tu ludzi jako osobliwości, myśli o jak najszybszym opuszczeniu okolicy, w której się nudzi, marzy o karierze lekarza w mieście. Z czasem jednak zaczyna doceniać uroki Kresów i zaprzyjaźnia się z panienką ze dworu, a nawet zaczyna ją podziwiać. Przed naszymi oczami przesuwa się cała galeria postaci, związanych z kresowym dworem, rezydenci Hrabowa: ciocia Basia, która zajmuje się domem, stara panna Malwina, lubiąca czytać romanse, stryj Onufry, uczestnik powstania styczniowego, "złamany życiem i szukający zapomnienia i spokoju", który zajmuje się botaniką i porządkowaniem archiwum powiatu, stary rotmistrz, student Jaroński, który jest nauczycielem 10-letniego braciszka Jadwigi - Tadzia, stary Michałko, wreszcie rządcy - Wilczak oraz Baskowski, i okoliczni chłopi oraz Żydzi, z którymi prowadzi się interesy. Są i okoliczni ziemianie, którzy borykając się z różnymi problemami walczą lub poddają się i opuszczają rodzinne majątki. W Muchowiczach mieszka Czesław Muchowiecki, zauroczony uroczą sąsiadką, a za rzeką strojne panny Żalińskie: Lola i Pola, które matka chce wydać dobrze za mąż. <br />
<br />
Jadwiga, która przejmuje zarządzanie dworem po zmarłym ojcu musi sobie sama radzić ze wszystkim, liczyć pieniądze, myśleć o dzierżawach, spłatach, podejmować decyzje, a jedyną pomoc znajduje u mieszkającego niedaleko wujka Karola. I jeszcze do tego musi finansować karierę wojskową starszego brata w Petersburgu i opiekować się chorą matką. Prawdziwy heroizm młodej dziewczyny. Traktuje to jako obowiązek, zobowiązanie wobec przodków i ojca, z którym jako dziecko objeżdżała całe gospodarstwo. Jadwiga ma nadzieję, że brat wróci w rodzinne strony i dopomoże jej w tej ciężkiej pracy, która czasem ją przerasta, ale czy Gucio rzuci karierę wojskową i będzie chciał zamknąć się w ciasnym kręgu poleskiego dworu? A może miłość sprawi, że ona sama znajdzie swój cel gdzie indziej? <br />
<br />
Nie jest to ckliwa opowieść, a wątek miłosny nie jest tu najważniejszy. Kwintesencją i przesłaniem tej książki są słowa:<i> "I zdawało się, że ten dwór stary i ta kaplica to jakaś twierdza warowna, jakaś wysunięta na dalekiej granicy placówka, że te wysmukłe topole to jacyś rycerze niezłomni".</i><br />
<br />
Wciągnęła mnie ta powieść, byłam ciekawa jak się historia skończy. Zaprzyjaźniłam się z głównymi bohaterami i żal mi ich było opuszczać.<br />
Powieść "Panienka", która powstała w 1899 roku, wygrała w konkursie im. Bolesława Prusa zorganizowanym przez „Kurier Codzienny” (nagrodą było tysiąc rubli). W PRL od 1951 roku wszystkie utwory Emmy Dmochowskiej objęte były zapisem cenzury, podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek, jej nazwisko nie pojawiało się w książkach o literaturze polskiej, od nowa zaczęto ją wydawać dopiero po przemianach 1989 roku. Jak widać, patrząc na dołączoną na dole bibliografię, jej nazwisko wydobywa się z niebytu, powraca pamięć o jej twórczości i działalności społecznej.<br />
<br />
1. <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Emma_Dmochowska"><i>Emma Dmochowska</i></a> (Wikipedia).<br />
2. <a href="http://archiwummeryorzeszko.blogspot.com/2015/02/emma-z-jelenskich-dmochowska-kresowa.html"><i>Emma z Jeleńskich Dmochowska – kresowa Jane Austen</i>. </a> (Blog o książkach i nie tylko) <br />
Przedruk w: <a href="http://literackiekresy.blogspot.com/2015/03/emma-z-jelenskich-dmochowska-kresowa.html"><i>Emma z Jeleńskich Dmochowska – kresowa Jane Austen</i>.</a> (blog "Kresy zaklęte w książkach).<br />
3. <a href="http://www.teologiapolityczna.pl/Blog/katarzyna-gorska.../polska-jane-austen">Katarzyna Górska-Fingas. <i>Polska Jane Austen</i></a> (Teologia Polityczna).<br />
3. <a href="http://polesie.org/5080/emma-z-komarowicz-na-polesiu/"><i>Emma z Komarowicz na Polesiu</i></a> (Echa Polesia).<br />
4. Ludwika Życka, Wanda Niedziałkowska-Dobaczewska, <i>Emma Jeleńska Dmochowska, strażniczka kresowa</i>, Kraków 1932.<br />
5. Cz. J., In memoriam Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej, w: "Słowo" nr 20, rok 1929, s. 2-3.<br />
6. Zdzisława Mokranowska, <i>Emma Jeleńska-Dmochowska dzisiaj. Między Rodziewiczówną a harlequinem?</i> w: <i>Literatura niewyczerpana. W kręgu mniej znanych twórców polskiej literatury lat 1863-1914</i>. Kraków 2014.<br />
7. <a href="http://www.rossa.lt/index.php/component/content/article?layout=edit&id=44"> <i>Ostatni akcent jesieni</i> [Renowacja kwatery Dmochowskich]</a> (Strona Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą).Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-88040994325921162612017-03-04T21:09:00.000+01:002017-03-04T21:12:42.737+01:00Izabela Czartoryska: Dziennik podróży po Anglii i Szkocji w roku 1790<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKIAxLrwEN-bof4lioJ-K1H8znNF03uDWV8CGrfbQBa2YIOoBO5-GGzpy00a62FzyWS9Og3RAQDNtRdRxtelGj54M6wyWhnBWGqVob3pFx7PJiK4lCFcuTIpBRm4gXMaGiamuDUC40rIRU/s1600/podroz_do_Anglii.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKIAxLrwEN-bof4lioJ-K1H8znNF03uDWV8CGrfbQBa2YIOoBO5-GGzpy00a62FzyWS9Og3RAQDNtRdRxtelGj54M6wyWhnBWGqVob3pFx7PJiK4lCFcuTIpBRm4gXMaGiamuDUC40rIRU/s200/podroz_do_Anglii.jpg" width="200" height="169" /></a></div>Czytana kilka lat temu książeczka <a href="http://margotte-gosia.blogspot.com/2009/09/dylizansem-przez-slask.html">"Dyliżansem przez Śląsk: dziennik podróży do Cieplic w roku 1816"</a> zachęciła mnie do poznania innej relacji z podróży księżnej Izabeli Czartoryjskiej. I to podwójnie zainteresowała, gdyż to relacja z wycieczki po Anglii i Szkocji. Książka to niezwykła, wydana z wielką pieczołowitością, opatrzona ilustracjami, opracowana przez Agnieszkę Whelan i z napisanym przez nią wstępem. Trzeba dodać, że na końcu zamieszczono faksymile rękopisu, który jest własnością Fundacji XX. Czartoryskich.<br />
<br />
Na przełomie XVIII i XIX wieku podróże były bardzo modne, wydawano mapy i przewodniki, które miały wspomagać wojażerów. Izabela Czartoryska wcale jednak nie cieszyła się tym wyjazdem, gdyż myślami była wciąż w Polsce, gdzie rozgrywały się ważne wydarzenia polityczne. Zdecydowała się jednak towarzyszyć swojemu synowi Adamowi Jerzemu, dla którego ta podróż miała cel edukacyjny. Oczywiście nie wyjeżdżali sami, towarzyszyli im: nauczyciel syna księżnej Izabeli, bibliotekarz, służąca, ulubiony kozaczek księżnej oraz zaufany księcia kawaler Richard O`Raison, który służył jako pilot wycieczki, jak wynika z dziennika, zajmował się m.in. logistyką. <br />
<br />
Podróżnicy odwiedzali nie tylko posiadłości ziemskie: pałace, zamki, dwory, opactwa, kościoły, zwiedzali także fabryki, kopalnie, manufaktury, oglądali mosty. Zapoznawali się z angielskimi nowinkami technicznymi. Celem wycieczek były również wodospady i inne cuda natury. Księżna notowała w dzienniku wrażenia związane z odwiedzanymi miejscami, wymieniała obrazy oglądane w rezydencjach, dokonywała zwięzłych ocen, nie stroniąc od opinii na temat spotykanych ludzi. Zwracała uwagę oczywiście na otoczenie rezydencji, a zwłaszcza na tereny zielone i architekturę ogrodową. <br />
<br />
Na trasie pokonywanej przez podróżników było wiele znanych zamków i pałaców, takich jak uwieczniona w filmie "Duma i uprzedzenie" z 2005 roku XVIII-wieczna rezydencja Stourhead, położona w hrabstwie Wiltshire, czy Edynburg (to w nim kręcone były niektóre sceny filmu "North and South" Elizabeth Gaskell) oraz Manchester - jeden z najważniejszych ośrodków przemysłowych Anglii, kolebka przemysłu włókienniczego (nasuwa się oczywiście na myśl fabryka pana Thorntona) oraz słynne Bath, ze wspaniałą Royal Crescent, które pojawia się w powieściach Jane Austen. Warto też wspomnieć o szkockiej części podróży, księżna Izabela odwiedziła szkockich górali, a nawet jadła posiłek nad jeziorem Loch Long. Zwiedzała także miejsca związane z Marią Stuart. Jak pamiętamy z "Dumy i Uprzedzenia", oglądanie posiadłości ziemskich nie było wówczas czymś niezwykłym, a Izabela Czartoryska nie była gościem zwyczajnym, była arystokratką, miała rekomendacje, otwierały się przed nią drzwi zamknięte dla innych, poznawała wielu ludzi, w tym znanych przemysłowców angielskich. <br />
<br />
Nie byłabym sobą, gdybym nie śledziła na mapie tej peregrynacji księżnej Izabeli, konfrontowałam opisywane miejsca z ich obecnym wyglądem. Oczywiście wiele z rezydencji istnieje do dziś, niektóre są w całkiem dobrym stanie, część objęta jest opieką National Trust (brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną zabytków i przyrody w Anglii, Walii i Irlandii Północnej). Niestety, niektóre obiekty zniknęły lub uległy daleko idącej zmianie, one same lub ich otoczenie. Trudno się dziwić, w końcu minęło ponad 200 lat.<br />
<br />
Po przeczytaniu tego dziennika z podróży po Anglii i Szkocji, a także tej późniejszej z 1816 roku do Cieplic można nabrać dużo ciepłych uczuć do księżnej Izabeli jako polskiej patriotki. Ale warto przypomnieć, że to ta sama kobieta, która jako mężatka miała niemal każde dziecko z innym mężczyzną, w tym z ambasadorem rosyjskim Repninem, sprawującym faktyczną władzę nad Polską jako bezpośredni wykonawca woli carycy Katarzyny II, a który w 1794 był naczelnym dowódcą wojsk rosyjskich walczących z powstańcami oraz autorem tekstu aktu abdykacji podpisanego w 1795 w przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Księżna w młodości z pewnością nie była tak szacowną damą, jaką oglądamy w jej relacjach z wojaży. Gdzież tu porównywać ją z Elizą z Branickich Krasińską, która choć zdradzana przez męża, zawsze zachowywała się z godnością i nie w głowie były jej romanse. Księżnej Izabeli można zarzucić ponadto unieszczęśliwienie własnego dziecka - Marii, którą wbrew jej woli wydała za Ludwika Wirtemberskiego, człowieka zupełnie jej niegodnego. Syn księżnej Adam Jerzy, któremu towarzyszyła w tej zagranicznej podróży, będzie później przyjacielem i doradcą cesarza Aleksandra I oraz ministrem spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego. Uświadomienie sobie tych faktów pozwala spojrzeć nieco z dystansu na postać "Pani na Puławach", choć nie można odmówić jej zasług.<br />
<br />
Mimo tych zastrzeżeń, powinniśmy być wdzięczni, że zachowały się dzienniki z jej podróży i zostały tak pięknie wydane. Kilka lat temu opisywałam "<a href="http://margotte-gosia.blogspot.com/2009/09/dylizansem-przez-slask.html">Dyliżansem przez Śląsk"</a>. Warto wspomnieć, że ta książeczka kilka lat temu ukazała się ponownie, w serii "Skarby Biblioteki Narodowej" (za wydaniem Ossolineum, z 1968 r.) opatrzona wstępem i przypisami Jadwigi Bujańskiej. Obie pozycje polecam. "Podróż do Anglii i Szkocji" to dowód na to, że Polacy byli ciekawi świata i potrafili czerpać z dorobku innych kultur europejskich. Księżna Izabela przywiozła z tych wojaży nie tylko miłe wrażenia, ale potrafiła zaszczepić pewne rozwiązania w rodzinnym kraju. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoUDqF_6oE72rWqGQYV57Hc_Ag2UyTUYI7dUZWlBd1dy5JIGGReuftMqt5jUEuA2afl_urN8kROVPlaErFjoWd5AOdRWyabvzhtPAReyEydsZXhP1qfv9d03ZzhQUf8qKT0p1zv_q6572b/s1600/Izabela+CZ.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoUDqF_6oE72rWqGQYV57Hc_Ag2UyTUYI7dUZWlBd1dy5JIGGReuftMqt5jUEuA2afl_urN8kROVPlaErFjoWd5AOdRWyabvzhtPAReyEydsZXhP1qfv9d03ZzhQUf8qKT0p1zv_q6572b/s200/Izabela+CZ.jpg" width="200" height="165" /></a></div>Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-67746859082222172622016-05-24T17:28:00.001+02:002016-08-23T20:17:36.463+02:00Targi, targi... i po targachMowa oczywiście o Warszawskich Targach Książki. Z przyczyn prawie ode mnie niezależnych, byłam na WTK na Stadionie Narodowym w piątek. Przyznam szczerze, że z jednej strony lubię chodzić na targi w pierwsze dwa dni, gdyż nie ma tłoku, można spokojnie przeglądać stoiska w poszukiwaniu czegoś ciekawego, z drugiej strony największy "asortyment" autorów podpisujących książki jest w dni weekendowe, a więc w sobotę i w niedzielę. Tak zresztą było i tym razem. Najciekawszy dzień, pod względem moich ulubionych autorów, to była sobota, cóż z tego, skoro ja akurat sobotę miałam w dużej części zajętą. Zresztą w dni weekendowe zwykle jest taki ścisk, że człowiek szybko się męczy i wychodzi wykończony. <br />
<br />
Przyznam jednak, że jak dla mnie, tegoroczne targi były rozczarowujące. Oczywiście rzuciło mi się w oczy kilka ciekawych tytułów, przy kilku stoiskach spędziłam dłuższą chwilę, porozmawiałam z osobami reprezentującymi wydawców. Ale nic nie kupiłam! <br />
W ogóle odniosłam wrażenie, że przewaga na WTK książek dla dzieci i wydawnictw specjalizujących się w literaturze dziecięcej. I nie tylko na najniższym poziomie, także na tym wyższym, z "dorosłymi" książkami. <br />
<br />
W dodatku, tym razem, na targach nie było ciekawych paneli dyskusyjnych ani spotkań z autorami w oddzielnych salach. Przynajmniej nie znalazłam tam nic dla siebie, a przeczytałam cały program skrupulatnie, od deski do deski. Odnoszę wrażenie, że targi z czasów Pałacu Kultury i Nauki były dużo ciekawsze, ale może czasy się zmieniły i ludzie mniej wydają pieniędzy na książki, dlatego i wydawcy obniżyli loty? <br />
<br />
Jedno targowe udogodnienie mi się podobało: krążący po terenie panowie (pań nie widziałam), ubrani w odblaskowe fartuszki, zaopatrzeni w plany targów i mikrofalówki. Sama skorzystałam z ich pomocy, szukając jednego ze stoisk.<br />
<br />
W tym roku, chyba po raz pierwszy, oddzielną rejestracją objęto blogerów. Ciekawa jestem, ilu blogerów się zgłosiło i czy weryfikowano podawane w procesie rejestracji adresy. ;) <br />
Jednak jeden z punktów regulaminu WTK niemile mnie zaskoczył. W przepisach porządkowych znalazło się zdanie: <i>"Fotografowanie, filmowanie stoisk i eksponatów w celach niekomercyjnych wymaga uprzedniej zgody użytkownika stoiska tj. uczestnika Targów (wystawcy) lub Organizator". </i><br />
To już nie można sfotografować stoiska ani ulubionego autora, który podpisuje książkę? I to ma zachęcać blogerów do chodzenia na targi książki i ich promowania? Według mnie to zniechęcające, dlatego właśnie, w proteście, żadnej fotografii do tej notki nie załączam. A chodzę na targi (majowe i nie tylko, bo na zagranicznych np. w Niemczech zdarzało mi się bywać) już od kilkunastu lat, mogę się więc uważać za weterana.<br />
<br />
P.s. Już po targach odkryłam przypadkowo na jakiejś stronie internetowej książkę "W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku", szkoda, że nie trafiłam na nią na stadionie. Z kolei miałam ochotę na książkę "Hubal" Jacka Komudy, nawet ją oglądałam, ale cena wydała mi się trochę zbyt duża.<br />
<br />
Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-57362936047356254892016-05-09T21:06:00.001+02:002016-05-09T21:08:52.835+02:00Książki, które zamierzam przeczytać w ciągu kilku najbliższych miesięcy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlPLYnsJy0ep_prYk-Cwwr-Q_qbheCFU-ir1Hgb6hEfeEWi7YWI-v0u9yPIfYaZruk3jDfb1G-7PpqzyIPGHb0s1c5Ooii_VHdGBmBx4H8D4qsQbyi_66zbVQGr0uuwLS023u3mRarvDjr/s1600/IMG_4040m.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlPLYnsJy0ep_prYk-Cwwr-Q_qbheCFU-ir1Hgb6hEfeEWi7YWI-v0u9yPIfYaZruk3jDfb1G-7PpqzyIPGHb0s1c5Ooii_VHdGBmBx4H8D4qsQbyi_66zbVQGr0uuwLS023u3mRarvDjr/s200/IMG_4040m.jpg" /></a></div>Przygotowałam sobie niewielki stosik książek, które odkładam na spokojniejsze dni. Takie dni, kiedy nic nie muszę, mogę spokojnie delektować się lekturą, daleko od bieżączki codziennego życia. Dwie książki są względnymi nowościami. Trzecia dziełem poniekąd klasycznym.<br />
<br />
1. Londyn. Biografia - Peter Ackroyd<br />
<br />
To coś o mieście, które znam z powieści Dickensa, ale przecież nie tylko jego. O mieście w którym byłam, ale nie na tyle długo, żeby je dobrze poznać. W tym przypadku można raczej mówić o zobaczeniu Londynu, niektórych jego dzielnic i zakamarków. O odetchnięciu jego atmosferą. Myślę, że biografia Londynu może być ciekawym uzupełnieniem wiedzy, podróżą w przeszłość miasta, które zmieniało się i stało się w końcu tym Londynem, do którego możemy teraz pojechać.<br />
<br />
2. Dziennik 1870-1879 - Francis Kilvert<br />
<br />
Czasy wiktoriańskie ze względu na wiele filmów kostiumowych i powieści są mi bliskie, można powiedzieć, że ulubione. Siostry Bronte, Elizabeth Gaskell, Charles Dickens, Thomas Hardy, można wymieniać dalej. Dlatego, kiedy przeczytałam notkę wydawniczą książki wydanej przez Zysk i Ska, uznałam że może być to kolejna ciekawa lektura. "Fascynujący obraz życia wiejskiego", "niezwykłe spojrzenie na życie angielskiej prowincji", "zapiski Kilverta obalają powszechnie funkcjonujące stereotypy o czasach wiktoriańskich". Przyznajcie sami, że brzmi to kusząco. Co prawda to lata 70., więc bliższe Hardy`emu niż Bronte czy Gaskell, ale bądź co bądź Kilvert był wiejskim pastorem. A przecież wszystkie wspomniane pisarki wywodziły się z takiego właśnie środowiska. <br />
<br />
3. Świadek epoki. Listy Elizy z Branickich Krasińskiej. 4 tomy<br />
<br />
Tę książkę kiedyś czytałam i tak bardzo mi się podobała, że postanowiłam sięgnąć po nią ponownie. Chciałam mieć ją na własność, ale niestety jest bardzo trudna do zdobycia, osiąga wysokie ceny na allegro, nie widuje się jej w antykwariatach. Ale w końcu się udało. Pamiętam, że była to dla mnie kilkanaście lat temu fascynująca lektura - zapis życia, zmagania się z jego trudami i cieszenia się radościami. Bardzo ciekawą osobą była autorka tych listów - Eliza z Branickich. I niełatwe życie miała z poetą romantycznym, Zygmuntem Krasińskim, dla którego życie rodzinne nie miało dużego znaczenia, ale który w końcu ją docenił, tyle że nieco za późno. Myślę, że po latach listy Elizy będą tak samo dla mnie interesujące jak wtedy, kiedy czytałam je po raz pierwszy.<br />
<br />
Może coś jeszcze dojdzie do tej listy po Warszawskich Targach Książki. <br />
To dla odstresowania. Ale jest jeszcze inny stosik książek, które pewnie przeczytam, ale nie są to lekkie lektury, choć z pewnością ciekawe. O tym może kiedyś...Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-51860782468306653372016-01-01T11:45:00.000+01:002016-01-01T12:10:58.241+01:00Z dala od zgiełku<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuxqY0J6H6nLX5mXshPRZNj2PIBY0jXKkztgHjTxw0HEuWZQGDhGxQ7Yh_GkD1HyMLcy0y5oZ6wyJtjuk6jILx3wXMt9QGsRHuNZjh2AkuSLe0AVYzC8aLmYHLgTNf-uSknFoRTXWJZMfD/s1600/Z+dala+od+zgie%25C5%2582ku.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuxqY0J6H6nLX5mXshPRZNj2PIBY0jXKkztgHjTxw0HEuWZQGDhGxQ7Yh_GkD1HyMLcy0y5oZ6wyJtjuk6jILx3wXMt9QGsRHuNZjh2AkuSLe0AVYzC8aLmYHLgTNf-uSknFoRTXWJZMfD/s200/Z+dala+od+zgie%25C5%2582ku.jpg" /></a></div><i>Anglia, połowa XIX stulecia. Młoda i piękna Bathsheba Everdene dziedziczy wielką farmę, postanawia walczyć o jej utrzymanie i swą niezależność w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Trzech z nich rywalizuje o jej względy, co prowadzi do nieuchronnego konfliktu.</i><br />
<br />
Od razu uprzedzę, że recenzja zawiera elementy zdradzające rozwiązania fabularne. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT2EE2LpdG0lfavDA_qw56A2dj8F0xeVZ-QCTymmxgLg4blm1GYU0ZcKELP3oz5m5EZl1fVvsiuig_wZ8RHPpeJSdnTHJsbcRO1SSwbeqQbv9iOTDnIbLnpCawtoMlrYavgHJGHr31K2ms/s1600/Batsheba.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT2EE2LpdG0lfavDA_qw56A2dj8F0xeVZ-QCTymmxgLg4blm1GYU0ZcKELP3oz5m5EZl1fVvsiuig_wZ8RHPpeJSdnTHJsbcRO1SSwbeqQbv9iOTDnIbLnpCawtoMlrYavgHJGHr31K2ms/s200/Batsheba.jpg" /></a></div>Nie jestem wielkim fanem twórczości Thomasa Hardy`ego, ale znam kilka jego powieści, w tym "Tessę" i "Pod drzewem pod zielonym" ("Under the Greenwood Tree"). Z dużym zainteresowaniem i nadzieją czekałam na nową ekranizację powieści "Far from the Madding Crowd". <br />
<br />
Poprzednią z 1998 roku,w reżyserii Nicholasa Rentona widziałam już dawno, i przyznam, że jedynym naprawdę pozytywnym punktem był w niej Gabriel Oak grany przez Nathaniela Parkera. Denerwowała mnie główna bohaterka (w tej roli Paloma Baeza), jej wybory życiowe i pozostali bohaterowie (Jonathan Firth - Troy, Nigel Terry - Boldwood). <br />
<br />
Tym razem naprawdę było inaczej. Główna bohaterka Batsheba grana przez Carey Mulligan jest postacią energiczną, ale i wdzięczną. Co najważniejsze, tym razem nie drażniło mnie jej zachowanie, ale wręcz mogłam zrozumieć jej postępowanie - chciała być silna i zachować niezależność, ale nie ustrzegła się błędów. Sierżanta Troya (w tej roli Tom Sturridge), gdy został porzucony przed ołtarzem, zrobiło mi się nawet żal. Z kolei William Boldwood grany przez Michaela Sheena sprawił, że miałam ochotę namówić Basthebę, żeby się z nim związała. Czyli zupełnie inne odczucie w stosunku do tego, co czułam oglądając poprzednią ekranizację. Odnoszę wrażenie, że sami scenarzyści, przewidując takie właśnie myśli widzów, postanowili przekonać ich, że Boldwood nie może zostać partnerem Batsheby, gdyż albo on albo ktoś inny wmawiał nam, że on jest już stary, podczas gdy na ekranie to tak nie wyglądało. Boldwood nie dość, że sympatyczny i atrakcyjny, to jeszcze z przekonaniem zagrał człowieka nieszczęśliwie zakochanego. aż było mi go szkoda. Ładna była scena ich wspólnego śpiewu. I poruszająca rozmowa z głównym rywalem. Oczywiście pozytywne odczucia dotyczą także Matthiasa Schoenaertsa, który zagrał Gabriela Oaka. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEmjM1ti1PrH1d_OTnbTsPq_LZeyeiIFfwwn5Xi78vB4bgJmJlBG6ghH3IYnSr8PJgvP8h5XkQxlY2kG_CtJ2se7cEUD6uOas41zHFLYGfc46Cd_HgGWGAAC-dtrJojK_wtJhTwKLAHhva/s1600/Z+dala+od+zgielku.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEmjM1ti1PrH1d_OTnbTsPq_LZeyeiIFfwwn5Xi78vB4bgJmJlBG6ghH3IYnSr8PJgvP8h5XkQxlY2kG_CtJ2se7cEUD6uOas41zHFLYGfc46Cd_HgGWGAAC-dtrJojK_wtJhTwKLAHhva/s200/Z+dala+od+zgielku.jpg" /></a></div>I choć można by powiedzieć, że w scenariuszu filmu Batsheba unieszczęśliwia trzech mężczyzn, którzy się w jej życiu pojawili: Oaka, którego odrzuciła, a potem przez długi czas dręczyła (choć nie do końca oczywiście), Troya, który przez to, że się z nią związał, stracił kobietę, którą naprawdę kochał (choć nie wiadomo, jakby się jego życie potoczyło, gdyby jej nie poznał), no i oczywiście Boldwooda, który przez nią złamał sobie życie i trafił do więzienia, to jednak "Z dala od zgiełku" z 2015 roku to same zalety. Muzyka, zdjęcia, krajobrazy, główni bohaterowie. W moim odczuciu to bardzo udana ekranizacja. Może pozostawia pewien niedosyt, ale w porównaniu z poprzednią adaptacją to niebo a ziemia. Polecam na zimowy wieczór. <br />
Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-80350167473329950992015-03-27T08:26:00.000+01:002015-03-27T08:37:12.521+01:00The Tide of Life<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUKmW6GwQWjO4gWDAN03QouCY_fEJB-dR_PHCmyDIP-x8Bld4DnitSBN6O1LSlqYxiorNsi8f9yplmlYwhT5bZOPhO03qj7up9l7IzEosE1Vr-odLWgQycvHyzrWiY_sSXtd8I0qteBKYQ/s1600/The_Tide_Of_Life.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUKmW6GwQWjO4gWDAN03QouCY_fEJB-dR_PHCmyDIP-x8Bld4DnitSBN6O1LSlqYxiorNsi8f9yplmlYwhT5bZOPhO03qj7up9l7IzEosE1Vr-odLWgQycvHyzrWiY_sSXtd8I0qteBKYQ/s200/The_Tide_Of_Life.jpg" /></a></div>Pisałam już o kilku ekranizacjach powieści Catherine Cookson. Po dwukrotnym obejrzeniu niektórych z nich, uznałabym, że jedną z najciekawszych jest "The Tide of Life" (tytuł można przetłumaczyć jako "Fala życia") z 1996 roku. <br />
Trzeba tu zaznaczyć, że w ekranizacjach powieści Cookson, które były kręcone w latach 90. pojawiali się często bardzo znani dziś aktorzy. W głównych rolach wystąpili w tym filmie (co jest jego mocną stroną): Gillian Kearney, John Bowler oraz Ray Stevenson i James Purefoy. <br />
<br />
Akcja toczy się w nadmorskim mieście Tyneside w północno-wschodniej Anglii na początku XX wieku. Poznajemy 16-letnią Emily Kennedy, która pracuje jako gospodyni państwa McGilby. Jej ojciec wyruszył na morze, a matka znalazła sobie od razu pocieszenie w ramionach kochanka. Po śmierci pani domu wdowiec Sep McGilby prosi Emily, żeby w dalszym ciągu pracowała u niego. Wydaje się czymś niestosownym, że młoda dziewczyna ma zamieszkać w jednym domu z samotnym dojrzałym mężczyzną, ale Emily zgadza się, bo polubiła dom i swego pracodawcę. On ma jednak wobec niej poważne plany, nie chce tylko spłoszyć dziewczyny, tym bardziej, że dzieli ich spora różnica wieku. Kiedy siostra Emily jest zmuszona do ucieczki z domu, on pozwala jej zostać z nimi razem. Pokazuje Emily zgromadzone przez siebie kosztowności. W końcu zbiera się na odwagę...<br />
<br />
Taki jest początek filmu, ale tak naprawdę to historia o trzech najważniejszych mężczyznach w życiu Emily Kennedy. I opowieść o jej dojrzewaniu, o zdobywaniu doświadczenia w trudnych, czasami, relacjach z nimi. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYWj-sUHWrErojJHLZ6Mv83zmhmzLqXKTJNFLZYv9cFzbHhAO1_cW1tGNQDifMNDB-hReg-2uRFH7IwTUgj97L8qrV6mZza9cRoukWy6HghxGREdn0GD06sLQ2yzKNHPFCF0Ps_n4XkKkZ/s1600/The+Tide+of+Life.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYWj-sUHWrErojJHLZ6Mv83zmhmzLqXKTJNFLZYv9cFzbHhAO1_cW1tGNQDifMNDB-hReg-2uRFH7IwTUgj97L8qrV6mZza9cRoukWy6HghxGREdn0GD06sLQ2yzKNHPFCF0Ps_n4XkKkZ/s200/The+Tide+of+Life.jpg" /></a></div><br />
Muszę przyznać, że oglądając ten film, a właściwie wątek z Croft Dene House, gdzie trafia główna bohaterka, miałam skojarzenia z "Jane Eyre", gdyż chora żona Larry`ego Bircha, przebywająca stale w łóżku na górze, zachowywała się niekonwencjonalnie, była nieuczesana, złośliwa, a w domu działy się tajemnicze rzeczy np. ginęły jakieś rzeczy albo nagle przewracała się szafa. Zupełnie jakby były tam jakieś duchy. <br />
<br />
Stosunek Larry`ego do Emily był co najmniej dziwny, a ona prawie w ciemno poszłaby za nim w ogień. Tego nie rozumiałam. Co prawda jestem w stanie pojąć, że on bez niej by się załamał, że chciała mu pomóc, że go kochała, ale na co liczyła? Przecież jego odnoszenie się do żony nie zapowiadało nic dobrego. Czy uważała, że będzie chciał zacząć wszystko od nowa? Emily chciała stworzyć mu dom i ciężko pracowała, ale czy to był ten właściwy mężczyzna? <br />
Można się zastanawiać, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby wyszła za Sepa, czy byłaby szczęśliwa? Zważywszy na zakończenie, może i tak, ale z drugiej strony w tym trzecim związku była już osobą niezależną finansowo.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNf04tFDDFR4x-XFhS0S4VYD11wrQwJtqufkaURmVv5UppTf4uj_ETOpWJ84fVCYrH2fN7J8PyvFcGAYz9kJLvnrf76DNTzXjjlJf2Kx9PQx8rBsbHt-UhWyrFnWMzUfAGuTOucsbaKRVI/s1600/The+Tide+of+Life+-+2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNf04tFDDFR4x-XFhS0S4VYD11wrQwJtqufkaURmVv5UppTf4uj_ETOpWJ84fVCYrH2fN7J8PyvFcGAYz9kJLvnrf76DNTzXjjlJf2Kx9PQx8rBsbHt-UhWyrFnWMzUfAGuTOucsbaKRVI/s200/The+Tide+of+Life+-+2.JPG" /></a></div><br />
Miło było popatrzeć w tym filmie na dwóch przystojniaków - Raya Stevensona i Jamesa Purefoya. I śledzić perypetie Emily, silnej, niezależnej dziewczyny, która pragnęła szczęścia w życiu, a los ją stale doświadczał. Ona jednak nigdy się nie poddawała. <br />
<br />
Dzięki tym atutom ten trzygodzinny film oglądałam z przyjemnością. Kolejna ciekawa opowieść świetnej "storytellerki" - Catherine Cookson.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-80447627277193416352015-03-22T18:06:00.000+01:002015-03-22T21:03:40.470+01:00Wiktoriański kryminał "Morderstwo w dorożce"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJQkJxTayBtZ1_2fjPHbB4nVZk-OyO3znftHEhRmob3d00IcXQEKQgrD-tXtmLzxG4NRCHWhQ-9UYQtFr9gaEIvY8NHhWFeBM3FeAdNCgtzM0heIH0X1qaXysMTrLrrnSCWTZjWCIHSnAF/s1600/Mystery.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJQkJxTayBtZ1_2fjPHbB4nVZk-OyO3znftHEhRmob3d00IcXQEKQgrD-tXtmLzxG4NRCHWhQ-9UYQtFr9gaEIvY8NHhWFeBM3FeAdNCgtzM0heIH0X1qaXysMTrLrrnSCWTZjWCIHSnAF/s200/Mystery.jpg" /></a></div><i>Pewien mężczyzna zostaje znaleziony martwy w dorożce. Głównym podejrzanym staje się jego rywal w walce o serce pewnej damy, jednak wkrótce okazuje się, że prawda jest mniej oczywista i znacznie bardziej złowieszcza. </i><br />
<br />
Nie znałam dotąd angielskiego pisarza Fergusa Hume`a. Jak okazuje się, był dość płodnym twórcą, a jego pierwszą powieścią była właśnie opublikowana w 1886 roku "The Mystery of a Hansom Cab", która okazała się sukcesem. Za nią poszły następne utwory. <br />
<br />
Akcja "Morderstwa w dorożce" toczy się w Melbourne. Przypomina on jednak wiktoriański Londyn. Klimaty niczym z "Bleak House" Dickensa. Z jednej strony świat wyższych sfer, gdzie nikomu niczego nie brakuje, z drugiej strony zapuszczamy się w zaułki, gdzie pali się opium, sprzedaje się ciało i umiera z głodu lub na suchoty. Jak na prawdziwy kryminał przystało, chodzi o wyjaśnienie tajemnicy morderstwa Olivera Whyte`a (Brian Fitzgerald), który przybył do Melbourne dwa tygodnie wcześniej i poznał dobrze sytuowaną rodzinę Frettlbych oraz ich przyjaciół. Kiedy zaraz potem Mark Frettlby (John Waters) prosi nagle swoją córkę Madge (Jessica de Gouw), by zamiast wyjść za kochanego przez nią Briana Fitzgeralda (Oliver Ackland), poślubiła dopiero co poznanego przybysza, ta odmawia zarazem oburzona i zaskoczona tą niespodziewaną prośbą ojca. Ale Whyte nie rezygnuje, posiada wiedzę, która może zaszkodzić Markowi Frettlby i nie zawaha się jej wykorzystać. Zaraz potem zostaje znaleziony martwy w dorożce, ktoś wcześniej go udusił. Prywatny detektyw Gorby zaczyna podejrzewać, że było to morderstwo z zazdrości o piękną Madge Frettlby, a sprawcą jest Brian, ale według detektywa Kilsipa wyjaśnienie nie jest takie proste. Wkrótce okazuje się, że w całą sprawę wmieszana jest pewna młoda dziewczyna, która mieszka w ponurych zaułkach Melbourne... <br />
Nie będę zdradzać więcej, bo zepsuję suspens. Dla miłośników filmów kostiumowych dodam, że to oczywiście także historia miłosna i to niejedna, jak się okaże. Pewne tropy wydają się dość oczywiste, ale czy na pewno? Film ogląda się z przyjemnością, zwłaszcza, że to świat wiktoriański, seans w sam raz na leniwy sobotni lub niedzielny wieczór. Ciekawa jest muzyka.<br />
Książka "The Mystery of a Hansom Cab" miała kilka ekranizacji, ta pierwsza pochodzi z 1911 roku! Potem była adoptowana na potrzeby filmu w 1925, w 1958 i 1962 roku. <br />
Ta ekranizacja pochodzi z 2012 roku.<br />
<br />
Miło było zobaczyć na ekranie Johna Watersa jako Marka Frettlby`ego. Kiedy był jeszcze młody, zagrał w takim przyjemnym serialu australijskim "Z biegiem rzeki" <a href="http://theaussiejohnwaters.homestead.com/RiversRun.html">(All the Rivers Run)</a>, bohaterką tego filmu była silna, niezależna młoda dziewczyna o imieniu Philadelpia, a Waters zagrał kapitana barki Brentona Edwarda. Lubiłam ten serial. To stare dobre czasy.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-34052706114004062212015-03-15T13:19:00.001+01:002015-03-15T16:37:31.574+01:00"Emma" Charlotte Bronte<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI381LazmbzeYgautgyQbY3Mz0UWrqOkKxJpMal2IK70KcFxJ8Gcf1YX2yqogY7yu_sb3soTBxy-7KM6pTExfFsaFtDq8xHYWng2uOl0yd_HUOUFkDOXPrNkZ89dVjPxczjTn5Y6ZfR-0g/s1600/niedokonczone-opowiesci.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI381LazmbzeYgautgyQbY3Mz0UWrqOkKxJpMal2IK70KcFxJ8Gcf1YX2yqogY7yu_sb3soTBxy-7KM6pTExfFsaFtDq8xHYWng2uOl0yd_HUOUFkDOXPrNkZ89dVjPxczjTn5Y6ZfR-0g/s200/niedokonczone-opowiesci.jpg" /></a></div>Charlotte Bronte pozostawiła kilka niedokończonych utworów. W tomie zatytułowanym "Niedokończone opowieści", który ukazał się na polskim rynku w ubiegłym roku, znalazła się "Emma" - powieść, którą zaczęła pisać w 1853 roku. Powstały jedynie 2 rozdziały zamieszczone na 20 stronach rękopisu. Utwór został wydany już po śmierci autorki w 1860 roku w kwietniowym numerze "The Cornhill Magazine" z przedmową Williama Thackeraya. <br />
<br />
<i>"Wszyscy szukamy w życiu ideału"</i> - tak rozpoczyna się ta niedokończona powieść. Narratorem jest wdowa Chalfont: <br />
<i>"Nie jestem młoda, ale też nie jestem jeszcze stara. Nie ma srebra w moich włosach, ale ich żółty blask już znikł. Na mojej twarzy zmarszczki się dopiero pojawią, ale niemal zapomniałam te dni, kiedy była w rozkwicie. Bardzo młodo wyszłam za mąż. Przez piętnaście lat wiodłam życie, którego jakiekolwiek by były jego próby, nie można by było nazwać gnuśnym. Potem przez pięć lat byłam sama, a nie mając dzieci niepocieszona. Ostatnio los, jakimś dziwnym obrotem swego koła, postawił na mojej drodze zainteresowanie i towarzysza."</i><br />
To ona opowiada tę dziwną historię.<br />
<br />
W tych dwóch napisanych przez Charlotte Bronte rozdziałach zarysowany został podstawowy szkielet fabuły. Do szkoły dla dziewcząt panien Wilcox w Fuchsia Lodge przybywa w okazałym, modnym powozie dżentelman, który przedstawia się jako Conway Fitzgibbon z May Park w Midland County. Przywozi dziewczynkę imieniem Matylda i zostawia ją pod opieką panien Wilcox. Dziewczynka, ze względu na swoje pochodzenie i przywiezione w kufrze bogate stroje, cieszy się wyjątkowymi względami opiekunek, które ją faworyzują wobec innych. Jednak nie zdobywa sympatii innych dziewcząt. Jest małomówna, trzyma się na dystans, wydaje się nieszczęśliwa. Także we właścicielkach pensji nie wzbudza ciepłych uczuć. Dziewczynka w dodatku jest somnambuliczką (chodzi w czasie snu). Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy okazuje się, że listy wysłane do ojca dziewczynki wróciły z adnotacją, że adresat jest nieznany. Dżentelman nie uregulował także należności za jej utrzymanie i naukę. Znajomy panien Wilcox, pan William Ellin wyrusza na jego poszukiwanie, bawiąc się w detektywa-amatora. Okazuje się, że May Park nie istnieje, a o Fitzgibbonie nigdy nie słyszano. <br />
<br />
Tyle zdołała napisać Charlotte Bronte. Podobno jej mąż Arthur Bell Nicholls, któremu przeczytała te dwa rozdziały, wyraził obawy, czy krytycy nie uznają, że pisarka się powtarza, skoro znowu akcja toczy się w szkole. Odpowiedziała na to: "Och, ja to jeszcze zmienię". Może dlatego jednak "Emmy" nie dokończyła? A może po prostu nie zdążyła? To było jej ostatnie dzieło. <br />
Jakie jednak miało być wyjaśnienie historii Matyldy? Kim jest naprawdę? Dlaczego nie chce mówić o swojej przeszłości i wyjawić prawdziwego nazwiska? Kim jest tytułowa Emma?<br />
Możemy snuć domysły. Porzucone dziecko? Tajemnica z przeszłości? Jaka jest rola wdowy Chalfont oraz Williama Ellina, o którego przeszłości też niewiele wiemy? <br />
<br />
Jak ustaliłam, ukazały się dwie kontynuacje tej opowieści. <br />
Pierwsza powstała w 1980 roku, a jej autorką jest "pewna dama" czyli Constance Savery.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmQQpytub2rqchTwJd5QPitT529Mz_vZ5_d60jt9N-iI4PRxKYn2wRUvRjcK7sZPJFgGO7dC_gr6RsaY3hDvRQ6u7yy_fNefoakf-P3ecrvlczdzjsmucbXqYPTkSe521EoQBKZ7Hf_8l2/s1600/Emma+-+severy.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmQQpytub2rqchTwJd5QPitT529Mz_vZ5_d60jt9N-iI4PRxKYn2wRUvRjcK7sZPJFgGO7dC_gr6RsaY3hDvRQ6u7yy_fNefoakf-P3ecrvlczdzjsmucbXqYPTkSe521EoQBKZ7Hf_8l2/s200/Emma+-+severy.jpg" /></a></div>Jej wersja koncentruje się na postaci wdowy Chalfont, która jest u Charlotte narratorką. Pani Chalfont na prośbę pana Ellina przyjmuje do siebie dziewczynkę, która nie może zostać w szkole panien Wilcox. Mała wyjawia, że naprawdę ma na imię Martina i nienawidzi i boi się osoby o imieniu Emma. Tymczasem pani Chalfont ma pasierbicę o tym imieniu, której nigdy nie widziała, ale która ma złą reputację. To córka jej nieżyjącego już męża, którego poślubiła będąc 17-letnią dziewczyną. Emma w dniu ślubu ojca uciekła wraz z trzema braćmi do dziadków, żeby nie spotkać macochy, której nienawidziła, mimo że jej nigdy nie poznała. Małżeństwo nie było szczęśliwe. Jedyne jej dziecko, które się urodziło, córkę zabrano, by ją pochować, co było skutkiem niemal śmiertelnej ciąży, a kiedy pan Chalfont umiera, jego żona i jego dzieci pozostają sobie obcy.<br />
Ta opowieść jest z pewnością krótsza, niż Bronte ją prawdopodobnie przewidywała. W zakończeniu pani Chalfont wychodzi za swego najmłodszego pasierba, który teraz jest pastorem. <br />
<br />
Drugą wersję kontynuacji zatytułowaną "Emma Brown" opublikowała w 2003 roku Clare Boylan. Jest dużo mroczniejsza i przypomina klimatem powieści Dickensa. Boylan do swojej "Emmy" włączyła inny niedokończony utwór Charlotte Bronte "Dzieje Williego Ellina". Odwołuje się także do listów pisarki.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqAUg2lJvhHQTdthyphenhyphenBgNO1iawCmcrm4q2be8ho99zn1XTmSlIAo5suRVj_bXKmPMWwtGu8iUnPPMuayDx0miLETbGNsZWOuecHdnWSKkPjJVSUDACsa02KQdTlBVjMjr2O4HPOprWIdrw2/s1600/Emma+Brown.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: left; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqAUg2lJvhHQTdthyphenhyphenBgNO1iawCmcrm4q2be8ho99zn1XTmSlIAo5suRVj_bXKmPMWwtGu8iUnPPMuayDx0miLETbGNsZWOuecHdnWSKkPjJVSUDACsa02KQdTlBVjMjr2O4HPOprWIdrw2/s200/Emma+Brown.jpg" /></a></div>I tu także opowieść jest prowadzona z perspektywy pani Isabeli Chalfont, która niegdyś biedna, stała się szanowaną wdową, która teraz może pomóc tym, którzy mieli mniej szczęścia w życiu. Pani Chalfont postanawia zaopiekować się Matyldą, która po opuszczeniu szkoły, staje się wyrzutkiem. Odnajduje w niej pokrewieństwo z własnym losem. Opowiada jej swoją historię, to sprawia, że dziewczynka przypomina sobie, że naprawdę ma na imię Emma. Jednak w poszukiwaniu prawdy o własnej przeszłości decyduje się odnaleźć matkę i ucieka od swojej nowej opiekunki, kradnąc jej niewielką sumę pieniędzy. Udaje się do Londynu, gdzie bez środków do życia traktowana jest jak żebraczka. W ślad za nią wyrusza William Ellin. W powieści Boylan nie brakuje obrazów londyńskich slumsów i życia biedoty. Nic nie mogło przygotować Isabel i pana Ellin na szokującą prawdy o przeszłości Emmy. Poszukiwania młodej dziewczyny przywracają poczucie sensu zarówno bezdzietnej Isabel, jak i znudzonemu Ellinowi. Oboje uświadamiają sobie, że jedyna droga do uratowania samych siebie, to odnaleźć Emmę i zapewnić jej bezpieczeństwo na jakie zasługuje. W ten sposób, "Emma Brown" podnosi ponadczasową kwestię dotyczącą tożsamości: na ile nasza przyszłość rzutuje na to, jakimi jesteśmy teraz. Boylan w swojej wersji porusza także problem dziecięcej prostytucji. Okazuje się, że Emma została sprzedana przez własną matkę.<br />
<br />
A może macie inny pomysł na kontynuację tej historii?<br />
<br />
Dodam tylko, że z czterech utworów opublikowanych w "Niedokończonych opowieściach" tj. "Ashworth", "Emma", "Państwo Moore" i "Historia Williego Ellina" to właśnie "Emma" wydaje mi się najciekawsza i wiele obiecująca.<br />
<br />
Źródła:<br />
1. Charlotte Bronte - Niedokończone opowieści. Przekład: Maja Lavergne. Wydawnictwo MG 2014.<br />
2. Saverio Tomaiuolo - Victorian Unfinished Novels: The Imperfect Page. Palgrave Macmillan 2012.<br />
3. <a href="http://www.constancesavery.com/cws2/cws2-1/cws2-1.html">Constance Winifred Savery (1897-1999): She Never Stopped Writing</a><br />
4. <a href="http://www.largeprintreviews.com/ebrown.html">Large Print Reviews - Emma Brown - A Novel By Clare Boylan & Charlotte Brontë - Reviewed by Rochelle Caviness</a><br />
5. <a href="http://www.barnesandnoble.com/w/emma-brown-clare-boylan/1111517795?ean=9780670032976">Barnes and Nobles - Emma Brown: A Novel from the Unfinished Manuscript by Charlotte Bronte by Clare Boylan. An Introduction from the Publisher</a>Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-65672040063562611042015-03-08T10:53:00.001+01:002015-03-08T10:53:38.479+01:00Charlotte Bronte i jej siostry śpiące<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguREoUFnxZxMEekmJcRmD_RjVhE7IMsiSJ3RHMQbRyL1SQDRACSm4qiu7XqS-PjeU4QkZ94RM88FQkbChQ3iqxzNpfCw1FXwOFRQtd8nrTCQmBoSQEYWloya31TuBYL8a7B2qNGdjqc11r/s1600/siostry+spiace.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguREoUFnxZxMEekmJcRmD_RjVhE7IMsiSJ3RHMQbRyL1SQDRACSm4qiu7XqS-PjeU4QkZ94RM88FQkbChQ3iqxzNpfCw1FXwOFRQtd8nrTCQmBoSQEYWloya31TuBYL8a7B2qNGdjqc11r/s320/siostry+spiace.png" /></a></div><blockquote><i>"Była gigantem, który jak wszyscy wielcy wymyka się jednoznaczności."</i></blockquote>Czytałam kilka biografii, których autorami byli pisarze i zawsze miały one w sobie jakąś wartość dodaną. Tak jest i w tym przypadku. Eryk Ostrowski to poeta, prozaik i eseista, a jego "Charlotte i jej siostry śpiące" czyta się jak powieść. Ona wciąga, wchłania, intryguje, przenika. <br />
<br />
Wiele już napisano o fenomenie sióstr Bronte, zresztą autor książki powołuje się na swoje poprzedniczki: Annę Przedpełską-Trzeciakowską (autorkę "Na plebani w Haworth") i Ewę Kraskowską ("Siostry Bronte"), cytuje fragmenty biografii ich autorstwa (czytałam je kilka lat temu, zwłaszcza ta pierwsza jest godna polecenia). Jednak Ostrowski rozważa ten temat w nieco inny sposób. Przedstawia koncepcję, która świtała już w głowach krytyków literackich w XIX wieku, a później została zapomniana. <br />
<br />
Tę książkę, pomimo że ma ponad 600 stron, przeczytałam prawie dwukrotnie. Dlaczego? Gdy czytałam ją po raz pierwszy, liczne odniesienia do powieści sióstr Bronte, których jeszcze nie znałam, spowodowały, iż żeby smakować ją z jeszcze większą przyjemnością i zrozumieniem, przerwałam w połowie lekturę i sięgnęłam po świeżo wydane przez wydawnictwo MG dzieła opatrzone nazwiskiem Bronte - przetłumaczone po raz pierwszy na język polski. To znaczy: "Agnes Grey", "Lokatorka Wildfell Hall" (tę powieść znałam wcześniej jedynie z ekranizacji), "Shirley" i "Profesor". I dopiero po przeczytaniu nieznanych mi dotąd powieści mogłam ponownie sięgnąć do "Charlotte Bronte i jej sióstr śpiących", by przeczytać ją od początku. Lektura stała się jeszcze ciekawsza, gdy mogłam smakować cytaty i odnieść je do fabuły tych utworów. A także porównać styl pisania autorek.<br />
<br />
Eryk Ostrowski wydaje się zafascynowany osobą Charlotte Bronte, tak jak wielu z nas, ale analizując życie i twórczość Charlotte Bronte oraz jej listy i inne źródła, znajduje niekonsekwencje w jej słowach a jednocześnie podobieństwa między utworami, które skłaniają go do postawienia pewnej kontrowersyjnej tezy. I czyni to w sposób bardzo przekonujący.<br />
<br />
Otóż według niego, i niektórych angielskich badaczy przed nim, to Charlotte Bronte stworzyła legendę trzech piszących sióstr i to ona jest autorką właściwie wszystkich wydawanych obecnie pod nazwiskiem Bronte powieści. Z małym wyjątkiem "Wichrowych Wzgórz", które stworzył, choć nie wiadomo czy własnoręcznie napisał choć część (a może tylko wymyślił fabułę?) jej brat Patrick Branwell. We wszystkich powieściach powracają, jak echo, pewne wątki, stanowiące odzwierciedlenie życia Charlotte, powracają też pewne charakterystyczne dla niej frazy. <br />
<br />
To co wiemy o siostrach, pochodzi od Charlotte, to ona korespondowała z wydawcami. Przyjaciółka Charlotte, a zarazem autorka pierwszej jej biografii, Elizabeth Gaskell nigdy nie poznała żadnej z nich, a w Haworth była już po ich śmierci. Nie ma śladu, by którakolwiek z sióstr, poza Charlotte, odnosiła się do rzekomo napisanego przez siebie utworu lub jego recenzji. Co ciekawe, nie zachowały się rękopisy powieści przypisywanych Anne i Emily Bronte, a więc "Agnes Grey" i "Lokatorka Wildfell Hall" oraz "Wichrowe Wzgórza", a wydawca, który je widział, twierdził, że były pisane ręką Charlotte. Nie zachowały się także młodzieńcze opowieści gondalowe Emily i Anne, być może zniszczyła je Charlotte, by ukryć przed światem ich naiwność. Badacze powołują się również na listy Anne (zachowało się tylko pięć z nich) i Emily Bronte (jej listy oraz naiwne i proste "Notatki urodzinowe", pisane wraz z Anne, są bardzo lakoniczne, oszczędne w słowach), twierdząc, że żadna z nich nie byłaby w stanie stworzyć takich powieści. Potwierdza to w jakiś sposób sama Charlotte, gdy mówi:<br />
<i>"Ani Emily ani Anne nie były uczone; nie myślały napełniać dzbanów w niewyczerpanym źródle cudzych oczekiwań, zawsze pisały z naturalnej potrzeby, głosu intuicji i z takich zasobów obserwacji, na jakie pozwalało im ich ograniczone doświadczenie".</i> A więc były to dwie niewykształcone, wiejskie dziewczyny, mieszkające na odludziu, bez doświadczenia, żyjące bez kontaktu z ludźmi. Czy cicha, religijna Anne mogła napisać "Lokatorkę Wildfell Hall"? Bez wątpienia z nich trzech największe doświadczenie, najczęstsze kontakty z innymi ludźmi i najlżejsze pióro miała właśnie Charlotte. <br />
<br />
Pisarka kreowała fakty. Stworzyła trzech braci Bell: Currera, Ellisa i Actona, bo pod tymi męskimi nazwiskami publikowane były utwory. W "Szkicu biograficznym Ellisa i Actona Bellów", który sama napisała po śmierci rodzeństwa, pominęła postać brata Branwella, z którym w dzieciństwie tworzyła powieści angriańskie. Tę pasję przypisała jedynie sobie i siostrom. W dodatku, co stanowi curiosum, tak silnie ingerowała w wiersze sióstr, zwłaszcza Emily, że poprawki te mają charakter autorski. Możliwe by to było tylko w przypadku, gdyby była autorem tych wierszy.<br />
<i>"Jak to możliwe, by tak potężną gałąź literatury, jaką jest legenda sióstr Bronte stworzył jeden tekst, na potwierdzenie którego nie ma (i nigdy nie było) żadnych dowodów?"</i> - pyta Eryk Ostrowski w swojej książce. - <i>"Wtedy w 1850 roku, zadecydowała chwila".</i><br />
Rodzinna tragedia tak poruszyła czytelników, że uwierzyli pisarce, chcieli jej uwierzyć, tym bardziej, że to przystawało do posępnego romantyzmu bronteańskiej prozy i poezji. Tak jest i dzisiaj. Legendę sióstr Bronte przypieczętowała biografia Charlotte napisana przez Elizabeth Gaskell. Teraz już trudno z nią polemizować.<br />
<br />
Jednak Eryk Ostrowski rozwija dalej tę koncepcję o autorstwie wszystkich powieści. Przede wszystkim podaje powody, które mogły skłonić Charlotte Bronte do podjęcia tego kroku. Jedna z nich jest banalna - to chęć zabezpieczenia finansowego sióstr. <i>"Z każdej z sióstr uczynić pisarza. Każda w ten sposób otrzyma szansę i własne pieniądze, które zapewnią im finansową niezależność na wypadek jej śmierci. (..) Była przekonana, że testament jest najmniej pewną formą uposażenia. (..) Własnej twórczości, póki się jest, nikt nie zakwestionuje. Jej posunięcie, które dało życie legendzie, dyktowane było wyłącznie przez względy ekonomiczne i poczucie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo." </i>- pisze Eryk Ostrowski. Bo trzeba pamiętać, że Charlotte, chociaż umarła jako ostatnia, była najstarszą z sióstr (nie licząc dwóch, które odeszły w wieku dziecięcym). Nie mogła przewidzieć, że stanie się inaczej i to ona będzie świadkiem śmierci Emily i Anne. Kolejny motyw skłaniający Charlotte do zatajenia prawdy o autorstwie powieści to kwestia konsekwencji prawnych wynikających z powierzenia spraw jednego autora dwóm różnym wydawcom: amerykańskiemu (Newby) i brytyjskiemu (Smith) z zapewnieniem każdego z nich o wyłączności przekazanych mu praw. To spowodowało, że Charlotte zdecydowała się przyjechać do Londynu w 1848 roku wraz z jedną z sióstr, żeby udowodnić, że Acton Bell naprawdę istnieje. Spotkała się z obu wydawcami. Wówczas prawdopodobnie Newby, który widział rękopisy "Wichrowych Wzgórz" i "Agnes Grey" oraz "Profesora" i "Lokatorki Wildfell Hall" i twierdził, że wszystkie utwory napisała ta sama osoba, zwrócił je pisarce, otrzymując obietnicę publikacji kolejnych utworów. Po śmierci sióstr Charlotte nadal podtrzymywała mit, być może po to, by złożyć hołd ich pamięci. Przeniosła spuściznę po zmarłych Bellach do wydawnictwa Smitha, z którym zresztą sympatyzowała. Kryła się pod męskim pseudonimem, pod własnym nazwiskiem nie odważyła się nigdy publikować, mimo że później już powszechnie wiedziano, że autorem "Jane Eyre" jest kobieta. Jak widać więc, miała skłonności do mistyfikacji. <br />
<br />
Eryk Ostrowski przywołuje także analizy kanadyjskiej pisarki Michele Carter zawarte w książce "Grom Charlotte Bronte: prawda kryjąca się za geniuszem sióstr Bronte". Autorka pisze o masońskich praktykach popularnych wówczas w Haworth, które miały wpływ na twórczość Charlotte (Branwell należał do lokalnej loży i zafascynował nią siostrę - echa praktyk masońskich pojawiają się w "Wichrowych Wzgórzach"), a nawet twierdzi, że w listach i utworach pisarka zawarła anagramy, w których komentowała bieżące wydarzenia w swoim życiu, co jest tezą karkołomną i mało wiarygodną. Jeden z nich miałby świadczyć o tym, że Branwell otruł ciotkę i popełnił samobójstwo! Carter uważa także, że pastor Arthur Bell Nicholls zgwałcił Charlotte, a cała sprawa została zatuszowana małżeństwem. Ta ostatnia teza zresztą pojawia się także u innych badaczy. Eryk Ostrowski przywołuje te tezy, ale także z nimi polemizuje. <br />
<br />
"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" to bardzo wciągająca książka, napisana ładnym językiem, pełnym emocji i niemal poetyckim. Autor wczuwa się w psychikę pisarki, analizuje jej stany emocjonalne, odnosi do twórczości. Jest wiele cytatów z powieści, te cytowane fragmenty wzajemnie się uzupełniają, stwarzając psychologiczny portret kobiety, jaką była naprawdę autorka bronteańskich powieści. <br />
<br />
Charlotte chciała być w oczach świata postrzegana jako osoba spokojna i zrównoważona, dlatego też przestraszyła się reakcji krytyków na "Wichrowe Wzgórze", gdzie ukazała nieco inną stronę swojej natury. Również uznała wybór tematu "Lokatorki Wildfell Hall" za pomyłkę. <br />
<i>"Powściągliwość, zewnętrzny spokój cechowały w życiu i Anne i Emily, Charlotte posiadała te cechy wyłącznie na kartach powieści. Na plebanii w Haworth to ona umierała z miłości, przez lata podporządkowując temu całe swoje tu i teraz."</i> - pisze Eryk Ostrowski. <br />
W życiu, Charlotte - choć w kontaktach bezpośrednich z innymi nieśmiała - nie była tak powściągliwa, Jane Eyre to jej kreacja. Chciała być taką, ale nie była. Nie wiedzielibyśmy o tym, gdyby nie zachowane cudem jej listy - do Constantina Hegera i do George`a Smitha, do dwóch mężczyzn, z którymi wiązała pewne nadzieje. Zwłaszcza listy do nauczyciela obalają ten mit, tę literacką kreację. Nie wiadomo, w jakich słowach pisał do niej Heger, jego listy zostały zniszczone (być może zakopane?) przez pisarkę, ale Charlotte była nim tak głęboko zafascynowana, że pisząc do niego traciła resztki godności. Narzucała mu się, żebrząc o jakąkolwiek odpowiedź. A on nie odpowiadał. Niektórzy byliby zdziwieni, że pisarka, którą środowiska feministyczne mogłyby uznać za swoją patronkę, w rzeczywistości miała skłonność do ulegania męskiej dominacji, a nawet do masochizmu. Ślad tego jest zresztą obecny choćby w "Profesorze" w relacji Crimswortha i Frances. <br />
Potem kolejny cios - wydawca Smith, w którym prawdopodobnie Charlotte się w jakiś sposób zadurzyła, poślubił inną. <br />
A więc Charlotte Bronte - postać tragiczna, niespełniona w miłości. <br />
<br />
Jej małżeństwo, zawarte w 1854 roku (rok później pisarka umiera), według jednych było szczęśliwe (tak też twierdzi Ostrowski i potwierdzają to listy Charlotte, choć jeden do Ellen Nussey jest nieco zastanawiający...). Pastor był prostym, spokojnym, choć nieco ograniczonym człowiekiem. Kochał Charlotte od wielu lat. Innych zastanawiają dziwne oświadczyny Nichollsa, po których pastor w atmosferze skandalu opuścił Haworth (stąd tezy o gwałcie), innych z kolei - jej nagła choroba (być może spowodowana ciążą), przepisanie przez nią całego majątku na męża i wreszcie śmierć. Warto dodać, że Nicholls po 9 latach ożenił się ponownie, z młodszą od siebie kuzynką. <br />
<br />
Jak widać, jest wiele zagadek w życiu Charlotte, one również składają się na wielką legendę sióstr Bronte, które mieszkały na plebanii w Haworth, położonej wśród wrzosowisk Yorkshire na wichrowych wzgórzach. To legenda wiecznie żywa. O Anne Bronte, skromnej autorce psalmów religijnych, ale także "Lokatorki Wildfell Hall", w którym opisała upadek swojego brata Branwella, o Emily Bronte, tej dziewczynie o żelaznej woli, która "była osobna", kochała wolność i wrzosowiska, i stworzyła mroczne "Wichrowe Wzgórza"; i wreszcie o Charlotte Bronte - Jane Eyre. Ten mit o trzech piszących siostrach kultywują miliony czytelników na całym świecie, i wciąż nowe ich pokolenia. <br />
<br />
Ogromną zaletą książki Eryka Ostrowskiego jest nie tylko to, że przywołuje i poddaje analizie powieści i listy Charlotte oraz opracowania na jej temat, ale zamieszcza także nigdy nie tłumaczone dotąd na język polski listy Emily i Anne Brontë, wspomnienia Charlotte o siostrach i jej przedmowę do "Wichrowych Wzgórz", a także wybór wierszy rodzeństwa Brontë w przekładach Krystyny Lenkowskiej, Ludmiły Marjańskiej i Anny Ostrowskiej-Paton. Piękna jest szata graficzna tej publikacji, włącznie z okładką. Autor zamieszcza wiele rysunków, których autorami są utalentowane siostry, a także ich odnalezione niedawno fotografie. Na końcu można znaleźć także obszerne kalendarium rodziny Bronte. I jedyne czego brakuje to indeksu, dzięki któremu można by było odnaleźć w tym opracowaniu wzmianki o poszczególnych utworach.<br />
<br />
To świetna książka, którą mogę polecić miłośnikom twórczości opatrzonej nazwiskiem Bronte. To jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem, a potem się do nich wraca.<br />
Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-39694613373656282832015-02-21T14:40:00.000+01:002016-05-24T17:35:17.486+02:00"Profesor" Charlotte Bronte<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwBOaEOxsOUWm-yIIAA-cBM8gcCWUGoSosqmW0dkZ3U2KpE3pJOihMI_iTLAH4WuQIB0jXKBnQZRsCTruyS_hfxYH8iQQkatgTiOS-KAXLQuomkDgi47PPUa028t_UQ8lY5T8QD6Pobc2x/s1600/Profesor.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwBOaEOxsOUWm-yIIAA-cBM8gcCWUGoSosqmW0dkZ3U2KpE3pJOihMI_iTLAH4WuQIB0jXKBnQZRsCTruyS_hfxYH8iQQkatgTiOS-KAXLQuomkDgi47PPUa028t_UQ8lY5T8QD6Pobc2x/s200/Profesor.jpg"></a></div>Ku swojemu zdumieniu zauważyłam, że nie opisałam na blogu książki Charlotte Bronte "Profesor", którą przeczytałam wiele miesięcy temu. Postanowiłam jednak nadrobić ten brak, ale żeby zrobić to z lepszym skutkiem, przeczytałam tą książkę ponownie.<br />
<br />
<i>Pierwsza powieść Charlotte Brontë, wydana w Anglii dopiero po śmierci autorki. Głównym bohaterem i narratorem jest ambitny młody mężczyzna, który wszystko, do czego doszedł, zawdzięcza jedynie własnej pracy. William Crimsworth odrzuca swe arystokratyczne dziedzictwo i wyrusza do Brukseli, by tam znaleźć szczęście. Zostaje nauczycielem języka angielskiego w szkole z internatem dla młodych panien</i>. <br />
<br />
Nieco inne są moje odczucia po ponownej lekturze tej powieści. Pamiętam, jak za pierwszym razem zirytowało mnie zakończenie tej historii, wydawało mi się blade i nieadekwatne w stosunku do wcześniejszej pasji, z jaką była opisywana historia Williama Cromswortha. Denerwowała mnie także podległość i poddaństwo ukochanej profesora wobec niego. Trochę przeszkadzała mi świadomość, że to na poły książka autobiograficzna, że postaci tytułowego profesora oraz panny Reuter istniały naprawdę. Pierwsza część powieści jest wprowadzeniem do głównej części fabuły. Otóż młody mężczyzna, który nie chce wstąpić w stan duchowny i pojąć za żonę kuzynki, zgodnie z wolą wujów, postanawia zająć się kupiectwem. W tym celu zatrudnia się jako kancelista u swego brata Edwarda, który jednak okazuje się tyranem. Crimsworth opuszcza więc tę posadę i musi szukać innego zajęcia. Zaopatrzony w list polecający fabrykanta Hundsena - swoistego oryginała, który dopomógł mu w podjęciu decyzji i opuszczeniu pracy u brata, wyjeżdża do Brukseli i zostaje profesorem języka angielskiego i łaciny w placówce pana Peleta, gdzie uczy chłopców. Wkrótce poznaje kierowniczkę sąsiedniej pensji dla młodych dam pannę Zoraidę Reuter i zostaje przez nią zatrudniony jako nauczyciel. Odtąd nie tylko dzieli swój czas na pracę w obu placówkach, ale wpada w sidła sprytnej i zazdrosnej kierowniczki pensji i poznaje skrywaną przez nią i pana Peleta tajemnicę. Jedną z jego uczennic jest skromna cicha, ale zdolna dziewczyna, która uczy inne pensjonariuszki szycia...<br />
<br />
Tyle można napisać chcąc zachęcić innych do lektury tej powieści. Ma ona swoje lepsze oblicze, zwłaszcza w wątku związanym z panną Henri. Interesujący jest opis zmagań zawodowych i osobistych Crimswortha jako nauczyciela w obu placówkach. Jednak razi tu, jak i w innych powieściach angielskich, czy to Bronte czy nawet Gaskell czy innych autorów, ostra antykatolickość. Chociaż autorki często opisują postaci duchownych anglikańskich w sposób humorystyczny - weźmy choćby "Shirley" Bronte, to daje się tu odczuć nutkę pobłażania, ale w stosunku do księży katolickich, wiernych czy wychowania w duchu rzymskiego katolicyzmu - wyczuwa się jawną i nieprzejednaną nienawiść. Tak są też opisywane uczennice - Belgijki, Francuzki, Austriaczki, jakby to nie była kwestia charakteru, środowisk, z których się wywodziły, lecz wychowania w duchu katolicyzmu. Jeden przykład:<br />
<br />
<i>"Nic nie wiem o arkanach religii rzymskokatolickiej, nie jestem też bigotem w kwestiach teologicznych, podejrzewam jednak, że przyczyna owej przedwcześnie wykształconej nieczystości, tak wyraźnej, tak obecnej w krajach papieskich, leży w dyscyplinie, jeśli nie w doktrynie kościoła rzymskiego. Piszę, co widziałem: dziewczęta te wywodziły się z tak zwanych szacownych kręgów społecznych; wszystkie odebrały staranne wychowanie, a mimo to każda z nich była istotą umysłowo zdeprawowaną".</i><br />
<br />
Zakrawa to na jawną stronniczość i niesprawiedliwość. Widać też, że trudne przeżycia, które stały się udziałem samej Charlotte Bronte, która przez jakiś czas mieszkała w Brukseli i zakochała się w swoim profesorze, Constantinie Hegerze i której miłość została przez tego żonatego mężczyznę odrzucona, rzutują na opisywane zdarzenia i postacie. Jednak on sam jest przestawiony w świetle pozytywnym, widać podziw i uwielbienie, jakim go darzyła, w zamian całe środowisko jawi się jako wrogie, podstępne, zepsute i ograniczone. Ale czy wszyscy są winni, a ona sama niewinna? Oto pytanie, które można postawić, czytając tę powieść. Związek madame Heger i jej męża Constantine był podobno udany, czemu więc Bronte opisuje w tak niekorzystnym świetle panią Reuter - czyli madame Heger? Żal, zazdrość, gorycz, zemsta? To nie są uczucia, którymi kieruje się osoba prawa, a taką właśnie chcielibyśmy widzieć ulubioną autorkę. <br />
<br />
Także krytyka innych narodowości, poza angielską, może być nieco irytująca. Ot choćby wzmianka na temat nielicznych wśród uczennic Angielek, których <i>"poważne i skromne oblicza oraz wrodzona stosowność i przywoitość obejścia, już sama tylko ostatnia z wymienionych cech pozwala mi odróżnić córkę Albionu i wychowankę protestantyzmu od przybranego dziecka Rzymu, podopiecznej Jezuitów".</i><br />
<br />
Ciekawa jest w tej powieści narracja pierwszoosobowa, choć czasem analiza stanów emocjonalnych bohatera może być nieco nużąca. Nie wiem co do narracji wnosi np. jednostronnicowy opis ataku hipochondrii. Nie podobał mi się stosunek bohatera do kobiet, nawet do tej, której oddał swoje serce. Jednak to co mi się podobało, to dość plastyczny opis obu pensji, szkoda tylko, że ta część powieści jest w sumie dość krótka, a akcja zaraz przenosi się w inne miejsca. Ta książka więcej obiecuje, niż jest w stanie te oczekiwania spełnić. A szkoda, bo potencjał był. Zakończenie odbieram nieco lepiej niż za pierwszym razem, bo wtedy dominującym uczuciem było rozczarowanie. Teraz tak nie było, ale z pewnością mogło być lepiej.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-45313803806903470462015-02-14T19:02:00.000+01:002015-02-21T17:05:48.995+01:00O ekranizacjach "Jane Eyre" ze szczególnym wskazaniem na jednąPowstało wiele ekranizacji powieści Charlotte Bronte "Jane Eyre". Ja sama znam ich osiem. <br />
Wersje pełnometrażowe to: z 1943 r. z Orsonem Wellesem, z 1970 r. z Georgem C. Scottem i Susannah York, z 1996 r. w reż. Franco Zefirelli`ego z Williamem Hurtem i Charlotte Gainsburg, z 1997 r. z Ciaranem Hindsem i Samanthą Morton oraz najnowszą z 2011 r. z Michaelem Fassbenderem i Mią Wasikowską (pisałam już o niej na tym blogu). <br />
Znam też ekranizacje tej powieści, które powstały w postaci miniseriali: z 1983 r. z Timothy Daltonem i Zelah Clark, z 2006 r. z Toby Stephensem i Ruth Wilson, a wreszcie wersję czeską pt. "Jana Eyrova" z 1972 roku. Mam więc, jak widać, niejakie porównanie. <br />
<br />
Nie wszystkie oglądałam ostatnio, ale w ciągu ostatnich kilku dni przypomniałam sobie cztery.<br />
<br />
W wersji z 1970 roku z Georgem C. Scottem i Susannah York bardzo podobał mi się główny motyw muzyczny - utwór, który trudno zapomnieć - temat miłosny. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPsF4XYpHc-U3jeBhR9X5NbkzNCQ0VXHxfB5JDH-NTv-SGfc89rrKjKvlmYve0bgg_oCC-xYDELhqht4Y3SXBAv60GlupbE_OM0I3iAy5cSebaIz8B_TpoDiJmR-XX-n_wUYFqpRl4Fqv0/s1600/Jane+Eyre+-+Scott.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPsF4XYpHc-U3jeBhR9X5NbkzNCQ0VXHxfB5JDH-NTv-SGfc89rrKjKvlmYve0bgg_oCC-xYDELhqht4Y3SXBAv60GlupbE_OM0I3iAy5cSebaIz8B_TpoDiJmR-XX-n_wUYFqpRl4Fqv0/s200/Jane+Eyre+-+Scott.jpg" /></a></div>Film trwa półtorej godziny. Zaczyna się z chwilą przybycia Jane do szkoły Lowood, jest oczywiście przyjaźń z Helenką Burns, na której wyżywa się panna Scatcherd. Małą Eyre gra Sara Gibson, która zagrała w zaledwie kilku filmach jako dziecko jeszcze, ale tu wypadła nad wyraz dobrze. Potem zastępuje ją Susannah York, która jest zbyt dojrzała do tej roli (ta aktorka miała wówczas 34 lata!). Powieściowa Jane Eyre to przecież 18-letnia dziewczyna, która dopiero wkracza w dorosłość, a tu widać dorosłą kobietę. Także George C. Scott jest chyba troszkę za stary, a przynajmniej tak wygląda. Nie jest to typ przystojnego mężczyzny, choć akurat Rochester do takich nie należał. Ma zachrypięty głos. Cała sekwencja ze szkołą Lowood zajmuje około 20 minut filmu, potem jest przyjazd Jane do Thornfield. Co do rozmów między głównymi bohaterami, jest ich na tyle mało, że nie mają się kiedy dobrze poznać. Jak Jane ma zakochać się w mężczyźnie, z którym rozmawiała ze 2-3 razy i to dość krótko i w dodatku on jest nieprzyjemny i opryskliwy? W czasie pierwszej rozmowy Jane gra Rochesterowi główny motyw muzyczny filmu i to lepiej niż tylko "a little" i nawet go on wzrusza. Rozmowa jest krótka, nie ma mowy o oglądaniu żadnych rysunków. W następnej sekwencji widać, że właściciel Thornfield to człowiek z temperamentem, w pewnym momencie na słowa Jane, że dziecko nie odpowiada za błędy matki, reaguje rzuceniem kieliszka o ziemię. Na przyjęciu Rochester śpiewa pieśń ze słowami poety Johna Gaya z "Opery żebraczej": <br />
<i>"Youth's the season made for joys,<br />
Love is then our duty,<br />
She alone who that employs,<br />
Well deserves her beauty.<br />
Let's be gay<br />
While we may,<br />
Beauty's a flower despised in decay"</i>.<br />
Jego głos ma wyraźny amerykański akcent. W tej wersji nie ma wyjazdu Jane do ciotki. Rochester sam odwozi Masona do lekarza. Po tej scenie następują od razu oświadczyny, pocałunek jest nawet dość namiętny. Bertha Mason ma egzotyczną urodę i widać, że kiedyś była piękna. Pani Fairfax, Sophy oraz Grace Pool mają tu koszmarne czepki na głowach. Nazwisko tej ostatniej pojawia się nagle w scenie pożaru, chociaż wcześniej nie ma o tym mowy. Jak widać, fabuła jest mocno skrócona, więc i zakończenie to jedynie przybycie Jane do Rochestera i króciutka wymiana zdań, choć oczywiście szczęśliwe zakończenie porusza. <br />
<br />
Wersja z Timothym Daltonem jest bardzo teatralna, akcja głównie toczy się we wnętrzach, jest nieśpieszna, wszystko dzieje się powoli, co chwilami jest nużące. Jeden przykład - Rochester prosi, by Jane zagrała, więc ona zabiera świecę, otwiera drzwi do drugiego pokoju, siada przed fortepianem, przez chwilę gra, faktycznie "a little", potem zabiera świecę, wychodzi, zamyka drzwi za sobą, odkłada świecę i siada przy właścicielu Thornfield...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjMOtZo_32y1zIAXHkWtKvwyC3upwDbqJQiuk-NMriBiNl44axKrjJsUPdypGYk40nquYo5_AQtMSSrNqhxjghsblqIvawwaTP7CZjJF5jVP3WYabdE2b_gK-_IavyzQY8P62ZdKImB9yR/s1600/BBC_JaneEyre_1983.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjMOtZo_32y1zIAXHkWtKvwyC3upwDbqJQiuk-NMriBiNl44axKrjJsUPdypGYk40nquYo5_AQtMSSrNqhxjghsblqIvawwaTP7CZjJF5jVP3WYabdE2b_gK-_IavyzQY8P62ZdKImB9yR/s200/BBC_JaneEyre_1983.JPG" /></a></div>To pełna adaptacja książki, więc część obejmująca dzieciństwo Jane zajmuje dwa odcinki (na 11), dopiero w trzecim Jane przybywa do Thornfield. Już pierwszego dnia słyszy kobiecy śmiech. Mimo ostrzeżeń gospodyni wchodzi często na dach, by podziwiać widok z góry, w korytarzu, który tam prowadzi jest pokój, gdzie mieszka Grace Pool ze swoją podopieczną. Tak naprawdę pierwsza rozmowa między bohaterami następuje dopiero drugiego dnia wieczorem po upadku Rochestera (tak jest też w powieści, choć w wielu innych ekranizacjach tego samego dnia). Dalton, choć nie jestem jego wielbicielką, nieźle spisał się w tej roli, choć jak na Rochestera jest zbyt przystojny. Jednak to na nim opiera się ta ekranizacja. ma tu wiele kwestii do zagrania. I znowu mam problem z Zelah Clarke, jest zbyt dojrzała (aktorka miała wówczas około 30 lat) i między bohaterami jest za mała różnica wieku (10 lat). Jest tu zachowana scena z wróżeniem gościom przez Rochestera, przebranego za Cygankę, która w książce zawsze wydawała mi się mało prawdopodobna. Jednak Dalton jakoś sobie z tym radzi, starając się zmienić swój głos. Goście na przyjęciu bawią się w odgrywanie scenek teatralnych. Jest też zachowana scena z książki, gdy Rochester czeka na krześle w korytarzu, by Jane wyszła z pokoju po niedoszłym ślubie. Ona wychodzi i wpada wprost w jego ramiona. Mała Adele jest w tej ekranizacji faktycznie dzieckiem i wzbudza sympatię. W tej wersji pojawia się Rosamund Oliver. St. John Rivers (Andrew Bicknell) jest bardzo zimny, ale Jane w końcu zgadza się wyjść za niego, jednak usłyszany przez nią z dala głos Rochestera sprawia, że wyjeżdża do Thornfield. Zgodnie z wersją powieściową, Rochester w wypadku traci rękę i jedno oko.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCyaOGFGmtGPtl5MUWN9EyFTeWoDSVbY3csOzvmRy8ik58gDZTkOAR4S7ESkp9fJZruk3KL3gCkipSqWnnEXsflesARWAK51S0_nnFPKYFTet5D5qL6HG84znP9vfHWZsfO6oNGhHH7PF2/s1600/Jane+eyre+2006.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCyaOGFGmtGPtl5MUWN9EyFTeWoDSVbY3csOzvmRy8ik58gDZTkOAR4S7ESkp9fJZruk3KL3gCkipSqWnnEXsflesARWAK51S0_nnFPKYFTet5D5qL6HG84znP9vfHWZsfO6oNGhHH7PF2/s200/Jane+eyre+2006.jpg" /></a></div>Dużo można by pisać o miniserialu z 2006 roku z Toby Stephensem i Ruth Wilson. Jest wspaniały. Uczucia Rochestera i Jane mają czas się rozwinąć, bohaterowie dużo czasu ze sobą spędzają. Choć znowu, Rochester jest nieco za młody w stosunku do Jane. No i przede wszystkim, to najmilszy i najbardziej uwodzicielski z Rochesterów. Jeśli chodzi o jego żonę, to nawet, jak na szaloną kobietę, wygląda zbyt dobrze. Są reminiscencje z przeszłości, widzimy, jak przekonał się, z jaką kobietą się ożenił. <br />
Adele jest nieco starsza albo wyrośnięta i widać, gdy śpiewa niestosowną dla dziecka piosenkę miłosną, jak źle została wychowana we Francji. Nic dziwnego, że Rochester za nią nie przepada, jest irytująca i próżna i w dodatku jej zachowanie bardzo przypomina mu matkę. Od niego dowiadujemy się o jej historii trochę więcej. Towarzystwo przybyłe do Thornfield źle przyjmuje dziewczynkę, która stara się zwrócić na siebie ich uwagę, tańcząc przed nimi. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale Jane rysuje portret Blanche Ingram, zanim sama ją poznaje. Jasnowidztwo? W tej wersji jest scena z wróżeniem przez Cygankę, ale nie robi tego sam Rochester, ale wynajęta przez niego kobieta, której jednak musiał co nieco o swoich gościach poopowiadać. Scenarzyści zmienili też ten fragment powieści, który dotyczył obecności Jane w czasie wizyty gości, w książce i wielu ekranizacjach guwernantka siedzi gdzieś w kącie pokoju i jedynie przysłuchuje się rozmowom. Tutaj w czasie jednego z takich wieczorów rozmawia z Blanche i doktorem Eshtonem - to postać, której w książce nie ma, zagrał go Aidan McArdle (znany z roli lorda Loxleya w filmie "Mr Selfridge"). Po ucieczce Jane z Thornfield Hall są reminiscencje z wieczoru poprzedniego, gdy Rochester przekonuje ją, żeby z nim została jako przyjaciółka nawet, a nie kochanka. (Jest tu nawet scena łóżkowa, co jest nieco zaskakujące. ;) ) Później wraca do tego w zakończeniu, gdy ten pomysł już tak bardzo mu się nie podoba, bo wolałby inny rodzaj związku. W ogole urocze są te przekomarzania między bohaterami (np. ta, gdy chodziło o pieniądze na podróż do ciotki). Jeśli chodzi o sekwencje z St. Johnem, zachowano postać Rozamundy, która nim się interesuje, a którą on odrzuca, bo wybiera życie misjonarza. Jane dziedziczy tu 20 tys. funtów, które rozdziela między odnalezionych kuzynów: St. Johna i jego siostry. Pilot w tym miniserialu najbardziej przypomina piekielną bestię. ;) Zakończenie to śliczny rodzinny obrazek. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSostZBsIcEOc6hKrShzEO-3ElE7xrZuTfkgqAnpd5V9Ay4HnWyCAFt87LG_JMiHWToFA51TtPtUPtEcxtLV2BZ295hpq9yPrXnejoFD_Sr5Yj_AuM67y_-tH_8rghBQcA-rgOXh2FbC-y/s1600/Jane+Eyre+1997.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSostZBsIcEOc6hKrShzEO-3ElE7xrZuTfkgqAnpd5V9Ay4HnWyCAFt87LG_JMiHWToFA51TtPtUPtEcxtLV2BZ295hpq9yPrXnejoFD_Sr5Yj_AuM67y_-tH_8rghBQcA-rgOXh2FbC-y/s200/Jane+Eyre+1997.jpg" /></a></div>I na koniec wersja z 1997 roku. Muszę przyznać, że to właściwie chyba moja ulubiona. A na pewno najlepsza z wersji jednoczęściowych. Powodów jest kilka. Na początek te mniej istotne, choć też ważne. Wątki, za którymi nie przepadam są obecne, ale zostały skrócone do niezbędnego minimum. Dzieciństwo Jane jest przedstawione w skrócie, a pobyt w szkole ograniczony do wątku Helen Burns. Czyli widzimy, jak to się stało, że Jane została tym kim jest, ale nie epatowano widzów nieco sadystycznym postępowaniem wychowawców ze szkoły Lowood. Drugi wątek, za którym nie przepadam to pobyt u St. Johna. Tu oglądanie tych scen było przyjemnością, bo zagrał go Rupert Penry-Jones i to jest najprzystojniejszy i najmilszy z odtwórców tej postaci. St. John ma tylko jedną siostrę, a Jane (która od razu zdradza mu swoje prawdziwe nazwisko) nie dziedziczy żadnego majątku. <br />
Jednak główna zaleta tej ekranizacji to świetnie dobrana para głównych aktorów. Samantha Morton wygląda jak młoda dziewczyna, która przybyła wprost ze szkoły. Jest w odpowiednim wieku, drobna, ma niewinne, ale mądre oczy, chwilami subtelnie się uśmiecha. Rochester Ciarana Hindsa jest zgodnie z powieściowym pierwowzorem 20 lat od niej starszy. To dojrzały, ale nie stary mężczyzna. Jest mroczny, nie jest zbyt przystojny, ale ma w sobie coś, co sprawia, że jest pociągający. Jego ogromny atut to przeszywające spojrzenie, aż ciarki idą po plecach. Trudno się dziwić, że Jane mogła się nim zauroczyć. Widać, jakie wrażenie sprawia na dziewczynie, gdy przytrzymuje jej dłoń, dziękując za uratowanie mu życia po pożarze. Nieco przestraszona tą intymną chwilą, bojąc się własnych rozbudzonych uczuć, wyrywa rękę i ucieka. Zabawne są przekomarzania tych dwojga. Bardzo lubię scenę, gdy on narzeka, że napisała listy do wszystkich, może nawet do jego psa, ale o nim zapomniała. No i jest tu moja ulubiona kwestia o nitce przyczepionej gdzieś pod lewym żebrem, która ich łączy ze sobą. Choć z kolei nie ma tej sekwencji z pieniędzmi, które dawał jej na podróż do ciotki. Ale sam wyjazd do rodziny oczywiście jest pokazany i rozmowa przed nim z Rochesterem w obecności Blanche Ingram, tyle że Jane od razu wraca - nie ma sekwencji u ciotki Reed. <br />
Głos Jane z offu, komentujący jej uczucia, osobiście mi nie przeszkadza w tej ekranizacji. Jako ciekawostkę podam, że Jane gra "a little" fragment "Nokturnu Es-dur" Fryderyka Szopena, a Rochester w czasie przyjęcia, by wzbudzić zazdrość Jane, odgrywa scenkę ślubu z panną Ingram i śpiewa z nią pieśń. Po oświadczynach wybierają się oboje do miasta i tam spotykają Blanche Ingram, Rochester zawiadamia ją o ślubie. <br />
<br />
Rochester ma tu dużo temperamentu, nawet zbyt dużo, bo za bardzo potrząsa Jane i na nią krzyczy. Po niedoszłym ślubie, gdy Jane wychodzi z pokoju z kuferkiem, on wyrzuca ten kuferek przez balustradę, a potem zbiega za nią po schodach i dość brutalnie zaciąga na miejsce, gdzie się jej wcześniej oświadczył. Widać, że jest namiętny. Szkoda tylko, że sceny pocałunków nie wypadły za dobrze. ;) <br />
Adele w tej ekranizacji jest chyba jedną z najprzyjemniejszych i najmniej zepsutych dziewczynek (może podobnie jak w serialu z Daltonem). Widać, że jest przywiązana do swojej guwernantki. Z kolei Bertha Mason wygląda tu jak brzydka czarownica, a jej pokój jest wyłożony poduszkami, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Jeśli faktycznie miotała się tak, jak to przedstawiono, to pewnie było to rozsądne, choć nie wiem, czy powieściowy Rochester dopuściłby do tego, żeby wyglądała tak koszmarnie. Scena, w której pręży swoje ciało przed mężem, jest niesmaczna. W tej adaptacji pani Fairfax jest świadoma, że osoba, którą opiekuje się Grace Pool, musiała być związana z Rochesterem, podejrzewa, że to ona jest matką Adele, dlatego z niepokojem i smutkiem przyjmuje wieści o ślubie, choć dobrze życzy Jane. <br />
Scena powrotu Jane do Rochestera jest świetnie zagrana przez obojga aktorów, tak sobie właśnie ją zawsze wyobrażałam. Zakończenie jest bardzo wzruszające.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-19092588724855151352015-02-06T23:06:00.000+01:002015-02-21T17:06:04.189+01:00Death comes to Pemberley<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeTH1QuF7fCWy-JYq47BdVPwzpe43z1bpLKB43hCp5pQel5E-jcxdL3wsLKlxhleRVCkxXnqAymQEFIdmdXHnQuKyU984IhzbegZrc2Ki96cEsTUQ9ABGAGR29oTUY46z5lCOoshLhew1b/s1600/DCtoP-okladka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeTH1QuF7fCWy-JYq47BdVPwzpe43z1bpLKB43hCp5pQel5E-jcxdL3wsLKlxhleRVCkxXnqAymQEFIdmdXHnQuKyU984IhzbegZrc2Ki96cEsTUQ9ABGAGR29oTUY46z5lCOoshLhew1b/s200/DCtoP-okladka.jpg" /></a></div><i>Sześć lat po ślubie Elizabeth i Fitzwilliam wiodą szczęśliwe życie w rodzinnej posiadłości Pemberley, wychowując syna. Sielankę przerywa niezapowiedziana wizyta nieokiełznanej siostry Lizzie, Lydii i jej męża, Wickhama, który zostaje oskarżony o zabójstwo swojego przyjaciela. Skandal zagraża nie tylko dobremu imieniu całej rodziny, ale i szczęściu Darcych.</i><br />
<br />
Podchodziłam to tego filmu jak pies do jeża. "Duma i Uprzedzenie" to jedna z moich ulubionych książek, czytałam ją wiele razy, a ekranizacja z 1995 roku jest prawie doskonała. Nie za bardzo lubię wariacje na temat, od których roi się ostatnio, czyli kontynuacje powieści Austen, które piszą ci, którzy chcą zarobić na sławie innych. Słyszałam i o "Death comes to Pemberley", który napisała P.D. James, i nie zamierzalam 3-odcinkowego serialu nakręconego na podstawie tej książki oglądać. A jednak recenzja zamieszczona na innym blogu tak mnie zachęciła, że postanowiłam zmienić swoje postanowienie. <br />
I, o dziwo, nie pożałowałam.<br />
<br />
Oczywiście trzeba ten film oglądać z dystansem do pierwowzoru. Osoba, która, tak jak ja, widzi jako Elizabeth Bennet Jennifer Ehle a jako Darcy`ego Colina Firtha może się nieco denerwować. Ale jak pisałam wcześniej, take it easy. I dopiero z takim podejściem seans "Death comes to Pemberley" będzie przyjemnością. Można zobaczyć w akcji młodych aktorów, których tu widzę chyba po raz pierwszy, takich, jak Eleanor Tomlinson (w roli Georgiany) i James Norton (Henry Alveston), a także stare wygi, które wypadają nad podziw dobrze, jak Trevor Eve (Sir Selwyn Hardcastle - świetna postać!), James Fleet (pan Bennet) czy Tom Ward (pułkownik Fitzwilliam). Ten ostatni, co warto podkreślić, zagrał w serialu z 1995 roku pułkownika Chamberlayne`a, postać epizodyczną. To więc niejako łącznik z moją ulubioną ekranizacją. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPO6X7PsgX5D0XaG8s3LO6uJvKY3FK7QIzZJGflLJ5i_j1WYQoH3P-6ROjSauGB0Cmqx_YI0D-H-kJXpSZdu6AB4r0PTo-onzoCApvyxuBM51T0yyhAnhHUHNJ9Ixg66PHtNNk44auiPBl/s1600/DCToP.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPO6X7PsgX5D0XaG8s3LO6uJvKY3FK7QIzZJGflLJ5i_j1WYQoH3P-6ROjSauGB0Cmqx_YI0D-H-kJXpSZdu6AB4r0PTo-onzoCApvyxuBM51T0yyhAnhHUHNJ9Ixg66PHtNNk44auiPBl/s200/DCToP.jpg" /></a></div><br />
Natomiast w główne postaci wcielili się: Anna Maxwell Martin - świetnie mi znana z filmu "Bleak House" czy "North and South" oraz Matthew Rhys, którego dotąd mało znałam. W roli George`a Wickmama wystąpił Matthew Goode. Zawsze dziwiłam się, jak można było się zauroczyć kimś takim jak Wickham, który sprawiał na mnie wrażenie jakiegoś mydłka, jednak ten jest zupełnie inny, wydaje się inteligentny i przebiegły. I dziewczyna taka jak Lizzie mogłaby dać się prędzej zwieść komuś podobnemu. Na koniec nuszę przyznać, że trochę mi przeszkadzało "zepsucie" jednej z ważnych postaci powieści Austen (nie powiem teraz której, żeby nie spoilerować), ale na końcu zrozumiałam zamysł scenarzystów, choć żal do nich pozostał. Ciekawy jest wątek związany z parą głównych bohaterów, którzy w obliczu niespodziewanych wydarzeń na chwilę odsuwają się od siebie. Cóż scenarzyści zrobiliby bez wymyślania takich problemów? ;) <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAifKC5tTwnG60jScIglvvJq5KIGx5rccfQ8sN2Eh3Boic3DdJ9J_syyitt1CIH657o5JDIl_tiIyjy7zbdGxeFmzca8Qc01jDABR_lzFS_YgfRndi4NJXx1rD8AXEuGWx6vWSecUPSbz1/s1600/DCtoP-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAifKC5tTwnG60jScIglvvJq5KIGx5rccfQ8sN2Eh3Boic3DdJ9J_syyitt1CIH657o5JDIl_tiIyjy7zbdGxeFmzca8Qc01jDABR_lzFS_YgfRndi4NJXx1rD8AXEuGWx6vWSecUPSbz1/s200/DCtoP-2.jpg" /></a></div><br />
Fabuła tego filmu jest tak poprowadzona, że najpierw wprowadza atmosferę grozy, by po jakimś czasie zmienić się w kryminał. Całość ogląda się bardzo dobrze, obrazki są wysmakowane, praca kamery ciekawa, otoczenie Pemberley znakomicie sfilmowane (to jest to samo miejsce co w serialu z 1995 roku!). Są tu też reminiscencje z przeszłości, a więc widzimy na przykład fragment oświadczyn Darcy`ego czy pierwszą rozmowę Lizzy z Wickhamem.Akurat te scenki wypadają słabo, bo Anna Maxwell Martin wygląda nieźle jako pani Darcy, ale jako dużo młodsza Lizzie już gorzej. Dla osób, które lubią fanfiki, jest nawet scena miłosna, co prawda nie w wykonaniu Colina Firtha, ale... :) <br />
<br />
Można też zajrzeć za podszewkę Pemberley, a więc do pomieszczeń kuchennych, gdzie służba zajmuje się przygotowaniem do balu, którego w końcu nie będzie. W tamtym drugim świecie prym wiedzie pani Reynolds, całkiem dobrze poprowadzona postać. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpsQyh27Z_DoQy30t7FhWaZEL-2owqWR5HI5OR-ymQtiMjagJD8rBJ_g_KrODjuhQqtMFgMq5BIr3NFmvmieDbitA8N_injY3eC7-hU2brR8HDEuwB2Z6xQ5MVczhfym1wUvUFmuMlQf3i/s1600/DCtoP3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: left; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpsQyh27Z_DoQy30t7FhWaZEL-2owqWR5HI5OR-ymQtiMjagJD8rBJ_g_KrODjuhQqtMFgMq5BIr3NFmvmieDbitA8N_injY3eC7-hU2brR8HDEuwB2Z6xQ5MVczhfym1wUvUFmuMlQf3i/s200/DCtoP3.jpg" /></a></div><br />
Akcja "Death comes to Pemberley" wciąga, a zagadka czeka na rozwiązanie do ostatnich chwil. Widz uczestniczy w dochodzeniu, procesie sądowym, widzi także przygotowania do egzekucji. Prawdziwy kryminał w świecie Jane Austen. ;) Gdzie ta sielanka okresu Regencji? <br />
Mimo początkowego sceptycyzmu, po obejrzeniu jestem na tak. Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-29310037867528339112015-01-10T15:33:00.000+01:002019-05-05T12:54:34.260+02:00"Niewidzialna korona" czyli o tym jak fascynująca może być historia Polski<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIXgvQKTcjBo6crkV1a18rRICF5rDeykU4k_csbb9yjoEM8S-ubIjdKeG0l-BTzUPEeVFJGhW-dkHNR3ctctPiTqG6liTTLCSw-bM-PY30kr4fxCxueWT-keCzSU6ITXSQzoYp_hg3RZOx/s1600/niewidzialna-korona.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIXgvQKTcjBo6crkV1a18rRICF5rDeykU4k_csbb9yjoEM8S-ubIjdKeG0l-BTzUPEeVFJGhW-dkHNR3ctctPiTqG6liTTLCSw-bM-PY30kr4fxCxueWT-keCzSU6ITXSQzoYp_hg3RZOx/s200/niewidzialna-korona.jpg"></a></div><i>"Królestwo to więcej niż król".</i><br />
<br />
Akcja "Niewidzialnej korony" toczy się w latach 1296-1306, to okres bezkrólewia po śmierci Przemysła II oraz panowania czeskich Przemiślidów.<br />
<br />
Druga z cyklu książek Elżbiety Cherezińskiej "Odrodzone Królestwo" jest równie interesująca jak pierwsza. To jednak za słabe słowo, chciałoby się rzecz: ekscytująca, intrygująca, emocjonująca. Właśnie taka może być historia Polski opowiedziana przez zdolnego autora. A Cherezińska ma dar opowiadania, uwodzenia, przyciągania uwagi czytelnika. <br />
<br />
To co od razu rzuciło mi się jednak w oczy, to różnica między drugim tomem a pierwszym. "Korona śniegu i krwi" jest w jakiś sposób opowieścią rycerską, opowieścią o przyjaźni i rywalizacji. Minezingerzy, turnieje, rycerze króla Artura, Lancelot i książę Henryk IV Prawy, który jest równie ciekawą postacią co Przemysł II. Druga część jest inna i kluczowa jest w niej ta część przygodowa - frapująca opowieść o Małym Księciu - Władysławie Łokietku, o tym jak potrafił z własnych błędów wyciągnąć naukę, odbyć pokutę, żeby wrócić i objąć władzę. To zupełnie inny rodzaj dojrzewania do królestwa niz w przypadku Przemysła II. Zresztą i sam Łokietek bardzo różni się od Przemysła.<br />
Z drugiej strony poza Łokietkiem i Michałem Zarembą oraz nieocenionym mądrym Jakubem Świnką, chwała Cherezińskiej za tę postać, trudno znaleźć podobnego do Henryka IV Prawego czy Przemysła męskiego bohatera. Nie wiem, jak spojrzeliby na historię opowiedzianą przez Cherezińską Czesi, ale zarówno Wacław II, jak i jego syn Wacław III nie budzą, delikatnie mówiąc, sympatii. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy w oczach Rykissy Przemyślida okazał się piękny. Wcześniejsze opisy tego czeskiego władcy na to nie wskazywały. A jego charakter, rozwiązłość połączona z umartwianiem (ta skrzynia w której sypiał) i odnoszenie się do innych, w tym kobiet było okropne. Nie lepszy był zresztą jego syn. Na tym tle Władysław Łokietek jest pełnokrwistym bohaterem, który jednak ma rys szlachetny. Co warto zauważyć, to jedyny książę, który nie miał kochanki. I to mimo tego, że nie spędzał z żoną zbyt wiele czasu. Jaki to kontrast z innymi rycerzami... Ciekawe jawią się natomiast kobiece bohaterki: Rykissa, która wydaje się nad wyraz dojrzałą dziewczynką, żona Łokietka Jadwiga czy kobiety Starszej Krwi: Dębina i Kalina.<br />
<br />
Mimo frapującej fabuły, kilka wątków mnie jednak raziło w "Niewidzialnej koronie". Wydaje sie, że płatny morderca Jakub, który jest czarnym charakterem w obu tomach, jest tak dobry w swojej profesji, że musi maczać palce we wszystkich skrytobójczych mordach. Z kolei po Gryfinie i tak dużej dawce scen erotycznych, jaką sobie zaaplikowała w jednym z rozdziałów ze strachu przed zamknięciem w klasztorze, poczułam się nieco zmęczona. Chętnie poleciłabym Cherezińską jako lekturę młodzieży szkolnej, ale jednak erotyka nie jest jej najmocniejszą stroną. <br />
<br />
Jednak książka jako całość urzeka, jest wiele scen, w których jest się odurzonym wyobraźnią i plastyczną wizją Cherezińskiej. Są tu bowiem niezwykle symboliczne sceny, niemal mistyczne. Wizja Rzymu za papieża Bonifacego VIII, koronacja Wacława II, w której to scenie Jakub Świnka staje się nosicielem niewidzialnej korony Piastów, powrót Łokietka na ziemie polskie, widok Krakowa z wieży Wawelskiej, który obserwuje Mały Książę i wreszcie poruszająca scena wjazdu do miasta to niezapomniane fragmenty. <br />
<br />
Kiedy po dniach świątecznych siedziałam w pracy, żałowałam, że nie mogę dalej śledzić losów małego, ale niezwykle dzielnego Księcia Łokietka i nie wiem jakie przygody szykuje autorka swoim bohaterom. <br />
I teraz, po przeczytaniu ostatniego zdania i zamknięciu "Niewidzialnej korony", nie mogę się doczekać następnego tomu. I już się cieszę, że mam do odrobienia zaległą lekturę - książkę sprzed kilku lat o Bolesławie Chrobrym "Grę w kości" Elżbiety Cherezińskiej, a także tom 1 "Dziejów Polski" prof. Andrzeja Nowaka (skąd nasz ród - do roku 1202). Historia Polski jest przecież fascynująca! <br />
<br />
P.S. Dawno nie przeczytałam tak szybko tak grubych książek. :)Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-16589891481977456612014-12-28T22:54:00.000+01:002015-02-21T17:06:19.010+01:00Filmy na święta - na wesoło i na smutno o miłościJaki powinien być film na święta? Komedia romantyczna? Melodramat? Dramat obyczajowy? A może kostiumowiec? Każdy wybierze pewnie coś innego. Opowiem o tych filmach, które ja wybrałam na tegoroczne święta Bożego Narodzenia. Oczywiście wszystkie będą o miłości. ;)<br />
<br />
Po pierwsze komedie, bo święta to dla mnie czas, gdy odrywam się od szarzyzny codziennego życia. Dwa pierwsze to filmy ze świętami w tle.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTGjXw8NRhgRPufQ5dMDN7ASpwfy3dE8aifADxhvlrScnQWCsAdvGdt02DgAf7-fWFOiwGJE9VLa1PGerEgi9Wyh6YpqLzm8fyrhT7_Be1ivLoudppHrtmqP8Sb_kt6IFkLW68l618xlhK/s1600/Dwanascie_choinek.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTGjXw8NRhgRPufQ5dMDN7ASpwfy3dE8aifADxhvlrScnQWCsAdvGdt02DgAf7-fWFOiwGJE9VLa1PGerEgi9Wyh6YpqLzm8fyrhT7_Be1ivLoudppHrtmqP8Sb_kt6IFkLW68l618xlhK/s200/Dwanascie_choinek.jpg" /></a></div><b>"Dwanaście choinek"</b> przypomina mi nieco pomysłem słynny "Masz wiadomość". Głównymi bohaterami są tym razem nie właścicielka księgarni ale bibliotekarka oraz deweloper, który chce zburzyć stary budynek stojący na Manhattanie, gdzie mieści się jej książkowe królestwo, i zbudować w tym miejscu luksusowy loft. Bohaterka, która nie może się pogodzić z tą decyzją, postanawia walczyć. A czas ma zaledwie do Wigilli. Ogłasza więc konkurs na najpiękniejszą choinkę, jego uczestnicy mają wybrać pomysł na dekorację, który ma jakiś związek z tą właśnie biblioteką. Zgłaszają się ludzie, którym zależy na tym miejscu, gdyż to tam właśnie zdobywali wiedzę, poznawali przyjaciół, a teraz często przyprowadzają swpje dzieci. Żeby tego było mało, w konkursie postanawia wziąć udział sam deweloper, zatrudniając do tego przyjaciółkę, zawodową dekoratorkę. Główne role w tej komedii romantycznej zagrali: Lindy Booth oraz Robin Dunne. Muszę przyznać, że główna bohaterka nieco mnie irytowała swoim infantylizmem, ale finał filmu nawet był wzruszający.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzJa7XPpxz7JgNcbrsFCjzqUZin8wyxV3niVWAq_yiwVLKJNZEiXPN2tU5HwJPVNMyUE9OigcOlGt6bMartnwuYjMn1m1q7Hl4IIX8hIjvvEum0_wY-oesZvISCSibugov_jwY7QYhWUEg/s1600/Zaczarowana+wystawa.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzJa7XPpxz7JgNcbrsFCjzqUZin8wyxV3niVWAq_yiwVLKJNZEiXPN2tU5HwJPVNMyUE9OigcOlGt6bMartnwuYjMn1m1q7Hl4IIX8hIjvvEum0_wY-oesZvISCSibugov_jwY7QYhWUEg/s200/Zaczarowana+wystawa.jpg" /></a></div>Druga komedia romantyczna to <b>"Zaczarowana wystawa"</b> z głównymi rolami Chyler Leigh (znana pewnie niektórym jako Lexie - siostra Meredith z "Greys Anatomy", choć tu z krótkimi włosami i w nieco innych ubraniach wygląda inaczej) oraz Paula Campbella. Fabuła jest prosta: dwoje dekoratorów staje do rywalizacji w świątecznym konkursie na najpiękniejszą wystawę, by zdobyć stanowisko głównego dekoratora ogromnego sklepu. Sloan van Doren jest rozważna, poukładana i poważnie podchodzi do swojej pracy, Jake Dooley jest spontaniczny, pełen fantazji, żywiołowy. Ona jest ubrana zawsze elegancko i stosownie do sytuacji, ma bogatego przyjaciela, z którym nigdy się nie kłóci, on z kolei lubi luz, wzorzyste swetry i niczym się nie przejmuje. To przeciwne bieguny, więc od razu widać, że walka będzie ostra. Kto ma większe szanse? Okazuje się, że nic nie jest takim, jakim się wydaje na początku, oboje skrywają jakąś tajemnicę. Film jest pogodny, typowo świąteczny i z czystym sumieniem mogę go polecić jako dobrą rozrywkę na święta. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr-KN2l_JYm-4aC6RWxsf6ADii5p5Vp4V3KgKrEhzlrketli9oyBDiVRB4cFsf4LwmDpyg7ZCntAKD0ELHRU-Aq_eAkw9VGYtoilqWTeTxqlIQX5SKmh-DXzFmzpTgaJXaWQVmKnvQV_4v/s1600/Dzien+swistaka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjr-KN2l_JYm-4aC6RWxsf6ADii5p5Vp4V3KgKrEhzlrketli9oyBDiVRB4cFsf4LwmDpyg7ZCntAKD0ELHRU-Aq_eAkw9VGYtoilqWTeTxqlIQX5SKmh-DXzFmzpTgaJXaWQVmKnvQV_4v/s200/Dzien+swistaka.jpg" /></a></div>Zastanawiam się, czy muszę przedstawiać trzecią świąteczną komedię. Może jest jeszcze ktoś, kto nigdy nie obejrzał <b>"Dnia świstaka"</b>? Zaryzykuję, bo ja do tych osób jeszcze kilka dni temu należałam. A to dziwne, bo naprawdę lubię Billa Murraya i Andie MacDowell, ale tak się złożyło, że tego filmu jakoś nie widziałam. Aż do tych świąt. Tym razem pomyślałam: Teraz albo nigdy". I oczywiście komedia jest świetna, a Bill Murray w roli zgorzkniałego i zblazowanego prezentera pogody fantastyczny, a Andie MacDowell, jak zawsze, urocza. Groundhog Day to doroczne święto obchodzone 2 lutego w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, którego bohaterem jest świszcz (w tytule filmu: świstak). Jeżeli w tym dniu zwierzę zobaczy swój cień, co sprawdza się wyciągając świszcza z nory, zwiastuje to jeszcze sześć tygodni zimy. Jeśli nie, to oznacza, że wiosna jest już blisko. Pewny siebie telewizyjny prezenter pogody Phil Connors przyjeżdża wraz z ekipą: producentką oraz operatorem kamery, do miasteczka Punxsutawney, gdzie ma zrelacjonować przebieg corocznego święta zapowiadającego to nadejście wiosny. Miasteczko, jak i samo święto mu się nie podoba, stwierdza wieczorem, że to najgorszy dzień jego życia. Kiedy budzi się następnego ranka orientuje się, że znowu jest Dzień Świstaka - wpadł bowiem w pętlę czasu. Jest przerażony swoim odkryciem, ten dzień się wciąż powtarza. Początkowo próbuje skorzystać z tej beztroski, odkrywa, że jest bezkarny, bo czegokolwiek nie zrobi, rano budzi się we własnym łóżku przy dźwięku tej samej radiowej piosenki "I got you babe" i znowu jest Dzień Świstaka, potem jednak postanawia w jakiś sposób przerwać ten koszmar. Jednak wyjściem z tej pętli czasu jest miłość, a żeby na nią zasłużyć potrzebna jest zmiana w nim samym. Polecam!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheLmzUAgLhxg6FfyRAOGwzZ_jSRMJ3xddz7r0N4CJQkUitfbuFj72N9QIkBHQMQXasm0cnb8_-WW4wfOKvlON3W_vGuSkY-XG4qptfynPtM0T9khVZ9eNN97xo93QEZmLifLJI3tN9XoAQ/s1600/Pozadanie.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEheLmzUAgLhxg6FfyRAOGwzZ_jSRMJ3xddz7r0N4CJQkUitfbuFj72N9QIkBHQMQXasm0cnb8_-WW4wfOKvlON3W_vGuSkY-XG4qptfynPtM0T9khVZ9eNN97xo93QEZmLifLJI3tN9XoAQ/s200/Pozadanie.jpg" /></a></div>Tym razem coś odmiennego, film francuski "Une rencontre" (polski tytuł <b>"Pożądanie"</b>). Główne role zagrali Sophie Marceau i Francois Cluzet. Ciekawy obraz o spotkaniu żonatego mężczyzny z dojrzałą kobietą. Ten film przypomina mi nieco klimatem "Zakochać się" z Meryl Streep i Robertem de Niro. Elsa jest poczytną pisarką, która rozstała się z mężem i ma prawie dorosłe dzieci, ma też młodego kochanka, z którym od czasu do czasu się spotyka, z kolei Pierre jest wziętym adwokatem, ma ustabilizowane życie, jest szczęśliwym mężem i ojcem. Obojgu jednak czegoś w życiu brakuje. W czasie przyjęcia ta para 40-latków zostaje sobie przedstawiona, Elsa dotąd unikała żonatych mężczyzn, jednak to spotkanie robi wrażenie na obojgu. Dochodzi do kolejnego spotkania na neutralnym gruncie. Elsa i Pierre razem dobrze się bawią, świetnie im się rozmawia, jednak nie wymieniają się telefonami, by nie prowokować losu. W wyobraźni (migawkowym sekwencjom towarzyszy piosenka Robbiego Williamsa) Pierre widzi dalszy możliwy rozwój wypadków, prowadzący nieuchronnie do rozwodu, cofa się więc w pół drogi. Jednak los nieustannie go prowokuje, bo Elsa wciąż przypadkowo staje na jego drodze. Czy będzie umiał się oprzeć pożądaniu? <br />
Prawdę mówiąc, Francois Cluzet nie bardzo nadaje się na amanta i trochę mi przeszkadzał w tej roli. Interesujący jest motyw pojawiający się w przebłyskach - wyboru swojego postępowania, którego konsekwencje są nieuchronne. Film mi się podobał, może też dlatego, że to coś dla ludzi dojrzałych. ;) <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPEXcKlarvWY2QSFpylgxRstDNGSI3tJDAHS7hOLrg25kSD-RrjquAVunDfhJtH75eWk4QRCy2VKx6AwZx4wToR8CS4xehI5pOGGElIOOYbJr_vSyAendQkNa0jGat0vJnMmjL4ZmUh7rd/s1600/Summer-in-February.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPEXcKlarvWY2QSFpylgxRstDNGSI3tJDAHS7hOLrg25kSD-RrjquAVunDfhJtH75eWk4QRCy2VKx6AwZx4wToR8CS4xehI5pOGGElIOOYbJr_vSyAendQkNa0jGat0vJnMmjL4ZmUh7rd/s200/Summer-in-February.jpg" /></a></div>Na koniec nie komedia, ale coś poważniejszego - film kostiumowy <b>"Summer in February"</b> ("Lato w lutym"), którego akcja toczy się na początku XX wieku, tuż przed wybuchem I wojny światowej, w środowisku angielskiej bohemy artystycznej. To historia trójkąta miłosnego w niezłej obsadzie aktorskiej: Dan Stevens, Dominic Cooper i Emily Browning. Film opowiada o grupie Lamorna, do której należeli malarze: Alfred Munnings, Laura Knight oraz Harold Knight. Początkująca ,malarka Florence Carter-Wood przybywa do małego miasteczka na wybrzeżu Kornwalii, by zdobyć artystyczne doświadczenie i uciec od wyboru kandydata na męża, który narzuca jej ojciec. Jedzie do brata, który również maluje. Dziewczyna poznaje tam utalentowanego ale szalonego i nieco aroganckiego Alfreda Mannigsa (A.J.) i jego przyjaciela - młodego poważnego kapitana Gilberta Evansa. Gilbert zakochuje się we Florence, jednak ją fascynuje A.J., tym bardziej, że jest on duszą towarzystwa i jest uznawany za najlepszego z całej grupy artystów. Przekonuje ją o tym nie tylko jego talent malarski, ale także scena, we której brawurowo recytuje wiersz Edgara Allana Poe’s “The Raven" (Kruk) i jest oklaskiwany przez przyjaciół. A.J. zostaje członkiem Towarzystwa Królewskiego, więc Florence uważa, że od niego może się wiele nauczyć. Kiedy do miasteczka na inspekcję przyjeżdża ojciec dziewczyny, ona przedstawia mu tylko statecznego Gilberta, gdyż wie, że kapitan wywrze dobre wrażenie, dzięki czemu ojciec pozwoli jej zostać w Kornwalii. Laura pozuje Manningsowi do konnego obrazu, to powoduje, że częściej przebywają w swoim towarzystwie. Jednocześnie lubi rozmawiać z kapitanem Stevensem. W końcu dziewczyna dokonuje wyboru, ale czy będzie szczęśliwa? Jak zakończy się ta historia? <br />
Z przyjemnością oglądałam w tym filmie Dana Stevensa, gra tu postać trochę podobną do tej z "Downton Abbey" co do Dominica Coopera nie jest to aktor moich marzeń... Film można obejrzeć, ale specjalnie nie zachwyca. Czegoś mu brakuje, miałam wrażenie, że jest jakiś spłycony. Może z tego powodu nie jest też zrozumiałe postępowanie Florence, która nie potrafi wycofać się z podjętej decyzji, która - jak sama czuje - przyniesie ze sobą ból. <br />
Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-87612958167367057332014-12-26T20:26:00.001+01:002019-05-05T12:55:02.692+02:00"Korona śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSxairKiKsBvrjY6-gUXn02LHcqQqBFdR-nnhnzkuLlY4Y6FjsgOdyTpBLad7LVgZd1rPdQofESEqWPKIY4xEYN8MH2mvJ02MLB_fzBu59fw6PcdyUjiZJjFajeyumwaH1bC2gUvXEHkWR/s1600/korona_sniegu_i_krwi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSxairKiKsBvrjY6-gUXn02LHcqQqBFdR-nnhnzkuLlY4Y6FjsgOdyTpBLad7LVgZd1rPdQofESEqWPKIY4xEYN8MH2mvJ02MLB_fzBu59fw6PcdyUjiZJjFajeyumwaH1bC2gUvXEHkWR/s200/korona_sniegu_i_krwi.jpg"></a></div><i>"Nad rozległymi błoniami Pogorzelicy zachodziło słońce, ale wielki obóz rycerstwa Starszej Polski nie kładł się do snu. Przeciwnie. Po burzliwym dniu nadchodziła nie mniej burzliwa noc."</i><br />
<br />
"Cudze chwalicie, swego nie znacie" chciałoby się powiedzieć po lekturze książki Elżbiety Cherezińskiej. Jak się kolejny raz okazuje, polska historia może być równie fascynująca jak legendy arturiańskie (zresztą często przywoływane w tej książce) czy skandynawskie sagi. A chodzi o czasy rodzimych Piastów - pierwszych władców Polski. Jest tu i walka o władzę i wpływy, i porwania, uwięzienia w wieży, męskie przyjaźnie, intrygi i sekretne mordy. Jest stary miecz, tajemnica, odnajdywane stare pergaminy i klątwa rodowa. Jest Starsza Krew i wciąż tlące się kulty pogańskie. I to wszystko dzieje się w czasach, wydawałoby się nudnych w polskiej historii, bo dotyczących rozbicia dzielnicowego. <br />
<br />
Akcja opowieści Cherezińskiej toczy się w latach 1272-1292. Na naszych oczach ożywają postaci nieco zapomniane, takie jak Przemysł II, pogrobowiec Przemysła I, książę Starszej Polski. Swego czasu zaczytywałam się "Polską Piastów" Pawła Jasienicy. A jednak czytając "Koronę śniegu i krwi", co i rusz zerkałam do internetowej encyklopedii i musiałam przypominać sobie fakty z życia najważniejszych historycznych postaci, bo i piastowskie powiązania rodzinne są bardzo skomplikowane. Dzięki temu jednak, że pewnych zdarzeń nie pamiętałam, lektura książki była jeszcze bardziej pasjonująca i wciągająca. Cherezińska stara trzymać się faktów, choć trzeba przyznać, że historyczne przekazy kronikarskie bywają wzajemnie sprzeczne. Autorka przyjmuje którąś z prawdopodobnych tez, by snuć dalej swoją opowieść. I robi to świetnie. Ciężko się od jej powieści oderwać. <br />
<br />
Od lektury długo odstraszała mnie okładka książki, wskazywała na powieść fantasy. To nie znaczy, że nie lubię tego gatunku literackiego. Wręcz przeciwnie. Czytałam "Pamięć, Smutek i Cierń" Tada Williamsa, czytałam Andre Nortona, "Władcę Pierścieni" Tolkiena, a także rodzimego "Wiedźmina", ale chyba na jakiś czas mam fantasy dosyć. Dlatego z pewną nieufnością podchodziłam do "Korony...". Gdy jednak zorientowałam się, że fantastyka u Cherezińskiej jest jedynie dodatkiem do fascynującej opowieści o historii Polski, wsiąkłam w nią bez reszty. Elementy fantastyki dodają całej narracji kolorytu. Może zwierzęta herbowe ożywają zbyt często, a powinny jedynie w kluczowych momentach, ale to jedyny motyw, który może nieco drażnić. Uwznioślenie świętej Kingi poprzez obdarzenie ją nadprzyrodzonymi właściwościami wydaje się zabiegiem dość naturalnym. Zresztą to małżeństwo jest jednym z jasnych punktów w plejadzie krwistych postaci książąt piastowskich. Nie tylko zresztą piastowskich. Przed naszymi oczami przewijają się władcy i książęta państw ościennych: złoty król czeski Premysł Ottokar II i jego syn Wacław II, który jest przez autorkę, i pewnie słusznie, pokazany w świetle niezbyt korzystnym, jest i Mechtylda - wiedźma askańska, jeden z czarnych charakterów, a jednak na swój sposób ciekawy, i jej bracia Ottonowie. <br />
<br />
Jednak bohaterami Cherezińskiej są głównie Piastowie. Na pierwszy plan wybijają się: interesujący ambitny Henryk IV Prawy (jakoś zupełnie inaczej go sobie dawniej wyobrażałam), rubaszny pomorski książę Mściwój, waleczny karzeł Władysław zwany Łokietkiem oraz Przemysł II - ten który po dwustu ponad latach odnowił polskie królestwo. Jesteśmy świadkami dojrzewania tego ostatniego do korony. Jak podkreśla autorka, doszedł do niej nie w wyniku krwawej walki, ale pokojowo, rozważnie, poprzez zawieranie właściwych sojuszy, ustępowanie, kiedy walka była bezskuteczna. Ale z pewnością zawdzięczał wiele swemu wujowi, który go wychował - Bolesławowi Pobożnemu oraz arcybiskupowi Jakubowi Śwince (to kolejna świetlana postać w tej opowieści). <br />
<br />
Narracja każdego podrozdziału jest prowadzona z perspektywy innego bohatera, dzięki temu opowieść się nie nuży. Odsłaniają się kolejne elementy układanki, i podobnie jak Jakub Świnka odkrywa swoje pochodzenie, tak i my dowiadujemy się o faktach z przeszłości i po raz kolejny przekonujemy się, że przeszłość ma wpływ na teraźniejszość. Bo jak rozumieć także i to powiedzenie: "Nie daj Boże, zjazd piastowski", co brzmi jak znane powiedzenie: "Gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie"?<br />
<br />
Jak pokonać klątwę rozbicia? Jak zapewnić sobie przychylność sąsiadów? Jak scalić w jedno królestwo oderwane dzielnice? Czy można pogodzić zwaśnione książęta? Okazuje się, że czasem mądrość polega na zawieraniu korzystnych mariaży, a czasem na dobrowolnym wyrzeczeniu się potomstwa, by nie pogłębić rozdrobnienia. A jeśli już o tym mowa, to trzeba przyznać, że życie erotyczne bohaterów powieści jest przedstawione w dość - powiedziałabym - męski sposób. Oj, nie byli świętymi ci nasi Piastowie, skoro godzili miłość do żony (bo i taka na szczęście się zdarzała mimo tego, że zwykle małżonkowie wcześniej się nie znali albo zaręczano dzieci czy nawet niemowlęta) z utrzymywaniem kochanek czy odwiedzaniem zamtuzów ( takich jak powieściowa "Zielona Grota"). Niestety, nie byli od tego ostatniego wolni także biskupi... Zdarzały się także wśród książąt piastowskich przypadki wyciągania mniszek z klasztoru i ich poślubianie. Mimo podejmowania i takich tematów proza Cherezińskiej jest szlachetniejsza niż choćby "Narrenturm" Sapkowskiego, który mnie wyjątkowo zniesmaczył skalą antyklerykalizmu do tego stopnia, że porzuciłam lekturę husyckiej trylogii i do niej już nie wrócę.<br />
<br />
Wracając do Cherezińskiej, z przyjemnością będę śledzić dalsze dzieje Władysława Łokietka i innych Piastów w następnej powieści tej autorki "Niewidzialna korona", która również, jak słyszę, zbiera same pochlebne recenzje. Polecam tę książkę każdemu, kogo fascynuje polska historia, ale także tym, którzy lubią dobrze napisane powieści o dawnych czasach.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-43428305792978794202014-12-23T16:20:00.000+01:002014-12-23T16:20:27.333+01:00Wesołych Świąt!Pogodnych, Zdrowych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie bliskich osób.<br />
Cieszmy się tym, co mamy.<br />
<br />
<iframe width="420" height="315" src="//www.youtube.com/embed/C5LROczmJHg" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2515173650103412252.post-67530487476788671272014-08-12T21:23:00.000+02:002015-02-21T17:06:35.005+01:00The Paradise vs. Mr Selfridge<div style="text-align: justify;"><b>"Wszystko dla pań"</b> ("Au Bonheur des Dames") Emila Zoli to jedna z moich ulubionych książek. Czytałam ją wielokrotnie. Bohaterami tej powieści są Oktaw Mouret - właściciel sklepu z odzieżą i suknami oraz Denise Baudu - skromna pracownica działu konfekcji, którą on zatrudnia. Trzecim ważnym bohaterem jest ten właśnie ogromny wielobranżowy magazyn mody o nazwie "Wszystko dla Pań". Ambitny Oktaw Mouret odziedziczył ten sklep po swojej zmarłej żonie i pragnie uczynić go największym w Paryżu, dba o kontakty z wypływowymi osobami, otwiera co chwila nowe działy, rozszerza asortyment, zatrudniając jednocześnie całą rzeszę pracowników. Jednak warunki ich pracy wcale nie są łatwe, ekspedienci muszą pracować po kilkanaście godzin, część z nich mieszka w specjalnych pokoikach przy magazynie, pryncypał ustala surowe zasady zachowania. Rozwój dużego sklepu wpływa destrukcyjnie na małe sklepiki położone przy tej ulicy i w całej dzielnicy, ich właściciele nie są w stanie konkurować z ogromnym magazynem, który może oferować konkurencyjny towar po znacznie niższych cenach. Drobny okoliczny handel upada, Mouret ma się coraz lepiej, dba o reklamę, zabiega o przychylność dam, które są klientkami jego sklepu. Jego problemem jest jednak słabość do cichej skromnej Denise, która z jakichś powodów nie chce mu ulec....</div><div style="text-align: justify;">Pokrótce tak wygląda fabuła powieści, mogłabym o niej mówić godzinami. To fantastyczna książka, pokazująca ówczesne społeczeństwo francuskie, zmiany, jakie zachodzą w handlu, bogacenie się jednych kosztem drugich. A przy tym te wspaniałe opisy dekoracji sklepowych, sposobów przyciągania klientów, których nie powstydziłyby się obecne supermarkety. No i, co ważne, jest tu ciekawie poprowadzony wątek miłosny. Tyle o powieści, ale teraz chciałabym skupić się na innej kwestii. </div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyvP9ssgCr5rMZXXlGMYWW6mE_9rZzrbnVXwleiMOopGm0igb0WKChsDwqh-JBGiCwVp1npPZrpYFN3ZCIc98koSTD_rOOa8cILOh2pQlx2hXbCUYfWz3uSy5YarXlBJRZ4_TaOfOxuuwY/s1600/The+paradise+2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyvP9ssgCr5rMZXXlGMYWW6mE_9rZzrbnVXwleiMOopGm0igb0WKChsDwqh-JBGiCwVp1npPZrpYFN3ZCIc98koSTD_rOOa8cILOh2pQlx2hXbCUYfWz3uSy5YarXlBJRZ4_TaOfOxuuwY/s320/The+paradise+2.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;">Nie powstała dotąd ekranizacja tej powieści (nie licząc dwóch produkcji z 1930 i 1943 roku, których zresztą nie widziałam), więc z tą większą radością przyjęłam wiadomość o serialu telewizyjnym <b>"The Paradise" </b> (polski tytuł <b> "Wszystko dla pań" </b> ) wyprodukowanym przez BBC. Ta telewizyjna stacja to jednak klasa sama w sobie, zwłaszcza jeśli chodzi o produkcję filmów kostiumowych. Zapowiadało się więc obiecująco. Według scenariusza, młoda i ambitna dziewczyna ze wsi przybywa do przeżywającego rozkwit gospodarczy Newcastle w nadziei, że wujek spełni dawno złożoną obietnicę i zatrudni ją w swoim sklepie bławatnym. Na miejscu Denise odkrywa jednak, że jest to niemożliwe. Sklep wuja stracił większość klienteli na rzecz pierwszego w Anglii domu towarowego otwartego naprzeciw. Wkrótce Denise zostaje tam zatrudniona i poznaje właściciela, Johna Moraya.</div><div style="text-align: justify;">Przeniesienie akcji do Anglii nie przeszkadzało mi zbytnio, tym bardziej, że zdawałam się sprawę, że to serial wyprodukowany na rynek brytyjski. Zdjęcia do filmu powstały w Chester-le-Street, w północno-wschodniej Anglii, a główne role zagrali: Emun Elliott jako John Moray i Joanna Vanderham jako Denise Lovett. Serial zaczęłam oglądać z ogromnym zainteresowaniem i pełna nadziei. Jednak już od pierwszego odcinka przeżywałam coraz większą frustrację, widząc jak scenariusz rozchodzi się coraz bardziej z pierwowzorem książkowym. To uczucie towarzyszyło mi przez cały pierwszy sezon. Później już wiedziałam, że nie mogę patrzeć na tę produkcję jako na ekranizację mojej ulubionej powieści, lecz na historyjkę nieco jedynie wzorowaną na "Wszystko dla pań". Fabuła jest w sumie prosta, akcja toczy się przede wszystkim w dwóch miejscach: w sklepie i w posiadłości zaprzyjaźnionej z Johnem Morayem, Katherine. Zresztą sam sklep, który przecież miał być pierwszym magazynem mody na taką skalę, wydał mi się zbyt mały jak na to co sobie wyobrażałam czytając Zolę. Jest co prawda kilka wątków, które dadzą się oglądać, ale jednak one nie są w stanie poprawić ogólnie średniej oceny całości. Bardzo ciekawa wydawała mi się postać Katherine (w tej roli Elaine Cassidy, która otrzymała nominację do nagrody IFTA jako najlepsza aktorka drugoplanowa w telewizji), a potem lorda Glendenninga (Patrick Malahide), a także oczywiście Jonasa (David Hayman). Jednak nic nie zmieni faktu, że słowa z czołówki: "na podstawie powieści Emila Zoli" są tu dużym nadużyciem. Serial "Wszystko dla pań" miał dwa sezony i na tym poprzestano, prawdopodobnie nie miał on takiej oglądalności, by BBC opłacało się nakręcić trzecią serię.</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZ4biMWp1AcpD0uerZ2rHYpkbDflXN7Hc3_OSFKBRjfI3nD2Ybkc1gxa9N6tHXHefY7TN6lUs02yjyC5fKmgRw0rvslPiX5Ionv7yZPoFPYvl_9Q6vhtGwwOAxOOj3YcYYAVHQNX1-yIxo/s1600/MR+Selfridge+2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: right; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZ4biMWp1AcpD0uerZ2rHYpkbDflXN7Hc3_OSFKBRjfI3nD2Ybkc1gxa9N6tHXHefY7TN6lUs02yjyC5fKmgRw0rvslPiX5Ionv7yZPoFPYvl_9Q6vhtGwwOAxOOj3YcYYAVHQNX1-yIxo/s320/MR+Selfridge+2.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;">Na szczęście odkryłam w tym samym czasie inną produkcję telewizyjną, tym razem to <b>"Mr Selfridge"</b> stacji ITV. </div><div style="text-align: justify;">Choć plakat zapowiadający serial mnie nie urzekł (pan Selfridge wygląda na nim jak jakiś magik w stylu Hudini`ego - tu prezentuję nieco inny plakat), jednak postanowiłam dać filmowi szansę. I muszę powiedzieć, że absolutnie nie pożałowałam, wręcz przeciwnie. Przede wszystkim tym razem, nauczona doświadczeniem, nie oczekiwałam cudów. Od pierwszej chwili wiedziałam, że nie jest to ekranizacja powieści Zoli, lecz historia amerykańskiego wizjonera Harry`ego Gordona Selfridge`a, który otwiera w Londynie na początku XX wieku ekskluzywny dom towarowy, który zmienia oblicze handlu detalicznego. </div><div style="text-align: justify;">W głównej roli wystąpił amerykański aktor Jeremy Piven, jego żonę Rose zagrała aktorka australijska pochodzenia brytyjskiego Frances O'Connor. Ale oprócz perypetii tej pary jest tu dużo więcej interesujących bohaterów i wiele ciekawych wątków, przede wszystkim mój ulubiony trójkąt z uroczą Agnes Towler (gra ją Brytyjka Aisling Loftus), kelnerem Viktorem (Walijczyk Trystan Gravelle) oraz dekoratorem Henrim Leclairem (francuski aktor Grégory Fitoussi). Jak widać to film z międzynarodową obsadą. Wśród innych barwnych postaci, których wątki warto śledzić są: pan Grove i panna Mardle (ciekawie poprowadzono tę postać w drugiej serii), Lady Mae Loxley (Katherine Kelly) i jej małżonek (też interesujący drugi sezon), dziennikarz Frank Edwards (Samuel West) i ekspedientki z działu konfekcji czy brat Agnes - George. Jako honorowi goście sklepu pojawiają się ówcześni celebryci, jak np. podróźnik Ernest Shackleton, primabalerina Anna Pawłowa czy pisarz Arthur Conan Doyle. Nie zabrakło nawiązania do I wojny światowej, która wpłynęła na życie pracowników sklepu.</div><div style="text-align: justify;">Serial mnie wciągnął i wiele rzeczy mi się w nim podobało, od czołówki z fantastyczną muzyką, po wnętrze i wygląd sklepu (właśnie coś takiego sobie wyobrażałam czytając powieść), po niezły poziom aktorstwa, kostiumów, scenografii i scenariusza oraz rozmach inscenizacyjny. Bez porównania z serialem "The Paradise", który na tym tle wypada dużo skromniej, nieco naiwnie i cukierkowo (zakończenie to sam lukier). Oczywiście nie jest tak, że filmowi ITV i scenarzystom nie mam nic do zarzucenia. Nie podobała mi się niekonsekwencja w prowadzeniu postaci Leclaire`a (inny jest w sezonie pierwszym a inny w drugim) oraz wątku jego i Agnes, z kolei u niej raziła mnie różnica między sezonem pierwszym, w którym pod koniec jawiła się jako bardzo pomysłowa i samodzielna dekoratorka, a w drugim sezonie jako trochę bezradna i pozbawiona dawnej inwencji. Domyślam się z czego to mogło wynikać, ale nic nie poradzę na to, że takie niekonsekwencje mnie rażą. Czytałam jakieś opinie widzów, że nie wszystkim podoba się sama tytułowa postać, że Henry Selfridge jest zbyt beztroski, a Piven za mocno w filmie szarżuje, ale ja nie mam do niego właściwie zastrzeżeń, on po prostu jest taki amerykański, w stylu "I`m fine", nawet jakby się waliło i paliło i jakby świat mu się zwalał na głowę, prawie zawsze zachowuje uśmiech i dobrą minę do złej gry. </div><div style="text-align: justify;">Wszystko w tym serialu jest na niezłym poziomie, akcja wciąga i łatwo przyzwyczaić się do postaci i znaleźć swój ulubiony wątek. Ale w sumie sukces "Mr Selfridge" mnie nie dziwi, skoro autorem scenariusza jest Andrew Davies, ten sam, który tworzył inne znakomite filmy i seriale: "Bleak House" (Samotnia), "Little Dorrit" (Mała Dorrit), "Żony i córki", "Dumę i uprzedzenie" (wersja z Colinem Firthem), "Emmę" (1996), "Rozważną i romantyczną" z 2008 r., "Opactwo Northanger" z 2007 r. Jednym słowem mój ulubiony scenarzysta filmów kostiumowych. Polecam więc z czystym sumieniem. Projekt powstał na podstawie książki "Shopping, Seduction and Mr. Selfridge" Lindy Woodhead.</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1VMMGPeSMSGmzaaFH25grOEo_q5k4d7P6HTvVNOe-fL6YLab43QmpZSQpQ-bkTThEDynkTS44ck1ifPjxJthQeLl-qClVcWJQK-qJC6Koq67z4AtJXIeh6C09KFHmJg23y9fFGGzmQYQX/s1600/Henri+i+Agnes.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1VMMGPeSMSGmzaaFH25grOEo_q5k4d7P6HTvVNOe-fL6YLab43QmpZSQpQ-bkTThEDynkTS44ck1ifPjxJthQeLl-qClVcWJQK-qJC6Koq67z4AtJXIeh6C09KFHmJg23y9fFGGzmQYQX/s320/Henri+i+Agnes.jpg" /></a></div>Serial mnie urzekł. I chyba nie tylko mnie, gdyż po dwóch sezonach zapowiedziano trzeci.Gosiahttp://www.blogger.com/profile/15571247728387919874noreply@blogger.com3