sobota, 29 lipca 2017

Eryk Ostrowski i "Tajemnice Wichrowych Wzgórz"

Postać Branwella Bronte była mi wcześniej na tyle daleka, że zastanawiałam się, czy w ogóle sięgnąć po tę książkę, po tym jak Eryk Ostrowski ujawnił, że właśnie jemu poświęci teraz swój czas. Byłam oczywiście po lekturze biografii rodzeństwa pióra Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej ("Na plebanii w Haworth"), Elizabeth Gaskell ("Życie Charlotte Bronte") i oczywiście wcześniejszej książki Eryka Ostrowskiego "Charlotte Bronte i jej siostry śpiące". Wszystkie te biografie były wybitne, ale w dwóch pierwszych Branwell Bronte jawił się jako człowiek straconych szans i talentów, pijaczyna z długami, opiumista, który uprzykrzał życie swoim najbliższym.

Dogłębne studia Eryka Ostrowskiego nad tematem, jak i jego literackie pióro dowiodły dwóch rzeczy: że Branwell Bronte to zupełnie inny człowiek niż opisywali dotychczasowi biografowie, a opis jego życia może być bardzo ciekawą lekturą. Książka jest mniej bogato ilustrowana niż poprzednia, więc żeby zobaczyć opisywane przez Ostrowskiego rysunki i obrazy Branwella zaglądałam do internetu. Na szczęście na końcu publikacji są linki do stron zawierających dzieła Branwella. A okazuje się, że warto do nich zajrzeć. O tej części działalności brata słynnych sióstr mało wcześniej wiedziałam, bo ten wątek był słabo eksponowany. A tymczasem Branwell Bronte to utalentowany malarz, świetny portrecista, poeta, tłumacz, dusza towarzystwa, człowiek z poczuciem humoru, czasem co prawda wisielczym. Niektóre jego utwory poetyckie są zresztą w książce zamieszczone, po raz pierwszy w Polsce przetłumaczone przez Dorotę Tukaj.

Eryk Ostrowski uważa, że Branwell Bronte został celowo i jakby za karę wykreślony przez Charlottę jako autor najsłynniejszej powieści sióstr Bronte - "Wichrowych Wzgórz". To wykreślenie symbolizuje m.in. słynny obraz na którym widoczne są trzy siostry Bronte, a pośrodku widnieje smuga cienia - to pozostałość po jego sylwetce. Podobnie było z napisaną przez niego powieścią, przypisano ją komuś innemu, siostrze Emily, której życie kręciło się wokół plebanii i która nie byłaby w stanie stworzyć takich bohaterów i takiego dzieła.
On jako jedyny z rodzeństwa mógł w książce umieścić dialogi pisane dialektem yorkshirskim, a nie wszyscy wiedzieliśmy, że są w tej powieści takie właśnie passusy, co pokazuje nowe tłumaczenie dokonane przez Piotra Grzesika. Autorka najbardziej znanego przekładu "Wichrowych Wzgórz" Janina Sujkowska zamieniła te fragmenty na język literacki i tak dotąd ta powieść u nas funkcjonowała.
Co ważne, Eryk Ostrowski pokazuje wątki powieści, które już wcześniej pojawiały się w twórczości Branwella. Co ciekawe, jeden z jego przyjaciół wspominał, że Branwell czytał mu fragment "Wichrowych Wzgórz", zanim książka ukazała się drukiem.
Ostrowski sugeruje także współautorstwo "Shirley". Faktycznie ta powieść rozpada się na dwie części, z której ta pierwsza jest - moim zdaniem - ciekawsza.

Przez długi czas brat i siostra, Branwell i Charlotte tworzyli wspólny literacki świat Angrii, jednak w pewnym momencie ich drogi życiowe się rozminęły. Punktem krytycznym był moment, gdy oboje zakochali się w osobach, które były w związku małżeńskim z kimś innym. Charlotte zdusiła w sobie uczucie do nauczyciela Constantina Hegera i dała mu tylko upust w twórczości, a Branwell, który zakochał się w pani Robinson, nie był w stanie tego uczynić. Może przyczyną jej późniejszej niechęci była pogarda dla słabości brata?

Dlaczego Charlotte wolała ukryć tożsamość autora powieści "Wichrowe Wzgórza"? Czy Branwell miał córkę? Na co naprawdę umarło rodzeństwo Bronte? Dlaczego mit Emily wciąż jest żywy?

Eryk Ostrowski w swojej książce przeprowadza drobiazgowe śledztwo, snuje hipotezy, przytacza argumenty. "Tajemnice Wichrowych Wzgórz" mimo swojej objętości czyta się lekko i z emocjami, które od lat towarzyszą twórczości i życiu sióstr Bronte.

środa, 31 maja 2017

Eliza Orzeszkowa: Pamiętnik Wacławy

Bohaterka jest panną z dobrego domu, ale zarazem owocem mezaliansu. Matka – wielka dama wyszła za mąż za profesora Politechniki, naukowca, pozytywistę, któremu próżniacze życie arystokracji wydaje się wstrętne. Oboje rodzice ogromnie kochają córkę, ale każde z nich inaczej widzi jej drogę do szczęścia. Od lat żyją w separacji, ale zgodnie z wcześniejszą umową córka po ukończeniu pensji ma najpierw spędzić rok u matki, a potem rok u ojca.

"Pamiętnik Wacławy ze wspomnień młodej panny ułożony" powstał w 1871 roku, a więc w chwili rozkwitu powieści tendencyjnej. Powieść tendencyjna miała pełnić funkcje wychowawcze, dostarczając czytelnikom słusznych i właściwych, w przekonaniu autora, wzorców postaw i zachowań.
Obraz rysowany w tej powieści jest tendencyjny, moralizatorstwo drażni, ale jednocześnie są tu znakomicie zarysowane postaci takie, jak Rozalia. Jej wątek pełen namiętnej pasji mógłby odnosić się do zdania reklamującego tę książkę jako "powieści dla miłośników literatury w stylu Charlotte Brontë!". Jednak główna bohaterka Wacława na postać z Bronte nie bardzo się nadaje. Może w większym stopniu, jak to ktoś zauważył, na bohaterkę prozy Elizabeth Gaskell. Są i inne interesujące postaci w tej powieści, niektóre o silnej osobowości, tak jak babka Hortensja, inne o słabej, jak babka Ludgarda czy matka głównej bohaterki.

"Pamiętnik Wacławy" to typowy bildungsroman (powieść o kształtowaniu się). Nierówna to książka, obok długich i chwilami może nieco nużących rozdziałów, które mają oddać upływający czas i pokazać dojrzewanie głównej bohaterki, są fragmenty i sceny świetne, które podnoszą emocję do wysokiego C i zapierają oddech. Jest na ponad 700 stron kilka-kilkanaście takich dramatycznych momentów.

Odnosząc się do wspomnianego w streszczeniu podziału na świat ojca i świat matki, warto zauważyć, że mimo że narratorka uznaje ten pierwszy za lepszy, to w samej powieści jest on potraktowany marginalnie. Nie poznajemy go z bliska, a znamy tylko ze skrótowej relacji Wacławy, sprowadzonej raczej do skutków (przebywania z ojcem i w jego świecie), a nie do samego procesu. Świat matki za to jest oddany drobiazgowo, z całym korowodem różnych postaci, które bohaterka poznaje i z którymi przebywa, ze stopniowo zdobywanym przez Wacławę doświadczeniem, z przeżyciami, nadziejami, porażkami i rozczarowaniami.

Akcja przenosi się z posiadłości ziemskiej do miasta (przypuszczalnie chodzi o Wilno), poznajemy środowisko ludzi zamożnych, w którym liczą się: pozycja, majątek, konwenanse, a szczęście odgrywa drugorzędną rolę. Panny na wydaniu praktycznie nie decydują same o wyborze przyszłego małżonka, pozostawienie Wacławie przez matkę wolnej ręki w tej kwestii jest uznawane przez towarzystwo za dziwactwo, a przecież taka postawa wynika z miłości do córki. Trochę drażniła mnie sztuczność imion męskich bohaterów: Ludomir, Agenor. Być może był to celowy zabieg, gdyż ci pozytywniejsi bohaterowie mieli swojskie imiona: Franciszek, Władysław, Witold. Niestety, ten ostatni, bardzo obiecujący, przewija się migawkowo w tej powieści, a nawet wtedy, gdy mamy prawo uznać, że wreszcie poznamy go bliżej, akcja przyspiesza i streszcza się do krótkiej o nim wzmianki, co może budzić spore rozczarowanie. A przecież potencjał był olbrzymi, bo wydawał się od początku intrygującą i interesującą postacią. Nie wiemy tak naprawdę, w jaki sposób zarządzał swoją posiadłością, dostajemy jedynie sielankowy obraz z daleka, Witold nie przemawia swoim głosem, słyszymy jedynie zdawkową relację narratorki.

To nie postaci pozytywne są w tej powieści opisywane ze szczegółami. Chodzi głównie o pokazanie pustego świata arystokratycznych elit, w którym uleganie konwenansom, udawanie i teatralna egzaltacja są czymś integralnym i codziennym, a ludzie, którzy cenią pracę i inne wartości - odszczepieńcami, tak jak Witold. Cieplej w powieści od tego świata pustki i obłudy są przedstawiani - słowami głównej bohaterki - ludzie utrzymujący się z pracy rąk własnych, ale z kolei rzadko mówią swoim głosem. Wacława często mówi o słowach ojca, ale właściwie nie są one cytowane, prócz jednego listu.

Mimo tych wszystkich zastrzeżeń "Pamiętnik Wacławy" przeczytałam z zainteresowaniem, ze względu na ciekawe postaci, wątki i sceny, w których przebija talent pisarski Elizy Orzeszkowej.

wtorek, 9 maja 2017

When call the heart...

Zanim opowiem o serialu "When call the heart", powstałym na motywach książki o tym samym tytule, kilka słów wstępu. Pisarka Janette Oke to córka pionierów, urodzona w kanadyjskim stanie Alberta w 1935 roku. Jest autorką ponad 70 powieści, z których 32 zostało przetłumaczonych na 14 języków. Jest laureatką nagród Stowarzyszenia Wydawców Chrześcijańskich za znaczący wkład w literaturę. Ma fanów na całym świecie.

O tej kanadyjskiej pisarce dowiedziałam się kilka lat temu po obejrzeniu filmu "Miłość przychodzi powoli" (Love come softly).
Jego fabuła jest prosta: młode małżeństwo: Marty i Aaron Claridge'owie wyruszają na Zachód w poszukiwaniu miejsca na dom i na założenie rodziny. Niestety Aaron ginie. Jako że zima jest coraz bliżej, Marty nie ma możliwości powrotu na Wschód. Samotny wdowiec - Clark Davis, wychowujący około dziewięcioletnią córkę Missie, proponuje, by Marty wyszła za niego za mąż i przeczekała w ten sposób do wiosny. W zamian za opiekę nad domem i nad Missie oferuje jej dach nad głową. Marty zgadza się, ale dość niechętnie, bo wciąż jest jej trudno pogodzić się ze stratą ukochanego męża. Związek Clarka i Marty miał być małżeństwem z rozsądku, czas pokaże czy to się zmieni...

To prosty, ale wzruszający film o miłości. W głównych rolach wystąpili: Katherine Heigl - Marty Claridge, Dale Midkiff jako Clark Davis (taka ciepła, sympatyczna postać mężczyzny, na którym można się oprzeć) i Skye McCole Bartusiak - Missie Davis.
Książka na podstawie której nakręcono ten film jest trochę inna, pewne elementy (m.in. wiek Missy) zostały zmienione, ale w wymowie całość jest podobna. Akcja jest niespieszna, uczucia proste. Piękna opowieść o ludziach, którzy żyją w zgodzie z Bogiem i naturą.
Powstały kontynuacje tej historii, niektóre już zresztą częściowo sfilmowane: "Love`s Enduring promise" (Obietnica miłości), "Love`s Long journey" (Miłość - wędrówka bez kresu), "Love`s Abiding joy" (Miłości wieczna radość) oraz "Love's Unending Legacy" (Miłość trwa wiecznie), a także "Love's Unfolding Dream", "Love Takes Wing" i "Love Finds a Home'.
Janette Oke specjalizuje się w takich cyklach opowieści wokół jednej rodziny.
https://www.fantasticfiction.com/o/janette-oke/

Drugą taką serią, która wyszła spod jej pióra jest "Canadian West" czyli "When call the heart". Kiedyś przypadkowo, chyba na Hallmarku, obejrzałam fragment jednego odcinka ekranizacji tej opowieści, w którym pojawiał się kanadyjski policjant w czerwonym mundurze, a główną bohaterką była nauczycielka. Trochę mi to przypominało "Doktor Quinn": koniec XIX wieku, Dziki Zachód, ona - nowa w mieście, musi się zmierzać z kolejnymi problemami w małym miasteczku, on służy jej pomocą, jest mała lokalna społeczność, która trzyma się razem mimo trudności.
Miałam do tego filmu wrócić, ale minęły lata i o tym zapomniałam.

A teraz okazało się, że "When call the heart" to już 4 serie po kilkanaście odcinków! Muszę uczciwie przyznać, że pochłonęłam całość dość szybko, choć nie uniknęłam pewnej frustracji.
Pierwsza seria podobała mi się najbardziej, była naturalna, prosta, postaci niewymuszone, stroje z epoki, raczej skromne, odpowiednie dla małego górniczego miasteczka, główne postacie bezpretensjonalne, akcja spokojna, bez fajerwerków, ale przyjemna w odbiorze. Problemy przed którymi stoją bohaterowie są do rozwiązania.
Drugi sezon mnie mocno zirytował do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy w ogóle oglądać dalej ten serial. Nie wiem czy tak jest w pierwowzorze książkowym, ale nagle część akcji przenosi się do dużego miasta Hamilton, skąd pochodzi główna bohaterka, grana przez Erin Krakow i mamy całkowity przeskok, jeśli chodzi o ubrania, choć mija zaledwie kilka miesięcy. Rewia mody niemal z lat 30. XX wieku! Tak jakby realizatorzy chcieli zrobić z tego jakiegoś tasiemca w stylu "Dynastii" czy "Mody na sukces". Niestety część obsady z serii pierwszej znika, wśród nich kilka mieszkanek miasteczka, które moim zdaniem miały potencjał fabularny i niektórzy z uczniów. Wprowadzono nowe postacie, tak jakby twórcom wydawało się, że im więcej młodych aktorek w filmie tym lepiej.
Na szczęście w dwóch kolejnych sezonach sytuacja ulega poprawie. Co prawda, niestety, pozostają stroje przypominające współczesne, ale następuje powrót do spokojnego życia miasteczka Hope Valley. Niektóre z nowych postaci zostają na stałe, jak choćby Bill Avery, i urozmaicają fabułę, jeszcze inne, wcześniej mocno irytujące, jak Rosemary LeVeaux, stają się bardziej pogłębione i zabawne.
Po obejrzeniu czterech serii z pewnością będę czekać na piąty sezon, który ma pojawić się w przyszłym roku.
Magnesem produkcji jest oczywiście główna para czyli Elizabeth Thatcher (Erin Krakow) i Jack Thornton (tak! Thornton! Tak jak bohater "Północ i południe" Elizabeth Gaskell. Czy to nie zabawne?) czyli Mountie Jack - sympatyczny kanadyjski policjant górski (w tej roli Daniel Lissing), historia miłosna tej pary jest niespieszna i dobrze, bo jest co oglądać.
Obok nich są też inne ważne postacie takie, jak przyjaciółka Elizabeth - Abigail Stanton, dobry duch miasteczka, której perypetie (i kolejne wyzwania, których się podejmuje) są równie ważne w tej serii oraz osoby, które są z nią w jakiś sposób związane: intrygujący policjant Bill Avery, tajemniczy pastor Frank Hogan, zły-dobry Henry Gowen itd. itd. Nowym bohaterem w serialu jest przystojny lekarz, więc atrakcji nie zabraknie.
"When call the heart" pokazuje, że najważniejsza jest odwaga, uczciwość, zaradność i wiara oraz wsłuchanie się w głos serca, a ktoś kto zbłądził zawsze może dostać drugą szansę.

Ktoś powie, że opowieści Janette Oke są zbyt sielankowe, ale od jakiegoś czasu przyjemnie mi się ogląda takie produkcje.

Wiem, że istnieje także inna jednoczęściowa ekranizacja "When call the heart", ale nie miałam okazji jej obejrzeć.


sobota, 18 marca 2017

Emma z Jeleńskich Dmochowska "Panienka"

Do zainteresowania postacią i twórczością Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej zachęciła mnie opinia zamieszczona na blogu Kresy zaklęte w książkach. Polska pisarka była tam określona jako "kresowa Jane Austen". Porównanie mnie zafrapowało, opisane fabuły zaciekawiły i postanowiłam zapoznać się z twórczością tej autorki.

Emma Jeleńska urodziła się w 1864 roku w Komarowiczach na Polesiu. Odebrała staranne wykształcenie, w kraju i za granicą, które jednak nie sprawiło, że przesiaknęła duchem kosmopolityzmu. Była przywiązana do rodzinnych stron, o czym świadczy fakt, że zebrała pieśni, podania i przysłowia poleskie i wydała opis etnograficzny pt. „Wieś Komarowicze w powiecie mozyrskim”. Założyła w swoich dobrach dwie tajne szkoły polskie dla dzieci dworskiej służby i kolonizatorów - Ślązaków. Założyła także wiejski sklep. Jednak rodzina nie utrzymała się w majątku, który został sprzedany, co było dla młodej dziewczyny dramatem, który odbije się w jej utworach, i przeniosła się do Wilna. Tam Emma wyszła za mąż za Kazimierza Dmochowskiego. Na nowym terenie zajmowała się działalnością społeczną - organizowała tajne polskie szkoły i kursy dla polskich nauczycielek ludowych, opublikowała „Podręcznik pogadanek z kobietą z ludu” (była to zbiorowa praca »Koła równouprawnienienia kobiet w Wilnie, wydana przez Emilię Węsławską)). Była założycielką i prezesem "Związku Patriotycznego Polek". W 1908 roku została redaktorką pisma "Zorza Wileńska”, w którym ostrzegano rodaków, aby nie posyłali dzieci do szkół cerkiewnych, bo dzieci się rusyfikują, za co została osadzona w więzieniu na Łukiszkach. Po wyjściu z więzienia redagowała ten sam tygodnik, tym razem pod nazwą "Jutrzenka" z dodatkiem dwutygodniowym dla dzieci pt. "Nasza Grządka". Podczas I wojny światowej wydawała pismo "Unia". Zmarła 24 stycznia 1919 roku w Wilnie (w styczniu toczyły się walki z bolszewikami, którzy następnie weszli do miasta), i została pochowana na cmentarzu na Rossie.

Pierwsze moje spotkanie z twórczością Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej to powieść "Panienka", którą udało mi się okazyjnie zakupić i absolutnie tego nie żałuję, choć okładka mogła zniechęcić. Klimat powieści może nie z Jane Austen, bo inna epoka, inne realia, ale raczej z rodzimej Marii Rodziewiczówny. Skojarzenia same się nasuwają. Obie pisarki, związane z Polesiem, były nazywane strażniczkami Polski na kresach, obie opisywały te ziemie i jej mieszkańców. Tytułowa bohaterka "Panienki" - Jadwiga w młodym wieku, tak jak sama Rodziewiczówna, musiała zająć się gospodarstwem - dworem szlacheckim, folwarkami i całym otoczeniem. Zadłużony majątek usiłowała wyciągać z tarapatów finansowych, sama doglądać wszystkiego. Obie można byłoby, tak jak Jadwigę, nazywać emancypantkami, tyle że w przypadku Rodziewiczówny nigdy takie określenie nie padało, zbyt była tradycyjna w poglądach społecznych, w swoim katolicyzmie. Taka postawa nie pasuje do wyobrażeń współczesnych feministek. W przypadku "Panienki" skojarzenia mogą być jeszcze inne, choćby postać matki bohaterki, którą można by porównać do Emilii Korczyńskiej z "Nad Niemnem", podobnie jak ona zamyka się w swoim świecie, wymaga uwagi i opieki, sama cierpi fizycznie i psychicznie, ale i męczy swoje otoczenie.

Jadwiga Wielogrodzka nie jest narratorką tej powieści, oglądamy ją głównie oczami młodego lekarza Leona Kańskiego, który przybywa do wsi, by odbyć konieczne praktyki, zanim zacznie pracować w klinice wujka w Petersburgu. Traktuje to zesłanie jak pańszczyznę, mieszkających tu ludzi jako osobliwości, myśli o jak najszybszym opuszczeniu okolicy, w której się nudzi, marzy o karierze lekarza w mieście. Z czasem jednak zaczyna doceniać uroki Kresów i zaprzyjaźnia się z panienką ze dworu, a nawet zaczyna ją podziwiać. Przed naszymi oczami przesuwa się cała galeria postaci, związanych z kresowym dworem, rezydenci Hrabowa: ciocia Basia, która zajmuje się domem, stara panna Malwina, lubiąca czytać romanse, stryj Onufry, uczestnik powstania styczniowego, "złamany życiem i szukający zapomnienia i spokoju", który zajmuje się botaniką i porządkowaniem archiwum powiatu, stary rotmistrz, student Jaroński, który jest nauczycielem 10-letniego braciszka Jadwigi - Tadzia, stary Michałko, wreszcie rządcy - Wilczak oraz Baskowski, i okoliczni chłopi oraz Żydzi, z którymi prowadzi się interesy. Są i okoliczni ziemianie, którzy borykając się z różnymi problemami walczą lub poddają się i opuszczają rodzinne majątki. W Muchowiczach mieszka Czesław Muchowiecki, zauroczony uroczą sąsiadką, a za rzeką strojne panny Żalińskie: Lola i Pola, które matka chce wydać dobrze za mąż.

Jadwiga, która przejmuje zarządzanie dworem po zmarłym ojcu musi sobie sama radzić ze wszystkim, liczyć pieniądze, myśleć o dzierżawach, spłatach, podejmować decyzje, a jedyną pomoc znajduje u mieszkającego niedaleko wujka Karola. I jeszcze do tego musi finansować karierę wojskową starszego brata w Petersburgu i opiekować się chorą matką. Prawdziwy heroizm młodej dziewczyny. Traktuje to jako obowiązek, zobowiązanie wobec przodków i ojca, z którym jako dziecko objeżdżała całe gospodarstwo. Jadwiga ma nadzieję, że brat wróci w rodzinne strony i dopomoże jej w tej ciężkiej pracy, która czasem ją przerasta, ale czy Gucio rzuci karierę wojskową i będzie chciał zamknąć się w ciasnym kręgu poleskiego dworu? A może miłość sprawi, że ona sama znajdzie swój cel gdzie indziej?

Nie jest to ckliwa opowieść, a wątek miłosny nie jest tu najważniejszy. Kwintesencją i przesłaniem tej książki są słowa: "I zdawało się, że ten dwór stary i ta kaplica to jakaś twierdza warowna, jakaś wysunięta na dalekiej granicy placówka, że te wysmukłe topole to jacyś rycerze niezłomni".

Wciągnęła mnie ta powieść, byłam ciekawa jak się historia skończy. Zaprzyjaźniłam się z głównymi bohaterami i żal mi ich było opuszczać.
Powieść "Panienka", która powstała w 1899 roku, wygrała w konkursie im. Bolesława Prusa zorganizowanym przez „Kurier Codzienny” (nagrodą było tysiąc rubli). W PRL od 1951 roku wszystkie utwory Emmy Dmochowskiej objęte były zapisem cenzury, podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek, jej nazwisko nie pojawiało się w książkach o literaturze polskiej, od nowa zaczęto ją wydawać dopiero po przemianach 1989 roku. Jak widać, patrząc na dołączoną na dole bibliografię, jej nazwisko wydobywa się z niebytu, powraca pamięć o jej twórczości i działalności społecznej.

1. Emma Dmochowska (Wikipedia).
2. Emma z Jeleńskich Dmochowska – kresowa Jane Austen. (Blog o książkach i nie tylko)
Przedruk w: Emma z Jeleńskich Dmochowska – kresowa Jane Austen. (blog "Kresy zaklęte w książkach).
3. Katarzyna Górska-Fingas. Polska Jane Austen (Teologia Polityczna).
3. Emma z Komarowicz na Polesiu (Echa Polesia).
4. Ludwika Życka, Wanda Niedziałkowska-Dobaczewska, Emma Jeleńska Dmochowska, strażniczka kresowa, Kraków 1932.
5. Cz. J., In memoriam Emmy z Jeleńskich Dmochowskiej, w: "Słowo" nr 20, rok 1929, s. 2-3.
6. Zdzisława Mokranowska, Emma Jeleńska-Dmochowska dzisiaj. Między Rodziewiczówną a harlequinem? w: Literatura niewyczerpana. W kręgu mniej znanych twórców polskiej literatury lat 1863-1914. Kraków 2014.
7. Ostatni akcent jesieni [Renowacja kwatery Dmochowskich] (Strona Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą).

sobota, 4 marca 2017

Izabela Czartoryska: Dziennik podróży po Anglii i Szkocji w roku 1790

Czytana kilka lat temu książeczka "Dyliżansem przez Śląsk: dziennik podróży do Cieplic w roku 1816" zachęciła mnie do poznania innej relacji z podróży księżnej Izabeli Czartoryjskiej. I to podwójnie zainteresowała, gdyż to relacja z wycieczki po Anglii i Szkocji. Książka to niezwykła, wydana z wielką pieczołowitością, opatrzona ilustracjami, opracowana przez Agnieszkę Whelan i z napisanym przez nią wstępem. Trzeba dodać, że na końcu zamieszczono faksymile rękopisu, który jest własnością Fundacji XX. Czartoryskich.

Na przełomie XVIII i XIX wieku podróże były bardzo modne, wydawano mapy i przewodniki, które miały wspomagać wojażerów. Izabela Czartoryska wcale jednak nie cieszyła się tym wyjazdem, gdyż myślami była wciąż w Polsce, gdzie rozgrywały się ważne wydarzenia polityczne. Zdecydowała się jednak towarzyszyć swojemu synowi Adamowi Jerzemu, dla którego ta podróż miała cel edukacyjny. Oczywiście nie wyjeżdżali sami, towarzyszyli im: nauczyciel syna księżnej Izabeli, bibliotekarz, służąca, ulubiony kozaczek księżnej oraz zaufany księcia kawaler Richard O`Raison, który służył jako pilot wycieczki, jak wynika z dziennika, zajmował się m.in. logistyką.

Podróżnicy odwiedzali nie tylko posiadłości ziemskie: pałace, zamki, dwory, opactwa, kościoły, zwiedzali także fabryki, kopalnie, manufaktury, oglądali mosty. Zapoznawali się z angielskimi nowinkami technicznymi. Celem wycieczek były również wodospady i inne cuda natury. Księżna notowała w dzienniku wrażenia związane z odwiedzanymi miejscami, wymieniała obrazy oglądane w rezydencjach, dokonywała zwięzłych ocen, nie stroniąc od opinii na temat spotykanych ludzi. Zwracała uwagę oczywiście na otoczenie rezydencji, a zwłaszcza na tereny zielone i architekturę ogrodową.

Na trasie pokonywanej przez podróżników było wiele znanych zamków i pałaców, takich jak uwieczniona w filmie "Duma i uprzedzenie" z 2005 roku XVIII-wieczna rezydencja Stourhead, położona w hrabstwie Wiltshire, czy Edynburg (to w nim kręcone były niektóre sceny filmu "North and South" Elizabeth Gaskell) oraz Manchester - jeden z najważniejszych ośrodków przemysłowych Anglii, kolebka przemysłu włókienniczego (nasuwa się oczywiście na myśl fabryka pana Thorntona) oraz słynne Bath, ze wspaniałą Royal Crescent, które pojawia się w powieściach Jane Austen. Warto też wspomnieć o szkockiej części podróży, księżna Izabela odwiedziła szkockich górali, a nawet jadła posiłek nad jeziorem Loch Long. Zwiedzała także miejsca związane z Marią Stuart. Jak pamiętamy z "Dumy i Uprzedzenia", oglądanie posiadłości ziemskich nie było wówczas czymś niezwykłym, a Izabela Czartoryska nie była gościem zwyczajnym, była arystokratką, miała rekomendacje, otwierały się przed nią drzwi zamknięte dla innych, poznawała wielu ludzi, w tym znanych przemysłowców angielskich.

Nie byłabym sobą, gdybym nie śledziła na mapie tej peregrynacji księżnej Izabeli, konfrontowałam opisywane miejsca z ich obecnym wyglądem. Oczywiście wiele z rezydencji istnieje do dziś, niektóre są w całkiem dobrym stanie, część objęta jest opieką National Trust (brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną zabytków i przyrody w Anglii, Walii i Irlandii Północnej). Niestety, niektóre obiekty zniknęły lub uległy daleko idącej zmianie, one same lub ich otoczenie. Trudno się dziwić, w końcu minęło ponad 200 lat.

Po przeczytaniu tego dziennika z podróży po Anglii i Szkocji, a także tej późniejszej z 1816 roku do Cieplic można nabrać dużo ciepłych uczuć do księżnej Izabeli jako polskiej patriotki. Ale warto przypomnieć, że to ta sama kobieta, która jako mężatka miała niemal każde dziecko z innym mężczyzną, w tym z ambasadorem rosyjskim Repninem, sprawującym faktyczną władzę nad Polską jako bezpośredni wykonawca woli carycy Katarzyny II, a który w 1794 był naczelnym dowódcą wojsk rosyjskich walczących z powstańcami oraz autorem tekstu aktu abdykacji podpisanego w 1795 w przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Księżna w młodości z pewnością nie była tak szacowną damą, jaką oglądamy w jej relacjach z wojaży. Gdzież tu porównywać ją z Elizą z Branickich Krasińską, która choć zdradzana przez męża, zawsze zachowywała się z godnością i nie w głowie były jej romanse. Księżnej Izabeli można zarzucić ponadto unieszczęśliwienie własnego dziecka - Marii, którą wbrew jej woli wydała za Ludwika Wirtemberskiego, człowieka zupełnie jej niegodnego. Syn księżnej Adam Jerzy, któremu towarzyszyła w tej zagranicznej podróży, będzie później przyjacielem i doradcą cesarza Aleksandra I oraz ministrem spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego. Uświadomienie sobie tych faktów pozwala spojrzeć nieco z dystansu na postać "Pani na Puławach", choć nie można odmówić jej zasług.

Mimo tych zastrzeżeń, powinniśmy być wdzięczni, że zachowały się dzienniki z jej podróży i zostały tak pięknie wydane. Kilka lat temu opisywałam "Dyliżansem przez Śląsk". Warto wspomnieć, że ta książeczka kilka lat temu ukazała się ponownie, w serii "Skarby Biblioteki Narodowej" (za wydaniem Ossolineum, z 1968 r.) opatrzona wstępem i przypisami Jadwigi Bujańskiej. Obie pozycje polecam. "Podróż do Anglii i Szkocji" to dowód na to, że Polacy byli ciekawi świata i potrafili czerpać z dorobku innych kultur europejskich. Księżna Izabela przywiozła z tych wojaży nie tylko miłe wrażenia, ale potrafiła zaszczepić pewne rozwiązania w rodzinnym kraju.