czwartek, 9 lipca 2009

Śladami Kingi Choszcz

"Prowadził nas los" - pięć lat spędzonych w drodze. Świat niemal cały objechany autostopem. Podróż, co wzięła się z marzeń dwojga młodych ludzi (Kinga Choszcz i Radosław Siuda "Chopin"), którzy mieli odwagę po prostu je spełnić. W zasadzie bez planu, w zasadzie bez pieniędzy - z ufnością w łaskawość losu oraz z wiarą w ludzi. [..]Ogromny materiał, w formie dziennika zgromadzony w Internecie, starczyłby na kilka grubych tomów. Bolesne cięcia, setki odrzuconych zdjęć... Autorce udało się jednak ocalić - w tym co pozostało - ducha tej podróży. Ideę poznawania świata poprzez ludzi, w których życie wkraczali oboje nieustannie - na krócej bądź dłużej. Smakowali przecież codzienność prostego wieśniaka z gór Boliwii, japońskiego lekarza czy tybetańskiego mnicha. Snuli refleksje nad życiem, rozciągnięci w hamakach zrelaksowanych Indian Kuna na wyspach San Blas i walczyli o byt, dusząc się smogiem, wśród zabieganych Tajwańczyków. W sumie - przeżyli solidny kawał prawdziwego życia. To właśnie - nie widoki czy słynne budowle - jest solą tej książki.
"Moja Afryka" - Kinga Choszcz za swoją pięcioletnią podróż autostopem dookoła świata otrzymała w roku 2004 "Kolosa" - najbardziej prestiżową nagrodę podróżniczą w Polsce. W tamtej podróży musiała pominąć Afrykę i od dnia powrotu myślała nad realizacją tego planu. Druga i niestety już ostatnia książka Kingi Choszcz powstała na podstawie jej relacji z samotnej podróży do Afryki. W czasie tej podróży autorka zmarła na malarię. Na nasze szczęście jej bardzo obszerny internetowy pamiętnik, który powstawał na bieżąco w czasie podróży zawiera opisy niemal wszystkich odwiedzonych miejsc oraz napotkanych ludzi a także przebogatą dokumentację fotograficzną.


Podziwiam ludzi, którzy realizują własne marzenia i którzy mają odwagę podążać ich śladem. Te dwie książki o tym właśnie mówią - o poznawaniu świata, o wielkiej podróży. Można oczywiście narzekać, zwłaszcza czytając pierwszą z tych książek, co to za poznawanie świata, gdy podróżnicy przemierzają ogromne przestrzenie autostopem, widząc je jedynie z perspektywy szosy czy drogi, z rzadka zatrzymując się na dłużej. Druga książka nieco takie wrażenie modyfikuje, bo w podróży po Afryce jest więcej spotkań z człowiekiem i odmienną kulturą, ale może to tylko złudzenie, bo podróż i książka jest krótsza.
Jednak obie się bronią, bo obie są tak samo ciekawe. Oczywiście można się zastanawiać, czy było warto, skoro autorka przypłaciła swoją pasję życiem? Czy zawsze była rozsądna, idąc ufnie za napotkanym człowiekiem, który proponował nocleg? To że nic jej się wcześniej nie stało, uważam za niemal cud (samotna kobieta w Afryce!), bo przebywała w niebezpiecznych miejscach, bo spotykała tylu ludzi, którym niemal bezgranicznie ufała... Żywiła się w ich domach, spała w ich łóżkach, czasem dzieliła ich życie.
Treścią tej książki (tak samo jak pierwszej) są właśnie spotkania z ludźmi, bardziej niż zwiedzanie pięknych miejsc.
Można się oczywiście zastanawiać nad tym, czy pisanie o nielegalnym przekraczaniu granic, w momencie kiedy wiadomo, że podróż śledzą w internecie (a potem czytają te dzienniki w formie już wydanej książki) setki czy tysiące osób, które będą się potem wzorować na bohaterach, jest rozsądne. Owszem, wizy nie są czymś co lubimy, bo ograniczają swobodę podróżowania, ale chwalenie się tym, że wędruje się nielegalnie po jakimś kraju... Prawo nie jest po to, żeby je łamać...
Także wegańska dieta, którą Kinga w swoich książkach tak bardzo reklamuje, jak sądzę, nie jest dla wszystkich. Zastanawiałam się cały czas, czy nie pozbawiała ją ona sił potrzebnych w podróży, tym bardziej, że podobno leżąc w szpitalu w Ghanie była bardzo wychudzona.
Zostaje jeszcze sprawa nastolatki z Ghany, która została wykupiona przez Kingę za 50 dolarów od ciężkiej pracy i wyposażona tak, aby mogła pójść do szkoły. Szczytny cel, ale co potem się stało? Jej mama, już długo po śmierci Kingi, sprowadziła Malaikę do Polski, gdzie chodziła do szkoły, a potem po roku odwiozła ją z powrotem do Ghany. Sprawa kontrowersyjna, choć rozumiem mamę Kingi, że chciała spełnić marzenie swej zmarłej córki i dać szansę dziewczynce. Ale jaka przyszłość czeka Malaikę? Poznała inne życie, życie Europejczyka, a potem musiała wrócić do rodzinnego kraju i znanych sobie dobrze trudnych warunków życia. To bardzo złożona sprawa, a każda decyzja wydaje się niewłaściwa.
Jednak Kinga była niesamowitym człowiekiem. A jej książki z obecnym w nich duchem podróżowania, duchem freespirit, z pewnością są godne podziwu.
Nie marzę o takich podróżach. Dla mnie szczęściem byłoby poznanie Polski, bo "cudze chwalicie, swego nie znacie". Wierzę, że Kinga znała "swoje", ale wielu z tych, którzy szukają przygód gdzieś daleko, nie wiedzą, co mają blisko pod nosem.
Obie książki bardzo polecam do przeczytania, zwłaszcza teraz, w czasie wakacji.
Mogą być dużą inspiracją. Chwilami nawet, obawiam się, że niebezpieczną inspiracją, bo żeby w czasie takiej podróży nic złego się nie stało, trzeba mieć dużo szczęścia.

P.S. Podróż dookoła świata Chopin przypłacił durem brzusznym, a Kinga w czasie podróży po Afryce zachorowała na ciężką postać malarii i zmarła.

O Kindzie Choszcz w wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kinga_Choszcz

Brak komentarzy: