sobota, 29 sierpnia 2009

Accidental Husband (Przypadkowy mąż)

Nowojorski strażak Patrick Sullivan (Jeffrey Dean Morgan) nie ma pojęcia, że jego idealne życie wkrótce pójdzie z dymem, a to za sprawą Emmy Lloyd (Uma Thurman) - psycholog specjalizującej się w udzielaniu porad sercowych na antenie radiowej. Jedna z jej słuchaczek, Sophia (Justina Machado), która tak się składa jest narzeczoną Patricka, za namową pani psycholog, postanawia zerwać zaręczyny. Porzucony strażak nie zamierza jednak zostawić tak tej sprawy i zamierza dać pomysłowej pani doktor nauczkę.

W czasie deszczu dzieci się nudzą... ;) więc sięgnęłam po komedię romantyczną w dobrej obsadzie, żeby poprawić sobie nastrój. I niestety... rozczarowałam się. Nie obiecuję sobie wiele po podobnych filmach. Wiem, że fabuła będzie prosta, a sam film lekki, łatwy i przyjemny. Chcę tylko, by postaci dały się lubić, by było romantycznie i zabawnie. Niestety zupełnie nie mogłam się przekonać do Umy Thurman w głównej roli. Zachodziłam w głowę, co mogło się w jej Emmie podobać takim dwóm różnym mężczyznom. Bo ani uroda, ani wdzięk. Mam wrażenie, że Uma zupełnie nie pasuje do takiego gatunku filmowego, bo widziałam ją wcześniej w innych rolach i mi się podobała.
Twórcy filmu powielili znane już z podobnych filmów schematy fabularne. Trójkąt - ona jedna, ich dwóch, diametralnie różnych (ten poukładany lecz nieco nudny i ten spontaniczny i nieprzewidywalny). Ona prowadzi program, w którym doradza innym kobietom, czym mają się kierować przy wyborze partnera, a tymczasem sama wybiera źle. Komedia pomyłek (mąż-nie mąż musi udawać prawdziwego narzeczonego), quasi-ucieczka sprzed ołtarza (w pewnym momencie myślałam, że będzie to kopia "Moja dziewczyna wychodzi za mąż"). Jeden z bohaterów ma egzotycznych przyjaciół, co oczywiście skutkuje tym, że widzimy hinduską zabawę (realizatorzy przemycili w ten sposób elementy filmów bolly, trzeba przyznać, że Morgan ładnie wyglądał w długiej hinduskiej szacie).
Stare, sprawdzone patenty tym razem nie wypaliły. Film nie ma lekkości, sceny są źle nakręcone, brakuje feelingu, oryginalności, jakiegoś pomysłu na realizację. Jest przewidywalny aż do bólu, brakuje napięcia i chemii między aktorami. Uma miota się histerycznie, chyba sama nie wiedząc co i jak ma grać (mam wrażenie, że twórcy postawili na szybkie tempo, by zagłuszyć braki scenariuszowe). Jak dla mnie, nie było w tym filmie żadnych scen motylkowych. Dodatkowo mam wrażenie, że muzyka nie współgrała z obrazem. Jedyne co mi się podobało to odtwórcy głównych ról męskich czyli Jeffrey Dean Morgan i Colin Firth. W przypadku tego ostatniego patrzyłam z zażenowaniem na scenę, w której napycha sobie usta babeczkami. Może lepiej by to wypadło, gdyby film był lepszy... Dla nich dwóch na ekranie można ten film obejrzeć, ale czy naprawdę warto?
Naoglądałam się wielu komedii romantycznych, ale dawno żadna (i jeszcze z tak dobrą obsadą!) mnie w ten sposób nie rozczarowała... A szkoda, bo miałam ochotę na dobrą zabawę. Nie byłam w tej opinii odosobniona, bo podobne wrażenia miała oglądająca razem ze mną ten film moja rodzina.
By the way - choć podobają mi się obaj, chyba bym jednak wybrała Richarda czyli Colina ;)

Dla porównania - komedie romantyczne, które uważam za bardzo dobre lub dobre:
- Masz wiadomość
- Sabrina
- Pretty Woman
- Dziennik Bridget Jones (wszystkie części)
- Ja cię kocham, a ty śpisz
- Pod słońcem Toskanii
- To właśnie miłość
- Łzy w deszczu (hmmm, to bardziej melodramat, tak jak Dom nad jeziorem)
- Mamma Mia
- Francuski pocałunek
- Zatańcz ze mną
- Czego pragną kobiety
- Moja dziewczyna wychodzi za mąż
- Nigdy w życiu.

Brak komentarzy: