Film opisuje historię trwającego 3 lata romansu pomiędzy żyjącymi w XIX-wieku poetą Johnem Keatsem, a Fanny Brawne, który został przerwany przedwczesną śmiercią Keatsa w wieku 25 lat.
"Rzecz piękna jest radością wieczną".
Ten cytat pochodzi z wiersza Johna Keatsa "Endymion". Ten angielski poeta, który żył w I połowie XIX wieku to jeden z głównych przedstawicieli romantyzmu. O opowiedzenie romansu Keatsa z panną Brawne pokusiła się Jane Campion - twórczyni innego znanego filmu - "Fortepian".
Jako tło dla całej historii wybrała nie autentyczny Keats House, ale okazały The Hyde House and Estate w Hyde. A do zagrania głównych ról zaprosiła Abbie Cornish i Bena Whishawa, którym partneruje Paul Schneider jako pan Brown.
Fanny Brawne, młoda panna z sąsiedztwa, która swą osobowość i emocje wyraża szyciem, zwłaszcza modnych czy ekstrawaganckich strojów, poznaje młodego obiecującego poetę. Od początku on ją fascynuje, choć sama przyznaje, że nie rozumie poezji jako takiej. Jednak przez te wiersze poeta przyciąga ją do siebie. Prosi go o udzielenie jej lekcji rozumienia poezji, coraz częściej więc przebywają ze sobą. Ich kontaktom przygląda się przyjaciel Keatsa - Brown, który uważa ten związek za niedobry dla poety, gdyż pochłania jego uwagę, a najważniejszą sprawą powinno być pisanie.
Fanny swoją obecnością przeszkadza im w pracy. Jednak cynizm i kpiny Browna nie skutkują, Fanny i Keats stają się sobie coraz bliżsi wbrew realiom, gdyż nie ma szans na małżeństwo ubogiego, zadłużonego poety z młodą panną. Mimo starań z jego strony, by zerwać kontakty, coś ciągnie ich do siebie, wydaje się, że ten związek jest czymś najważniejszym i najtrwalszym w ich życiu. Wbrew woli otoczenia tych dwoje połączyła na zawsze miłość i wiersze. Jednak Keats zapada na gruźlicę...
Muszę dodać, że moim zdaniem, choć poeta jest zakochany, to jednak to ona w jakiś sposób jest postacią wiodącą w tym związku i zdeterminowaną - pragnie go lepiej poznać, uczy się na pamięć jego wierszy, troszczy się o niego - a może to kwestia bardziej intrygująco napisanej jej postaci? W końcu Jane Campion specjalizuje się w filmach kobiecych. W każdym razie trzeba nagrodzić pracę aktorki, Abby Cornish, która stworzyła postać dość nowoczesnej jak na tamte czasy dziewczyny, ale taka właśnie była prawdziwa panna Brawne.
"Jasna gwiazda" to film melancholijny, oparty na obrazach i nastroju, poetycki. Koniecznie muszę pochwalić piękne zdjęcia, które budują nastrój całości oraz kostiumy, zwłaszcza te noszone przez Abby Cornish.
Może tylko szkoda, że o Keatsie nie dowiedzieliśmy się czegoś więcej? Wciąż pozostaje nieodgadnionym poetą...
sobota, 30 stycznia 2010
wtorek, 26 stycznia 2010
She Came Along
Oto przykład, jak można z sukcesem połączyć stare z nowym. Trafiłam przypadkowo na piosenkę "She Came Along", którą oparto na samplu utworu piosenkarki country Patsy Cline - "Strange" wydanego w 1962 roku.
Warto wspomnieć, że rok po nagraniu tego utworu, Patsy Cline, w wieku 30 lat wracając z koncertu charytatywnego w Cansas City, zginęła w katastrofie jednosilnikowego samolotu. Wszystkie jej nagrania zostały oczyszczone cyfrowo i wydane w wersjach kompaktowych.
Autorem wspomnianej wyżej piosenki "She Came Along" jest irański producent muzyczny Sharam mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych. Do współpracy zaprosił amerykańskiego rapera Kid Cudi.
W tym utworze szczególnie podoba mi się właśnie wykorzystanie głosu Patsy Cline.
...Strange, how you stopped loving me
How you stopped needing me
When she came along
Oh, how strange
Strange, you changed like night and day
Just up and walked away
When she came along
Oh, how strange...
Warto wspomnieć, że rok po nagraniu tego utworu, Patsy Cline, w wieku 30 lat wracając z koncertu charytatywnego w Cansas City, zginęła w katastrofie jednosilnikowego samolotu. Wszystkie jej nagrania zostały oczyszczone cyfrowo i wydane w wersjach kompaktowych.
Autorem wspomnianej wyżej piosenki "She Came Along" jest irański producent muzyczny Sharam mieszkający na stałe w Stanach Zjednoczonych. Do współpracy zaprosił amerykańskiego rapera Kid Cudi.
W tym utworze szczególnie podoba mi się właśnie wykorzystanie głosu Patsy Cline.
...Strange, how you stopped loving me
How you stopped needing me
When she came along
Oh, how strange
Strange, you changed like night and day
Just up and walked away
When she came along
Oh, how strange...
poniedziałek, 25 stycznia 2010
Its Complicated (To skomplikowane)
Jane jest rozwiedzioną matką trójki dzieci. Ze swoim byłym mężem Jake'm utrzymuje przyjazne stosunki, aż do wyjazdu na uroczystość zakończenia szkoły przez ich syna. Niewinna kolacja dla byłych małżonków, kończy się romansem. Wszystko to tworzy skomplikowaną sytuację, ponieważ o względy Jane stara się architekt, remontujący kuchnię w jej piekarni, a Jake ma drugą żonę. Czy Jane i Jake powinni dać sobie drugą szansę?
Chyba się starzeję, bo lubię ostatnio filmy o dojrzałych ludziach ;) W każdym razie z ogromnym zainteresowaniem zaczęłam oglądać "Its Complicated", tym bardziej, że w obsadzie znalazła się sama Meryl Streep, której towarzyszą panowie: Alec Baldwin i Steve Martin.
Film opowiada o kobiecie, która rozwiodła się 10 lat wcześniej, jej dzieci wyfruwają z gniazda, a ona zostaje sama. Wydaje się, że już sobie poradziła z odejściem męża i zaczęła żyć po swojemu. W tym momencie spotyka byłego męża, który ma nową, młodszą żonę i nagle okazuje się, że dawni małżonkowie mogą ze sobą nie tylko rozmawiać, ale także... mieć romans!
Dodam, że na horyzoncie pojawia się jeszcze samotny, też niedawno po rozwodzie, architekt, który zaprojektował rozbudowę domu Jane, o której zawsze marzyła.
Czy nowa miłość to dobra recepta na szczęście? Czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Czy lepiej jest postawić na kogoś kogo się zna, z kim przeżyło się wiele szczęśliwych lat? Czy uda się cofnąć czas i podjęte kiedyś decyzje?
Film jest świetną komedią, z zabawnymi, ale mądrymi tekstami, bardzo dobrą grą aktorską, zwłaszcza Meryl Streep, u Baldwina przeszkadzała mi nieco jego tusza, ale dzięki temu bardziej wiarygodna była historia tych 50-latków, którzy przeżyli przecież ze sobą kawał życia i, prócz wspólnych dzieci, mają wiele wspólnych wspomnień.
Steve Martin grał jak na siebie, bardzo poważnie, bez żadnych wygłupów - można by powiedzieć, że odtwarzał postać nieco nudnego, ale za to solidnego faceta.
Dobrze też wypadła grupka młodych - warto podkreślić postać Harleya (zagrał go John Krasinski).
Ktoś napisał, że to komedia romantyczna z wyższej półki i ja to zdanie podzielam. Świetnie się bawiłam. Aha, podobało mi się zakończenie.
P.S. Przed tym filmem obejrzałam inną komedię romantyczną - "Brzydka prawda" z Katherine Heigl i Gerardem Butlerem, i jak dla mnie to było jak mecz 5:1 na korzyść "Its Complicated".
Chyba się starzeję, bo lubię ostatnio filmy o dojrzałych ludziach ;) W każdym razie z ogromnym zainteresowaniem zaczęłam oglądać "Its Complicated", tym bardziej, że w obsadzie znalazła się sama Meryl Streep, której towarzyszą panowie: Alec Baldwin i Steve Martin.
Film opowiada o kobiecie, która rozwiodła się 10 lat wcześniej, jej dzieci wyfruwają z gniazda, a ona zostaje sama. Wydaje się, że już sobie poradziła z odejściem męża i zaczęła żyć po swojemu. W tym momencie spotyka byłego męża, który ma nową, młodszą żonę i nagle okazuje się, że dawni małżonkowie mogą ze sobą nie tylko rozmawiać, ale także... mieć romans!
Dodam, że na horyzoncie pojawia się jeszcze samotny, też niedawno po rozwodzie, architekt, który zaprojektował rozbudowę domu Jane, o której zawsze marzyła.
Czy nowa miłość to dobra recepta na szczęście? Czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Czy lepiej jest postawić na kogoś kogo się zna, z kim przeżyło się wiele szczęśliwych lat? Czy uda się cofnąć czas i podjęte kiedyś decyzje?
Film jest świetną komedią, z zabawnymi, ale mądrymi tekstami, bardzo dobrą grą aktorską, zwłaszcza Meryl Streep, u Baldwina przeszkadzała mi nieco jego tusza, ale dzięki temu bardziej wiarygodna była historia tych 50-latków, którzy przeżyli przecież ze sobą kawał życia i, prócz wspólnych dzieci, mają wiele wspólnych wspomnień.
Steve Martin grał jak na siebie, bardzo poważnie, bez żadnych wygłupów - można by powiedzieć, że odtwarzał postać nieco nudnego, ale za to solidnego faceta.
Dobrze też wypadła grupka młodych - warto podkreślić postać Harleya (zagrał go John Krasinski).
Ktoś napisał, że to komedia romantyczna z wyższej półki i ja to zdanie podzielam. Świetnie się bawiłam. Aha, podobało mi się zakończenie.
P.S. Przed tym filmem obejrzałam inną komedię romantyczną - "Brzydka prawda" z Katherine Heigl i Gerardem Butlerem, i jak dla mnie to było jak mecz 5:1 na korzyść "Its Complicated".
niedziela, 24 stycznia 2010
Brzydka prawda (Ugly Truth)
Stojąca przed romantycznymi wyzwaniami producentka porannego programu (Heigl) zostaje wplątana przez swojego szowinistycznego korespondenta (Butler), w serię oburzających eksperymentów. Mężczyzna chce udowodnić swoje teorie na temat związków i pomóc jej odnaleźć miłość. Jego błyskotliwe sztuczki, prowadzą jednak do nieoczekiwanych efektów.
Czasami sięgam po komedie romantyczne, ale, jak już kiedyś wspomniałam, trudno jest zrobić dobry film tego gatunku. O sukcesie decyduje ciekawy scenariusz i dobrze dobrani aktorzy.
W tym przypadku wydaje się, że dobór aktorów jest udany: Katherine Heigl i Gerard Butler mogliby razem stworzyć mieszankę wybuchową. Mogliby...
Tyle, że Butler wygląda na kogoś, kto ma poważny problem alkoholowy. Choć nie da się ukryć, że z pełnym sukcesem gra cynicznego i wulgarnego faceta, który nie wierzy lub nie chce wierzyć w miłość, a przynajmniej uważa, że miłość to tylko seks. Taka jest jego "Brzydka prawda" - to jednocześnie tytuł prowadzonego przez jego bohatera programu, w którym obnaża prawdę o relacjach damsko-męskich, twierdząc, że mężczyznom chodzi tylko o jedno, a kobiety, jeśli chcą mieć faceta, powinny się z tym pogodzić, chyba że całe życie wolą być same, wierząc irracjonalnie w istnienie romantycznych mężczyzn.
Katherine Heigl gra kobietę pewną siebie, apodyktyczną, która chce poznać tego wymarzonego, ale nieodpowiednio się do tego zabiera, zamiast przyciągać mężczyzn do siebie, swoim zachowaniem ich od siebie odpycha. Jednak sukces telewizyjny prowadzonego przez Mike`a programu skłania ją do myślenia, że może jest nieco racji w jego poglądach na temat związków, a on sam postanawia jej pomóc zdobyć przystojnego sąsiada, co skutkuje różnymi nieoczekiwanymi i zabawnymi sytuacjami, uczy ją spontaniczności i tego, jak się zachowywać, by spełnić oczekiwania mężczyzn.
W końcu Abby zdobywa Colina, czego symbolem ma być wspólnie spędzony weekend, ale kiedy ona jest blisko sukcesu, Mike zaczyna sobie zdawać sprawę, że w tym wszystkim on sam się gdzieś pogubił...
Fabuła, jak widać, jest prosta. Film oglądałoby się przyjemnie, gdyby nie wulgaryzmy i kiepskie dowcipy, typowe niestety dla wielu produkcji amerykańskich. "Brzydka prawda" odbiega może nieco od schematów komedii romantycznych, co nie znaczy, że proponuje coś odkrywczego. Para Heigl-Butler nie wypada źle, choć jakiejś szczególnej chemii między nimi nie widzę. Kilka scen było zabawnych, dla nich może warto ten film zobaczyć, ale nie oczekujcie żadnych rewelacji.
środa, 20 stycznia 2010
Adam (2009)
Beth, atrakcyjna pisarka "po przejściach", poznaje ekscentrycznego chłopaka i postanawia wyjaśnić tajemnicę jego niezwykłego zachowania...
Scenariusz i reżyseria Max Mayer, w rolach głównych Hugh Dancy i Rose Byrne. Scenariusz zainspirowany został wywiadem radiowym, jakiego udzielił mężczyzna cierpiący na zespół Aspergera.
Zainteresowała mnie tematyka tego filmu, więc z zaciekawieniem przystąpiłam do jego obejrzenia. Niewiele wiedziałam o zespole Aspergera czyli chorobie, która jest dość łagodnym rodzajem autyzmu. Film opowiada o dwojgu ludziach, którzy są nieco zagubieni i wyobcowani w otaczającym ich świecie.
Trudno nazwać ten obraz komedią romantyczną, a jednak chwilami, oglądając go, uśmiechałam się. Poznajemy na początku samotnego chłopaka, który całe życie mieszkał z ojcem, który się nim opiekował - m.in. załatwił mu pracę, w której chłopak się odnalazł. Adam jest zafascynowany astronomią, jest w tej dziedzinie ekspertem, jednak ma problemy z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich, nie rozumie ludzkich zachowań, nienawidzi kłamstwa, boi się wszelkich zmian.
Tym większy przeżywa dramat, gdy ojciec umiera, a on sam traci pracę. Jego w miarę ustabilizowany, dobrze znany świat przestaje istnieć. Zostaje sam ze swoją chorobą. Jedynym jego oparciem jest przyjaciel ojca, który zajmuje się jego finansami.
W tym czasie Adam poznaje sąsiadkę, z którą powoli zaczyna nawiązywać jakąś więź. Właśnie przeżyła dramat miłosny, więc trudno jej się ponownie zaangażować i nie ufa mężczyznom, jednak wierzy i ufa swemu ojcu, który właśnie ma problemy związane z firmą, w której pracuje.
Czy dziewczyna będzie jednak chciała związać się z trudnym, ale fascynującym ją, bo innym niż wszyscy chłopakiem? Czy będzie potrafiła mu pomóc? Czy ta nawiązana przelotnie więź okaże się trwała? Jak rodzina dziewczyny, w tym jej ojciec, zareaguje na taki związek? Czy chłopak będzie umiał znaleźć swoje miejsce w życiu? Czy będzie potrafił się przełamać i zawalczyć o przyszłość?
Film na szczęście nie daje łatwych rozwiązań, pokazuje problemy i ograniczenia w rozwoju osobowości, związane z zespołem Aspergera. Mówi o lękach, które dotyczą nas wszystkich, o tak ważnej kwestii zaufania do innych. O prawdzie i cynizmie w życiu.
Oczywiście można narzekać na to i owo, ale "Adam" jest w sumie ciepłą opowieścią o ludziach, wiecznie żywej nadziei i determinacji w przezwyciężaniu samego siebie.
Bardzo podobała mi się muzyka. Z przyjemnością ten film obejrzałam.
Polecam.
Scenariusz i reżyseria Max Mayer, w rolach głównych Hugh Dancy i Rose Byrne. Scenariusz zainspirowany został wywiadem radiowym, jakiego udzielił mężczyzna cierpiący na zespół Aspergera.
Zainteresowała mnie tematyka tego filmu, więc z zaciekawieniem przystąpiłam do jego obejrzenia. Niewiele wiedziałam o zespole Aspergera czyli chorobie, która jest dość łagodnym rodzajem autyzmu. Film opowiada o dwojgu ludziach, którzy są nieco zagubieni i wyobcowani w otaczającym ich świecie.
Trudno nazwać ten obraz komedią romantyczną, a jednak chwilami, oglądając go, uśmiechałam się. Poznajemy na początku samotnego chłopaka, który całe życie mieszkał z ojcem, który się nim opiekował - m.in. załatwił mu pracę, w której chłopak się odnalazł. Adam jest zafascynowany astronomią, jest w tej dziedzinie ekspertem, jednak ma problemy z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich, nie rozumie ludzkich zachowań, nienawidzi kłamstwa, boi się wszelkich zmian.
Tym większy przeżywa dramat, gdy ojciec umiera, a on sam traci pracę. Jego w miarę ustabilizowany, dobrze znany świat przestaje istnieć. Zostaje sam ze swoją chorobą. Jedynym jego oparciem jest przyjaciel ojca, który zajmuje się jego finansami.
W tym czasie Adam poznaje sąsiadkę, z którą powoli zaczyna nawiązywać jakąś więź. Właśnie przeżyła dramat miłosny, więc trudno jej się ponownie zaangażować i nie ufa mężczyznom, jednak wierzy i ufa swemu ojcu, który właśnie ma problemy związane z firmą, w której pracuje.
Czy dziewczyna będzie jednak chciała związać się z trudnym, ale fascynującym ją, bo innym niż wszyscy chłopakiem? Czy będzie potrafiła mu pomóc? Czy ta nawiązana przelotnie więź okaże się trwała? Jak rodzina dziewczyny, w tym jej ojciec, zareaguje na taki związek? Czy chłopak będzie umiał znaleźć swoje miejsce w życiu? Czy będzie potrafił się przełamać i zawalczyć o przyszłość?
Film na szczęście nie daje łatwych rozwiązań, pokazuje problemy i ograniczenia w rozwoju osobowości, związane z zespołem Aspergera. Mówi o lękach, które dotyczą nas wszystkich, o tak ważnej kwestii zaufania do innych. O prawdzie i cynizmie w życiu.
Oczywiście można narzekać na to i owo, ale "Adam" jest w sumie ciepłą opowieścią o ludziach, wiecznie żywej nadziei i determinacji w przezwyciężaniu samego siebie.
Bardzo podobała mi się muzyka. Z przyjemnością ten film obejrzałam.
Polecam.
wtorek, 19 stycznia 2010
Przyślę panu list i klucz
Zachęcona przez koleżanki blogowiczki sięgnęłam po tę małą, jak się okazało, książeczkę. To faktycznie lektura dla zakochanych w książkach mianiaków czytania. Autorka opisuje rodzinę, która żyje, by czytać, wszystko inne jest jedynie uzupełnieniem tej pasji. Oczywiście największym pasjonatem książek jest ojciec, ale dzielnie sekundują mu córki: Alina i Zosia, a na ich biednej matce, która tak długo jak jest w stanie walczy z tym powszechnym w rodzinie nałogiem, spoczywa obowiązek dbania o dom.
Już same tytuły pierwszych rozdziałów mówią same za siebie: "Ojciec i książki", "Książki i matka", "Książki i Alina", "Książki i ja".
Zafrapował mnie fragment początkowy dotyczący posiadania przez bohaterów dwóch bibliotek, pierwszej zwanej "Miesiąc Zatajony", gdzie ukryte były książki ukochane, które czytało się wiele razy i do których się wracało - klucz do tej szafki "był niby zawsze zgubiony". I drugiej o nazwie "Dary Księżycowe", dostępnej dla gości, którzy mogli z niej korzystać, bo ewentualnym zgubieniem książek w niej przechowywanych nikt z rodziny się nie przejmował - "znajdowały się tam bowiem książki kupione bez przemyślenia lub przypadkowo, do których nikt nie miał zamiaru wracać i czytać ich powtórnie".
(Tak się zastanowiłam przez chwilę, ile książek znalazłoby się u mnie w tej drugiej biblioteczce...)
Członkowie rodziny każde wydarzenie kwitują cytatami z ulubionych przez siebie powieści, w rozmowach często się na nie powołują. Wśród ukochanych autorów jest oczywiście Henryk Sienkiewicz z jego trylogią (tu polecam turniej sióstr z wujkiem w zakresie sienkiewiczologii) oraz "Rodziną Połanieckich", ale wzmianki dotyczą też innych autorów: np. Jacka Londona, Curwooda, Balzaka, Mitchell, a nawet Boya-Żeleńskiego.
Narratorka opisuje także swoje wrażenia czytelnicze z lektury "Trędowatej", która najpierw ją zachwyciła, potem zirytowała. Dopiero za trzecim podejściem zaczęła czerpać przyjemność z czytania Mniszkówny, kiedy to nabrała do jej powieści odpowiedniego dystansu i przestała traktować ich lekturę z pełną powagą.
Zabawne perypetie sióstr (w tym o dziwo, miłosne) opisywane przez Marię Pruszkowską czyta się z dużą przyjemnością. To lekka i przyjemna książka w sam raz na jakiś ponury wieczór. Polecam.
Już same tytuły pierwszych rozdziałów mówią same za siebie: "Ojciec i książki", "Książki i matka", "Książki i Alina", "Książki i ja".
Zafrapował mnie fragment początkowy dotyczący posiadania przez bohaterów dwóch bibliotek, pierwszej zwanej "Miesiąc Zatajony", gdzie ukryte były książki ukochane, które czytało się wiele razy i do których się wracało - klucz do tej szafki "był niby zawsze zgubiony". I drugiej o nazwie "Dary Księżycowe", dostępnej dla gości, którzy mogli z niej korzystać, bo ewentualnym zgubieniem książek w niej przechowywanych nikt z rodziny się nie przejmował - "znajdowały się tam bowiem książki kupione bez przemyślenia lub przypadkowo, do których nikt nie miał zamiaru wracać i czytać ich powtórnie".
(Tak się zastanowiłam przez chwilę, ile książek znalazłoby się u mnie w tej drugiej biblioteczce...)
Członkowie rodziny każde wydarzenie kwitują cytatami z ulubionych przez siebie powieści, w rozmowach często się na nie powołują. Wśród ukochanych autorów jest oczywiście Henryk Sienkiewicz z jego trylogią (tu polecam turniej sióstr z wujkiem w zakresie sienkiewiczologii) oraz "Rodziną Połanieckich", ale wzmianki dotyczą też innych autorów: np. Jacka Londona, Curwooda, Balzaka, Mitchell, a nawet Boya-Żeleńskiego.
Narratorka opisuje także swoje wrażenia czytelnicze z lektury "Trędowatej", która najpierw ją zachwyciła, potem zirytowała. Dopiero za trzecim podejściem zaczęła czerpać przyjemność z czytania Mniszkówny, kiedy to nabrała do jej powieści odpowiedniego dystansu i przestała traktować ich lekturę z pełną powagą.
Zabawne perypetie sióstr (w tym o dziwo, miłosne) opisywane przez Marię Pruszkowską czyta się z dużą przyjemnością. To lekka i przyjemna książka w sam raz na jakiś ponury wieczór. Polecam.
sobota, 16 stycznia 2010
Zaklęci w czasie (The Time Traveler's Wife)
Historia mężczyzny, który potrafi przenosić się w czasie dzięki nadprzyrodzonym umiejętnościom. Wszystko po to, by pojawiać się by być obecnym w różnych momentach życia swojej ukochanej. Film oparty na bestsellerowej powieści Audrey Niffenegger.
Nastawiłam się na przyjemny seans, który oderwałby mnie od rzeczywistości. Niestety, trudno doszukać się logiki w całej opowieści. Główny bohater przemieszcza się w czasie, a jest to czas jego życia, ukazując się kobiecie, którą kocha, w różnych okresach jej życia. Nie wiadomo, kiedy zniknie, i kiedy pojawi się ponownie. Jednak jego ukochana postanawia dzielić z nim życie, biorą ślub, jednak w noc poślubną świeżo zaślubiony mąż znika. Pojawia się ponownie, ale w innym czasie i znowu spotyka się z tą samą kobietą, która wówczas była dzieckiem. I tak w kółko.
No właśnie, coś w tym wszystkim jest dziwnego - czy ona zakochała się w nim jako 45-letnim mężczyźnie, bo takie było ich pierwsze spotkanie? To czemu za jakiś czas on jako dwudziestolatek jej nie znał? Czemu nie mógł uratować własnej matki od śmierci, skoro próbował tego wiele razy, czemu jej nie powiedział, żeby unikała jazdy samochodem tego dnia, gdy spotkał się z nią w metrze? Czemu jego córka, która potrafiła panować nad wędrówkami, nie mogła mu w tym pomóc? Czemu... i tak można by mnożyć wątpliwości.
Wszystko jest pokręcone i mało logiczne.
Pamiętam, czytałam kiedyś narzekanie na brak logiki i konsekwencji w "Domu nad jeziorem". Ale w porównaniu z "Zaklętymi w czasie", w filmie z Sandrą Bullock i Keanu Reevesem wszystko jest w miarę logiczne, a sam film ogląda się świetnie. Tymczasem oglądanie "Zaklętych w czasie" tylko mnie męczyło. To była zabawa samym procesem poruszania się w czasie, ale oglądanie filmu było męczące i irytujące. Nie potrafiłam przejąć się losami bohaterów, ani ich problemami z ciążą bohaterki.
Pewnie to wina scenariusza, bo chyba nie aktorów, którzy w tym wszystkim musieli się jakoś odnaleźć. I nawet udział Erica Bana nie pomógł.
Nastawiłam się na przyjemny seans, który oderwałby mnie od rzeczywistości. Niestety, trudno doszukać się logiki w całej opowieści. Główny bohater przemieszcza się w czasie, a jest to czas jego życia, ukazując się kobiecie, którą kocha, w różnych okresach jej życia. Nie wiadomo, kiedy zniknie, i kiedy pojawi się ponownie. Jednak jego ukochana postanawia dzielić z nim życie, biorą ślub, jednak w noc poślubną świeżo zaślubiony mąż znika. Pojawia się ponownie, ale w innym czasie i znowu spotyka się z tą samą kobietą, która wówczas była dzieckiem. I tak w kółko.
No właśnie, coś w tym wszystkim jest dziwnego - czy ona zakochała się w nim jako 45-letnim mężczyźnie, bo takie było ich pierwsze spotkanie? To czemu za jakiś czas on jako dwudziestolatek jej nie znał? Czemu nie mógł uratować własnej matki od śmierci, skoro próbował tego wiele razy, czemu jej nie powiedział, żeby unikała jazdy samochodem tego dnia, gdy spotkał się z nią w metrze? Czemu jego córka, która potrafiła panować nad wędrówkami, nie mogła mu w tym pomóc? Czemu... i tak można by mnożyć wątpliwości.
Wszystko jest pokręcone i mało logiczne.
Pamiętam, czytałam kiedyś narzekanie na brak logiki i konsekwencji w "Domu nad jeziorem". Ale w porównaniu z "Zaklętymi w czasie", w filmie z Sandrą Bullock i Keanu Reevesem wszystko jest w miarę logiczne, a sam film ogląda się świetnie. Tymczasem oglądanie "Zaklętych w czasie" tylko mnie męczyło. To była zabawa samym procesem poruszania się w czasie, ale oglądanie filmu było męczące i irytujące. Nie potrafiłam przejąć się losami bohaterów, ani ich problemami z ciążą bohaterki.
Pewnie to wina scenariusza, bo chyba nie aktorów, którzy w tym wszystkim musieli się jakoś odnaleźć. I nawet udział Erica Bana nie pomógł.
sobota, 2 stycznia 2010
Młoda Wiktoria (2009)
Historia młodzieńczych lat królowej Wiktorii, która w wieku 18 lat została głową Wielkiej Brytanii, a czas jej rządów zyskał nazwę Epoki Wiktoriańskiej. Świat wysokich sfer, flirtów towarzyskich oraz historia burzliwego romansu zakończonego legendarnym ślubem z księciem Albertem. Film opowiada o 4 latach życia młodej królowej Wiktorii poczynając od roku 1836.
Czytałam na temat tego filmu kilka surowych recenzji, ale ja dobrze się bawiłam w trakcie seansu. Przede wszystkim to ulubione przeze mnie czasy, a więc początek XIX wieku, a skoro lubię te czasy, chętnie dowiedziałam się czegoś o królowej, która panowała tak długo.
Zdaję sobie sprawę, że małżeństwo w przypadku osoby panującej opiera się głównie na polityce, tymczasem w tym filmie wydaje się, jakby wybór Wiktorii wynikał jedynie z jej własnych uczuć, jakby próbowała w ten sposób uciec przed samotnością. Mało to wiarygodne.
Niemniej film oglądało mi się bardzo dobrze, nie jest to oczywiście pogłębione studium i ktoś raczej dość słusznie porównał film do "Zakochanej Jane".
Jednak autentyczne wnętrza (jak mniemam), kostiumy, zdjęcia stanowią dużą wartość tego filmu.
Trzeba przyznać, że młoda królowa od początku pokazywała swój niezależny charakter (może nawet zbyt współcześnie to wyglądało), choć nie udało jej się uchronić od wpadek, ale wiadomo, że otoczenie królowej będzie chciało uzyskać coś dla siebie. Ciekawe było to, jak politycy próbowali umieścić wśród dam dworu swoje znajome. Tak też widać robi się politykę. Królowej jednak trudno polegać na samej sobie.
Muszę wyróżnić tu Marka Stronga w roli Conroya, bo kiedy się ta postać pojawiała, przykuwała uwagę widza. Choć jakoś nie chce mi się wierzyć, że zachowywałby się tak obcesowo wobec następczyni tronu.
Mnie się podobało. Ot to taki film dla całej rodziny. Chętnie obejrzałabym coś o dalszych losach królowej Wiktorii, ale domyślam się, że mogłoby to być kosztowne....
Acha, muszę wspomnieć jeszcze o ślicznym piesku, który był małą gwiazdką w tym filmie. Szkoda tylko, że pojawiał się tak rzadko ;)
Czytałam na temat tego filmu kilka surowych recenzji, ale ja dobrze się bawiłam w trakcie seansu. Przede wszystkim to ulubione przeze mnie czasy, a więc początek XIX wieku, a skoro lubię te czasy, chętnie dowiedziałam się czegoś o królowej, która panowała tak długo.
Zdaję sobie sprawę, że małżeństwo w przypadku osoby panującej opiera się głównie na polityce, tymczasem w tym filmie wydaje się, jakby wybór Wiktorii wynikał jedynie z jej własnych uczuć, jakby próbowała w ten sposób uciec przed samotnością. Mało to wiarygodne.
Niemniej film oglądało mi się bardzo dobrze, nie jest to oczywiście pogłębione studium i ktoś raczej dość słusznie porównał film do "Zakochanej Jane".
Jednak autentyczne wnętrza (jak mniemam), kostiumy, zdjęcia stanowią dużą wartość tego filmu.
Trzeba przyznać, że młoda królowa od początku pokazywała swój niezależny charakter (może nawet zbyt współcześnie to wyglądało), choć nie udało jej się uchronić od wpadek, ale wiadomo, że otoczenie królowej będzie chciało uzyskać coś dla siebie. Ciekawe było to, jak politycy próbowali umieścić wśród dam dworu swoje znajome. Tak też widać robi się politykę. Królowej jednak trudno polegać na samej sobie.
Muszę wyróżnić tu Marka Stronga w roli Conroya, bo kiedy się ta postać pojawiała, przykuwała uwagę widza. Choć jakoś nie chce mi się wierzyć, że zachowywałby się tak obcesowo wobec następczyni tronu.
Mnie się podobało. Ot to taki film dla całej rodziny. Chętnie obejrzałabym coś o dalszych losach królowej Wiktorii, ale domyślam się, że mogłoby to być kosztowne....
Acha, muszę wspomnieć jeszcze o ślicznym piesku, który był małą gwiazdką w tym filmie. Szkoda tylko, że pojawiał się tak rzadko ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)