niedziela, 28 marca 2010

Duma i Uprzedzenie (1980)

To wersja, do której mam sentyment. To właśnie wtedy, gdy po raz pierwszy oglądałam ten 5-odcinkowy serial, dowiedziałam się o istnieniu pisarki Jane Austen. Nie wiedziałam wówczas, jak cała ta historia się zakończy. Darcy`ego w wykonaniu Davida Rintoula uważałam wówczas za przystojnego (!) Tak, tak, to były dawne czasy - przedColinowe.

W latach 80. kręcono kostiumowce w sposób teatralny, akcja działa się głównie we wnętrzach, a sceny plenerowe były rzadkością. Teraz oczywiście kręci się filmy zupełnie inaczej. Dlatego dawne ekranizacje są nieco statyczne. Tak jest w przypadku "Rozważnej i Romantycznej" (1981), czy "Jane Eyre" (wersja z 1983 r. z Timothym Daltonem). Jednak te stare adaptacje bywają często wierniejsze oryginałowi, choć nie we wszystkim.

Tutaj także wprowadzono kilka scen z książki, których nie było w wersji z 1995 roku - m.in. ta w Netherfield, gdy Darcy prosi Lizzie, by zatańczyła z nim reela, albo ta z ostatniej części, gdy chce przy niej usiąść, a jakaś dama w tym mu przeszkadza.

Jednocześnie Lizzie jedzie do Collinsów sama, bez Marii Lucas, a po otrzymaniu listu od rodziny biegnie do Pemberley i opowiada tam Darcy`emu o Lidii, a w ostatnim odcinku otrzymuje od niego liścik i spotyka się z nim w parku.

Także dziwna jest scena, w której Lizzie informuje Jane o oświadczynach Darcy`ego, czyni to na schodkach domu, tuż po tym, jak wysiada z powozu, nie dbając o to, czy ktoś może to usłyszeć. Moim zdaniem to jednak jest zwierzenie, którego, jak w wersji z 1995 roku, dokonuje się w zaciszu pokoju w czasie szczerej, intymnej rozmowy z siostrą, a nie przed domem.

Oczywiście gra aktorska też jest odmienna, przy tym zbliżeń na twarze nie jest tak wiele. Można mówić dużo o kostiumach, wśród których większość jest niezbyt udanych, powiedziałabym, że są zbyt skromne, zbyt grzeczne (wybrałam jako ilustracje te najlepsze).

Mam wrażenie, że niestety najgorsze suknie ma Lizzie, która w końcu jest główną postacią. Niewiele ma kostiumów, które mogę pochwalić, przeważają te szczelnie zapięte pod szyją i z fatalnymi wykończeniami na górze. Wygląda w nich okropnie. Wydaje mi się, że są one bardziej odpowiednie dla matrony, niż dla młodej dziewczyny.

Trochę o aktorach, myślę, że Elizabeth Garvie dobrze się spisała w roli Lizzie, choć w scenie oświadczyn wygląda tak, jakby robiła zeza, pewnie miało to wyrażać zaskoczenie, ale chyba niezbyt się udało. Jednak ogólnie muszę stwierdzić, że wcieliła się z powodzeniem w postać inteligentnej i nieco zaczepnej dziewczyny.

David Rintoul faktycznie wygląda jak dumny człowiek, jest wysoki, szczupły, ma pańską postawę, tyle że nieco chyba w tym przesadza i ma się wrażenie, że jest nadto sztywny. Wysuwa szczękę do przodu, co ma podkreślać jego zarozumiałość, ale czyni to tak, że sprawia bardzo odpychające wrażenie. Później, gdy łagodzi już te ostre rysy lekkim uśmiechem, jest już dużo lepiej. Ale z pewnością Colin Firth w wersji z 1995 roku bardzo ocieplił tę postać tak, że trudno było jej jednak w jakiś sposób nie lubić (był przy tym sexy ;) ). Tutaj przez długi czas można było czuć niechęć do Darcy`ego. I trudno było podejrzewać, że żywi gorące uczucia do Lizzie.

Bardzo dobrze została dobrana Jane, Sabina Franklyn jest śliczna i miła. Muszę też pochwalić Irene Richard, aktorkę grającą Charlottę, mimo nieco chwilami wyłupiastych oczu jest ujmująca, ciepła i serdeczna. Można zrozumieć jej decyzje, wydaje się osobą rozsądną.
Pani Bennet to postać, którą pewnie zagrać nie jest łatwo, ale jednak świetnie się to udało Priscilli Morgan, chyba tej roli nie przeszarżowała. Natomiast co do pana Benneta, mam wrażenie, że wygłasza jedynie swoje kwestie. Osmund Bullock jako Bingley jest bardzo miły (podobał mi się bardziej niż Crispin Bonham-Carter z wersji 1995)i myślę, że sprawdził się w tej roli, pasował do Jane.

Pan Collins - trudno uwierzyć w szczęście Charlotty, ale kiedy trzymają się pod rękę i rozmawiają, wygląda to tak, jakby jednak dobrze się rozumieli. Oczywiście to groteskowa postać, ale Malcolm Rennie jej sprostał.

Peter Settelen jako George Wickham od początku sprawiał na mnie niezbyt miłe wrażenie, ale może dlatego, że nie odpowiada mi ten typ urody.

Nieodpowiednio dobrano aktorkę do postaci Kitty; gdy rozpacza, że zachowanie Lidii spowoduje, że zostanie uwięziona w domu i nie będzie mogła spotykać oficerów, nie wygląda to wiarygodnie, bo zupełnie nie wygląda na taką osobę, Kitty powinna jednak być młodsza.

Jeśli chodzi o rozwiązania scenariuszowe, kilka mnie zaskoczyło, np. scena w której panna de Bourgh podaje ręce Lizzie, gdy ta sprzeciwia się woli Lady Katarzyny. To sprawia wrażenie, jakby panna de Bourgh zazdrościła Lizzie odwagi, której sama nie posiada.

Nie ma scen zapowiadających, że Darcy zajmie się sprawą Lidii, więc to, o czym się dowiaduje później Lizzie, jest ogromnym zaskoczeniem dla widza.
Jednak uczucia Lizzie są wyjaśniane widzowi, gdyż ona w myślach wypowiada je, zarówno w scenie zaraz po oświadczynach Darcy`ego, jak i tych w domu, gdy myśli o tym, czy postąpiła właściwie, informując go o wszystkim.

Scena czytania listu Darcy`ego przez Lizzie jest interesująca, choć nieco statyczna, ale porównałabym ją trochę ze sceną rozpoczynającą trzeci odcinek "North and South" (2004), gdy bohater odchodzi od kobiety, która go odrzuciła i kamera śledzi długo jego profil. W tym momencie niemal żałujemy Darcy`ego, choć widać także jego dumę - w końcu jego list do łagodnych nie należał.

Przy okazji - portret Darcy`ego wiszący w Pemberley udał się twórcom wersji 1980 znakomicie, podczas gdy obraz przedstawiający Colina Firtha jest nieszczególnie udany.

Ogromnie podoba mi się ostatnia scena z Darcym i Lizzie, która zresztą (o dziwo!) odbywa się w plenerze i bardzo dobrze, bo dzięki temu jest to mniej teatralne. To rozmowa, która moim zdaniem udała się lepiej, niż w wersji z 1995 roku.

Tu widać uczucia, jakieś ciepło, jest jakiś kontakt fizyczny, bohaterowie idą pod rękę, rozmawiają, blisko jest do pocałunku, można by było nawet powiedzieć.

W końcu stają pod drzewem, zwracają się do siebie twarzami, patrzą sobie w oczy i rozmawiają. Darcy uśmiecha się i jest rozluźniony. Bohaterowie wyjaśniają sobie przy tym wiele rzeczy, co jest korzystne dla kogoś, kto nie czytał książki.

Tak jak wspomniałam, mam do tej wersji pewien sentyment. Oczywiście inaczej teraz odbieram ten serial, niż wtedy, gdy widziałam go wiele lat temu po raz pierwszy. Ale trzeba dodać, że przez ten czas obejrzałam mnóstwo filmów, kilka wersji różnych kostiumowców, w tym dwie inne ekranizacje "Dumy i Uprzedzenia", a technika kręcenia filmów bardzo się zmieniła, podobnie jak gra aktorska.

Obecnie większość kostiumowców kręci się w pięknych plenerach, kamera pracuje inaczej, mniej statycznie, są zbliżenia na twarze bohaterów i malarskie ujęcia, a gra się nie tylko głosem czy sposobem zachowania (sylwetka i poza), ale przede wszystkim mimiką twarzy, która jest dużo subtelniejsza niż teatralne pozy. Przy tym obecnie dużą rolę gra podkład muzyczny, a często ścieżka dźwiękowa staje się dziełem samym w sobie.

Jako ciekawostkę dodam, że w wersji 1980 każdy odcinek rozpoczyna seria obrazków, stanowiących tło dla napisów początkowych, które ilustrują zdarzenia mające się w tej części rozegrać.


Porównanie wersji 1980 i 1995 - zdjęcia

"Porównanie dwóch telewizyjnych wersji „Dumy i uprzedzenia” artykuł


Klip fanowski do filmu:

niedziela, 21 marca 2010

Szare ogrody

To najpiękniejsze miejsce na ziemi - mówi o Szarych Ogrodach ich właścicielka Edie Beal. Ta rezydencja położona w East Hampton, tuż nad oceanem, była jej chlubą. Ale posiadłość przeszła do historii nie z powodu urody, lecz właśnie za sprawą Dużej Edie i jej córki Małej Edie Beal. Rozsławił je dokument z 1975 r. nakręcony przez Alberta i Davida Mayslesów. Bracia spędzili w Szarych Ogrodach sześć tygodni. Pokazali dwie niezwykłe kobiety żyjące niemal w zupełnym odosobnieniu.

Edith Bouvier Beale (Drew Barrymore) mieszka z matką (Jessica Lange) w zaniedbanej, odciętej od świata 28-pokojowej posiadłości Grey Gardens w East Hampton. Blisko spokrewnione z Jacqueline Bouvier Kennedy (Jeanne Tripplehorn) kobiety zwracają na siebie uwagę prasy po tym, jak wychodzi na jaw prawda o skandalicznych warunkach, w jakich żyją. Brud, robactwo, szczury, brak bieżącej wody i prądu – tak wygląda posiadłość w East Hampton. To jednak nie wszystko. Okazuje się też, że relacje między mieszkającymi tam matką i córką dalekie są od idealnych. Kobiety łączy toksyczny związek, z którego żadna z nich nie potrafi się uwolnić.


Obraz to ciekawy, gdyż pokazuje życie dwóch kobiet - matki i córki, które mieszkały razem przez wiele lat, nie ruszając się właściwie z miejsca. Obie były utalentowane, jednak nie potrafiły sobie w życiu poradzić.

Pochodziły z dobrze sytuowanej rodziny, miały artystyczną duszę, lubiły śpiew i taniec. Matka, zagrana fantastycznie przez Jessicę Lange, ukochała sobie duży dom, którego była właścicielką i nie chciała go sprzedać po śmierci swego męża, który zapisał wszystko nowej żonie. Świadomie uwięziła się w ulubionym przez siebie miejscu, opuścili ją wszyscy - kochanek i służba, gdyż zaczęło brakować pieniędzy. Takie życie wydawało jej się jednak odpowiadać. Córka początkowo próbowała zrobić karierę, ale zawód miłosny, problemy zdrowotne i prawdopodobnie porażka artystyczna spowodowały, że wróciła do matki i chociaż wielokrotnie mówiła o wyjeździe, nigdy matki nie opuściła. Czy wynikało to z miłości do niej czy niewiary we własne możliwości?

Pieniądze wkrótce się skończyły, więc żyły bardzo skromnie. Nie miały funduszy na utrzymanie tak ogromnego domu, więc zaczął on popadać w ruinę. W dodatku kobiety przestały przywiązywać wagę do czystości czy higieny. W końcu sąsiadom zaczęło to przeszkadzać. Wezwanym przez nich urzędnikom ukazał się obraz zaniedbanego wnętrza, pełnego śmieci, kotów, i niezbyt przyjemnie pachnącego. Skandal był tym większy, że kobiety należały do rodziny Jacqueline (z domu Bouvier) Kennedy.

Wkrótce dom został wyremontowany, jednak kobiety w nim pozostały i w ten sposób stały się bohaterkami dokumentalnego filmu Maysleyów, którym opowiedziały o swojej przeszłości. To właśnie w w tym filmie obie się artystycznie zrealizowały, odgrywając największą rolę swego życia.

Koniecznie muszę pochwalić pracę obu aktorek, a także ich charakteryzatorów. Jessica Lange jako starsza kobieta jest nie do poznania. Świetnie spisała się Drew Barrymore, odgrywając rolę małej Edie.
Interesujący film, ciekawa jest scena, gdy pod koniec córka oskarża matkę o to, że zmarnowała przez nią życie, ale tak naprawdę to była jej własna decyzja, o czym doskonale obie wiedzą.
Razem są w jakiś sposób szczęśliwe:

When we are together
we’re happy together and life is a song
when we are together we know we are where we belong


Film otrzymał dwa Złote Globy - dla najlepszego filmu telewizyjnego i najlepszej aktorki w filmie telewizyjnym – Drew Barrymore, oraz sześć nagród Emmy w 2009 roku.

sobota, 20 marca 2010

Cairo Time

Dawno nie oglądałam tak subtelnie poprowadzonego romansu. W dodatku towarzyszą mu piękne zdjęcia, romantyczne dźwięki fortepianu oraz egzotyka egipskiego miasta z jego lokalnym kolorytem.

Niemłoda już kobieta, spełniona zawodowo, matka dorosłych dzieci przybywa do Kairu, do męża, który jest pracownikiem ONZ. Dawno się nie widzieli, więc tęskni bardzo za nim. Jednak mąż, który został niespodziewanie wysłany do pracy w strefie Gazy, prosi swego przyjaciela, Syryjczyka - emerytowanego pracownika ONZ o opiekę nad nią w czasie jego nieobecności.

Tak się też staje. Tareq odbiera Juliette z lotniska i zawozi ją do hotelu. Początkowo kobieta próbuje zwiedzać miasto, chodzić na targ, jednak okazuje się, że jasnowłosej turystce trudno samej chodzić po Kairze, gdyż wzbudza zainteresowanie mężczyzn. Z konieczności dużo czasu spędza więc w hotelu. Czuje się samotna, brakuje jej męża, z którym kontaktuje się jedynie telefonicznie. Obiecuje mu, że dopiero wraz z nim obejrzy piramidy. Jednak nie chce siedzieć w domu, usiłuje nawet dostać się do męża, co jej się jednak nie udaje.

Jednocześnie powoli zaczyna chłonąć miejscową kulturę, fascynuje ją odmienność kulturowa Egiptu - z jego piramidami, Nilem, meczetami, głosem muezina wzywającego na modlitwy, paleniem nargilli i arabską muzyką. Poznaje ludzi, zarówno Europejki, które mieszkają lub pracują w Egipcie, jak i tubylców.

Także Tareqa, który od początku wzbudza jej zainteresowanie. Tych dwoje spędza ze sobą coraz więcej czasu, a w końcu rodzi się między nimi delikatna, uczuciowa więź. Cairo Time - czas spędzony w tym egipskim mieście okaże się dla niej czymś szczególnym...

Czy jednak uczucie będzie na tyle mocne, by zapomnieć o zobowiązaniach?

Bardzo, bardzo podobał mi się początkowy fortepianowy motyw muzyczny. Autorem tej muzyki jest Niall Byrne.

Ten film uwiódł mnie od pierwszego ujęcia. Polecam. Cenię go bardzo za tę subtelność, tak rzadką we współczesnych filmach.

P.S. Przy okazji dopiero sobie uświadomiłam, że Alexandra Siddiga, aktora grającego postać Tareqa, znam z filmu z Ralphem Fiennesem "A Dangerous Man: Lawrence After Arabia" (Niebezpieczny człowiek: Lawrence po Arabii).

piątek, 19 marca 2010

"Strike Back"

Pojawiło się promo do serialu telewizyjnego "Strike Back" z główną rolą Richarda Armitage`a.

"STRIKE BACK" to historia o zdradzie, odkupieniu i zemście, wszystko to dotyczy dwóch byłych żołnierzy: majora Hugha Collisona i zwolnionego z wojska weterana wojennego Johna Portera. Ich ścieżki przecięły się 7 lat wcześniej. Teraz, w czasie kryzysu w Środowej Azji, spotkają się ponownie.

W przeddzień inwazji na Irak w 2003 roku, John Porter dowodzi jednostką sił specjalnych, której zadaniem jest uwolnić zakładników w sercu Basry. Wydarzenia zaskoczą naszego bohatera, doprowadzając do fatalnych rezultatów. Decyzje podjęte tej nocy nieubłaganie połączą losy Portera i Collisona. Porter odczuje ciężar winy i reperkusje decyzji, które będę go prześladować przez 7 lat, dopóki nie nadarzy mu się okazja powrotu do Iraku i odkupienia swoich win.

Zdjęcia kręcono w Południowej Afryce.
Według zapowiedzi serial zostanie wyemitowany w pierwszych dniach maja 2010 w stacji Sky1.

Obsada filmu:
* Richard Armitage - John Porter
* Andrew Lincoln - Hugh Collinson
* Jodhi May - Layla Thompson
* Orla Brady - Katie Dartmouth
* Nicola Stephenson - Diane Porter
* Laura Greenwood - Alexandra Porter
* Cal Macaninch - Major Chris Pemberton
* Shelley Conn - Danni
* Colin Salmon - Middleton
* Toby Stephens - Frank Arlington
* David Harewood - Colonel Tshuma
* Alexander Siddig - Zahir Sharq

Serial ma składać się z 6 godzinnych odcinków. Oparty jest na powieści Chrisa Ryana, byłego żołnierza SAS (brytyjskiej jednostki antyterrorystycznej).


Fanvideo:



Wywiad z Richardem Armitagem:

czwartek, 18 marca 2010

Genua: włoskie lato

11-letnia Mary i 16-letnia Kelly jadą wraz z ojcem na rok do Genui, aby rozpocząć od nowa swoje życie po wypadku samochodowym, w którym zginęła ich matka. Mary, która spowodowała wypadek, nawiązuje kontakt z duchem matki. Kelly zaś nie może dojść do porozumienia z ojcem, który nie potrafi jej zastąpić matki.

Zapragnęłam obejrzeć ten film ze względu na Colina Firtha. Nic nie wiedziałam o fabule, ale tytuł obiecywał romans rozgrywający się w scenerii średniowiecznego, zalanego słońcem miasta. Nic bardziej mylnego, to w rzeczywistości dramat psychologiczny, w którym Genua wydaje się miejscem ponurym, nieco klaustrofobicznym, a wąskie uliczki tworzą rodzaj labiryntu, w którym można się zgubić.

To opowieść o relacjach między trzema osobami: ojcem i dwoma córkami w różnym wieku - tą prawie dorosłą i tą będącą jeszcze dzieckiem. Te trzy osoby zmagają się z własną tragedią rodzinną - utratą żony i matki. Najmłodsza wydaje się najmniej sobie radzić z tym problemem, tym bardziej, że czuje się winna śmierci matki, z kolei starsza odpycha młodszą, gdyż nie chcąc obarczać siebie winą za to co się stało, zrzuca ją jakby na młodszą siostrę. Sama ucieka w zapomnienie - buntując się przeciw ojcu, podejmując pierwsze próby dorosłego życia - pali trawę i przeżywa inicjację seksualną.

Czy ta wielka tragedia zniszczy tę rodzinę czy musi upłynąć czas - tytułowe genueńskie lato - nim rodzinie uda się obudować więzi?
Ciekawą kreację stworzyła Perla Haney-Jardine grająca 11-letnią Mary, która zmaga się z własnymi demonami i której bardzo matki brakuje.

Film podejmuje ważne i bolesne kwestie, jednak wydaje mi się, że dobór środków wyrazu nie był najwłaściwszy. Nie ogląda się go z przyjemnością. Zdjęcia kręcone kamerą z ręki zbliżają ten obraz do dokumentu, jednak nie pozwalają utożsamić się z bohaterami.

niedziela, 14 marca 2010

Richard Armitage w słuchowisku "Clarissa"

Pisałam już wcześniej, że brytyjski aktor Richard Armitage nagrał ostatnio słuchowisko dla BBC Radio4 oparte na powieści Samuela Richardsona "Clarissa". W pozostałych rolach wystapili: Zoe Waites jako Clarissa, Alison Steadman, Deborah Findlay, Miriam Margolyes, Julian Rhind-Tutt i Sophie Thompson. Armitage gra oczywiście Lovelace`a...

Kilka słów o pierwowzorze literackim.
"Clarissa or the History of a Young Lady" (Historia Clarissy Harlowe) to epistolarna powieść Samuela Richardsona napisana w 1748 roku. Bohaterka, tytułowa Clarissa, nakłaniana przez rodzinę do poślubienia zamożnego mężczyznę, którego nie kocha, jest zmuszona do ucieczki z przystojnym, błyskotliwym i czarującym Robertem Lovelacem i trafia pod jego opiekę. Lovelace jednak okazuje się być mężczyzną, któremu nie można ufać, a jego mglistym obietnicom małżeństwa towarzyszą niepożądane miłosne zaloty.

Właśnie została wyemitowana pierwsza część tego słuchowiska i po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zamieścić linka do końcowego fragmentu tego odcinka czyli sceny, w której Lovelace nakłania Clarissę, by uciekła wraz z nim.


Oto link do fragmentu

Kilka innych fragmentów tego odcinka jest dostępnych pod adresem RichardArmitageOnline:
http://www.richardarmitageonline.com/clarissa/clarissa-excerpts.html

Pozostałe odcinki zostaną wyemitowane w następujące dni: 21 marca, 28 marca, 4 kwietnia.
Każdy z odcinków będzie dostępny przez kilka dni na stronie BBC IPlayera:
Strona BBC: Clarissa: The History of a Young Lady

Noce w Rodhante

Adrienne (Diane Lane), kobieta wciąż cierpiąca z powodu zdrady męża i z trudem starająca się odbudować życie bez niego, właśnie dowiedziała się, że on chce wrócić do domu. Rozdarta sprzecznymi uczuciami, z radością przyjmuje szansę wyrwania się z domu, kiedy przyjaciółka prosi ją, by zajęła się przez weekend jej gospodą w Rodanthe. Tam, na odludnych Outer Banks u wybrzeży Karoliny Północnej, Adrienne ma nadzieję odnaleźć spokój, którego tak potrzebuje, żeby przemyśleć swoje życie. Jest już po sezonie i gospoda byłaby zamknięta, gdyby nie niespodziewane pojawienie się jedynego gościa, Paula (Richard Gere), lekarza z miasta. Paul, mężczyzna, który już dawno temu poświęcił rodzinę dla kariery, przyjechał do Rodanthe, żeby wypełnić trudną powinność i zmierzyć się z własnym kryzysem sumienia.

Film o spotkaniu dwojga ludzi po przejściach, w trudnej dla siebie sytuacji, kiedy stoją na życiowym rozdrożu i mają właśnie zdecydować o dalszym swoim życiu.
Diane Lane lubię od czasu filmu "Pod słońcem Toskanii", gdzie zagrała brawurowo rolę Frances Mayes, pisarki, która po rozwodzie z mężem kupuje dom w Toskanii i zaczyna nowe życie.
I tu jest trochę podobnie, gdyż jej bohaterka Adrienne zastanawia się nad powrotem do męża, mimo tego, że on ją zdradził z inną kobietą. Jednak zdaje sobie sprawę, że łączą ich dzieci, które bardzo potrzebują ojca. Na kilka dni wyjeżdża nad ocean do malowniczo położonego nad oceanem domu swojej przyjaciółki, która prowadzi pensjonat, a która właśnie opuszcza go na kilka dni. Adrienne zobowiązuje się zastąpić ją w tym czasie. Jest już poza sezonem, ale do pensjonatu ma przyjechać jeden gość - samotny mężczyzna. Adrienne przypuszcza, że w spokoju będzie mogła przemyśleć wszystko i podjąć właściwą decyzję, a gość nie będzie jej w tym przeszkadzać, jednak staje się inaczej...

Dr Paul Flanner wynajmuje błękitny pokój w pensjonacie nad oceanem, by wypełnić pewną trudną misję z którą przyjechał. Zamierza spotkać się z kimś, a następnie wyjechać z kraju. Właśnie sprzedał dom i właściwie nie ma adresu. Nie szuka jednak samotności, obecność Adrienne wydaje mu się być mu potrzebna.
Prognozy pogody mówią o możliwych wichurach, czy dom położony tuż nad morzem jest bezpiecznym schronieniem dla tych dwojga życiowych rozbitków?

Spotkanie tych dwojga pomoże im obu w podjęciu ważnych decyzji. Można powiedzieć, że ta obecność kogoś przy boku przez chwilę napełniła ich odwagą, której tak bardzo potrzebowali. Czy wszystko w życiu jest jeszcze możliwe? Czy można spróbować od nowa? Czy niełatwe problemy, z którymi muszą zmagać się bohaterowie, można jednak rozwiązać?

Niby banalne, a jednak...
Przyznaję, że łzy poleciały mi w momencie, gdy dzieci, które cały czas były zajęte swoimi uczuciami i były złe na matkę za to, że ona nie chce zgodzić się na powrót ich ojca do domu, uświadamiają sobie, że ona też ma uczucia i nie jest tak silna jak myślały. Ta rozpacz Adrienne była przerażająco smutna...

*

Cały czas zastanawiałam się, czy nad oceanem tak duży dom jak ten ma szanse w ogóle istnieć? Czy pierwszy huragan nie zmiecie go z powierzchni ziemi? Wewnątrz w dodatku wydawał mi się zbyt przeładowany przedmiotami. Jednak z pewnością ma swój urok.
I mimo wszystko ma swój urok także ten film, choć można go nazwać banalnym, ckliwym romansidłem. ale jednak coś w nim jest. Może i to, że ostatnio bardzo lubię opowieści o ludziach po przejściach ;)

piątek, 12 marca 2010

Najlepsze filmy kostiumowe 2009

Na szczęście producenci filmowi rozpieszczają wciąż wielbicieli filmów kostiumowych. Oczywiście, my życzylibyśmy sobie, żeby było ich jak najwięcej ;)
Przypomnę te tytuły, o których już pisałam lub pisać pewnie będę. Będzie to mój osobisty ranking.

1. "Return to Cranford"
Druga odsłona "Cranfordu", jak już pisałam, jest równie dobra, co pierwsza, choć z pewnością żal, że to tylko dwa odcinki, choć 1,5 godzinne. Świetne aktorstwo, humor i moc wzruszeń, klimat małego prowincjonalnego angielskiego miasteczka, dbałość o szczegóły, kostiumy i scenografia. Same plusy. Zasłużone pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu.

2. "Emma"
Najnowsza wersja ekranizacji powieści Jane Austen. O dziwo, jeszcze o tym filmie nie pisałam na blogu. Chociaż nie do końca przekonują mnie odtwórcy głównych ról, zwłaszcza Ramola Garai, która tu mnie niestety trochę drażni, jednak za kostiumy, scenerię i inne walory estetyczne przyznaję temu filmowi miejsce drugie.

3. "The Young Victoria"
Lubię bardzo czasy królowej Wiktorii, więc z ogromnym zainteresowaniem ten film obejrzałam. Przyjemny seans. Ładne kostiumy, scenografia. Może wszystko to zbyt gładkie, ale film się bardzo miło ogląda. Dlatego tak wysoko znajduje się w moim rankingu, choć prawdopodobnie pod względem artystycznym przewyższają go te produkcje, które znajdują się na 4 i 5 miejscu. Żałuję, że fabuła nie została poprowadzona dalej, ale w końcu sam tytuł wskazuje na to, że to film o wczesnych latach królowej.

4. "Bright Star"
Film poświęcony postaci poety angielskiego Johna Keatsa. Bardzo nastrojowy, poetycki, wiele pięknych zdjęć. Świetna rola Abbie Cornish. Aż nie chce się wierzyć, ze tak było naprawdę. Ciekawe postaci drugoplanowe. Warto dodać, że styl Jane Campion jest dość specyficzny, pamiętam dobrze "Fortepian", w którym większą rolę grają filmowe obrazy i nastrój niż akcja. Dla mnie "Bright Star" to jednak bardziej opowieść o niezależnej kobiecie niż o sławnym romantycznym poecie.

5. "Coco before Chanel"
Ten film nie jest lekki, łatwy i przyjemny, pokazuje życie z jego problemami, niełatwą drogę do kariery. Może dzięki aktorstwu Audrey Tautou i zwłaszcza Benoît Poelvoorda, oceniam go dość wysoko. Na pewno niełatwo zrobić dobrą biografię tak znanej postaci jak Coco Chanel, z pewnością to i owo zostało przemilczane. Trzeba też pamiętać, że to znowu film o wczesnych latach ikony mody, a nie o całym jej życiu i karierze w wielkim świecie.

6. "Amelia Earhart"
Film biograficzny o Amelii Eackart pokazuje jedynie wycinek z jej życia, oczekiwałam po nim czegoś więcej, ale ładne zdjęcia, stare samoloty, Richard Gere i Hilary Swank podnoszą wartość tej produkcji. Mimo że to bardziej historia pewnego trójkąta miłosnego z lotnictwem w tle czy impresja filmowa na temat, to dzięki tej produkcji postać tej słynnej kobiety-pilota stała się bardziej nam bliska.


7. "Dorian Gray"
Ekranizacja powieści Oscara Wilde`a. Najwyżej muszę ocenić tu grę Colina Firtha, którego z tej produkcji pamiętam najlepiej. W pamięci mam także opiumowe wizje Doriana. Nieco słabiej wypadła postać córki lorda Wootona. Za scenografię, kostiumy i zdjęcia muszę dodać punkty tej produkcji. Gdzieś czytałam ocenę filmu, że to niewykorzystany potencjał i ja się z tym właściwie zgadzam.

8. "Wuthering Heighs"
Na tle wersji z 1992 z Ralphem Fiennesem każda z ekranizacji powieści Bronte wypada dość blado. Niełatwo przebić tę kultową już wersję. Z pewnością była to okazja do pokazania czegoś nowego, w tym młodych aktorów (Tom Hardy, Charlotte Riley i Rebecca Night), którzy spróbowali się zmierzyć z żywą legendą. Czy im się udało? Każdy z widzów musi to ocenić sam. Ja przyznaję, że byłam rozczarowana. Jakoś bardziej wciągnęły mnie (mimo wszystko) włoskie "Cime Tempestose" z Alessio Boni.

9. "Julie and Julia"
Czemu tak nisko? Choć bardzo lubię Meryl Streep, tu jej maniera zmieniania głosu tak mnie drażniła, że chwilami wolałam część współczesną, a nie tą poświęconą Julie Child. Także konstrukcję całego filmu, opartą na przeplatanych scenkach, uważam za nietrafioną.


Filmy, które przede mną:

"Enid" (już niedługo!)
"Turn of the Screw"
"Casualty 1909"
"Margot"

Pewnie jeszcze o jakimś filmie, wyprodukowanym w 2009 roku, nie wiem albo po prostu o nim w tej chwili nie pamiętam. Jeśli to pierwsze, to mam nadzieję, że w ten lub inny sposób na niego trafię.

Dodam jeszcze, że w tym rankingu byłoby miejsce na podium dla "Little Dorrit", którą to produkcję oceniam bardzo wysoko - świetny scenariusz (Andrew Davies), kostiumy, gra aktorska, suspens, scenografia i plenery. ale to serial powstały w 2008 roku. Podobnie jak oparty na prozie Sarah Waters film "Affinity".

czwartek, 11 marca 2010

Słyszeliście o Morganach?


Paul i Meryl przeżywają kryzys małżeński, ich relacje z każdym dniem coraz bardziej się pogarszają. Pewnego dnia wracając z restauracji są świadkami morderstwa. Policja w ramach programu ochrony świadków, wysyła parę do małej wsi, gdzie będą skazani na swoje towarzystwo…

Przyznaję, że nie darzyłam zwykle sympatią Hugh Granta. Nie rozumiałam nigdy zachwytów nad nim. Właściwie zaczęłam go trochę lubić po "Dzienniku Bridget Jones". Gdy więc natknęłam się na opis filmu "Did You Hear About the Morgans?" i zobaczyłam trailer, w którym ujrzałam Hugh Granta i Sarah Jessicę Parker, pomyślałam, że może być zabawnie.

Małżeństwo z Nowego Jorku, które jest w separacji (po zdradzie), staje się przypadkowo świadkiem morderstwa. W ramach ochrony świadków zostają oni wysłani w odległy zakątek Stanów - do Wyoming, gdzie mieszka para małżeńska - szeryf i jego zastępca - która ma ich ochraniać. Oczywiście nie tak łatwo Nowojorczykom przystosować się do życia w niewielkiej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, a najbliższy sklep jest położony kawał drogi od domku, w którym mieszkają. W dodatku w okolicy są niedźwiedzie....

Czy przebywanie ze sobą oddali ich od siebie jeszcze bardziej? A może jednak zbliży? Czy będą pielęgnować urazy, czy zdołają sobie wybaczyć?

Przyjemna komedyjka. Amerykańska prowincja, konie, rodeo, niedźwiedzie, niebo pełne gwiazd. Proste życie. Rąbanie drewna. Jak w tym wszystkim odnajdą się ludzie przyzwyczajeni do hałasów wielkiego miasta?
Sporo humoru, który ratuje słabości scenariusza...

Dodam, że to ciekawe, ale jakoś drażniła mnie w tym filmie S.J. Parker, nie Hugh Grant, który zagrał w swoim stylu, ale jednak jakby i trochę inaczej niż zwykle.
Podobała mi się para Wheelerów (Mary Steenburgen, Sam Elliott). I piękne krajobrazy amerykańskiego południowego zachodu.

Lekki film na jakiś zimowy wieczór.

czwartek, 4 marca 2010

Richard Armitage - It`s Time

Z pewnością niektórzy z Was wiedzą, że wielką sympatią darzę aktora angielskiego, Richarda Armitage`a. Wśród miłośników filmów kostiumowych znany jest z fantastycznie zagranej roli Johna Thorntona w ekranizacji powieści Elizabeth Gaskell "North and South" ("Północ Południe"). O tym filmie opowiadam na oddzielnym moim blogu.

Gra on głównie w brytyjskich filmach telewizyjnych - m.in. znalazł się w obsadzie współczesnej wersji "Wichrowych Wzgórz" czyli w "Sparkhouse" ("Dom na wrzosowisku"); w serialu "Impresjoniści", gdzie zagrał Claude`a Moneta; w najnowszej adaptacji "Robin Hooda", gdzie wcielił się w Guya z Gisborne, a swoją interpretacją przyćmił odtwórcę tytułowej roli; w serialu o brytyjskich służbach wywiadowczych "Spooks"; w krótkim filmie "Moving On", gdzie zagrał niebezpiecznego podrywacza, a wreszcie w dwóch odcinkach komediowego serialu "Pastor na obcasach". Oczywiście aktorskich dokonań ma na swym koncie więcej, bo odtwarzał także role komandosa ("Ultimate Force") czy doktora pogotowia ("Golden Hour") i wiele innych.

Bardzo często, że względu na swój charakterystyczny, głęboki głos, nagrywa także audiobooki, czytał m.in. "Sylvestra" Georgette Heyer, "Lord of the North" Bernarda Cornwella, nagrał też kilka audiobooków opartych na historii Robin Hooda. Nie mówiąc już o tym, że bywał narratorem w programach telewizyjnych, czytał wiersze Teda Hughesa, a jego głos wykorzystywany jest często w reklamach.

Jego najnowszym projektem telewizyjnym jest serial "Strike Back", w którym ponownie wcieli się w komandosa, ale tym razem w Iraku. Zaczął też zdjęcia do nowego sezonu "Spooks" oraz nagrał nowe audiobooki według prozy Georgette Heyer "Venetia" (dostępny od 1 kwietnia) i "The Convenient Marriage" (dostępny od sierpnia), a także wcielił się w postać Lovelace`a w radiowej adaptacji powieści epistolarnej Samuela Richardsona "Clarissa" (od 14 marca na antenie BBCRadio4).
Ja czekam jednak wciąż na jego nową rolę w filmie kostiumowym.

Poniżej króciutki (niestety) plik video, który przygotowała jedna z wielbicielek tego aktora.
"Richard Armitage - It's Time"



1. Zdjęcie pochodzi z najnowszego filmu Richarda Armitage`a "Strike Back".
2. Klip video przygotowała SimplyDarcy. Wykorzystano w nim zdjęcia studyjne, a także fotki z filmów: "North nad South", "Robin Hood", "Spooks", "Vicary of Dibley", "Strike Back".

poniedziałek, 1 marca 2010

W chmurach (Up in the Air)

Ryan Bingham (George Clooney) to profesjonalista specjalizujący się w "doradztwie dotyczącym zmian w karierze zawodowej" (eufemistyczne ujęcie zwalniania pracowników). Życie Ryana to ciągła podróż, jego mieszkanie to tylko puste miejsce. Podczas jednej z podroży poznaje Alex (Vera Farmiga) i zaczyna myśleć o zmianie stylu życia. Czy tak się stanie?

To film o samotności, o sposobie życia, jaki wybieramy, o relacjach międzyludzkich, o miłości. Opowieść o człowieku, który tak żyje, by wszystko co mu potrzebne mógł zmieścić w walizce, z którą podróżuje. Zresztą prowadzi na ten temat wykłady, w czasie których opowiada o swojej życiowej filozofii - bardzo to ciekawe fragmenty.

Ryan trudni się zwalnianiem ludzi - te sceny w filmie są najbardziej dramatyczne, bo zwalnianie kogoś ze stanowiska, które być może zajmował on przez wiele lat, bywa okrutne - pozbawia się go źródła utrzymania, a dotyczy to przecież i jego rodziny. Dlatego rozmowa, której celem jest poinformowanie kogoś o zmianie jego sytuacji, jest prowadzona w ten sposób, by zwolnionemu dać nadzieję na nowe życie, na przyszły sukces. Oczywiście to przyszłe powodzenie jest czymś całkowicie iluzorycznym, zwłaszcza, jeśli dotyczy to ludzi w pewnym wieku, gdzie o pracę już bardzo trudno, ale czyni się tak dlatego, by zwalniani nie wpadali w depresję czy nie popełniali samobójstwa.

Tym zajmuje się bohater, jednak on sam własnej rodziny właściwie nie ma, już dawno stracił kontakt z rodzeństwem. Jego domem jest samolot, punktem przystankowym jest hotel, w swoim mieszkaniu nie bywa, nawet nie wie, jak mógłby tam spędzać czas. Wszelkie jego znajomości są krótkotrwałe, nie chce związać się z nikim. Jedynym jego celem jest kolekcjonowanie przebytych mil, chce przelecieć ich tyle, by osiągnąć magiczną cyfrę dziesięciu milionów i znaleźć się w gronie wybrańców, którzy otrzymają od linii lotniczych, w ramach gratyfikacji za lojalność, specjalną, imienną kartę.

Dzieje się tak do czasu, gdy spotyka podobną do siebie osobę - kobietę, która liczy tylko na krótkie spotkania gdzieś na trasie, która podobnie do niego przelatuje wiele mil w powietrzu. Obojgu wydaje się taki związek, bez żadnych zobowiązań, odpowiadać. Ale czy na pewno?

W pracy u Ryana dzieje się coś nieoczekiwanego, przyjęta do firmy młoda dziewczyna proponuje zmiany w organizacji firmy, które jemu się nie podobają, ale jego szefowi bardzo - chce wprowadzić nową metodę pracy - zwalnianie za pomocą rozmowy przez komputer, co pomoże zmniejszyć wydatki. Ryan czuje niepokój, bo jak wyglądać będzie jego życie, gdy przestanie latać? Przekonuje więc szefa, że dziewczyna nie ma pojęcia, na czym polega zadanie, jakie wykonują przedstawiciele firmy tacy jak on. Wkrótce więc dostaje od szefa polecenie, by pokazać dziewczynie, jak wygląda jego praca. Rusza więc znowu w podróż, ale tym razem ma być przewodnikiem młodej adeptki, którą wprowadza w tajniki swego fachu.

Jednak czy ta jedna podróż nie odmieni jego losu? Czy nie czas, by zacząć myśleć o stabilizacji?
Nieangażowanie się w związki (jako życiowa filozofia, a może obawa przed niepowodzeniem czy zranieniem)? czy jednak miłość, dzięki której nie jesteśmy sami? Co jest lepsze? Gdzie zaczyna się i kończy samotność? Czy związki z innymi to coś niezbędnego? Przecież i w nich bywamy samotni. Czy potrzebujemy drugiego pilota, by dzielił z nami nasz los?

Dobry film, niebanalny temat, niezła muzyka. Świetny George Clooney - wydaje się, jakby w tym filmie mówił o sobie. Dobrze spisały się też dwie towarzyszące mu aktorki, chociaż może spodziewałam się po nich czegoś więcej, skoro otrzymały nominacje.

Gdzieś czytałam, że "W chmurach" to słodko-gorzka opowieść. Tak, jest trochę radosnych momentów, ale też sporo goryczy i smutku... i dotyczy to zarówno osób, które tracą pracę (powiedziałabym, że sporo tu z okrucieństwa kapitalizmu, który usiłuje być kapitalizmem eleganckim - z ludzką twarzą), jak i głównych bohaterów...
Inteligentne kino? Z pewnością.