11-letnia Mary i 16-letnia Kelly jadą wraz z ojcem na rok do Genui, aby rozpocząć od nowa swoje życie po wypadku samochodowym, w którym zginęła ich matka. Mary, która spowodowała wypadek, nawiązuje kontakt z duchem matki. Kelly zaś nie może dojść do porozumienia z ojcem, który nie potrafi jej zastąpić matki.
Zapragnęłam obejrzeć ten film ze względu na Colina Firtha. Nic nie wiedziałam o fabule, ale tytuł obiecywał romans rozgrywający się w scenerii średniowiecznego, zalanego słońcem miasta. Nic bardziej mylnego, to w rzeczywistości dramat psychologiczny, w którym Genua wydaje się miejscem ponurym, nieco klaustrofobicznym, a wąskie uliczki tworzą rodzaj labiryntu, w którym można się zgubić.
To opowieść o relacjach między trzema osobami: ojcem i dwoma córkami w różnym wieku - tą prawie dorosłą i tą będącą jeszcze dzieckiem. Te trzy osoby zmagają się z własną tragedią rodzinną - utratą żony i matki. Najmłodsza wydaje się najmniej sobie radzić z tym problemem, tym bardziej, że czuje się winna śmierci matki, z kolei starsza odpycha młodszą, gdyż nie chcąc obarczać siebie winą za to co się stało, zrzuca ją jakby na młodszą siostrę. Sama ucieka w zapomnienie - buntując się przeciw ojcu, podejmując pierwsze próby dorosłego życia - pali trawę i przeżywa inicjację seksualną.
Czy ta wielka tragedia zniszczy tę rodzinę czy musi upłynąć czas - tytułowe genueńskie lato - nim rodzinie uda się obudować więzi?
Ciekawą kreację stworzyła Perla Haney-Jardine grająca 11-letnią Mary, która zmaga się z własnymi demonami i której bardzo matki brakuje.
Film podejmuje ważne i bolesne kwestie, jednak wydaje mi się, że dobór środków wyrazu nie był najwłaściwszy. Nie ogląda się go z przyjemnością. Zdjęcia kręcone kamerą z ręki zbliżają ten obraz do dokumentu, jednak nie pozwalają utożsamić się z bohaterami.
4 komentarze:
też niedawno oglądałam ten film ze względu na pana Darcego:) i muszę powiedzieć, że nie przekonała mnie próba zrobienia z niego reportażu... zdjęcia mnie raziły... mimo iż akcja dzieję się w gorącym i zalanym słońcem mieście czasami wiało chłodem ze zdjęć... i myślę, że bez względu na to jakie było zamierzenie, czasami można było wrzucić trochę światła szczególnie do zdjęć kręconych we wnętrzach, bo Colin stojąc przy oknie wyglądał jak murzyn....
To prawda. Genua - włoskie miasto, kojarzące się ze słońcem, a te zdjęcia takie ponure. Pewnie o taki właśnie efekt reżyserowi chodziło, ale jednak szkoda...
zgadzam się z Tobą, że pewnie o to chodziło reżyserowi, ale mnie to jednak nie przekonało... no nic nie poradzę... Colin jako murzyn do mnie nie trafia:) i zaznaczam, że nie jestem rasistką, nie lubię jak się kogoś wybiela lub jak w tym przypadku przyczernia:)
o rany i jeszcze się podszyłam pod konto mego męża:) to byłam ja kazika:)
Prześlij komentarz