sobota, 28 marca 2009

Szary proch

"Szary proch" to powieść Marii Rodziewiczówny z 1889 roku, opublikowana po raz pierwszy we Lwowie w "Dzienniku Polskim" pod pseudonimem Zmogas.
Pod pewnym względem powtarza schemat fabularny "Między ustami a brzegiem pucharu", tyle że akcja dzieje się na litewskiej wsi. Wawrzyniec, który opuścił przed laty rodzinną wieś, pracował ciężko na morzu "u Niemców". Jest zdecydowany zostać już na zawsze z dala od rodzinnej wsi, swoją pracą zyskał szacunek, a także być może rękę córki swego pracodawcy, Niemkini Grety. Jednak zanim ostatecznie osiądzie nad morzem, postanawia odwiedzić rodzinną wieś, by
się pożegnać, a może trochę pochwalić tym, co osiągnął?
"W jakimś zakątku pamięci został ten wyraz - ostatni, jaki za nim pogonił od gromadki swoich, co go odprowadzili za wieś, na rozdroże ku Niemnowi, lat temu dwanaście. A przez te lata już nigdy tej mowy nie posłyszał. Po niemiecku mówił i myślał, po niemiecku śpiewał i klął, po niemiecku pacierz odmawiał i grzechy wyznawał na spowiedzi. [...] myśl jego w labir
ynt dziecinnych wspomnień zstępując, rozgrzebywała rumowiska pamiątek, dziwiła się wybladłym obrazom, echom jakichś pieśni, odnajdywała twarze, uśmiechy, dźwięki dawno przebrzmiałe. [...] Do swoich... Choć na godzinę, na chwilę marną! Do ojców! Tyle lat przeszło, aż zapomniał. Do swoich!
Na początku chełpi się pozycją wśród obcych i zamożną narzeczoną, wzbudzając podziw wsi. Ojciec jest rozczarowany, że syn, który wrócił taki dojrzały i dorodny, nie chce zostać na ziemi ojców. Jednak stary, zasięgnąwszy rady księdza, inaczej postanawia z nim postępować i przywiązać go do tego miejsca, którego chciał syn się wyrzec...

"Przyjechał [...] już nie blady, nie chudy, nie oddarty. Pańskie, czarne szatki na nim i złote pierścienie, a sam jak dąb rozrosły, piękny, zdrów, żem z początku odpatrzeć się nie mógł i nacieszyć. Ale krótka była uciecha. Zaraz mnie żal zdjął, jak naszą mowę kaleczył, jak on pieśni i obyczaje zapomniał, jak na matczyną mogiłę pójść nie pomyślał, tylko wciąż o swej chwale i cudzym świecie rozpowiadał. I tak moja radość przeszła w troskę, we wstyd, w udręczenie.[...] Na pracę naszą patrzy jakby z drwinami i wieś buntuje Ameryką, a wszystko mu niedobre, niesmaczne, nudne. [...] Przysłali wreszcie Niemce mego syna na pokaz, że z niego dusze uczciwą wyjęli, a włożyli szachrajstwo albo i zgoła nic".
We wsi mieszka także Rozalka, którą od początku Wawrzyniec zraża swym postępowaniem, także wobec niej i decyzją o opuszczeniu rodzinnej wsi, wydaje się jej lekkoduchem, czym przypomina nieco Wentzla z "Między ustami...".
"Skłonił się przed Rozalką. Nikt ich nie zapoznawał, ale to nie przeszkadzało zatańczyć. Dziewczyna, pomimo tańca zawsze blada i poważna, skinęła głową i podała mu rękę. Istotnie toczoną miała kibić, a głowę niosła dumnie jak królowa. [...] miała we wsi opinię niesł
ychanie skromnej i nieprzystępnej.
- Składnie tańcujesz - pochwalił ją Wawer [...] - Znać, żeś w mieście była.
- Nie tańcowałam w mieście, ale służyłam. - odparła [...]
- A takaś ładna. Pewnie się twój pan w tobie kochał...
Dziewczyna szarpnęła się mocno, wyrwała mu się i rzuciwszy go w środku tańczących wróciła na swe poprzednie miejsce".

Rozalka jest pracowita, rozsądna, a ponadto zaangażowana społecznie, gdyż we wsi jest grupka osób, które kolportują nielegalną prasę i broszurki, co może zakończyć się aresztowaniem przez władze carskie. Ten wątek jest zresztą opisany dość enigmatycznie, ale i tak Rodziewicz
ówna opublikować musiała swoją powieść pod pseudonimem, w obawie przed represjami.
Wawrzyniec przybywa do wsi w ważnym momencie i wprowadza ze sobą nowe zwyczaje, nieco sprzeczne ze starymi zasadami, ot choćby to, że nie czeka z założonymi rękami (bo widać już tak musi być, boć to piorun niebieski), kiedy piorun trafia w zagrodę, ale rzuca się by pożar gasić i wieś od spalenia ocalić. Czy Wawrzyniec wyrzeknie się swej ojczystej ziemi, wróci do Szczecina i przystąpi do spółki z Niemcem, czy zostanie pracować na własnej ziemi pracować wraz ze swoim litewskim ludem i dla niego? Czy poruszy się jego serce i ta ziemia stanie się mu droga? Czy inaczej spojrzy na niego Rozalka?

Muszę jeszcze zacytować fragment niczym z "Nad Niemnem":
"Nadeszły żniwa. Na dworski łan wyległy pewnego dnia całe Karewiszki, bo dzień to był taki, że zabobon zabraniał u siebie robić, a z wieczora, w wigilię, pan sam wieś przeszedł prosząc o pomoc. Stawili się bez mała wszyscy, od najbogatszych do najbiedniejszych, od starych do młodych. U Didelisów Jan tylko sam został z dziećmi. Synowie z żonami do świtu jeszcze poszli, po drodze zabierając sąsiadów i krewnych. Był to jakby fest to żniwo we dworze. Mężczyźni wdziali śnieżne koszule, najjaskrawsze spódnice dziewczęta i jak na tańce
powpinały rutę w warkocze. Było jakby święto, bo nawet Krzysztof Jodas się zjawił z kosą, a Rozalka warsztat opuściła.
Ustawili się kosiarze, jak żurawie długim kluczem; ciągnęły się za nimi kobiety, garście złotych kłosów zbierając, snopy wiążąc, a w końcu starzy i wyrostki gromady składali kopki wzdłuż ogołoconych zagonów. Od pola tego szmer szedł jak od roju szarańczy. Chrzęst zboża, kos brzęczenie, szumy kłosów setnych. Czasem kosy stawały, do słońca błyszcząc, nier
uchome, a ogarniał wszelkie odgłosy śpiew chóralny, któremu wnet kobiety podpowiadały drugą zwrotkę, a starzy czasem wtórzyli. Jakby motyle to pole obsiadły, tak się mieniło całe, tak ruszało się jak żywe.

Prócz tych głównych postaci, są jak to u Rodziewiczówny, postaci drugoplanowe, które wyrastają na postaci jak z baśni - kaleka o szlachetnym sercu Rufin, stary Szwedas, czy wreszcie ten zły - brat Rozalki, Krystof. Warto też wspomnieć o dzielnym Marcinku, najmłodszym braciszku Wawrzyńca. A sam Wawrzyniec jest niczym bohater przypowieści o synu marnotrawnym. Nie mogę też nie wspomnieć opowiadanej przez Bakutisa baśni o królewnie, która w złotym pałacu pod studnią mieszka i na śmiałka czeka.
Powieść mi się podobała i, co rzadko mi się zdarza, nawet ją w pracy podczytywałam.

Prezentowane zdjęcia okładek powieści pochodzą z edycji Wydawnictwa Literackiego w Krakowie
Z "Pism" Marii Rodziewiczówny, pod redakcją Anny Martuszewskiej. Powieści w tym wydaniu opatrzone są słowniczkiem i notą wydawcy.

niedziela, 22 marca 2009

Powrót do Brideshead

Powrót do Brideshead, to pełna namiętności historia miłosnego trójkąta, utraconej niewinności oraz wystawionej na próbę siły charakteru. A w tle splendor i dekadencja, chylącej się ku upadkowi angielskiej arystokracji, u progu drugiej wojny światowej. Rozgrywająca się trzy dekady historia rozpoczyna się w 1925 roku w Oksfordzie, gdzie na studia trafia zdolny, lecz skromnie urodzony Charles Ryder. Przypadkowa znajomość z rozpasanym i dekadenckim Sebastianem Flytem szybko przerodzi się we wzajemną fascynację. Zauroczony bogactwem, nonszalancją i ekstrawaganckim stylem życia młodego arystokraty, Charles daje się zaprosić do Brideshead – rodzinnej posiadłości lordów Marchmain.

Obejrzałam "Brideshead Revisited".
Film niejednoznaczny, który pozostawia wiele niedopowiedzień. Co naprawdę łączyło Charlesa i Sebastiana? Choć z pewnością Sebastian Charlesa kochał. Ale czy z wzajemnością
O co naprawdę chodziło Charlesowi, na czym mu naprawdę najbardziej zależało? Na ludziach, miejscu a może społecznym awansie?
Każdy z bohaterów był właściwie nieszczęśliwy: matka - że dzieci nie spełniają pokładanych w nich nadziei, dzieci - bo nie chcą żyć tak jak ona sobie życzy. Małżonkowie, bo nie chcą ze sobą być. Sebastian - bo Charles go zawodzi. Charles, bo Julia go zawodzi. Julia bo musi wyjść za tego, kogo nie kocha, a w dodatku rozczarowuje się tym, którego ona kocha.

Początek jest właściwie beztroski - niezbyt zamożny Charles spotyka na swojej drodze prowadzącego dekadenckie życie młodego Sebastiana. Poznają się i bawią dobrze razem.
Zmiana następuje, gdy Sebastian pokazuje mu rodzinne Brideshead - przepyszną rezydencję, która go fascynuje i urzeka. Wydaje się, że to miejsce jest rajem. Wspaniałe posagi, ogromne wnętrza, piękne ogrody. Także tam spotyka Julię - siostrę Sebastiana, na którą natychmiast zwraca uwagę. Kto będzie dla niego ważniejszy?
Jednak wkrótce zjawia się matka - arystokratyczna dama, która kieruje swymi dziećmi, która wychowuje ich w silnej wierze katolickiej. Sebastian nie lubi obrazu zawieszonego w domu: Matki z Dzieciątkiem - ten obraz jest symbolem wiary, która panuje w tym domu niepodzielnie i według której mają żyć jej mieszkańcy. On z życiem jakie prowadzi wydaje się grzesznikiem - odszczepieńcem, a w każdym razie kimś , kto znajduje się na złej drodze... Żyje więc życiem niezgodnym z religią, w dodatku jest zakochany w niewierzącym Charlesie.
W Wenecji, do której wyjeżdżają, zachodzi coś pomiędzy Charlesem i Julią (co widzi Sebastian). Tym samym Charles rani ich oboje, bo Julia wie, że nie może za niego wyjść - na drodze stoją rodzinne tradycje i katolicka wiara. Wyjdzie za tego, którego wskaże jej matka, nawet jeśli go nie kocha.
Od tego momentu film wydaje się antykatolicki, gdyż zasady wiary wydają się skostniałe i nierozsądne, a ci co je wyznają okrutni i zimni. Buntuje się przeciw tym zasadom Sebastian, buntuje się sam lord, ich ojciec. Oni dwaj budują sobie własną wolność - w Wenecji i w Maroku. Dla jednego z nich jednak przyjdzie pora na pojednanie... to zresztą kulminacyjny moment filmu. Wtedy Charles uświadamia sobie, że przegrał. I uświadamia sobie, że wiara w jakichś sposób była tym ludziom potrzebna, bez niej pozostaje jakaś pustka. Także w życiu niego samego...
Jednak symbolicznie na końcu ten stary świat dawnej arystokracji odchodzi w przeszłość. Stary dom jest opuszczony, a obraz zostaje zasłonięty przez kwaterujących w pałacu żołnierzy...

Trochę o aktorach, zauważyłam kilka znajomych osób. Oczywiście Emma Thompson (jak zawsze świetna), Greta Schacci, Michael Gambon (jak zawsze świetny), Felicity Jones (Opactwo Northanger), Anna Madeley (Affinity), Patrick Malahide (pan Causabon z Middlemarch), Jonathan Cake (The Girl - trochę się zmienił). Ci aktorzy spisali się świetnie. Główny bohater w sumie także. Trochę mniej pozostali czyli aktorzy grający Sebastiana i Julię. Co do tego pierwszego to był tak chudy, że nie mogłam na niego chwilami patrzeć.
Trochę mało przekonująca była miłość Charlesa i Julii, ciężko było uwierzyć w tę namiętność...
Film pięknie sfilmowany, z dobrą muzyką, we wspaniałych wnętrzach. Ale nie wiem, czy będę chciała do niego wrócić? Film mi sie podobał, ale mnie nie porwał.
Chyba wolę Andrew Daviesa, gdy opowiada o XIX wieku