Korzystając z chwili wolnego letniego czasu przeczytałam "Mansfield Park". Nie jest to moja ulubiona powieść Jane Austen. Wręcz przeciwnie, w moim osobistym rankingu zajmuje, zasłużenie czy niezasłużenie, ostatnie miejsce, po "Dumie i uprzedzeniu", "Perswazjach", "Emmie" i "Opactwie Northanger". Jest chyba najobszerniejszą z jej powieści. Opowiada o losach Fanny Price, skromnej i cichej, niezamożnej dziewczyny wychowywanej w domu zamożnych krewnych, państwa Bertram. Główna bohaterka jest chyba najmniej interesującą z postaci kobiecych Austen.
Przy okazji tej lektury przypomniałam sobie ekranizacje tej powieści. Nie ma wersji idealnej, przy czym osobiście wolę wersję wierniejszą oryginałowi niż to, co zrobiła Rozema. Ale po kolei. UWAGA! Spoilery!
Pierwsza adaptacja powstała w 1983 roku jako 6-odcinkowy serial BBC, w reżyserii Davida Gilesa. W rolach głównych wystąpili: Sylvestra Le Touzel jako Fanny Price, Nicholas Farrell jako Edmund Bertram i Anna Massey jako pani Norris. To typowa ekranizacja z tamtych lat, wierna książkowemu pierwowzorowi, nieco statyczna, przypomina "Dumę i Uprzedzenie" z 1980 r. oraz "Rozważną i Romantyczną" z 1981 r.
W tej wersji największą pretensję można mieć do wyboru głównej bohaterki. Fanny nie była ładna, ale nie wierzę, że miała prawie nieruchomą twarz i wytrzeszcz oczu. Była cicha, bierna, ale nie reagowała tak histerycznie jak w jednej ze scen reaguje Sylvestra Le Touzel, która swoją grą aktorską przypomina mi nieco aktorki niemego kina. Nie mogę sobie wyobrazić, że Henry Crawford mógłby się zakochać w takiej bezbarwnej, wymoczkowatej i wystraszonej Fanny. Nicholas Farrell odtwarza postać Edmunda Bertrama, nie przepadam za tym aktorem, ale w sumie wypadł nieźle, choć nie jest to mój ulubiony odtwórca tej roli. Robert Burbage jako Henry Crawford jest bardzo teatralny, zadziera nosa, ale sylwetkę ma świetną i nosi się bardzo elegancko. Mam jednak zastrzeżenia, bo powieściowy Henry był ciemny i niski, a także raczej brzydki niż przystojny, nadrabiał manierami, a jednak o Burbage`u trudno powiedzieć, że jest brzydki. Jeśli chodzi o Mary Crawford (Jackie Smith-Wood) jest to chyba moja ulubiona postać w tej wersji, można ją polubić, jednak nie sądzę, żeby wtedy noszono takie krótkie fryzurki. Świetna jest oczywiście jak zawsze Anna Massey w roli ciotki Norris. No i sir Bertram jest tu najcieplejszym, najsympatyczniejszym ze wszystkich ekranizacji "Mansfield Park", ale jest jeden problem - Bernarda Heptona jako sir Bertrama zdecydowanie się lubi i darzy szacunkiem, nie sądzę, żeby ktoś mógł się go bać. Nie bardzo mi się podoba to co uczyniono z ojcem Fanny, zrobiono z niego strasznego pijaczka. Jedna z najciekawszych scen w tym filmie to epizod z bramą i kluczem oraz obserwującą wszystko Fanny, to niemal mała sztuka teatralna. Ale to kunszt Jane Austen, świetnie wykorzystany z tej ekranizacji.
Druga ekranizacja z 1999 r. to pojedynczy film - autorska wersja Patricii Rozemy, która wykorzystała tekst powieści, ale także listy Jane Austen, miała podobno w tworzeniu scenariusza wolną rękę. Role główne zagrali: Frances O’Connor jako Fanny Price i Jonny Lee Miller jako Edmund Bertram. Nie jest to wierna adaptacja, a wręcz przeciwnie, wariacja na temat. To co najbardziej mnie irytowało to Fanny, która patrzy w kamerę w scenach pisania listów a także dodawanie scen, których w książce nie było. Główna para to moja ulubiona Fanny (może nieco za ładna, zbyt odważnie wyraża swoje zdanie, a nawet flirtuje z Crawfordem) i ulubiony Edmund ze wszystkich ekranizacji. Także Alessandro Nivola jako Henry Crawford jest przekonujący (niski, ale niebrzydki), stara się i niemal można się nie dziwić Fanny, która nagle przyjmuje jego oświadczyny, żeby dzień później odmówić mu swojej ręki - tego jednak w książce nie ma (Rozema zaczerpnęła ten epizod z życia Austen), tak samo jak nie ma ich pocałunku, to po prostu kłóci się z jej powieściowym charakterem. Dodaną bardzo odważną sceną jest przyłapanie przez Fanny w łóżku Henry`ego z Marią Rushworth. To dosłowne pokazanie czegoś, co w powieści Austen jest tylko skwitowanie zdaniem, że Mary z nim uciekła. Takie in flagranti bez wątpienia byłoby jednak nie do pomyślenia w domu sir Bertrama. W ogóle to wersja powieści Austen bardzo nowoczesna, żeby nie powiedzieć współczesna. Rozema podjęła też, jedynie lekko sugerowany w prozie Austen, wątek niewolnictwa, ale czym były te ilustracje Toma Bertrama? Kogo oni zrobili z sir Bertrama? Gwałciciela? Okrutnika? Czemu Mary Crawford zachwyca się w jednej scenie (po deszczu) ciałem Fanny, jakby niemal chciała ją rozebrać? Czy to jakaś sugestia homoseksualna? No i te robaki w domu Price`ów… Obrzydliwość. Trudno mi sobie także wyobrazić, żeby Crawford zainteresował się Mary Bertram, bo aktorka grająca tę rolę nie grzeszy urodą, na jego miejscu zachwyciłabym się raczej Julią (ładna Justine Waddell). Nieliczne pozytywy tej wersji to, poza parą głównych bohaterów, zabawny Hugh Bonneville w roli Rushwortha oraz przystojny James Purefoy w roli Toma Bertrama - kogoś takiego właśnie sobie wyobrażałam. Jednak scena gdy każe czekać biednemu dziecku przed wejściem... Po co to było? Aż tak okrutny to on nie był, zresztą różnica wieku nie była aż tak wielka. To co można docenić w tym filmie to zdjęcia.
Ostatnia ekranizacja pochodzi z 2007 r., jest to film telewizyjny ITV, w reżyserii Iaina B. MacDonalda, w rolach głównych wystąpili: Billie Piper jako Fanny Price i Blake Ritson jako Edmund Bertram. Blond-włosa, wydekoltowana Fanny z tej ekranizacji nie bardzo mi się podoba, nie tak sobie wyobrażam główną bohaterkę, jest to zbyt współczesna dziewczyna, wciąż w biegu, nie wygląda na chorowitą i delikatną Fanny z powieści Austen, wręcz przeciwnie, tryska zdrowiem. Edmund od biedy ujdzie, ma dziwną fryzurkę, ale ładne oczy. Douglas Hodge jako sir Bertram, no właśnie, jest niesympatyczny, wciąż ma jakiś szczękościsk i groźne spojrzenie, poza ostatnią sceną. Pamiętam tego aktora z "Miasteczka Middlemarch", tam wypadł bardzo dobrze (był wówczas dość przystojny, szczuplejszy, szkoda że tak brzydko się zestarzał), a tu jest zasadniczy i antypatyczny, w związku z tym nie trudno sobie wyobrazić, że córki chcą się wyrwać z takiego domu.
Michelle Ryan jako Maria Bertram - nie dziwię się Henry`emu Crawfordowi, że mógł się nią zauroczyć, bo to niebrzydka kobieta. Z tej wersji wypadła wycieczka do Rushwortów oraz wyjazd Fanny do rodziny, zamiast tego ona zostaje sama w Mansfield Park, a sir Bertram, żeby ją ukarać (???) wyjeżdża z rodziną na jakiś czas. Bardzo to dziwne i mało realne. Bal, którym Fanny rozpoczyna "bywanie" jest tu …. piknikiem. Co dziwne, Fanny w powieści była jedyną, która odmówiła zagrania w sztuce teatralnej, a tymczasem w tej wersji sir Bertram znajduje wszystkich na scenie, także ją. Co ciekawe, lady Bertram na końcu orientuje się, że młodzi się kochają i niemal ułatwia im zaręczyny, to zresztą ładna scena harmonii małżeńskiej sir Bertramów (choć może w perspektywie wcześniejszej ospałości lady i antypatyczności jej męża jest to niekonsekwentne).
Podsumowując, "Mansfield Park" czeka nadal na swoją dobrą ekranizację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz