"Lorna Doone" to najsłynniejsza powieść R.D. Blackmore`a (1825-1900), popularnego angielskiego powieściopisarza 2 połowy XIX wieku. Jest to powieść historyczna, awanturnicza i jednocześnie romantyczna. Wiejskiej sielance spokojnego domu Riddsów przeciwstawiona jest mroczna, położona na bagnach, siedziba zbójeckiej rodziny Doonów, którzy w swej bezkarności (chroni ich skorumpowany urzędnik) są postrachem okolicy. Ojciec bohatera - Johna Ridda zostaje zabity w wyniku napaści Doonów na miasteczko, chłopiec poprzysięga Doonom zemstę, ale nic nie może poradzić na to, że jako już dorosły mężczyzna zakochuje się w jednej z nich - pieknej Lornie Doone (pupilce sir Ensora - seniora rodu).
Jak to napisał jeden z krytyków - połączenie awanturniczej treści z sielskim tłem wytwarza swoisty, romantyczny urok powieści. Doczekała się ona jeszcze za życia autora czterdziestu wydań.
W 2000 roku powstała ekranizacja tej powieści, w rolach głównych wystąpili: Richard Coyle (John Ridd), Amelia Warner (Lorna Doone), Aidan Gillen (Carver Doone), Peter Vaughan (Ensor Doone), Anton Lesser (Councellor Doone).
Film obejrzałam z przyjemnością, choć książki nie znam. Nie jest to na pewno dzieło wybitne, ale cała historia i bohaterowie coś w sobie mają. Jest awanturniczo, romantycznie, miłośnie. Jest miłosny trójkąt, są ucieczki, napady, jest rebelia i wojna. Jednak wszystko, mimo dramatycznych wydarzeń, kończy się happy endem, a jak na opowieść tego typu przystało dobra Lorna Doone okazuje się nie wnuczką Sir Ensora Doone, ale córką zamordowanej przez Doonów dziedziczki, a John Ridd za zasługi dla króla otrzymuje tytuł szlachecki.
Główny bohater jak na głównego bohatera przystało - jest silny, ma jasne wlosy, i jest dzielny.
Jednak, ku memu zdumieniu, najbardziej pociągał mnie czarny (nota bene) charakter czyli Carver Doone, który jest ambitny i okrutny, a jednocześnie zakochany w tej, która wybiera innego. Grający go aktor nieco wydaje mi się z typu urody podobny do Gary Oldmana (choć za nim akurat nie przepadam, bo zawsze gra paskudne role).
Mamy miłosny trójkąt i miłośc, która uszczęśliwia, ale i doprowadza do zguby.
Podobało mi się to zestawienie wiejskiej sielanki domu Riddsów z kryjówką Doonów na bagnach. Ci Doonowie w tych czarnych strojach i z warkoczykami z tyłu głowy wyglądali całkiem interesująco i romantycznie, zwłaszcza Carver i jego ojciec, Cauncellor. Natomiast gdy zobaczyłam postrach okolicy czyli seniora rodu Doonów w osobie pana Boffina z "Our Mutual Friend", to nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Dość groteskowo pokazana jest XVII-wieczna monarchia Stuartów i aparat sprawiedliwości (choć tak właśnie miało być).
Opowieść w sumie jest ciekawa, choć jest sporo romantycznych uproszczeń... Film warto jednak obejrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz