
Kazimierz Nowak, samotny podróżnik w latach 30. przemierzył na rowerze i pieszo (z rzadka posiłkując się wielbłądem - Sahara - czy łodzią - Kongo Belgijskie, czy wreszcie jadąc konno - Afryka Południowo-Zachodnia -) dwukrotnie Afrykę z północy na południe i z południa na północ. Nie odwiedzał miast (bo i miast jest wewnątrz kontynentu niewiele), szedł bezdrożami, nieuczęszczanymi przez białych szlakami, przez dżungle, puszcze, sawanny i pustynie, często z dala od ludzkich siedzib, nocował na ziemi, głodował, pił brudną wodę z kałuż, byle tylko przeżyć i iść dalej.


Mimo trudów tej wielkiej, trwającej 5 lat, podróży był szczęśliwy, nocując pod gołym niebem, otoczony przez nocne, zwierzęce hałasy, porykiwania lwów, czując wokół siebie groźną lecz piękną afrykańską przyrodę. Przez afrykańskich tubylców był witany często z wrogością jako przybysz, po którym nie wiadomo czego można się spodziewać (rower wielu z tych ludów był przecież nieznany, a czasem nawet nie widzieli białego człowieka), spotykał ludożerców, beduinów, Tuaregów, Burów, Buszmenów, Pigmejów, afrykańskich władców, misjonarzy, z rzadka rodaków, jak nagle w środku Górnego Kassai w Kongo Belgijskim siostrę klauzurową Magdalenę z Krakowa, z którą rozmawiał w rozmównicy, nie widząc nawet jej twarzy.
Przeżywał niebezpieczne przygody, wychodząc żywo z tak wielu opresji, że musiał mieć opiekuńczego ducha, który wciąż nad nim czuwał.
Przemierzył w drodze na południe - Libię, Egipt, Sudan, Kongo Belgijskie, Rodezję, Związek Południowej Afryki, a potem z powrotem na północ inną drogą - Afrykę Południowo-Zachodnią, Angolę, Kongo Belgijskie, Francuską Afrykę Równikową oraz Francuską Afrykę Równikową do Algierii.

Najbardziej narzekał na mnożące się formalności, związane z przekraczaniem granic, rabunkowe cła, które musiał opłacać za swój nad wyraz skromny bagaż, co bardzo uszczuplało jego i tak niewielki budżet (i zmuszało często do głodowania) i - nierzadko - na nieżyczliwość ludzką.
Środki finansowe dla siebie i dla pozostającej w kraju rodziny zdobywał honorariami za reportaże i zdjęcia, posyłając je do polskich i niemieckich czasopism, niektóre ze zdjęć sprzedawał od razu na miejscu, by zdobyć środki na niezbędne opłaty oraz na żywność.
W listopadzie 1936 roku zakończył liczącą przeszło 40 tys. kilometrów ponad 5-letnią, samotną wędrówkę. Za ostatnie pieniądze kupił ubranie i wrócił do Polski. Jednak wycieńczony nawrotami malarii i po przebyciu operacji po zapaleniu okostnej lewej nogi, zapadł na zapalenie płuc. Rok po powrocie do kraju, po swoich niebezpiecznych podróżach, umarł - w październiku 1937 roku.

Przez całe lata ten niezwykły podróżnik był zapomniany, jednak w 1998 roku do artykułów, publikowanych w różnych czasopismach polskich z lat 30. z podróży Kazimierza Nowaka do Afryki, dotarł Łukasz Wierzbicki. W 2000 roku ukazało się I wydanie tej książki (oparte na reportażach Kazimierza Nowaka), potem następne, uzupełnione nowymi materiałami, gdyż udało się dotrzeć do rodziny wielkiego podróżnika, a sam mistrz reportażu - Ryszard Kapuściński - zafascynowany postacią Kazimierza Nowaka, odsłaniając pamiątkową tablicę na dworcu poznańskim, powiedział: "Wyczyn Kazimierza Nowaka zasługuje na to, by jego nazwisko znalazło się w słownikach i encyklopediach, by było wymieniane obok takich nazwisk jak Stanley i Livingstone [..] pokazał, że jeden biały człowiek, zupełnie bezbronny, nieposiadający żadnego uzbrojenia, a jedynie wiarę w drugiego człowieka, może przebyć samotnie wielki kontynent, i to w czasach, gdy Europa zaczynała odkrywać Trzeci Świat.[..] Tylko ktoś, kto zna te rejony, gdzie podróżował [..] może docenić to bohaterstwo połączone ze skromnością".
I ja zafascynowana czytałam tę opowieść niezwykłego człowieka, śledziłam trasę jego wędrówki, z palcem na mapie, korzystając z obrazu satelitarnego przemierzanych przez niego terenów, nie mogąc uwierzyć, że jeden człowiek mógł przejść całą tą niesamowitą i groźną przestrzeń - piaski pustyni, puszcze i sawanny, wspinać się na ośnieżone szczyty Ruwenzori w sercu Afryki, płynąć rzekami Lulua i Kassai na pokładzie (13-metrowej długości i 65 centymetrowej szerokości) łodzi ochrzczonej swojskim imieniem "Maryś", wreszcie jadąc na wysłużonym i bez końca łatanym rowerze czy idąc pieszo...

"To zupełnie niezwykła książka" - powtórzę znów za Ryszardem Kapuścińskim.
Dla mnie - wychowanej na przygodach Tomka Wilmowskiego (cyklu podróżniczych książek Alfreda Szklarskiego, których akcja toczy się na różnych kontynentach na początku XX wieku, w tym na Czarnym Lądzie) - ta książka jest bardzo bliska.
(więcej o podróżniku: http://www.kazimierznowak.pl/biografia/
trasa jego podróży: http://www.kazimierznowak.pl/trasa-podrozy-1931-1936/ )