piątek, 27 listopada 2009

Dzienniki Marii Dąbrowskiej t. 1 (1914-1932)

Dzienniki Marii Dąbrowskiej czytałam dawno temu, prawdopodobnie w czasie studiów, choć wtedy chyba tylko wybrane fragmenty.

Pierwszy tom obejmuje pierwszy okres w życiu Marii Dąbrowskiej, przede wszystkim małżeństwo z Marianem Dąbrowskim, legionistą, potem majorem WP. Jest tu i miłość i przyjaźń, i zdrada, gdyż Dąbrowska nie była wierną żoną. Przyznaje się w dziennikach do zdrady, sugeruje, że mąż także miał jakiś flirt, ale prawdopodobnie nie było to nic poważnego.
"Mówią, że trzeba poznać tego, z kim się ma żyć po ślubie jak z mężem. Ja myślę, że czy go się pozna przedtem czy później, z każdym można żyć dobrze, od nas to tylko zależy. Wdzięk i tragizm zarazem życia na tym polega, że właśnie prawie każdego człowieka można pokochać. Pokochać na umór, ponad wszystko i wszystkich - prawie nikogo".

Pisarka relacjonuje spotkanie z Józefem Piłsudskim w 1916 roku. Wyraźnie widać, jak początkowa jej fascynacja tą postacią przekształca się z czasem w pewien dystans, wywołany wydarzeniami politycznymi.
"Piłsudski ubrany był okropnie, w swojej zresztą przemiłej szarej kurtce, ale do tego wdział czarne długie austriackie spodnie wizytowe. Z tym wszystkim pełny czaru w sposobie bycia, pełny imponującego piękna ze swą głową kamienną i niezwykłą.[...] Piłsudski jest towarzysko pełny wdzięku, prosty i dowcipny. Kiedy się zapali, opowiada przepięknie. [..] Patrząc na niego i słuchając, myślałam, że nie jest to mąż stanu, ale poeta, romantyk i aktor, który swą wizje artystyczną świata rzucił na szalę wypadków".

Tu trzeba dodać, że Dąbrowska ma poglądy nieco lewicowe (bardzo podobała się jej idea spółdzielczości i na ten temat wygłaszała odczyty).
Na te lata przypada także jej praca społeczna i państwowa (w 1914 r. działała w Lublinie, potem pracowała w Ministerstwie Rolnictwa i parała się publicystyką).

Ale przede wszystkim wtedy zaczęła pisać. Były to zarówno opowiadania, pisane często na zamówienie. Powstały wtedy tomy "Uśmiech dzieciństwa" (1923) i "Ludzie stamtąd" (1926), które przyniosły jej uznanie. W tym okresie powstawała także jej największa powieść "Noce i dnie".

Dużo pisze w dziennikach o samej pracy twórczej, widać jak poprawiała, zmieniała koncepcje literackie i konstruowała całą powieść. Jak krystalizowała się powoli jej struktura.
"Tzw. radość twórcza nie jest wcale wskaźnikiem, że się weszło w pisaniu na właściwą drogę. Ja w ciągu ubiegłego roku doświadczałam istnych paroksyzmów radości i pewności, że Boga za nogi złapałam. Tymczasem wszystko, co napisałam, było do chrzanu. [..]
To co się mówi o trudnościach przy pisaniu, to, co ja sama o tym mówię, dotyczy tylko okresu, kiedy się wewnętrznie dochodzi do istoty tematu. Wtedy człowiek się męczy jak potępieniec i najprostszej myśli nie potrafi wyrazić. Kiedy natomiast dojdzie - a nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi - wszystko idzie jak z płatka. Można się tylko tu i ówdzie na krótko potykać".

W 1925 roku po śmierci męża związała się ze Stanisławem Stempowskim, którego poznała rok wcześniej, zresztą za pośrednictwem męża.
"Wartość jaką mają dla nas ludzie i przeżycia, oceniamy od strony negatywnej - po bólu, jaki nam sprawia strata albo myśl o stracie".[..]
Dobrodziejstwem mego życia teraz jest pan Stempowski. Cóż to za człowiek, którego granic nie można z żadnej strony zobaczyć, ani dna. Bez dna i bez granic. Biały i gorący zarazem. Sędziwy i młodzieńczy, niemal chłopięcy. Potrzebuje się go jak powietrza, pije się go jak cudowny lek, kocha się go pokornie i z zachwytem.

Wkrótce byli niemal nierozłączni, choć i tu zdarzały się jej romanse, min. z Jerzym Czopem, kierownikiem sanatorium w Jaworzu (gdzie zresztą częściowo powstawały "Noce i dnie").
"Pochłania mnie moja sprawa osobista - miłość z Jerzym. Był w październiku w Warszawie i już wtedy uczułam, że coś między nami na nowo się i na inny sposób zaczyna, ujawniło mi się jakby w odmiennej, cudnej postaci. [..] Zwaliło się to na mnie i szczęściem i brzemieniem, bo mnie i bez St. [Stempowskiego] żyć byłoby niemożebnie trudno - i to, że się kryć muszę, nieznośnie ciąży".

W dziennikach Dąbrowska pisze także o życiu artystycznym i kolegach po piórze. Krytykuje Kadena-Bandrowskiego, podówczas dobrze przyjmowanego pisarza, a przyjaźni się z Zofią Nałkowską.
"Wczoraj na posiedzeniu komisji [komisji Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego - chodziło o wybór książek zalecanych dla szkół] w ministerstwie wybuchła bomba. [..] to jest walka Kadena z naszą komisją, którą Kaden chce obsadzić swoimi ludźmi. Jest to jakaś gra poziomych interesów, od której będę się trzymać z daleka.[..] Cała ta komisja jest w ogóle źle pomyślana i my operujemy nie śród książek, ale śród śmiecia niewartego zachodu, śród najobrzydliwszej, ofensywnej grafomanii".

Ale przede wszystkim snuje refleksje o pisarstwie:
"Po napisaniu każdej rzeczy doznaję uczucia, że wypisałam całą siebie, że już nigdy nie będę mogła nic więcej napisać. [..]
Dziś skończyli drukować drugi tom "Nocy i dni". Nie wiem dlaczego, ale jest mi tak przerażająco smutno, jakby nagle wszystkie nici łączące mnie ze światem, się porwały, Ponura melancholia.".


1. Zdjęcie Marii Dąbrowskiej z 1925 roku. Archiwum NAC.

Wieść z ostatniej chwili:
Od 2009 roku jest dostępne wydanie pełnego tekstu dzienników Marii Dąbrowskiej z lat 1914-1956 w 13 tomach - wersja surowa, bez edytorskiego opracowania i bez przypisów.
Publikację tę wydała w nakładzie 300 egzemplarzy Polska Akademia Nauk, Komitet Nauk o Literaturze. Ukazała się pod redakcją Tadeusza Drewniewskiego.

3 komentarze:

clevera pisze...

Pod wpływem polonistki z liceum zaczęłam czytać "Dzienniki" i chociaż bardzo mi się podobały to nie dokończyłam ich. Nie pamiętam dlaczego.:))

Monika Badowska pisze...

Po "Dziennikach" Dąbrowskiej przekonałam się do tego typu zapisów w literaturze:)

Gosia pisze...

Clevera - Może trzeba spróbować jeszcze raz? Nieraz się przekonałam, że pierwsze wrażenie bywa mylące, a z upływem lat podobają mi się zupełnie inne lektury niż kiedyś.

Nauczycielko - Bardzo lubię czytać pamiętniki, wspomnienia, biografie. Mają zupełnie inny urok niż powieści. I z pewnością warto po nie sięgać. Kiedy już przeczytam dzienniki Dąbrowskiej, mam zamiar zabrać się za lekturę dzienników Zofii Nałkowskiej, tym bardziej, że pisarki przed wojną się bardzo lubiły, a po wojnie podobno się nie znosiły. Ciekawe czemu? Żyły w tym samym czasie, ciekawa jestem, jak potoczyły się ich losy i jak zmieniały się ich opinie i poglądy, w zależności od ich osobistych przeżyć.

Pozdrawiam :)