
Obsada: Sandra Bullock, Ryan Reynolds, Mary Steenburgen, Betty White, Craig T. Nelson.
W ostatnim czasie mam na bakier z komediami romantycznymi. Generalnie lubię ten gatunek filmowy, ale ostatnio trafiam na takie produkcje, które mnie do siebie nie przekonują.
Obejrzałam właśnie film "Narzeczony mimo woli". No i zachwycona nie jestem.
Owszem, przyjemnie było popatrzeć, zwłaszcza, że widoki ładne (kręcone przeważnie w Massachusetts, a nie na Alasce - podobno ekipa musiała przemalować kilkanaście szyldów, by sklepy wyglądały na alaskańskie) i w sumie nie było najgorzej, ale w komediach romantycznych szukam czegoś więcej, czegoś co mnie rozbawi i wzruszy. Tu brakowało mi trochę dobrych pomysłów, wszystko było zbyt schematyczne. Nie będzie to z pewnością moja ulubiona komedia romantyczna.
Główny bohater w ogóle według mnie do Sandry nie pasował, wydawał się za młody. Chemii między nimi zero. Zastanawiałam się, kiedy to on zdążył zakochać się w Margaret?
Sandra wygląda bardzo dobrze, zwłaszcza w negliżu, figurę ma świetną. Może to on po prostu wyglądał zbyt młodo? (Czasami przy tym przypominał mi młodego George`a Busha...)
Najbardziej podobała mi się obsesja Margaret na punkcie pewnego koca ;)
Także striptease w klubie był elementem rozweselającym. Wykonany został przez jedynego w mieście stripteasera, którego występy budziły zachwyt pań z okolicy, a zwłaszcza babci bohatera. Najciekawsze, że ten pan pełnił w miasteczku też inne funkcje. Zabawne były też sceny z początku filmu, gdy Sandra jako szefowa wydawnictwa budziła postrach wśród swoich podwładnych.
Ogólnie film da się obejrzeć, ale bez rewelacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz