"Hard Land Of Wonder" to pierwsza po siedmiu latach wyłącznej współpracy z Johnem Porterem płyta Anity Lipnickiej.
"Zamiar był prosty: skonstruować prawdziwą emocjonalną bombę przy użyciu minimalistycznych środków wyrazu. I tak oto, na 15-lecie mojej działalności artystycznej, wychodzę do ludzi z płytą absolutnie debiutancką! Tak o niej myślę. Bo to mój pierwszy całkowicie autorski i przeze mnie wyprodukowany album" - opowiada Anita Lipnicka. Wokalistka tłumaczy tytuł albumu jako "Samotną krainę cudowności". Artystka zdradziła, że przed skomponowaniem tej płyty, nauczyła się grać na klawiszach, co miało ogromny wpływ na ostateczny kształt albumu. Po raz pierwszy Anita występuje również w roli wyłącznego producenta i autora przedsięwzięcia. Do nagrań artystka zaprosiła muzyków sesyjnych z Anglii.
O niewielu polskich płytach mogę powiedzieć to, że słuchając ich mam wrażenie, że nie słucham polskiej płyty, lecz zagraniczną. Tak było w przypadku „Acoustic” Staszka Soyki (choć tam dwa utwory były śpiewane po polsku) i tak jest teraz, kiedy słucham nowej, autorskiej płyty Anity Lipnickiej, śpiewanej wyłącznie po angielsku.
To niesamowity album, jak na warunki polskie, gdzie króluje komercja, pop lub rock. Tutaj mamy do czynienia z płytą w stylu np. mało u nas znanej, a świetnej Sophie Zelmani czy lepiej znanej Dido – spokojną, refleksyjną, intymną, nieco melancholijną, której przyjemnie posłuchać, zwłaszcza w długie jesienne i zimowe wieczory. Można się tu rozkoszować dźwiękami i śpiewem. I lirycznymi tekstami. Takiej muzyki brakuje na naszym muzycznym rynku.
To płyta z nastrojowymi piosenkami, od których trudno się oderwać. Chciałoby się, żeby była dłuższa. Bardzo osobista, dojrzała. Zupełnie inaczej brzmi tu głos Anity Lipnickiej, ma w sobie szlachetność i głębię. W dodatku towarzyszą jej akustyczne instrumenty. Smyczki, kontrabas, gitara, fortepian. Taka płyta to ewenement u nas. Już wysłuchane przeze mnie krótkie fragmenty zrobiły na mnie wrażenie, a kiedy poznałam je w całości byłam oczarowana.
Trudno wyróżnić poszczególne utwory, bo płyta jest świetna jako całość, ale przyznam się, że najbardziej podobają mi się takie utwory, jak otwierający album piękny „Car Door” albo „Lovely Fake”, „You Change Me”, „Hard Land of Wonder” czy wreszcie szczególnie lubiany przeze mnie „The Trial”.
Smakują jak dojrzałe wino, im dłużej się nimi delektuję, tym bardziej poruszają.
Ta muzyka świetnie trafia w mój muzyczny gust. Bardzo polecam tę płytę.
Nie kupuję zbyt wielu polskich albumów muzycznych, ale uważam, że "Hard Land Of Wonder" naprawdę na to zasługuje.
Podejrzewam, że w tym roku będzie najchętniej wybieranym prezentem gwiazdkowym.
1 komentarz:
Ta płyta bardzo mi się spodobała; świetnie jej się słucha wieczorami.
Prześlij komentarz