Książkę czytałam z przerwami, niestety, a zasługuje z pewnością na lepsze traktowanie. Tak się jednak stało, że jej lekturę zaczęłam w marcu, a później, po 10 kwietnia, przerwałam ją na całe dwa miesiące. Nie mogłam się wtedy na niczym skupić.
A naprawdę warto po tę książkę sięgnąć. To przede wszystkim dzieje wielopokoleniowej ziemiańskiej rodziny z Wielkopolski, z czasów zaboru pruskiego. Narratorką jest tytułowa Marianna Jasińska, która prowadzi pamiętnik, w którym opowiada o życiu swojej rodziny, o ludziach, z którymi miała okazję się spotkać (np. Emilia Szczaniecka, Henryk Sienkiewicz, Antonina Estkowska) lub o których miała okazję słyszeć, wspomina wydarzenia, które są dla niej i dla społeczności wielkopolskiej ważne (np. wizyta Ignacego Paderewskiego w Poznaniu lub sprawa wozu Drzymały).
Z tego pamiętnika wynika, że Marianna i jej mąż Michał najlepiej jak mogą dbali o ziemię tak, by nie tylko nie trafiła w pruskie ręce (majątki, które opuszczali, sprzedawali uczciwym polskim obywatelom), ale by jeszcze pomnożyć jej wartość. W codziennym życiu ziemiańskiego dworu starali się zachować polskie tradycje w trudnych czasach rządów pruskich.
Niektóre z wypowiadanych przez autorkę spostrzeżeń czy ocen wydają się z dzisiejszej perspektywy zabawne czy nieco staroświeckie, ale trzeba pamiętać, że był to przełom wieku XIX i XX i w obyczajowości wiele się przez ten czas zmieniło.
Narratorka opowiada o swoich dzieciach, które kolejno się rodzą, dorastają, dojrzewają, a w końcu próbują ułożyć sobie życie. Opowiada o adoratorach córek, o kolejnych ślubach. Opowiada o dniach pogodnych i tych smutnych. Dzięki wielu szczegółom łatwo można sobie wyobrazić codzienne życie takiego ziemiańskiego dworu w tamtych czasach.
Mimo wszystko wyłania się z tego obraz szczęśliwej rodziny. Smutno się robi dopiero wtedy, gdy na końcu czytamy o późniejszych losach członków tej rodziny, która doświadczyła wojennej zawieruchy. Z tej perspektywy to, o czym opowiada tak barwnie Marianna Jasińska, wydaje się jakimś nierealnym snem.
Bardzo polecam.
3 komentarze:
Cieszę się, że przebrnęłaś:) już się bałam, że źle poleciłam:) odnoszę wrażenie, że wszystko co robili pokierowane było dobrem rodziny i kraju... troszkę brakuje mi tej miłości do tradycji, może dlatego, że mieszkam na ziemiach odzyskanych?
jak dla mnie rewelacyjne były opisy jedzenia, to bogactwo smaków, zupa z raków czy żółwiowa była czymś normalnym:) i te wyprawki dla córek:) wyprawa do Kołobrzegu organizowana rok wcześniej:) mało takich książek na rynku... zazdroszczę Wielkopolsce Marianny:)
Wyprawy ślubne córek były imponujące, to fakt :) Dobrze mi się książkę czytało i jakoś przywiązałam się do tej rodziny. Ciekawy był też wątek tej dziewczyny, której "prowadzenie się" tak oburzało Mariannę, w ogóle bawił mnie jej stosunek do wszelkich wyzwolonych kobiet, ale trzeba pamiętać jakie to były czasy. To w sumie było zdrowe podejście, choć nam wydaje się obecnie dość staroświeckie.
tak te jej podejście czasami bardzo denerwowało... mnie zmartwił fakt, że środkiem na przeczyszczenie prawdopodobnie pozbawiła nas jakieś sławnej pisarki:)
Prześlij komentarz