Bohaterka jest panną z dobrego domu, ale zarazem owocem mezaliansu. Matka – wielka dama wyszła za mąż za profesora Politechniki, naukowca, pozytywistę, któremu próżniacze życie arystokracji wydaje się wstrętne. Oboje rodzice ogromnie kochają córkę, ale każde z nich inaczej widzi jej drogę do szczęścia. Od lat żyją w separacji, ale zgodnie z wcześniejszą umową córka po ukończeniu pensji ma najpierw spędzić rok u matki, a potem rok u ojca.
"Pamiętnik Wacławy ze wspomnień młodej panny ułożony" powstał w 1871 roku, a więc w chwili rozkwitu powieści tendencyjnej. Powieść tendencyjna miała pełnić funkcje wychowawcze, dostarczając czytelnikom słusznych i właściwych, w przekonaniu autora, wzorców postaw i zachowań.
Obraz rysowany w tej powieści jest tendencyjny, moralizatorstwo drażni, ale jednocześnie są tu znakomicie zarysowane postaci takie, jak Rozalia. Jej wątek pełen namiętnej pasji mógłby odnosić się do zdania reklamującego tę książkę jako "powieści dla miłośników literatury w stylu Charlotte Brontë!". Jednak główna bohaterka Wacława na postać z Bronte nie bardzo się nadaje. Może w większym stopniu, jak to ktoś zauważył, na bohaterkę prozy Elizabeth Gaskell. Są i inne interesujące postaci w tej powieści, niektóre o silnej osobowości, tak jak babka Hortensja, inne o słabej, jak babka Ludgarda czy matka głównej bohaterki.
"Pamiętnik Wacławy" to typowy bildungsroman (powieść o kształtowaniu się). Nierówna to książka, obok długich i chwilami może nieco nużących rozdziałów, które mają oddać upływający czas i pokazać dojrzewanie głównej bohaterki, są fragmenty i sceny świetne, które podnoszą emocję do wysokiego C i zapierają oddech. Jest na ponad 700 stron kilka-kilkanaście takich dramatycznych momentów.
Odnosząc się do wspomnianego w streszczeniu podziału na świat ojca i świat matki, warto zauważyć, że mimo że narratorka uznaje ten pierwszy za lepszy, to w samej powieści jest on potraktowany marginalnie. Nie poznajemy go z bliska, a znamy tylko ze skrótowej relacji Wacławy, sprowadzonej raczej do skutków (przebywania z ojcem i w jego świecie), a nie do samego procesu. Świat matki za to jest oddany drobiazgowo, z całym korowodem różnych postaci, które bohaterka poznaje i z którymi przebywa, ze stopniowo zdobywanym przez Wacławę doświadczeniem, z przeżyciami, nadziejami, porażkami i rozczarowaniami.
Akcja przenosi się z posiadłości ziemskiej do miasta (przypuszczalnie chodzi o Wilno), poznajemy środowisko ludzi zamożnych, w którym liczą się: pozycja, majątek, konwenanse, a szczęście odgrywa drugorzędną rolę. Panny na wydaniu praktycznie nie decydują same o wyborze przyszłego małżonka, pozostawienie Wacławie przez matkę wolnej ręki w tej kwestii jest uznawane przez towarzystwo za dziwactwo, a przecież taka postawa wynika z miłości do córki. Trochę drażniła mnie sztuczność imion męskich bohaterów: Ludomir, Agenor. Być może był to celowy zabieg, gdyż ci pozytywniejsi bohaterowie mieli swojskie imiona: Franciszek, Władysław, Witold. Niestety, ten ostatni, bardzo obiecujący, przewija się migawkowo w tej powieści, a nawet wtedy, gdy mamy prawo uznać, że wreszcie poznamy go bliżej, akcja przyspiesza i streszcza się do krótkiej o nim wzmianki, co może budzić spore rozczarowanie. A przecież potencjał był olbrzymi, bo wydawał się od początku intrygującą i interesującą postacią. Nie wiemy tak naprawdę, w jaki sposób zarządzał swoją posiadłością, dostajemy jedynie sielankowy obraz z daleka, Witold nie przemawia swoim głosem, słyszymy jedynie zdawkową relację narratorki.
To nie postaci pozytywne są w tej powieści opisywane ze szczegółami. Chodzi głównie o pokazanie pustego świata arystokratycznych elit, w którym uleganie konwenansom, udawanie i teatralna egzaltacja są czymś integralnym i codziennym, a ludzie, którzy cenią pracę i inne wartości - odszczepieńcami, tak jak Witold. Cieplej w powieści od tego świata pustki i obłudy są przedstawiani - słowami głównej bohaterki - ludzie utrzymujący się z pracy rąk własnych, ale z kolei rzadko mówią swoim głosem. Wacława często mówi o słowach ojca, ale właściwie nie są one cytowane, prócz jednego listu.
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń "Pamiętnik Wacławy" przeczytałam z zainteresowaniem, ze względu na ciekawe postaci, wątki i sceny, w których przebija talent pisarski Elizy Orzeszkowej.
środa, 31 maja 2017
wtorek, 9 maja 2017
When call the heart...
Zanim opowiem o serialu "When call the heart", powstałym na motywach książki o tym samym tytule, kilka słów wstępu. Pisarka Janette Oke to córka pionierów, urodzona w kanadyjskim stanie Alberta w 1935 roku. Jest autorką ponad 70 powieści, z których 32 zostało przetłumaczonych na 14 języków. Jest laureatką nagród Stowarzyszenia Wydawców Chrześcijańskich za znaczący wkład w literaturę. Ma fanów na całym świecie.
O tej kanadyjskiej pisarce dowiedziałam się kilka lat temu po obejrzeniu filmu "Miłość przychodzi powoli" (Love come softly).
Jego fabuła jest prosta: młode małżeństwo: Marty i Aaron Claridge'owie wyruszają na Zachód w poszukiwaniu miejsca na dom i na założenie rodziny. Niestety Aaron ginie. Jako że zima jest coraz bliżej, Marty nie ma możliwości powrotu na Wschód. Samotny wdowiec - Clark Davis, wychowujący około dziewięcioletnią córkę Missie, proponuje, by Marty wyszła za niego za mąż i przeczekała w ten sposób do wiosny. W zamian za opiekę nad domem i nad Missie oferuje jej dach nad głową. Marty zgadza się, ale dość niechętnie, bo wciąż jest jej trudno pogodzić się ze stratą ukochanego męża. Związek Clarka i Marty miał być małżeństwem z rozsądku, czas pokaże czy to się zmieni...
To prosty, ale wzruszający film o miłości. W głównych rolach wystąpili: Katherine Heigl - Marty Claridge, Dale Midkiff jako Clark Davis (taka ciepła, sympatyczna postać mężczyzny, na którym można się oprzeć) i Skye McCole Bartusiak - Missie Davis.
Książka na podstawie której nakręcono ten film jest trochę inna, pewne elementy (m.in. wiek Missy) zostały zmienione, ale w wymowie całość jest podobna. Akcja jest niespieszna, uczucia proste. Piękna opowieść o ludziach, którzy żyją w zgodzie z Bogiem i naturą.
Powstały kontynuacje tej historii, niektóre już zresztą częściowo sfilmowane: "Love`s Enduring promise" (Obietnica miłości), "Love`s Long journey" (Miłość - wędrówka bez kresu), "Love`s Abiding joy" (Miłości wieczna radość) oraz "Love's Unending Legacy" (Miłość trwa wiecznie), a także "Love's Unfolding Dream", "Love Takes Wing" i "Love Finds a Home'.
Janette Oke specjalizuje się w takich cyklach opowieści wokół jednej rodziny.
https://www.fantasticfiction.com/o/janette-oke/
Drugą taką serią, która wyszła spod jej pióra jest "Canadian West" czyli "When call the heart". Kiedyś przypadkowo, chyba na Hallmarku, obejrzałam fragment jednego odcinka ekranizacji tej opowieści, w którym pojawiał się kanadyjski policjant w czerwonym mundurze, a główną bohaterką była nauczycielka. Trochę mi to przypominało "Doktor Quinn": koniec XIX wieku, Dziki Zachód, ona - nowa w mieście, musi się zmierzać z kolejnymi problemami w małym miasteczku, on służy jej pomocą, jest mała lokalna społeczność, która trzyma się razem mimo trudności.
Miałam do tego filmu wrócić, ale minęły lata i o tym zapomniałam.
A teraz okazało się, że "When call the heart" to już 4 serie po kilkanaście odcinków! Muszę uczciwie przyznać, że pochłonęłam całość dość szybko, choć nie uniknęłam pewnej frustracji.
Pierwsza seria podobała mi się najbardziej, była naturalna, prosta, postaci niewymuszone, stroje z epoki, raczej skromne, odpowiednie dla małego górniczego miasteczka, główne postacie bezpretensjonalne, akcja spokojna, bez fajerwerków, ale przyjemna w odbiorze. Problemy przed którymi stoją bohaterowie są do rozwiązania.
Drugi sezon mnie mocno zirytował do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy w ogóle oglądać dalej ten serial. Nie wiem czy tak jest w pierwowzorze książkowym, ale nagle część akcji przenosi się do dużego miasta Hamilton, skąd pochodzi główna bohaterka, grana przez Erin Krakow i mamy całkowity przeskok, jeśli chodzi o ubrania, choć mija zaledwie kilka miesięcy. Rewia mody niemal z lat 30. XX wieku! Tak jakby realizatorzy chcieli zrobić z tego jakiegoś tasiemca w stylu "Dynastii" czy "Mody na sukces". Niestety część obsady z serii pierwszej znika, wśród nich kilka mieszkanek miasteczka, które moim zdaniem miały potencjał fabularny i niektórzy z uczniów. Wprowadzono nowe postacie, tak jakby twórcom wydawało się, że im więcej młodych aktorek w filmie tym lepiej. Na szczęście w dwóch kolejnych sezonach sytuacja ulega poprawie. Co prawda, niestety, pozostają stroje przypominające współczesne, ale następuje powrót do spokojnego życia miasteczka Hope Valley. Niektóre z nowych postaci zostają na stałe, jak choćby Bill Avery, i urozmaicają fabułę, jeszcze inne, wcześniej mocno irytujące, jak Rosemary LeVeaux, stają się bardziej pogłębione i zabawne.
Po obejrzeniu czterech serii z pewnością będę czekać na piąty sezon, który ma pojawić się w przyszłym roku.
Magnesem produkcji jest oczywiście główna para czyli Elizabeth Thatcher (Erin Krakow) i Jack Thornton (tak! Thornton! Tak jak bohater "Północ i południe" Elizabeth Gaskell. Czy to nie zabawne?) czyli Mountie Jack - sympatyczny kanadyjski policjant górski (w tej roli Daniel Lissing), historia miłosna tej pary jest niespieszna i dobrze, bo jest co oglądać.
Obok nich są też inne ważne postacie takie, jak przyjaciółka Elizabeth - Abigail Stanton, dobry duch miasteczka, której perypetie (i kolejne wyzwania, których się podejmuje) są równie ważne w tej serii oraz osoby, które są z nią w jakiś sposób związane: intrygujący policjant Bill Avery, tajemniczy pastor Frank Hogan, zły-dobry Henry Gowen itd. itd. Nowym bohaterem w serialu jest przystojny lekarz, więc atrakcji nie zabraknie.
"When call the heart" pokazuje, że najważniejsza jest odwaga, uczciwość, zaradność i wiara oraz wsłuchanie się w głos serca, a ktoś kto zbłądził zawsze może dostać drugą szansę.
Ktoś powie, że opowieści Janette Oke są zbyt sielankowe, ale od jakiegoś czasu przyjemnie mi się ogląda takie produkcje.
Wiem, że istnieje także inna jednoczęściowa ekranizacja "When call the heart", ale nie miałam okazji jej obejrzeć.
O tej kanadyjskiej pisarce dowiedziałam się kilka lat temu po obejrzeniu filmu "Miłość przychodzi powoli" (Love come softly).
Jego fabuła jest prosta: młode małżeństwo: Marty i Aaron Claridge'owie wyruszają na Zachód w poszukiwaniu miejsca na dom i na założenie rodziny. Niestety Aaron ginie. Jako że zima jest coraz bliżej, Marty nie ma możliwości powrotu na Wschód. Samotny wdowiec - Clark Davis, wychowujący około dziewięcioletnią córkę Missie, proponuje, by Marty wyszła za niego za mąż i przeczekała w ten sposób do wiosny. W zamian za opiekę nad domem i nad Missie oferuje jej dach nad głową. Marty zgadza się, ale dość niechętnie, bo wciąż jest jej trudno pogodzić się ze stratą ukochanego męża. Związek Clarka i Marty miał być małżeństwem z rozsądku, czas pokaże czy to się zmieni...
To prosty, ale wzruszający film o miłości. W głównych rolach wystąpili: Katherine Heigl - Marty Claridge, Dale Midkiff jako Clark Davis (taka ciepła, sympatyczna postać mężczyzny, na którym można się oprzeć) i Skye McCole Bartusiak - Missie Davis.
Książka na podstawie której nakręcono ten film jest trochę inna, pewne elementy (m.in. wiek Missy) zostały zmienione, ale w wymowie całość jest podobna. Akcja jest niespieszna, uczucia proste. Piękna opowieść o ludziach, którzy żyją w zgodzie z Bogiem i naturą.
Powstały kontynuacje tej historii, niektóre już zresztą częściowo sfilmowane: "Love`s Enduring promise" (Obietnica miłości), "Love`s Long journey" (Miłość - wędrówka bez kresu), "Love`s Abiding joy" (Miłości wieczna radość) oraz "Love's Unending Legacy" (Miłość trwa wiecznie), a także "Love's Unfolding Dream", "Love Takes Wing" i "Love Finds a Home'.
Janette Oke specjalizuje się w takich cyklach opowieści wokół jednej rodziny.
https://www.fantasticfiction.com/o/janette-oke/
Drugą taką serią, która wyszła spod jej pióra jest "Canadian West" czyli "When call the heart". Kiedyś przypadkowo, chyba na Hallmarku, obejrzałam fragment jednego odcinka ekranizacji tej opowieści, w którym pojawiał się kanadyjski policjant w czerwonym mundurze, a główną bohaterką była nauczycielka. Trochę mi to przypominało "Doktor Quinn": koniec XIX wieku, Dziki Zachód, ona - nowa w mieście, musi się zmierzać z kolejnymi problemami w małym miasteczku, on służy jej pomocą, jest mała lokalna społeczność, która trzyma się razem mimo trudności.
Miałam do tego filmu wrócić, ale minęły lata i o tym zapomniałam.
A teraz okazało się, że "When call the heart" to już 4 serie po kilkanaście odcinków! Muszę uczciwie przyznać, że pochłonęłam całość dość szybko, choć nie uniknęłam pewnej frustracji.
Pierwsza seria podobała mi się najbardziej, była naturalna, prosta, postaci niewymuszone, stroje z epoki, raczej skromne, odpowiednie dla małego górniczego miasteczka, główne postacie bezpretensjonalne, akcja spokojna, bez fajerwerków, ale przyjemna w odbiorze. Problemy przed którymi stoją bohaterowie są do rozwiązania.
Drugi sezon mnie mocno zirytował do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy w ogóle oglądać dalej ten serial. Nie wiem czy tak jest w pierwowzorze książkowym, ale nagle część akcji przenosi się do dużego miasta Hamilton, skąd pochodzi główna bohaterka, grana przez Erin Krakow i mamy całkowity przeskok, jeśli chodzi o ubrania, choć mija zaledwie kilka miesięcy. Rewia mody niemal z lat 30. XX wieku! Tak jakby realizatorzy chcieli zrobić z tego jakiegoś tasiemca w stylu "Dynastii" czy "Mody na sukces". Niestety część obsady z serii pierwszej znika, wśród nich kilka mieszkanek miasteczka, które moim zdaniem miały potencjał fabularny i niektórzy z uczniów. Wprowadzono nowe postacie, tak jakby twórcom wydawało się, że im więcej młodych aktorek w filmie tym lepiej. Na szczęście w dwóch kolejnych sezonach sytuacja ulega poprawie. Co prawda, niestety, pozostają stroje przypominające współczesne, ale następuje powrót do spokojnego życia miasteczka Hope Valley. Niektóre z nowych postaci zostają na stałe, jak choćby Bill Avery, i urozmaicają fabułę, jeszcze inne, wcześniej mocno irytujące, jak Rosemary LeVeaux, stają się bardziej pogłębione i zabawne.
Po obejrzeniu czterech serii z pewnością będę czekać na piąty sezon, który ma pojawić się w przyszłym roku.
Magnesem produkcji jest oczywiście główna para czyli Elizabeth Thatcher (Erin Krakow) i Jack Thornton (tak! Thornton! Tak jak bohater "Północ i południe" Elizabeth Gaskell. Czy to nie zabawne?) czyli Mountie Jack - sympatyczny kanadyjski policjant górski (w tej roli Daniel Lissing), historia miłosna tej pary jest niespieszna i dobrze, bo jest co oglądać.
Obok nich są też inne ważne postacie takie, jak przyjaciółka Elizabeth - Abigail Stanton, dobry duch miasteczka, której perypetie (i kolejne wyzwania, których się podejmuje) są równie ważne w tej serii oraz osoby, które są z nią w jakiś sposób związane: intrygujący policjant Bill Avery, tajemniczy pastor Frank Hogan, zły-dobry Henry Gowen itd. itd. Nowym bohaterem w serialu jest przystojny lekarz, więc atrakcji nie zabraknie.
"When call the heart" pokazuje, że najważniejsza jest odwaga, uczciwość, zaradność i wiara oraz wsłuchanie się w głos serca, a ktoś kto zbłądził zawsze może dostać drugą szansę.
Ktoś powie, że opowieści Janette Oke są zbyt sielankowe, ale od jakiegoś czasu przyjemnie mi się ogląda takie produkcje.
Wiem, że istnieje także inna jednoczęściowa ekranizacja "When call the heart", ale nie miałam okazji jej obejrzeć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)