niedziela, 11 maja 2008

Nyfes (Narzeczone)

Umiejscowiona w 1922 roku historia narzeczonej na zamówienie, jednej z 700 na pokładzie statku SS King Alexander płynącego z Grecji do Nowego Jorku. W trakcie rejsu zakochuje się ona w amerykańskim fotografie.
Film w reżyserii Pantelisa Voulgarisa. W rolach głównych: Damian Lewis (Norman), Victoria Haralabidou (Niki), Evi Saoulidou (Haro), Steven Berkoff (Karaboulat).

Amerykański fotograf Norman fotografuje ofiary wojny grecko-tureckiej . Zwraca uwagę na to co inni pomijają, skupia się na ważnych i symbolicznych szczegółach, jednak jego praca nie jest doceniana przez zatrudniającą go gazetę, ktora go zwalnia. Rozczarowany porażką sprzedaje aparat i ma zamiar wrócić do domu. Tym samym statkiem podróżują do Ameryki młode dziewczęta z różnych krajów, które są narzeczonymi z ogłoszenia. W Ameryce czekają na nich znani im jedynie z fotografii przyszli mężowie. Dziewczęta właściwie jadą w nieznane, nie wiedzą jak im będzie na obcej ziemi i czy znajdą tam szczęście, jednak nie mają innego wyjścia. W rodzinnych wioskach nie ma dla nich przyszłości, a te kontraktowe małżeństwa są jakąś szansą. Wśród Greczynek jest Niki Douka z Samotraki, którą dostrzega natychmiast Norman. Zalety Niki sprawiają, że Norman zakochuje się w dziewczynie, jednak ona jest przeznaczona innemu ....
Przede wszystkim spodobała mi się w tym filmie postać Niki Douka (Victoria Haralabidou). Pełna godności, spokojna, dumna, zdecydowana pojść drogą obowiązku. Ale tak naprawdę najbardziej urzekły mnie chyba wszystkie sceny zbiorowe, w których widać te młode dziewczyny (Greczynki, Turczynki, Rosjanki), które jadą do Ameryki szukać swego szczęścia. I jak zwykle w takich przypadkach znajdą się także ci, którzy taką sytuację wykorzystują. Nie wiem czemu te Rosjanki, jak Yelena, bez mrugnięcia okiem zgadzały się na to, by dać się tak wykorzystać Karaboulatowi?
Podkreślone jest także oddalenie I klasy, która bawi się beztrosko, od III klasy, w ktorej siedzą stłoczone te biedne dziewczyny, nieznające swego losu... A jednak nie jest to do końca smutne, bo w zakończeniu one z radością przybiegają do tych nieznanych sobie narzeczonych, z radością przez nich witane, tak jakby się wspólnie odnaleźli.
Piękna jest scena fotografowania tych wszystkich kobiet w ślubnych welonach. I także ta, w której Norman fotografuje Niki - zarzucenie przez nią welonu na aparat bardzo ładne i symboliczne... Jednak bardziej podobały mi się ich wcześniejsze rozmowy i spotkania bez słów, niż wzajemne wyznanie uczuć, które nie wiem czemu, ale wydało mi się zbyt histeryczne ...
Piękna jest scena, w której Niki stoi z godnością przed przyszłym mężem i pokazuje mu siwe włosy - to scena, ktora wywołała moje wzruszenie.
Sam film oczywiście jest pięknie sfilmowany, dobra jest muzyka, sporo symboliki. Damian Lewis sprawdził się w tej roli, choć nie jest bardzo przystojny i nie ma zbyt przyjemnego głosu ...
Nie wiem, czy odpowiada mi samo zakończenie - to tak jakby wykorzystał jej zdjęcie, jej historię...
Film obejrzałam z dużą przyjemnością. I mogę go z czystym sumieniem polecić.

Ważna linijka z filmu: Karą nie jest pamiętać kogoś kogo się kocha. Karą jest o nim zapomnieć.

Brak komentarzy: