sobota, 29 sierpnia 2009

Rumunia: podróże w poszukiwaniu diabła

Bardzo lubię serię "Biblioteka Poznaj Świat" wydawnictwa Zysk i Ska. Książki ukazujące się w tym cyklu są ładnie ilustrowane, zawierają mnóstwo ciekawych zdjęć, utrzymują się na pewnym, niezłym poziomie edytorskim i dzięki temu dobrze się je czyta. Dlatego, kiedy zobaczyłam tomik o Rumunii, pomyślałam, że muszę go przeczytać. Rumunia leży w Europie, ale chwilami łatwo o tym zapomnieć. Przekonuje o tym lektura książki Michała Kruszony, który dobrze ten kraj zna, bo bywał w nim wielokrotnie. Nie oczekiwałam, że będzie to przewodnik - co zwiedzić, co zobaczyć, co jest tu najpiękniejszego i najciekawszego do zobaczenia. Oczekiwałam tego, że dowiem się jaka naprawdę jest Rumunia, kraj o którym zbyt wiele nie wiedziałam.

Mam w oczach jeszcze sceny rozgrywające się tu w 1989 roku, pamiętam społeczne protesty i demonstracje, a wreszcie proces i rozstrzelanie okrutnego dyktatora - Nicolae Ceauşescu. Wydawało mi się, że to zakończyło nieszczęścia Rumunii, tym bardziej, że w 2004 roku wstąpiła do NATO, a w 2007 roku - do Unii Europejskiej. Nic bardziej błędnego. Książka Kruszony przekonuje, jak pełen społecznych kontrastów, jak niepokojący jest ten kraj. Oczywiście autor dodaje trochę od siebie, budując chwilami nastrój grozy czy tajemnicy, ale mam wrażenie, że czyni to w zgodzie z duszą tego kraju.

W Rumunii zatarła się naturalna granica między światem żywych i umarłych. Odwiedzając czarnomorską wieś rosyjskich starowierców czy wstępując do górskiej pustelni nigdy nie można zakładać, że oto na pewno mamy do czynienia z rzeczywistością wyłącznie materialną. Może się bowiem zdarzyć, że za drugim razem już nie uda się nam odnaleźć tego miejsca, tym bardziej, że okaże się, że nikt w okolicy nigdy o nim nie słyszał. [..] Taka jest Rumunia, ziemia przesiąknięta duchem świętym i innymi duchami, o których lepiej nie myśleć. [..] To ziemia nie kogo innego, jak pradawnych pasterzy owczych stad. Cywilizacja pasterska wyrosła wokół owiec dających wełnę, mleko i mięso.[..] Ognisko i siedzący opodal stada owiec pasterze, grający pradawne nuty i śpiewający stare pieśni, dają świadectwo zapomnianemu rytowi romańskiej tradycji.

Sielski obrazek? Tak, ale..
Michał Kruszona udaje się do Rumunii tropiąc diabła - nie wiadomo, czy ma na myśli słynnego Draculę, czy niedawnego dyktatora, którego grób odwiedza, czy czegoś co tkwi w ludziach, żyjących zgodnie z rytmem przyrody, a wykazujących się okrucieństwem wobec zwierząt i innych ludzi - chyba to mnie najbardziej raziło w opisie Rumunii, bo autor nie stroni od barwnych i drastycznych opisów, ale właściwie - ich nie ocenia. Ale nie tylko chodzi o zwierzęta, bo życie ludzi biednych, Cyganów, czy dzieci - nie należy do najłatwiejszych. Kwitnie prostytucja, kłusownictwo i złodziejstwo. Życie w tym kraju przypomina życie po jakiejś wielkiej katastrofie.

"Nigdzie tak dobrze jak w Rumunii Diabeł nie wyraża swojego pierwotnego oblicza, raczej stroniąc od zawoalowania twarzy. Tylko tam można doznać jego fizycznej obecności, uczestniczyć w diabelskiej summie".

Relacja Kruszony jest ciekawie skonstruowana, bo chociaż był w tym kraju wielokrotnie, swoją opowieść zaczyna od pierwszych podróży - czwartej, trzeciej, drugiej i pierwszej - i te rozdziały podobały mi się najbardziej. To było i dla autora odkrywanie nieznanych miejsc, nieznanej i nieco egzotycznej kultury. Dlatego obraz z początkowych rozdziałów jest jak dla mnie bardziej romantyczny, choć nie pozbawiony drastycznych szczegółów. Im autor lepiej poznawał ten kraj, tym tych groźnych elementów było więcej, a romantycznych mniej. A relacja, także z powodu nierównego stylu pisania, traciła nieco swój urok.

Nie znaczy to, żeby Rumunia nie była zakątkiem Europy pełnym swoistego uroku. Ależ oczywiście, że taki urok ma. Podobny do uroku kresów - miejsca zapomnianego, stojącego na uboczu, niemal prymitywnego. Życie zgodne z rytmem przyrody, rolnicze, trzymanie się tradycji i uświęconych obrządków. Piękne krajobrazy, woda i góry. Jest to swoiste magiczne miejsce. Urzekł mnie wesoły cmentarz z kolorowymi portretami ludzi, przedstawiającymi ich przy pracy, tej którą wykonywali za życia. Podobały mi się urocze obrazki malowane na szkle, także z wizerunkami świętych. I zakonnicy, ubrani po chłopsku, wznoszący własną ciężką, fizyczną pracą, z łopatami i kilofami w rękach, z modlitwą na ustach, nową świątynię. I urokliwe monastery, jak ten w Suczewicy, położony wśród gór. Z pewnością ten kraj jest też piękny.

Dla nas, Polaków, może mieć dodatkowy urok, bo właśnie w tym miejscu ożywa nasz mit o Polsce od morza do morza, bo w 1621 roku odbyła się tu wielka bitwa pod Cecorą, a na górze Stoh stoi granitowy słup, który wyznacza miejsce, gdzie do drugiej wojny światowej schodziły się granice Polski, Czechosłowacji i Rumunii. W tym kraju byli internowani polscy żołnierze września 1939 r., a Rumuni jeszcze ich pamiętają.

Ale po lekturze książki Kruszony wiem, że jakoś nie mam ochoty się tam wybrać, choć wdzięczna jestem autorowi za pokazanie mi tego, jaka jest Rumunia. Nie wiem, jaki cel przyświecał Kruszonie, gdy pisał tę książkę i zastanawiałam się nad tym, bo jeśli chciał zainteresować czytelnika tym krajem, to mu się pewnie trochę udało. Jeśli chciał zachęcić do jego odwiedzenia, to raczej odstraszył. Choć może nie mężczyzn, których mógłaby przyciągnąć do tego kraju wizja kupienia sobie w biednej, brudnej wiosce, od jej własnego męża, jakiejś pięknej i młodej Cyganki.

O autorze:
Michał Kruszona - ur. w 1964 r. w Poznaniu, ukończył historię na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu, pracę magisterską napisał z chasydyzmu, fascynuje go Rumunia.[..] Zrobił studia podyplomowe na UJ w Krakowie w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej. Kilka lat pracował jako nauczyciel historii, co porzucił na rzecz firmy Citroen. Zatrudnił się jako dziennikarz w "Głosie Wielkopolskim", następnie w Domu Pomocy Społecznej dla mężczyzn, a obecnie jest dyrektorem Muzeum - Zamku Górków w Szamotułach, gdzie stworzył jedyną w Polsce kolekcję współczesnego malarstwa na desce.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki i są autorstwa Michała Kruszony i Bartosza Sobańskiego (obraz na szkle).

Brak komentarzy: