piątek, 6 lutego 2015

Death comes to Pemberley

Sześć lat po ślubie Elizabeth i Fitzwilliam wiodą szczęśliwe życie w rodzinnej posiadłości Pemberley, wychowując syna. Sielankę przerywa niezapowiedziana wizyta nieokiełznanej siostry Lizzie, Lydii i jej męża, Wickhama, który zostaje oskarżony o zabójstwo swojego przyjaciela. Skandal zagraża nie tylko dobremu imieniu całej rodziny, ale i szczęściu Darcych.

Podchodziłam to tego filmu jak pies do jeża. "Duma i Uprzedzenie" to jedna z moich ulubionych książek, czytałam ją wiele razy, a ekranizacja z 1995 roku jest prawie doskonała. Nie za bardzo lubię wariacje na temat, od których roi się ostatnio, czyli kontynuacje powieści Austen, które piszą ci, którzy chcą zarobić na sławie innych. Słyszałam i o "Death comes to Pemberley", który napisała P.D. James, i nie zamierzalam 3-odcinkowego serialu nakręconego na podstawie tej książki oglądać. A jednak recenzja zamieszczona na innym blogu tak mnie zachęciła, że postanowiłam zmienić swoje postanowienie.
I, o dziwo, nie pożałowałam.

Oczywiście trzeba ten film oglądać z dystansem do pierwowzoru. Osoba, która, tak jak ja, widzi jako Elizabeth Bennet Jennifer Ehle a jako Darcy`ego Colina Firtha może się nieco denerwować. Ale jak pisałam wcześniej, take it easy. I dopiero z takim podejściem seans "Death comes to Pemberley" będzie przyjemnością. Można zobaczyć w akcji młodych aktorów, których tu widzę chyba po raz pierwszy, takich, jak Eleanor Tomlinson (w roli Georgiany) i James Norton (Henry Alveston), a także stare wygi, które wypadają nad podziw dobrze, jak Trevor Eve (Sir Selwyn Hardcastle - świetna postać!), James Fleet (pan Bennet) czy Tom Ward (pułkownik Fitzwilliam). Ten ostatni, co warto podkreślić, zagrał w serialu z 1995 roku pułkownika Chamberlayne`a, postać epizodyczną. To więc niejako łącznik z moją ulubioną ekranizacją.

Natomiast w główne postaci wcielili się: Anna Maxwell Martin - świetnie mi znana z filmu "Bleak House" czy "North and South" oraz Matthew Rhys, którego dotąd mało znałam. W roli George`a Wickmama wystąpił Matthew Goode. Zawsze dziwiłam się, jak można było się zauroczyć kimś takim jak Wickham, który sprawiał na mnie wrażenie jakiegoś mydłka, jednak ten jest zupełnie inny, wydaje się inteligentny i przebiegły. I dziewczyna taka jak Lizzie mogłaby dać się prędzej zwieść komuś podobnemu. Na koniec nuszę przyznać, że trochę mi przeszkadzało "zepsucie" jednej z ważnych postaci powieści Austen (nie powiem teraz której, żeby nie spoilerować), ale na końcu zrozumiałam zamysł scenarzystów, choć żal do nich pozostał. Ciekawy jest wątek związany z parą głównych bohaterów, którzy w obliczu niespodziewanych wydarzeń na chwilę odsuwają się od siebie. Cóż scenarzyści zrobiliby bez wymyślania takich problemów? ;)

Fabuła tego filmu jest tak poprowadzona, że najpierw wprowadza atmosferę grozy, by po jakimś czasie zmienić się w kryminał. Całość ogląda się bardzo dobrze, obrazki są wysmakowane, praca kamery ciekawa, otoczenie Pemberley znakomicie sfilmowane (to jest to samo miejsce co w serialu z 1995 roku!). Są tu też reminiscencje z przeszłości, a więc widzimy na przykład fragment oświadczyn Darcy`ego czy pierwszą rozmowę Lizzy z Wickhamem.Akurat te scenki wypadają słabo, bo Anna Maxwell Martin wygląda nieźle jako pani Darcy, ale jako dużo młodsza Lizzie już gorzej. Dla osób, które lubią fanfiki, jest nawet scena miłosna, co prawda nie w wykonaniu Colina Firtha, ale... :)

Można też zajrzeć za podszewkę Pemberley, a więc do pomieszczeń kuchennych, gdzie służba zajmuje się przygotowaniem do balu, którego w końcu nie będzie. W tamtym drugim świecie prym wiedzie pani Reynolds, całkiem dobrze poprowadzona postać.

Akcja "Death comes to Pemberley" wciąga, a zagadka czeka na rozwiązanie do ostatnich chwil. Widz uczestniczy w dochodzeniu, procesie sądowym, widzi także przygotowania do egzekucji. Prawdziwy kryminał w świecie Jane Austen. ;) Gdzie ta sielanka okresu Regencji?
Mimo początkowego sceptycyzmu, po obejrzeniu jestem na tak.

6 komentarzy:

Beata Woźniak pisze...

Gosiu piszesz tak jak ja to odczuwam, bo wiesz ja również boję się serialu i książki. Ale teraz do nich chyba podejdę :) Na obecnym etapie słucham DiU w interpretacji Szczepkowskiej oraz od Nowego Roku po raz trzeci oglądam serial z 1995 :) Coś mnie wzięło :)W końcu też zamówiłam sobie dziś właśnie biografię Austen napisaną przez panią A. Przedpełską.
Dziękuję za ten celny opis :)
Serdeczności

Gosia pisze...

Ta biografia Przedpełskiej jest bardzo dobra. Z przyjemnością przeczytałam. Chyba o niej nie pisałam na blogu, widocznie zapomniałam w ferworze innych zajęć. W każdym razie polecam.
Jeśli chodzi o DiU 1995, to też na chwilę musiałam sobie ją włączyć. Tak dla przypomnienia. ;)
"DctoP" zrobiło na mnie więc pozytywne wrażenie, natomiast nie skuszę się na pewno na żadne "DiU i Zombies", są jednak granice szaleństwa...
Pozdrawiam

Beata Woźniak pisze...

Też tak sadzę z tym zombie :) Wiesz, dziś jeszcze zamówiłam sobie na allegro biografię Colinka (za 12 złotych)tą ostatnią. Jestem jej też bardzo ciekawa :) A za Przedpełską się szybko też wezmę:)planuję jeszcze wrócić czytelniczo do "Perswazji" (filmowo z 2007 roku wróciłam też niedawno)i może sobie w ogole ze wszystkiego zrobię powtórkę. Nie widziałam też najnowszych filmowych wersji "Emmy" i "Rozważnej i romantycznej".
serdeczności

Gosia pisze...

Tak mnie natchnęłaś, że obejrzałam sobie "Perswazje" 2007. :) Bardzo lubię ten film i byłby prawie doskonały, gdyby nie ta scena biegu na końcu, nie mówiąc już o żebraniu o pocałunek. Ale muzyka fantastic, no i Rupert Penry-Jones. Mogli tylko wybrać inną aktorkę. ;) Ale oczywiście przypomnę sobie też wersję z 1995 roku, bo jest świetna. A książkę bardzo lubię, ta opowieść jest taka dojrzała i nieśpieszna.

Pozdrawiam

Hubert pisze...

Film trzyma w napięciu a recenzja trafna.

Kancelaria pisze...

Bardzo dobra recenzja.