"Była gigantem, który jak wszyscy wielcy wymyka się jednoznaczności."Czytałam kilka biografii, których autorami byli pisarze i zawsze miały one w sobie jakąś wartość dodaną. Tak jest i w tym przypadku. Eryk Ostrowski to poeta, prozaik i eseista, a jego "Charlotte i jej siostry śpiące" czyta się jak powieść. Ona wciąga, wchłania, intryguje, przenika.
Wiele już napisano o fenomenie sióstr Bronte, zresztą autor książki powołuje się na swoje poprzedniczki: Annę Przedpełską-Trzeciakowską (autorkę "Na plebani w Haworth") i Ewę Kraskowską ("Siostry Bronte"), cytuje fragmenty biografii ich autorstwa (czytałam je kilka lat temu, zwłaszcza ta pierwsza jest godna polecenia). Jednak Ostrowski rozważa ten temat w nieco inny sposób. Przedstawia koncepcję, która świtała już w głowach krytyków literackich w XIX wieku, a później została zapomniana.
Tę książkę, pomimo że ma ponad 600 stron, przeczytałam prawie dwukrotnie. Dlaczego? Gdy czytałam ją po raz pierwszy, liczne odniesienia do powieści sióstr Bronte, których jeszcze nie znałam, spowodowały, iż żeby smakować ją z jeszcze większą przyjemnością i zrozumieniem, przerwałam w połowie lekturę i sięgnęłam po świeżo wydane przez wydawnictwo MG dzieła opatrzone nazwiskiem Bronte - przetłumaczone po raz pierwszy na język polski. To znaczy: "Agnes Grey", "Lokatorka Wildfell Hall" (tę powieść znałam wcześniej jedynie z ekranizacji), "Shirley" i "Profesor". I dopiero po przeczytaniu nieznanych mi dotąd powieści mogłam ponownie sięgnąć do "Charlotte Bronte i jej sióstr śpiących", by przeczytać ją od początku. Lektura stała się jeszcze ciekawsza, gdy mogłam smakować cytaty i odnieść je do fabuły tych utworów. A także porównać styl pisania autorek.
Eryk Ostrowski wydaje się zafascynowany osobą Charlotte Bronte, tak jak wielu z nas, ale analizując życie i twórczość Charlotte Bronte oraz jej listy i inne źródła, znajduje niekonsekwencje w jej słowach a jednocześnie podobieństwa między utworami, które skłaniają go do postawienia pewnej kontrowersyjnej tezy. I czyni to w sposób bardzo przekonujący.
Otóż według niego, i niektórych angielskich badaczy przed nim, to Charlotte Bronte stworzyła legendę trzech piszących sióstr i to ona jest autorką właściwie wszystkich wydawanych obecnie pod nazwiskiem Bronte powieści. Z małym wyjątkiem "Wichrowych Wzgórz", które stworzył, choć nie wiadomo czy własnoręcznie napisał choć część (a może tylko wymyślił fabułę?) jej brat Patrick Branwell. We wszystkich powieściach powracają, jak echo, pewne wątki, stanowiące odzwierciedlenie życia Charlotte, powracają też pewne charakterystyczne dla niej frazy.
To co wiemy o siostrach, pochodzi od Charlotte, to ona korespondowała z wydawcami. Przyjaciółka Charlotte, a zarazem autorka pierwszej jej biografii, Elizabeth Gaskell nigdy nie poznała żadnej z nich, a w Haworth była już po ich śmierci. Nie ma śladu, by którakolwiek z sióstr, poza Charlotte, odnosiła się do rzekomo napisanego przez siebie utworu lub jego recenzji. Co ciekawe, nie zachowały się rękopisy powieści przypisywanych Anne i Emily Bronte, a więc "Agnes Grey" i "Lokatorka Wildfell Hall" oraz "Wichrowe Wzgórza", a wydawca, który je widział, twierdził, że były pisane ręką Charlotte. Nie zachowały się także młodzieńcze opowieści gondalowe Emily i Anne, być może zniszczyła je Charlotte, by ukryć przed światem ich naiwność. Badacze powołują się również na listy Anne (zachowało się tylko pięć z nich) i Emily Bronte (jej listy oraz naiwne i proste "Notatki urodzinowe", pisane wraz z Anne, są bardzo lakoniczne, oszczędne w słowach), twierdząc, że żadna z nich nie byłaby w stanie stworzyć takich powieści. Potwierdza to w jakiś sposób sama Charlotte, gdy mówi:
"Ani Emily ani Anne nie były uczone; nie myślały napełniać dzbanów w niewyczerpanym źródle cudzych oczekiwań, zawsze pisały z naturalnej potrzeby, głosu intuicji i z takich zasobów obserwacji, na jakie pozwalało im ich ograniczone doświadczenie". A więc były to dwie niewykształcone, wiejskie dziewczyny, mieszkające na odludziu, bez doświadczenia, żyjące bez kontaktu z ludźmi. Czy cicha, religijna Anne mogła napisać "Lokatorkę Wildfell Hall"? Bez wątpienia z nich trzech największe doświadczenie, najczęstsze kontakty z innymi ludźmi i najlżejsze pióro miała właśnie Charlotte.
Pisarka kreowała fakty. Stworzyła trzech braci Bell: Currera, Ellisa i Actona, bo pod tymi męskimi nazwiskami publikowane były utwory. W "Szkicu biograficznym Ellisa i Actona Bellów", który sama napisała po śmierci rodzeństwa, pominęła postać brata Branwella, z którym w dzieciństwie tworzyła powieści angriańskie. Tę pasję przypisała jedynie sobie i siostrom. W dodatku, co stanowi curiosum, tak silnie ingerowała w wiersze sióstr, zwłaszcza Emily, że poprawki te mają charakter autorski. Możliwe by to było tylko w przypadku, gdyby była autorem tych wierszy.
"Jak to możliwe, by tak potężną gałąź literatury, jaką jest legenda sióstr Bronte stworzył jeden tekst, na potwierdzenie którego nie ma (i nigdy nie było) żadnych dowodów?" - pyta Eryk Ostrowski w swojej książce. - "Wtedy w 1850 roku, zadecydowała chwila".
Rodzinna tragedia tak poruszyła czytelników, że uwierzyli pisarce, chcieli jej uwierzyć, tym bardziej, że to przystawało do posępnego romantyzmu bronteańskiej prozy i poezji. Tak jest i dzisiaj. Legendę sióstr Bronte przypieczętowała biografia Charlotte napisana przez Elizabeth Gaskell. Teraz już trudno z nią polemizować.
Jednak Eryk Ostrowski rozwija dalej tę koncepcję o autorstwie wszystkich powieści. Przede wszystkim podaje powody, które mogły skłonić Charlotte Bronte do podjęcia tego kroku. Jedna z nich jest banalna - to chęć zabezpieczenia finansowego sióstr. "Z każdej z sióstr uczynić pisarza. Każda w ten sposób otrzyma szansę i własne pieniądze, które zapewnią im finansową niezależność na wypadek jej śmierci. (..) Była przekonana, że testament jest najmniej pewną formą uposażenia. (..) Własnej twórczości, póki się jest, nikt nie zakwestionuje. Jej posunięcie, które dało życie legendzie, dyktowane było wyłącznie przez względy ekonomiczne i poczucie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo." - pisze Eryk Ostrowski. Bo trzeba pamiętać, że Charlotte, chociaż umarła jako ostatnia, była najstarszą z sióstr (nie licząc dwóch, które odeszły w wieku dziecięcym). Nie mogła przewidzieć, że stanie się inaczej i to ona będzie świadkiem śmierci Emily i Anne. Kolejny motyw skłaniający Charlotte do zatajenia prawdy o autorstwie powieści to kwestia konsekwencji prawnych wynikających z powierzenia spraw jednego autora dwóm różnym wydawcom: amerykańskiemu (Newby) i brytyjskiemu (Smith) z zapewnieniem każdego z nich o wyłączności przekazanych mu praw. To spowodowało, że Charlotte zdecydowała się przyjechać do Londynu w 1848 roku wraz z jedną z sióstr, żeby udowodnić, że Acton Bell naprawdę istnieje. Spotkała się z obu wydawcami. Wówczas prawdopodobnie Newby, który widział rękopisy "Wichrowych Wzgórz" i "Agnes Grey" oraz "Profesora" i "Lokatorki Wildfell Hall" i twierdził, że wszystkie utwory napisała ta sama osoba, zwrócił je pisarce, otrzymując obietnicę publikacji kolejnych utworów. Po śmierci sióstr Charlotte nadal podtrzymywała mit, być może po to, by złożyć hołd ich pamięci. Przeniosła spuściznę po zmarłych Bellach do wydawnictwa Smitha, z którym zresztą sympatyzowała. Kryła się pod męskim pseudonimem, pod własnym nazwiskiem nie odważyła się nigdy publikować, mimo że później już powszechnie wiedziano, że autorem "Jane Eyre" jest kobieta. Jak widać więc, miała skłonności do mistyfikacji.
Eryk Ostrowski przywołuje także analizy kanadyjskiej pisarki Michele Carter zawarte w książce "Grom Charlotte Bronte: prawda kryjąca się za geniuszem sióstr Bronte". Autorka pisze o masońskich praktykach popularnych wówczas w Haworth, które miały wpływ na twórczość Charlotte (Branwell należał do lokalnej loży i zafascynował nią siostrę - echa praktyk masońskich pojawiają się w "Wichrowych Wzgórzach"), a nawet twierdzi, że w listach i utworach pisarka zawarła anagramy, w których komentowała bieżące wydarzenia w swoim życiu, co jest tezą karkołomną i mało wiarygodną. Jeden z nich miałby świadczyć o tym, że Branwell otruł ciotkę i popełnił samobójstwo! Carter uważa także, że pastor Arthur Bell Nicholls zgwałcił Charlotte, a cała sprawa została zatuszowana małżeństwem. Ta ostatnia teza zresztą pojawia się także u innych badaczy. Eryk Ostrowski przywołuje te tezy, ale także z nimi polemizuje.
"Charlotte Bronte i jej siostry śpiące" to bardzo wciągająca książka, napisana ładnym językiem, pełnym emocji i niemal poetyckim. Autor wczuwa się w psychikę pisarki, analizuje jej stany emocjonalne, odnosi do twórczości. Jest wiele cytatów z powieści, te cytowane fragmenty wzajemnie się uzupełniają, stwarzając psychologiczny portret kobiety, jaką była naprawdę autorka bronteańskich powieści.
Charlotte chciała być w oczach świata postrzegana jako osoba spokojna i zrównoważona, dlatego też przestraszyła się reakcji krytyków na "Wichrowe Wzgórze", gdzie ukazała nieco inną stronę swojej natury. Również uznała wybór tematu "Lokatorki Wildfell Hall" za pomyłkę.
"Powściągliwość, zewnętrzny spokój cechowały w życiu i Anne i Emily, Charlotte posiadała te cechy wyłącznie na kartach powieści. Na plebanii w Haworth to ona umierała z miłości, przez lata podporządkowując temu całe swoje tu i teraz." - pisze Eryk Ostrowski.
W życiu, Charlotte - choć w kontaktach bezpośrednich z innymi nieśmiała - nie była tak powściągliwa, Jane Eyre to jej kreacja. Chciała być taką, ale nie była. Nie wiedzielibyśmy o tym, gdyby nie zachowane cudem jej listy - do Constantina Hegera i do George`a Smitha, do dwóch mężczyzn, z którymi wiązała pewne nadzieje. Zwłaszcza listy do nauczyciela obalają ten mit, tę literacką kreację. Nie wiadomo, w jakich słowach pisał do niej Heger, jego listy zostały zniszczone (być może zakopane?) przez pisarkę, ale Charlotte była nim tak głęboko zafascynowana, że pisząc do niego traciła resztki godności. Narzucała mu się, żebrząc o jakąkolwiek odpowiedź. A on nie odpowiadał. Niektórzy byliby zdziwieni, że pisarka, którą środowiska feministyczne mogłyby uznać za swoją patronkę, w rzeczywistości miała skłonność do ulegania męskiej dominacji, a nawet do masochizmu. Ślad tego jest zresztą obecny choćby w "Profesorze" w relacji Crimswortha i Frances.
Potem kolejny cios - wydawca Smith, w którym prawdopodobnie Charlotte się w jakiś sposób zadurzyła, poślubił inną.
A więc Charlotte Bronte - postać tragiczna, niespełniona w miłości.
Jej małżeństwo, zawarte w 1854 roku (rok później pisarka umiera), według jednych było szczęśliwe (tak też twierdzi Ostrowski i potwierdzają to listy Charlotte, choć jeden do Ellen Nussey jest nieco zastanawiający...). Pastor był prostym, spokojnym, choć nieco ograniczonym człowiekiem. Kochał Charlotte od wielu lat. Innych zastanawiają dziwne oświadczyny Nichollsa, po których pastor w atmosferze skandalu opuścił Haworth (stąd tezy o gwałcie), innych z kolei - jej nagła choroba (być może spowodowana ciążą), przepisanie przez nią całego majątku na męża i wreszcie śmierć. Warto dodać, że Nicholls po 9 latach ożenił się ponownie, z młodszą od siebie kuzynką.
Jak widać, jest wiele zagadek w życiu Charlotte, one również składają się na wielką legendę sióstr Bronte, które mieszkały na plebanii w Haworth, położonej wśród wrzosowisk Yorkshire na wichrowych wzgórzach. To legenda wiecznie żywa. O Anne Bronte, skromnej autorce psalmów religijnych, ale także "Lokatorki Wildfell Hall", w którym opisała upadek swojego brata Branwella, o Emily Bronte, tej dziewczynie o żelaznej woli, która "była osobna", kochała wolność i wrzosowiska, i stworzyła mroczne "Wichrowe Wzgórza"; i wreszcie o Charlotte Bronte - Jane Eyre. Ten mit o trzech piszących siostrach kultywują miliony czytelników na całym świecie, i wciąż nowe ich pokolenia.
Ogromną zaletą książki Eryka Ostrowskiego jest nie tylko to, że przywołuje i poddaje analizie powieści i listy Charlotte oraz opracowania na jej temat, ale zamieszcza także nigdy nie tłumaczone dotąd na język polski listy Emily i Anne Brontë, wspomnienia Charlotte o siostrach i jej przedmowę do "Wichrowych Wzgórz", a także wybór wierszy rodzeństwa Brontë w przekładach Krystyny Lenkowskiej, Ludmiły Marjańskiej i Anny Ostrowskiej-Paton. Piękna jest szata graficzna tej publikacji, włącznie z okładką. Autor zamieszcza wiele rysunków, których autorami są utalentowane siostry, a także ich odnalezione niedawno fotografie. Na końcu można znaleźć także obszerne kalendarium rodziny Bronte. I jedyne czego brakuje to indeksu, dzięki któremu można by było odnaleźć w tym opracowaniu wzmianki o poszczególnych utworach.
To świetna książka, którą mogę polecić miłośnikom twórczości opatrzonej nazwiskiem Bronte. To jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem, a potem się do nich wraca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz