Właśnie czytam bardzo ciekawą książkę Eryka Ostrowskiego o rodzeństwie Bronte. To nowe spojrzenie na życie i twórczość Charlotte Bronte. Polecam rozmowę z autorem, którą przeprowadził Mateusz Matyszkowicz.
Eryk Ostrowski - ur. w 1977 roku, Poeta, prozaik, eseista, wydawca i redaktor.
O książce:
Wszystko, co wiemy o siostrach Brontë, pochodzi od niej. Ona prowadziła korespondencję i rozmowy z wydawcami. Rękopisy powieści Emily i Anne Brontë nie istnieją. Pierwszy wydawca, który jako jedyny je widział, twierdził, że pisane były jedną ręką. Miało to być pismo ukrywającej się pod męskim pseudonimem Charlotte. Ona z kolei robiła wszystko, aby myślano inaczej. Uwierzono jej. I tak już zostało.
Czy Charlotte Brontë stworzyła legendę o trzech genialnych siostrach?
Książka odsłania kulisy życia autorki Jane Eyre, które obfitowało w dramatyczne wydarzenia. Brontë zadbała, by wiele z nich nigdy nie dotarło do wiadomości publicznej. Autor ukazuje, w jaki sposób jej geniusz ukształtowały skomplikowane relacje z mężczyznami – najpierw z bratem, z którym w latach młodzieńczych dzieliła tożsamość literacką i sympatię do doktryny masońskiej, później z belgijskim nauczycielem, w którym była zakochana, wreszcie z jej wydawcą, którego miała nadzieję poślubić.
…pozostaje ból tego ostatniego, wyproszonego pożegnania, to beznadziejne drżenie rąk – jeszcze to nie wywietrzało, jeszcze nie zostało zapomniane. Nie lubię tego.
(z listu Charlotte Brontë do George’a Smitha, 22 września 1851, przeł. Angelika Witkowska)
Książka zawiera nigdy nie tłumaczone na język polski listy Emily i Anne Brontë, wspomnienia Charlotte o siostrach i jej przedmowę do Wichrowych Wzgórz oraz wybór wierszy rodzeństwa Brontë w przekładach Krystyny Lenkowskiej, Ludmiły Marjańskiej i Anny Ostrowskiej-Paton.
wtorek, 24 grudnia 2013
piątek, 28 grudnia 2012
Trzy filmy o miłości - na święta
Czas świąteczny sprzyja temu, by zanurzyć się w świecie książek czy filmów. Dziś polecam trzy filmy, których fabuła wydała mi się na tyle interesująca, że postanowiłam po nie sięgnąć.
Po pierwsze "Dwoje do poprawki" z Meryl Streep i Tommy Lee Jonesem. Obsada gwarantuje dobrą zabawę. Można rzec, że to jednak tragikomedia. Po 30 latach małżeństwa Kay i Arnold szukają porady u specjalisty od związków. Siłą sprawczą jest Kay, która w tym w związku nie czuje się dobrze, cierpi na deficyt miłości - czuje się zaniedbana przez męża, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i fizycznej. Natomiast Arnold nie widzi potrzeby zmiany w tym związku, uważa, że to normalne po tylu latach, że małżonkowie mają oddzielne sypialnie i właściwie ze sobą nie rozmawiają. Żyją razem ale obok siebie. W ich relacjach panuje obojętność i rutyna. Kay nie chcąc się z tym pogodzić, zmusza Arnolda do wyjazdu na terapię, on aczkolwiek niechętnie, ale w końcu zgadza się spróbować, choć nie widzi potrzeby wydawania pieniędzy na jego zdaniem niepotrzebne wizyty u hoksztaplera. I od początku jest nastawiony do terapii negatywnie. Czy zmieni zdanie? A może wygasłego pożądania i miłości nie da się już przywrócić?
Film raczej nie dla młodych ludzi, ale dojrzałych, zwłaszcza dla par z dłuższym stażem. Może być inspirujący.
Drugi tytuł to komedia "Świąteczna zamiana". W głównych rolach występują: Nicole Eggert i Bret Anthony. Fabuła jest prosta.
Tuż przed Gwiazdką Paula przechodzi kryzys. Jest załamana, bo nie ma z czego zapłacić rachunków, kupić świątecznych prezentów, a życie jakie prowadzi nie spełniło jej oczekiwań. Ma dwie córeczki i kochającego męża, ale w takiej chwili jak ta zastanawia się nad tym, czy wybrała właściwego człowieka, tym bardziej, że Gary wydaje się jej niezaradny. Może więc te kilkanaście lat wcześniej powinna pójść na bal maturalny z Nickiem, który obecnie jest właścicielem galerii? Może to on byłby tym właściwym człowiekiem? Jej marzenie w magiczny sposób się spełnia i nagle staje się żoną Nicka i mieszkanką luksusowego domu. Czy jednak to uczyni ją szczęśliwą? Film polecam tym, którzy zazdroszczą innym lepszego życia albo uważają, że kiedyś dokonali złego wyboru. To tak na pocieszenie. ;)
Trzeci film to "I że Cię nie opuszczę". Paige (Rachel McAdams) w wyniku wypadku samochodowego traci pamięć. Nie wie, co się wydarzyło w ciągu ostatnich pięciu lat jej życia. Pamięta rodziców i czasy uniwersyteckie, ale nie pamięta swojego męża, Leo (w tej roli Channing Tatum). Ten dotąd ukochany mężczyzna jest dla niej teraz obcym człowiekiem, sama nie wie czemu porzuciła rodzinny dom, studia i przeprowadziła się do innego miasta. Leo próbuje odzyskać żonę taką jaką była przed wypadkiem, ale nie jest to proste, bo ona się zmieniła i nic nie jest w stanie przywrócić jej pamięci. Kochający żonę Leo próbuje więc zacząĆ od nowa, ale jego rywalem jest nie tylko dawna miłość Paige - Jeremy, ale i jej rodzice, którzy próbują odzyskać córkę. Film nie jest ckliwym melodramatem. Warto dodać, że w roli rodziców Paige wystąpili Jessica Lange i Sam Neill.
W każdym z tych filmów było coś interesującego, więc wszystkie trzy mogę polecić jako wariacje na temat miłości.
Po pierwsze "Dwoje do poprawki" z Meryl Streep i Tommy Lee Jonesem. Obsada gwarantuje dobrą zabawę. Można rzec, że to jednak tragikomedia. Po 30 latach małżeństwa Kay i Arnold szukają porady u specjalisty od związków. Siłą sprawczą jest Kay, która w tym w związku nie czuje się dobrze, cierpi na deficyt miłości - czuje się zaniedbana przez męża, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i fizycznej. Natomiast Arnold nie widzi potrzeby zmiany w tym związku, uważa, że to normalne po tylu latach, że małżonkowie mają oddzielne sypialnie i właściwie ze sobą nie rozmawiają. Żyją razem ale obok siebie. W ich relacjach panuje obojętność i rutyna. Kay nie chcąc się z tym pogodzić, zmusza Arnolda do wyjazdu na terapię, on aczkolwiek niechętnie, ale w końcu zgadza się spróbować, choć nie widzi potrzeby wydawania pieniędzy na jego zdaniem niepotrzebne wizyty u hoksztaplera. I od początku jest nastawiony do terapii negatywnie. Czy zmieni zdanie? A może wygasłego pożądania i miłości nie da się już przywrócić?
Film raczej nie dla młodych ludzi, ale dojrzałych, zwłaszcza dla par z dłuższym stażem. Może być inspirujący.
Drugi tytuł to komedia "Świąteczna zamiana". W głównych rolach występują: Nicole Eggert i Bret Anthony. Fabuła jest prosta.
Tuż przed Gwiazdką Paula przechodzi kryzys. Jest załamana, bo nie ma z czego zapłacić rachunków, kupić świątecznych prezentów, a życie jakie prowadzi nie spełniło jej oczekiwań. Ma dwie córeczki i kochającego męża, ale w takiej chwili jak ta zastanawia się nad tym, czy wybrała właściwego człowieka, tym bardziej, że Gary wydaje się jej niezaradny. Może więc te kilkanaście lat wcześniej powinna pójść na bal maturalny z Nickiem, który obecnie jest właścicielem galerii? Może to on byłby tym właściwym człowiekiem? Jej marzenie w magiczny sposób się spełnia i nagle staje się żoną Nicka i mieszkanką luksusowego domu. Czy jednak to uczyni ją szczęśliwą? Film polecam tym, którzy zazdroszczą innym lepszego życia albo uważają, że kiedyś dokonali złego wyboru. To tak na pocieszenie. ;)
Trzeci film to "I że Cię nie opuszczę". Paige (Rachel McAdams) w wyniku wypadku samochodowego traci pamięć. Nie wie, co się wydarzyło w ciągu ostatnich pięciu lat jej życia. Pamięta rodziców i czasy uniwersyteckie, ale nie pamięta swojego męża, Leo (w tej roli Channing Tatum). Ten dotąd ukochany mężczyzna jest dla niej teraz obcym człowiekiem, sama nie wie czemu porzuciła rodzinny dom, studia i przeprowadziła się do innego miasta. Leo próbuje odzyskać żonę taką jaką była przed wypadkiem, ale nie jest to proste, bo ona się zmieniła i nic nie jest w stanie przywrócić jej pamięci. Kochający żonę Leo próbuje więc zacząĆ od nowa, ale jego rywalem jest nie tylko dawna miłość Paige - Jeremy, ale i jej rodzice, którzy próbują odzyskać córkę. Film nie jest ckliwym melodramatem. Warto dodać, że w roli rodziców Paige wystąpili Jessica Lange i Sam Neill.
W każdym z tych filmów było coś interesującego, więc wszystkie trzy mogę polecić jako wariacje na temat miłości.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Z Nowym Rokiem

Bleak House- You Are Loved
piątek, 23 grudnia 2011
Jane Eyre (2011)

Tym razem w glówne role wcielili się: Mia Wasikowska i Michael Fassbender. I poradzili sobie z odegraniem swoich postaci. Mnie trochę zdumiala, jak można się domyślić, jedna scena, gdyż ani Mię ani Fassebendera nie można uznać za brzydkich, a mowa jest o tym, że tak wlaśnie jest. Scenarzyści pozostawili to zdanie z powieści, ale w tej sytuacji jest ono mało logiczne i chyba każdy widz zastanawia się, czemu Rochester jest tak krytyczny wobec siebie i Jane.
Film zaczyna się nietypowo, bo od sceny ucieczki Jane z Thornfield, niestety wybiega z dworu jedynie z tym w czym stoi, a nie z choćby malym kuferkiem. Udaje się na wrzosowiska, jakby chciała uciec i zmylić ewentualną pogoń. Czyni to w wyraźnej desperacji. Później, gdy dociera do domu St. Johna, następuje seria retrospekcji.

Wątek dzieciństwa jest wystarczająco jak dla mnie rozbudowany, nigdy nie lubiłam tej części powieści Bronte, zasadnicza akcja zaczyna się z chwilą przybycia do Thornfield.
Niestety opowieść jest skrócona, brakuje mi kilku ulubionych scen - np. ta, w której Jane wychodzi z salonu, kończy się przybyciem Masona - czy nie za szybko to następuje? W ten sposób uniknęli sceny z wróżeniem, która jest faktycznie dość niezręczna, bo jak sprawić, że Rochester przebiera się za starą Cygankę? Ta scena zresztą w malo której ekranizacji jest zachowana.
Ale nie ma tutaj rozwoju uczuć. Akcja szybko zmierza do finału.

Scena z obląkaną jest dość prawdopodobna, bo ona nie wygląda w końcu jak brudna, stara czarownica, i dobrze, bo przecież Rochester by do tego nie dopuścil. Można nawet domyślić się, że mogła być kiedyś piękną kobietą.
Brakuje w tej ekranizacji atmosfery grozy, która jest obecna w każdej innej wersji. Nie słychać szalonego śmiechu, chodzenia po korytarzu, postać Gracji Poole jest ograniczona do minimum. Judi Dench w roli pani Fairfax sprawdza się znakomicie, gra ciepłą osobę, zatroskaną o los guwernantki, chce jej oszczędzić cierpienia. Epizod z St. Johnem (Jamie Bell) jest do zaakceptowania, choć nie bardzo podoba mi się sposób prowadzenia wątku sióstr, są zmarginalizowane i chyba trochę za młode. Fragment, w którym Jane nagle slyszy wolający ją glos Rochestera, zostawia St. Johna i biegnie w górę wzgórza, a potem nagle znajduje się w dyliżansie, jest nieco dziwaczna.
Zakończenie jest nawet wzruszające, choć też bardzo skrócone. I w przeciwieństwie do innych wersji odbywa się nie w pomieszczeniach, ale w plenerze.
Ogólnie moje wrażenia są jednak pozytywne, dobrze jest wrócić do "Jane Eyre". Nie jest to ekranizacja doskonała (może jeszcze takiej nie nakręcono?), ale mimo braków, o których wspomnialam, całkiem przyzwoita. Polecam milośnikom filmów kostiumowych i twórczości sióstr Bronte.
Subskrybuj:
Posty (Atom)