"Zbrodnia i kara" Josepha Sargenta to adaptacja arcydzieła Fiodora Dostojewskiego. Film został nakręcony z wielką dbałością o szczegóły - scenografia i kostiumy przenoszą widza do XIX-wiecznej Rosji. Student prawa Rodion Raskolnikow popełnia zbrodnię, wierzy, że zrobił to dla dobra społeczeństwa. Dowodów świadczących przeciwko Raskolnikowowi szuka przekonany o jego winie Porfiry. W rolach głównych wystąpili Julie Delpy, Patrick Dempsey i Ben Kingsley.
Przyznaję się bez bicia, że książki nie czytałam, choć wiele o niej słyszałam, ale zawsze mnie odrzucało użyte przez Raskolnikowa narzędzie zbrodni...
Tym razem jednak postanowiłam się przełamać dla Patricka Dempseya, który gra tu główną rolę Raskolnikowa, rolę, o której marzy wielu aktorów. Nie mogę dokonać porównania filmu z książką, mogę jedynie ocenić samo dzieło filmowe. Trzeba przyznać, że scenografia i kostiumy są bardzo dobre, widać dużą dbałość o szczegóły. Domyślam się, że powieść Dostojewskiego została w tym filmie znacznie spłycona, ograniczono się do tego co niezbędne. Oczywiście film jest amerykański i to widać, ale muszę przyznać, że ma klimat, a męki bohatera, któremu się wydaje, że dokonał mordu w słusznym celu, dla wyższej idei, a jednak ma wyrzuty sumienia, są dość dobrze oddane. Moim zdaniem Dempsey wywiązał się z tego zadania. Podobnie jak Ben Kingsley, grający, demonicznego niemal, prowadzącego grę z Raskolnikowem, inspektora policji. Pozostałe postaci przypominały mi nieco postaci z Dickensa: Dmitrij, Arkadij, Alona, Lizavieta itp. - (były dickensowskie w swojej charakterystyczności, np. warto dodać, że Dmitrija gra Eddie Marsan czyli Pancks z najnowszej adaptacji "Little Dorrit"), a Donia i Sonia wydawały się typowymi dla prozy Dickensa kobiecymi aniołami, które znalazły się w trudnych warunkach. No i dobrze skontrastowana została bieda i bogactwo... zupełnie jak u Dickensa..
Ze wspomnianych wyżej powodów film oglądało mi się świetnie, no i Dempsey oczywiście... Na końcu troszeczkę się nawet wzruszyłam...
Miałam chwilami wrażenie, że oglądam film kostiumowy, a nie dzieło Dostojewskiego, o którym miałam troszkę inne wyobrażenie... ale jak wspomniałam książki nie czytałam. Muszę jeszcze dodać, że podobała mi się w filmie muzyka Stanisława Syrewicza.
Film kupiłam w wydaniu polskim z towarzyszącą mu książeczką, w której jest zamieszczone streszczenie powieści i opisane ważniejsze postaci. Zestaw pochodzi z serii "Kolekcja lektur", wydawanej przez Oxford Educational.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz