czwartek, 30 kwietnia 2009

W te dni przedwiosenne

Obejrzałam film "W te dni przedwiosenne", polski dramat wojenny i obyczajowy.

Koniec lutego 1945. Ppłk Kaszyba po wypisaniu ze szpitala otrzymuje przydział służbowy na zastępcę dowódcy dywizji do spraw liniowych. Sierż. Wolak wiezie go gazikiem do sztabu; razem z nimi podróżuje ppor. Emilia Horak, która pragnie po drodze wstąpić do Żylina i odwiedzić matkę. W mijanej wsi zastają dwu hitlerowskich żandarmów, którzy zamknęli się w chacie z zakładnikami - kobietą z dwojgiem dzieci. Kaszyba śmiałym manewrem w pojedynkę rozbraja bandytów. Mijają miasteczko, w którym Kaszyba mieszkał przed wojną. Wspomina swój ożenek i aresztowanie, które nastąpiło wkrótce po nim.
Film o niespełnionej miłości młodej dziewczyny i doświadczonego oficera, wpisane w ostatnie miesiące II wojny światowej.


Film powstał z pewnością w celach propagandowych (wskazują na to takie choćby elementy, jak
przyjaźń polsko-radziecka i komunistyczna przeszłość bohatera), ale jednak coś w nim jest, bo skłania do zastanawiania się nad decyzjami bohatera i innych postaci i analizowania fabuły.
Może sprawia to urok odtwórcy głównej postaci - Leonarda Pietraszaka (jako Dowgi
rdzie w nim się w młodości byłam kochałam), który gra podpułkownika Koszybę, ale pamiętam, że kiedy po raz pierwszy wiele lat temu ten film widziałam (a pochodzi z roku 1975) to bardzo mi się podobał. Teraz po latach trochę inaczej na niego patrzę, bo i czas się zmienił i filmów się naoglądałam różnych, ale dalej niektóre sceny oglądałam z zainteresowaniem i po raz kolejny pomyślałam, że jednak ten pułkownik coś w sobie ma (zwłaszcza w spojrzeniu) i czułam się jak ta młodziutka pani porucznik, którą zafascynował, nic właściwie nie robiąc (no może poza jedną brawurową akcją, która z pewnością zwróciła na niego jej pełną uwagę). To dziewczyna jest tu ekspansywna i narzuca się właściwie bohaterowi, zmusza go po podjęcia decyzji, dokonania wyboru, ponownie. Młoda pani porucznik kieruje się uczuciami, jest naiwna i pełna nadziei. Zresztą czasy takie wtedy były, że człowiek szukał drugiego człowieka, żeby w nim jakieś pocieszenie znaleźć i trochę ciepła, a pułkownik, choć chciał być chłodny i na dystans, też przecież był człowiekiem, a jeszcze dziewczyna przypominała mu zmarłą żonę, którą nie zdążył się nacieszyć.
Historia pułkownika zdaje się pretekstem do rozważania kwestii, ile i czy wszystko można poświęcić dla idei, czy także kochanego człowieka? Czy nie grozi to emocjonalnym chłodem? Czy idea i walka wystarczą same dla siebie? Czy zwycięstwo nie bywa okupione zbyt wysoką ceną? Czy nie zmienia się w klęskę?
Trudno znaleźć wytłumaczenie dla decyzji podejmowanych przez pułkownika, choć widać, obserwując jego zachowanie, że tak chodząc nerwowo, miota się jak lew w klatce, tłumiąc wszelkie uczucia. Czy w ogóle jest w stanie się zmienić czy zawsze znajdzie sobie jakieś pole do walki i odrzuci miłość? Czy popełni drugi raz ten sam błąd czy potrafi się przełamać? A może ten brak życia prywatnego jest pokutą za poświęcenie kiedyś dla idei własnej żony?
Znamienne jest to, że to Polak przedwojenny komunista i ideowiec stara się w czasie wojny nie mieć życia prywatnego, a Rosjanin, jego przyjaciel i współtowarzysz walk w Hiszpanii, dziwi się takiej jego postawie.
Spoiler!
Trzeba powiedzieć jeszcze o ważnym z pewnością wątku sierżanta Wolaka, który towarzyszy w drodze pułkownikowi i dziewczynie. Akcja zbrojna byłego powstańca - sierżanta Wolaka - jest z pewnością odniesieniem do Powstania Warszawskiego (decyzja: czekać - na wojsko czy atakować), refleksją nad słusznością, czy nie, takiego a nie innego wyboru - jakby powtórzeniem w małej skali decyzji o wybuchu powstania. Jest też rodzajem buntu przeciw postawie pułkownika, a także wynikiem osobistego rozgoryczenia sierżanta. I podobnie jak powstanie kończy się militarną klęską. Pułkownik skazuje sierżanta za niesubordynację, za niewykonanie rozkazu, na kompanię karną, nie widzi okoliczności łagodzących, jest w tym bezwzględny, podobnie jak w rozmowie z dziedziczką, którą informuje o bliskiej reformie rolnej, która zabierze jej majątek i nic nie pozostawi, i podobnie jest bezwględny w tłumieniu swoich uczuć i niszczeniu własnego życia prywatnego. Myślę, że ma nawet żal do siebie za to, że zdarzyło mu się ulec chwili słabości. Ale czy na pewno wszystko można poświęcić dla walki i idei?
Ci, co ulegają uczuciom i są wrażliwi, giną lub zostają ciężko ranni - jak sierżant Wolak, jak utalentowany Maciej, jak młoda porucznik. Z wojny nie można wyjść nienaruszonym - albo się ginie albo zostaje się okaleczonym emocjonalnie.
Zakończenie historii jest takie, jakie wybrał sam bohater.... - on na to pozwolił i on jest temu winny.

Nie zachęcam nikogo specjalnie do obejrzenia tego filmu, żeby się nie rozczarować na końcu, spodziewając się czego innego. Ale mnie ten film się podoba. Mimo pewnych mocno zarysowanych tendencji (zwłaszcza propagandowych) jest w jakiś sposób interesujący.
Pamiętam, że jak go pierwszy raz oglądałam, od razu zwróciłam na niego uwagę, teraz trafiłam na niego na kanale Kino Polska i widzę, że jest podobnie jak wtedy, bo znowu o nim myślę. Niewątpliwa to także zasługa Leonarda Pietraszaka gr
ającego pułkownika, ale i Haliny Rowickiej grającej młodziutką panią porucznik - taką jaka miała być: spontaniczną, pełną życia i nadziei, szukającą miłości.
Scen bitewnych
poza jedną długą na końcu właściwie w tym filmie nie ma, dlatego to nie do końca dramat wojenny. Jednak szarża kawaleryjska jest z pewnością ładnie nakręcona.

Brak komentarzy: