sobota, 16 stycznia 2010

Zaklęci w czasie (The Time Traveler's Wife)

Historia mężczyzny, który potrafi przenosić się w czasie dzięki nadprzyrodzonym umiejętnościom. Wszystko po to, by pojawiać się by być obecnym w różnych momentach życia swojej ukochanej. Film oparty na bestsellerowej powieści Audrey Niffenegger.

Nastawiłam się na przyjemny seans, który oderwałby mnie od rzeczywistości. Niestety, trudno doszukać się logiki w całej opowieści. Główny bohater przemieszcza się w czasie, a jest to czas jego życia, ukazując się kobiecie, którą kocha, w różnych okresach jej życia. Nie wiadomo, kiedy zniknie, i kiedy pojawi się ponownie. Jednak jego ukochana postanawia dzielić z nim życie, biorą ślub, jednak w noc poślubną świeżo zaślubiony mąż znika. Pojawia się ponownie, ale w innym czasie i znowu spotyka się z tą samą kobietą, która wówczas była dzieckiem. I tak w kółko.

No właśnie, coś w tym wszystkim jest dziwnego - czy ona zakochała się w nim jako 45-letnim mężczyźnie, bo takie było ich pierwsze spotkanie? To czemu za jakiś czas on jako dwudziestolatek jej nie znał? Czemu nie mógł uratować własnej matki od śmierci, skoro próbował tego wiele razy, czemu jej nie powiedział, żeby unikała jazdy samochodem tego dnia, gdy spotkał się z nią w metrze? Czemu jego córka, która potrafiła panować nad wędrówkami, nie mogła mu w tym pomóc? Czemu... i tak można by mnożyć wątpliwości.

Wszystko jest pokręcone i mało logiczne.
Pamiętam, czytałam kiedyś narzekanie na brak logiki i konsekwencji w "Domu nad jeziorem". Ale w porównaniu z "Zaklętymi w czasie", w filmie z Sandrą Bullock i Keanu Reevesem wszystko jest w miarę logiczne, a sam film ogląda się świetnie. Tymczasem oglądanie "Zaklętych w czasie" tylko mnie męczyło. To była zabawa samym procesem poruszania się w czasie, ale oglądanie filmu było męczące i irytujące. Nie potrafiłam przejąć się losami bohaterów, ani ich problemami z ciążą bohaterki.
Pewnie to wina scenariusza, bo chyba nie aktorów, którzy w tym wszystkim musieli się jakoś odnaleźć. I nawet udział Erica Bana nie pomógł.

5 komentarzy:

Asia (Aś) miło mi. pisze...

na tę nielogikę, proponuję przeczytać książkę. jestem jakoś w połowie dopiero, ale wiele z twoich pytań jest wyjaśnionych.
mnie ta książka trochę miesza w głowie, lepiej by mi było ją pewnie czytać gdybym urodziła się mniej więcej w czasach Henry'ego, wiedziała bym o jakiej muzyce rozmawiają, i czego się spodziewać po roku np 1983.

Gosia pisze...

No tak, oceniałam dzieło filmowe jako takie. Książki nie znam, być może jest lepsza i zachowuje logikę wydarzeń. Film przeskokami w czasie i brakiem konsekwencji mnie zirytował.
Być może to po prostu niedobra adaptacja powieści.
Dzięki za komentarz.

Anhelli pisze...

Witaj :)

To nie pierwsza taka opinia o tym filmie. Pomyśleć, że kiedyś o mały włos a dałabym się nań skusić.

Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Znalazlam bloga i sie ciesze. W temacie " Zakleci w czasie" to ja rozumiem to tak, ze nie mozesz zmieniac przeszlosci. Ona sie juz zdarzyla. Ale wracajac z przyszlosci masz nadal wplyw na dzien terazniejszy, wiec mozesz wykorzystac informacje zdobyte tam. W ksiazce wyjasniona jest niemoznosc zmiany przeszlosci bardzo krotko, mysle, z autorka nie chciala sie bawic w swiaty rownolegle i ciagle pojawiajace sie zmiany kazdym drobnym gestem jak w filmach typu " Efekt motyla". Claire poznala Henrego jak miala 6 lat, jako 40 letniego mezczyzne z przyszlosci ( w jej czasie zyl sobie gdzies indziej mlodziutki Henry), ale mysle ze zakochala sie duzo pozniej ;) Henry poznal dorosla Clare w biblotece, to ona go w sumie poderwala;) a mala dziewczynke Claire dopiero po ich slubie, kiedy zaczal podrozowac na lake. Blad logiczny jest rzeczywiscie w Domu nad jeziorem, bo tam tez zmieniono orginalne zakonczenie. Ja ten film widzialam juz trzy razy i bardzo lubie jego spokoj. Pozdrowienia Pem

Gosia pisze...

Witaj :)

Zastanawiałam się, czemu ten film do mnie nie trafił... Być może przeskoki czasowe były zbyt gwałtowne, może zamiast wzruszyć zirytowały mnie perypetie rodzinne głównych bohaterów, a element humorystyczny związany z tym, że Henry w czasie swoich wędrówek tracił ubranie, jakoś mnie nie rozbawił.
A może po prostu obejrzałam ten film w złym czasie?
Pamiętam jednak, że do "Domu nad jeziorem" miałam ochotę wrócić ponownie i obejrzałam go co najmniej dwukrotnie, a jakoś "Zaklęci w czasie" nie potrafili mnie oczarować.
Ale dziękuję za wyjaśnienia.
Pozdrawiam :)