sobota, 20 lutego 2010

Buddenbrookowie (2008)

Obraz niemieckiego społeczeństwa mieszczańskiego w XIX wieku. Saga rodzinna zamożnej rodziny kupieckiej z hanzeatyckiego miasta Lubeki. Ekranizacja powieści Tomasza Manna. Reż. Heinrich Breloer, występują: Armin Mueller-Stahl (Konsul), Iris Berben (Konsulowa), Jessica Schwarz (Tony), Mark Waschke (Thomas), August Diehl (Christian), Fedja van Huêt (Hermann Hagenström).

Dwuipółgodzinny film zaczyna się sceną, gdy przyszli bohaterowie są jeszcze dziećmi, ale i tu ujawnia się rywalizacja między Hermannem Hagenströmem a rodzeństwem Buddenbrook: najstarszym Thomasem, młodszym Christianem i ich siostrą Tonią. Ojciec Buddenbrooków jest konsulem królewskim Lubeki, firma ma tradycję, bo rodzinny interes przechodził z pokolenia na pokolenia. Nic dziwnego, że Tonia z góry patrzy na Hagenströma.

Rodzeństwo dorasta, przed firmą rosną wyzwania, małżeństwa zawierane przez Buddenbrooków muszą być korzystne finansowo, miłość jest sprawą drugorzędną, o czym przekonuje Tonię ojciec.

Dziewczyna zauroczona spotkanym nad morzem przystojnym synem komendanta portowego przegląda rodzinną księgę, gdzie wpisywali się jej przodkowie. Dumna z wieloletniej tradycji ulega woli rodu i wpisuje swoje nazwisko obok nazwiska znalezionego jej przez ojca kandydata, prowadzącego kupiecki interes. Ale czy to przyniesie jej szczęście? Czy okaże się naprawdę korzystne dla rodzinnej firmy?

Thomas chociaż od lat spotyka się z kwiaciarką Anną, wie co jest dobre dla firmy i jaki jest jego obowiązek. Znajduje sobie piękną ale bogatą narzeczoną, która uwielbia muzykę i często gra na skrzypcach. Z czasem Thomas przejmuje rodzinny interes i spędza godziny w kantorze, zajmując się papierami, podpisując kontrakty.

Tylko Christian wyłamuje się z tej konwencji. Nie musi zabiegać o nic, skoro Thomas zajmuje się wszystkim. Jemu zostaje już tylko zabawa, aktoreczki, popijawy. Traci pieniądze, błaznuje. Związuje się z tancerką, ale rodzina Buddenbrooków nie chce o tym słyszeć. Matka niedwuznacznie mu mówi, że nigdy nie wpuści pod swój dach kogoś takiego.

Każdy z nich jest nieszczęśliwy - Tonia, bo związki oparte na interesach okazują się nieudane, Christian - bo nie może żyć tak jak chce, a finansowo jest uzależniony od rodziny, nawet Thomas, który pozornie ma wszystko: firmę, stanowisko konsula, piękną żonę i syna stwierdza, że wszystko to nie ma sensu, skoro Buddenbrookowie to już przeszłość, rodzinny interes upada, nie ma następcy, bo syn nie spełnia jego oczekiwań, a on sam jest wypalony wewnętrznie - ponosi straty, a nie ma siły, by je odrobić.

W rodzinie Buddenbrooków stopniowo zamiera energia, duch przedsiębiorczości i zdrowie - to co pozwalało temu staremu rodowi kupieckiemu zdobywać sobie coraz większy prestiż i godności.

"Buddenbrookowie" to pięknie sfilmowana opowieść. Miłośnicy filmów kostiumowych mogą być usatysfakcjonowani, bo mamy bale, obiady, piękną scenografię, wnętrza i kostiumy.
Jedyny zarzut to ten, że bohaterowie są nieco beznamiętni. Tonia przyjmuje swoich konkurentów z wielką naiwnością, a może jest to tylko czyste wyrachowanie? Ale w końcu panował tu konwenans, a uczucia była ukrywane.

Znamienna jest scena, gdy do domu Buddenbrooków wchodzi triumfujący Hermann Hagenström i w jakże zupełnie innych warunkach spotyka się z dumną niegdyś Tonią.

Chociaż "Buddenbrooków" obejrzałam z przyjemnością ze względu na walory, jakie ten film posiada, to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że niemieckie filmy kostiumowe, mimo wielkiej dbałości o szczegóły, różnią się jednak od kostiumowców angielskich.

Dodam z przyjemnością, że ten film został zakupiony przez Gutek Film i w maju 2010 pojawi się w Polsce.
Zwiastun:

Edit: Obejrzałam ten film jeszcze raz i muszę powiedzieć, że naprawdę mi się podoba. Mimo że życie w nim przedstawione wydaje się dość smutne, ale czy nie takie jest właśnie? Krótkie chwile szczęścia, a potem proza, małe smutki, duże nieszczęścia. Wybory jakich dokonują bohaterowie determinują ich losy, a nikt na początku nie wie, czy wybrał właściwie. I dlaczego tak jest, że jednym się powodzi, a drugim nie? Od czego to zależy? Od szczęścia? Od zdolności? Od energii? A może po prostu to tylko czysty przypadek?
Jedyny zarzut, który mam do tego filmu, poza już wyżej wspomnianymi, to że może jest nieco przegadany we fragmentach, w których pojawia się Christian, ale rozumiem, że on jest postacią ważną, bo jego filozofia życiowa różni się mocno od zachowań innych członków rodziny.
Dodam jeszcze, że miałam wrażenie, że dwójka odtwórców głównych ról przypomina mi innych aktorów: grająca Tonię Jessica Schwarz podobna jest nieco do Justine Waddell ("Moth", "Tess d`Urbervilles", Wives and Daughters"), a odtwarzający postać Hermanna Hagenströma holenderski aktor Fedja van Huêt przypominał mi bardzo Dominica Mafhama (pamiętam go jako Mortimera z "Our Mutual Friend"). Zresztą Fedja van Huêt zrobił na mnie w tym filmie bardzo dobre wrażenie, szkoda że było go tak mało w tym filmie. ;)

5 komentarzy:

Beata Woźniak pisze...

Jakże się cieszę, że film powstał, bo książka bardzo mi się podobała:)
Pozdrawiam

Gosia pisze...

To tym bardziej jestem ciekawa, jak Ci się będzie podobała ta ekranizacja.
Pozdrawiam

Pemberley pisze...

Masz racje, co do niemieckich kostiumowcow *westchnienie*. Co do Buddenbrokow to tez calkiem dobrze oglada sie i stara ekranizacje, czarnobiala, ma troche uroku naszego niedzielnego " w starym kinie" http://www.imdb.com/title/tt0052656/

Gosia pisze...

Nawet zachęcająco wygląda ta stara wersja, o której mówisz, sądząc po okładce.
Pozdrawiam :)

Gosia pisze...

Obejrzałam tych nowych "Buddenbrooków" jeszcze raz, z rodzicami, i wszyscy uznaliśmy, że to dobry film. Złapałam się na tym, że o nim myślałam jeszcze długo.