czwartek, 10 grudnia 2009

Surogaci

Świat przyszłości. Ludzie żyją w całkowitej izolacji, a jedyny kontakt między nimi następuje za pomocą robotów, które są lepszymi wersjami ich samych. Agent FBI (Bruce Willis), a właściwie jego elektroniczny zastępca, pracuje w wydziale zabójstw. Pewnego dnia zostaje zmuszony jednak do dość ryzykownego wyjścia z domu. Nie ma jednak innej możliwości, bo tylko on sam jest w stanie zapobiec niebezpiecznemu spiskowi i serii tajemniczych morderstw.

Bruce Willis jest od lat jednym z moich ulubionych aktorów. Byłam ciekawa jego nowej kreacji w filmie "Surogaci". I muszę przyznać, że nie stracił nic ze swojego uroku, choć nie biega po szklanych wieżowcach ani lotnisku, czy dżungli (choć jest jedna dynamiczna scena pościgu), ale nadal nie można od niego oderwać wzroku, a nawet więcej - potrafi wzruszać. Na pewno to także efekt świetnego scenariusza i bardzo dobrej muzyki, która buduje nastrój. To film science-fiction, ale tak naprawdę poświęcony jest kondycji ludzkiej.

Ludzie chcieliby być wiecznie młodzi, piękni, przeżywać to, czego w normalnym życiu nie są w stanie - boją się, są nieśmiali, a może po prostu chorzy czy niepełnosprawni. Namiastkę tego innego życia odnajdują w komputerach, grach, internecie, forach i czatach, gdzie mogą się pokazać jako pewni siebie ludzie, którzy nie mają kompleksów.

A co jeśli ktoś wymyśli surogatów, którzy tym innym piękniejszym życiem będą żyć za nas? My będziemy nimi sterować, czuć za nich. Surogaci nie będą chorować, nie zginą w wypadkach, zawsze będą piękni i młodzi. A gdy jakiś się uszkodzi, można go zawsze zastąpić nowym modelem. Może będą za nas walczyć na wojnach? My w tym czasie bedziemy sobie wypoczywać w domach, nie narażeni na stresy ani cierpienia.

Taką wizję przyszłości pokazuje ten film. To surogaci żyją z innymi surogatami, sterujący nimi ludzie siedzą zamknięci w swoich domach i nie kontaktują się z nikim. Zanikają więzi rodzinne. Są jednak ludzie, którzy są temu przeciwni, powstają rezerwaty, w których mieszkają ci, którzy nie akceptują sztucznego życia. Czy to oni są odpowiedzialni za serię morderstw, które dotykają surogatów i ich operatorów czyli ludzi?

Bruce Willis gra człowieka, który postanawia rozwiązać tę zagadkę, jednocześnie sam ma problem osobisty, gdyż jego więź z żoną właściwie zanikła. Ona woli używać swego piękniejszego surogata, gdyż nie akceptuje siebie. I ten właśnie wątek osobisty wyjątkowo mnie wzruszył, choć sama fabuła jest wciągająca i skłania do przemyśleń.

Czy naprawdę starzenie to coś złego? Znamienna jest scena, gdy bohater Bruce`a odrzuca możliwość skorzystania z surogata - nie słyszałam, by ten aktor kiedykolwiek przeprowadził operację plastyczną, a starzeje się z wdziękiem, mimo łysiny, i nie traci swego uroku.

"Surogaci" to nie tylko bajka sf, pełna efektów specjalnych, ale przypowieść o człowieku i jego kompleksach. Są tu pewne niedociągnięcia i nielogiczności (w którym filmie, zwłaszcza akcji ich nie ma?), ale jak dla mnie:
Rewelacyjny film. Rewelacyjny Bruce Willis. Świetne zdjęcia i muzyka. Na końcu, co przyznaję bez wstydu, poleciały mi łzy.
Dodam, że często w filmach akcji Bruce`a są wątki osobiste, przeważnie jego bohaterom nie układa się z żonami czy dziewczynami. Tu także jest taki wątek, ale podczas gdy w serii "Szklanych pułapek" Bruce`owi partneruje Bonnie Bedelia (zresztą przyjaciółka Willisów), nie potrafię do końca przejąć się problemami osobistymi Johna McClane`a.
Tu jest inaczej. W "Surogatach" Bruce`owi towarzyszy Rosamunde Pike i ich wzajemnej dość oszczędnej grze: Bruce`a i Rosamundy zawdzięczam to, że to właśnie ten wątek wydaje mi się bardzo ważny i ma uzasadnienie w stworzonym przez scenarzystę świecie. A co najważniejsze - wzrusza.

Bardzo polecam.

Brak komentarzy: