To jedna z najciekawszych i najpiękniejszych książek polskich. Pisana soczystym, pełnym wzruszeń językiem i wzruszenia wywołującym. Opowieść o Żmudzinie, Marku Czertwanie, który wzorem dawnych rycerzy walczy nie zbrojnie lecz pracą rąk własnych o ziemię ojców, tak by została w polskich rękach, by się nie zmarnowała. Jest on niczym mityczny bohater – samotny, niezrozumiany, milczący, twardy jak skała, i jak skała wierny. I tylko przed miłością - swego serca jak z kamienia ociosanego zamknąć mu się nie uda. I tylko swej ukochanej ulega.
Marek Czertwan podejmuje się z woli ojca zarządu nad Poświciem - majątkiem Orwidów, którzy po powstaniu styczniowym opuścili kraj. W wyniku działu rodzinnego dla siebie dostaje po rodzonej matce jedynie niewielki, mało urodzajny kawałek ziemi, który powierza opiece starego druha - Rymko Ragisa i przygarnia do siebie niepotrzebną macosze, bo niemłodą już ciotkę Anetę. Resztę rodzinnych włości dziedziczy przyrodnie rodzeństwo, w tym najmłodszy brat - Witold, który sam gospodarować nie potrafi, sprowadza jako rządcę Niemca, a pieniądze traci na pobyt w mieście.
Tymczasem Marek ciężko pracuje na nie swojej ziemi, wypełniając narzucony przez ojca obowiązek, nie wiedząc czy kiedykolwiek Orwidowie wrócą i czy jego starania komuś się przydadzą. Czuwa także nad ojcowizną, by brat jej nie stracił i nie wyprzedał ziemi obcym. Podejmuje się też administrowania działu siostry, która pragnie się uczyć, oraz pomaga schorowanej wdowie Janiszewskiej w prowadzeniu młynów. Skupując ziemię za długi brata nie zyskuje jego wdzięczności, lecz zawiść zarówno nieudolnego Witolda jak i samej macochy, która ma za złe Markowi, że zarządzane przez niego dobra przysparzają mu dochodu, a w ich majątku źle się dzieje, a długów coraz więcej.
I wreszcie wątek miłosny. Do majątku rodzinnego wraca bowiem córka Orwidów – Irena, która poznawszy kraj przodków postanawia się w nim osiedlić, z pewnością zauroczona osobą Czertwana. Bohater ten jakby ze stali, potrafi się bronić nawet przed tą miłością, ale tylko do czasu, bo tej jednej słabości w końcu ulega.
Wiele w tej powieści pięknych scen, niczym z baśni wziętych, wiele wspaniałych postaci, takich jak kaleki Rymko Ragis, czy ciotka Aneta, kochający Marka i mu oddani, którzy w tej nędznej chacie potrafią sobie i jemu stworzyć ciepły dom. Niezapomniana jest scena, w której Rymko gra na flecie i zbiegają się do niego dzikie zwierzęta, zasłuchane i jakby zahipnotyzowane jego muzyką. Tragiczna ta gdy te same zwierzęta giną w pożarze wraz z chatą i całym ich dobytkiem lub kiedy umiera strudzona długim biegiem wierna klacz Białka czy omal nie zostaje zniszczony przez zachłanne i niczego nie rozumiejące ręce dąb Dewajtis. I wreszcie chwytająca za serce, gdy chłopi z sąsiedztwa jako podziękowanie za pomoc im okazywaną przynoszą Markowi dary na zagospodarowanie i siłę własnych rąk w tej najtrudniejszej dla niego chwili.
Piękny jest język w tej powieści, kresy przywołujący i tęsknotę za bohaterami, którzy potrafili bronić dziedzictwa, tradycji i polskości, nawet w najgorszych czasach. Ciężka to praca na kresowej wsi, gdzie trzeba było nie tylko zagospodarować ziemię, często dziką, nie zawsze urodzajną, toczyć boje z żywiołami, które potrafiły w niwecz największe starania obrócić, opierać się obcemu zalewowi, ale i toczyć boje z zawiścią ludzką.
Ta walka nie przyniosłaby zwycięstwa, gdyby nie było w ludziach szacunku dla natury, która potrafi odbierać, ale i hojnie dawać. Dla Marka Czertwana prastary dąb Dewajtis jest symbolem tego co najświętsze, ojcowizny, źródłem energii, powiernikiem najskrytszych marzeń i świadkiem ważnych życiowych postanowień.
I ten Dewajtis w Hruszowej, co wieki całe przeżył, tyle pokoleń ludzkich, on jeden trwa dalej, wrośnięty w ziemię, potężny, a pod nim ten napis na płycie widnieje: Pamięci wielkiej polskiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1864-1944) wdzięczni za jej twórczość, niniejszą, ustawioną pod dębem "Dewajtis" tablicę, fundują Rodacy.
Marek Czertwan podejmuje się z woli ojca zarządu nad Poświciem - majątkiem Orwidów, którzy po powstaniu styczniowym opuścili kraj. W wyniku działu rodzinnego dla siebie dostaje po rodzonej matce jedynie niewielki, mało urodzajny kawałek ziemi, który powierza opiece starego druha - Rymko Ragisa i przygarnia do siebie niepotrzebną macosze, bo niemłodą już ciotkę Anetę. Resztę rodzinnych włości dziedziczy przyrodnie rodzeństwo, w tym najmłodszy brat - Witold, który sam gospodarować nie potrafi, sprowadza jako rządcę Niemca, a pieniądze traci na pobyt w mieście.
Tymczasem Marek ciężko pracuje na nie swojej ziemi, wypełniając narzucony przez ojca obowiązek, nie wiedząc czy kiedykolwiek Orwidowie wrócą i czy jego starania komuś się przydadzą. Czuwa także nad ojcowizną, by brat jej nie stracił i nie wyprzedał ziemi obcym. Podejmuje się też administrowania działu siostry, która pragnie się uczyć, oraz pomaga schorowanej wdowie Janiszewskiej w prowadzeniu młynów. Skupując ziemię za długi brata nie zyskuje jego wdzięczności, lecz zawiść zarówno nieudolnego Witolda jak i samej macochy, która ma za złe Markowi, że zarządzane przez niego dobra przysparzają mu dochodu, a w ich majątku źle się dzieje, a długów coraz więcej.
I wreszcie wątek miłosny. Do majątku rodzinnego wraca bowiem córka Orwidów – Irena, która poznawszy kraj przodków postanawia się w nim osiedlić, z pewnością zauroczona osobą Czertwana. Bohater ten jakby ze stali, potrafi się bronić nawet przed tą miłością, ale tylko do czasu, bo tej jednej słabości w końcu ulega.
Wiele w tej powieści pięknych scen, niczym z baśni wziętych, wiele wspaniałych postaci, takich jak kaleki Rymko Ragis, czy ciotka Aneta, kochający Marka i mu oddani, którzy w tej nędznej chacie potrafią sobie i jemu stworzyć ciepły dom. Niezapomniana jest scena, w której Rymko gra na flecie i zbiegają się do niego dzikie zwierzęta, zasłuchane i jakby zahipnotyzowane jego muzyką. Tragiczna ta gdy te same zwierzęta giną w pożarze wraz z chatą i całym ich dobytkiem lub kiedy umiera strudzona długim biegiem wierna klacz Białka czy omal nie zostaje zniszczony przez zachłanne i niczego nie rozumiejące ręce dąb Dewajtis. I wreszcie chwytająca za serce, gdy chłopi z sąsiedztwa jako podziękowanie za pomoc im okazywaną przynoszą Markowi dary na zagospodarowanie i siłę własnych rąk w tej najtrudniejszej dla niego chwili.
Piękny jest język w tej powieści, kresy przywołujący i tęsknotę za bohaterami, którzy potrafili bronić dziedzictwa, tradycji i polskości, nawet w najgorszych czasach. Ciężka to praca na kresowej wsi, gdzie trzeba było nie tylko zagospodarować ziemię, często dziką, nie zawsze urodzajną, toczyć boje z żywiołami, które potrafiły w niwecz największe starania obrócić, opierać się obcemu zalewowi, ale i toczyć boje z zawiścią ludzką.
Ta walka nie przyniosłaby zwycięstwa, gdyby nie było w ludziach szacunku dla natury, która potrafi odbierać, ale i hojnie dawać. Dla Marka Czertwana prastary dąb Dewajtis jest symbolem tego co najświętsze, ojcowizny, źródłem energii, powiernikiem najskrytszych marzeń i świadkiem ważnych życiowych postanowień.
I ten Dewajtis w Hruszowej, co wieki całe przeżył, tyle pokoleń ludzkich, on jeden trwa dalej, wrośnięty w ziemię, potężny, a pod nim ten napis na płycie widnieje: Pamięci wielkiej polskiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1864-1944) wdzięczni za jej twórczość, niniejszą, ustawioną pod dębem "Dewajtis" tablicę, fundują Rodacy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz