To urocza powiastka o młodym chłopaku, Hieronimie Białopiotrowiczu, który żyje biednym studenckim życiem, a w dodatku jest poddawany różnym życiowym próbom, hartującym jego charakter, które w rezultacie wyniszczają jego zdrowie, i omal nie doprowadzają do samobójczej śmierci. Los okrutnie doświadcza Hieronima, zabiera mu wszystko to co jest dla niego najważniejsze: ukochaną dziewczynkę - sierotę Bronkę, którą uratował z powodzi, wziął do wspólnego mieszkania, a potem traktował niemal jak córeczkę; jedynego wiernego przyjaciela Żabbę (to najsmutniejszy epizod), pierwszą miłość, która okazała się niegodna jego uczucia, a na końcu honor i dobre imię, kiedy zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież.
Cały czas sprawuje dyskretną acz niewidzialną pieczę nad bohaterem tytułowy straszny dziadunio, który z pomocą oddanego sługi obserwuje wychowanka i stara się go wykreować na porządnego człowieka.
Tą krótką powieść czytałam z dużą przyjemnością. Najmilsze są w niej sceny z uratowaną z powodzi dziewczynką, która staje sie bohaterowi niezmiernie droga, a którą nagle z niewiadomych powodów traci. To urocze fragmenty (trochę przypominały mi początkowe rozdziały powieści "Vilette" Charlotte Bronte, a może też "Dzikuskę" Zaruskiej?). Ładny, ale i smutny jest wątek Żabby - współlokatora, dla którego finansowa pomoc dziadunia przyszła za późno. W ogóle odnosimy wrażenie, że dziadunio trochę przeholował w testowaniu swojego wychowanka... mogło się to skończyć tragicznie. Aczkolwiek w końcowym epizodzie winę ponosi także Wojcieszek - beztroski brat Hieronima i zarazem drugi wychowanek strasznego dziadunia, którego pieniądze (tak skąpo przydzielane Hieronimowi) zepsuły. Tak naprawdę czytelnik wie jednak od początku, że różnica tkwiła w charakterze obu chłopców, gdyż to Hieronim zapamiętał na całe życie zdanie, które powiedziała do niego matka: "Bądź prawym" i starał się zawsze postępować zgodnie z tym zaleceniem - we właściwy sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz