czwartek, 6 września 2007

Straszny dziadunio

Jedna z pierwszych powieści Marii Rodziewiczówny, nagrodzona w 1887 roku w konkursie tygodnika "Świt". Jej akcja zbudowana została na osobliwym pomyśle tytułowego strasznego dziadunia, który niepewny siły charakteru swych spadkobierców, umyślił sobie poddać ich próbom. Bezwzględne eksperymenty omal nie łamią życia jedynego pozytywnego bohatera, w którego szlachetność czytelnik nie wątpi ani przez chwilę.
To urocza powiastka o młodym chłopaku, Hieronimie Białopiotrowiczu, który żyje biednym studenckim życiem, a w dodatku jest poddawany różnym życiowym próbom, hartującym jego charakter, które w rezultacie wyniszczają jego zdrowie, i omal nie doprowadzają do samobójczej śmierci. Los okrutnie doświadcza Hieronima, zabiera mu wszystko to co jest dla niego najważniejsze: ukochaną dziewczynkę - sierotę Bronkę, którą uratował z powodzi, wziął do wspólnego mieszkania, a potem traktował niemal jak córeczkę; jedynego wiernego przyjaciela Żabbę (to najsmutniejszy epizod), pierwszą miłość, która okazała się niegodna jego uczucia, a na końcu honor i dobre imię, kiedy zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież.
Cały czas sprawuje dyskretną acz niewidzialną pieczę nad bohaterem tytułowy straszny dziadunio, który z pomocą oddanego sługi obserwuje wychowanka i stara się go wykreować na porządnego człowieka.
Tą krótką powieść czytałam z dużą przyjemnością. Najmilsze są w niej sceny z uratowaną z powodzi dziewczynką, która staje sie bohaterowi niezmiernie droga, a którą nagle z niewiadomych powodów traci. To urocze fragmenty (trochę przypominały mi początkowe rozdziały powieści "Vilette" Charlotte Bronte, a może też "Dzikuskę" Zaruskiej?). Ładny, ale i smutny jest wątek Żabby - współlokatora, dla którego finansowa pomoc dziadunia przyszła za późno. W ogóle odnosimy wrażenie, że dziadunio trochę przeholował w testowaniu swojego wychowanka... mogło się to skończyć tragicznie. Aczkolwiek w końcowym epizodzie winę ponosi także Wojcieszek - beztroski brat Hieronima i zarazem drugi wychowanek strasznego dziadunia, którego pieniądze (tak skąpo przydzielane Hieronimowi) zepsuły. Tak naprawdę czytelnik wie jednak od początku, że różnica tkwiła w charakterze obu chłopców, gdyż to Hieronim zapamiętał na całe życie zdanie, które powiedziała do niego matka: "Bądź prawym" i starał się zawsze postępować zgodnie z tym zaleceniem - we właściwy sposób.

Brak komentarzy: