Prawda o Katyniu była ukrywana przez lata. Do tej pory nie wyjaśniono wszystkich szczegółów tej zbrodni. Prawdopodobnie takich miejsc jak Katyń było więcej (mówi się m.in. o Bykowni koło Kijowa). Rosjanie zamknęli archiwa, gdyż nie zależy im na tym, by była znana prawda o tych wydarzeniach. Utwory literackie mówiące o tej sprawie były zakazane, nie można było kręcić filmów poświęconych Katyniowi. Temat właściwie nie istniał, choć wymordowano tam 15 tysięcy oficerów polskich. Ale temat to niesłychanie ważny, obecny w świadomości milonów Polaków. O tym jak trudno i dziś było nakręcić ten film świadczy to, że scenariusz tego filmu jest trzydziestym scenariuszem z kolei, że reżyser po wielu próbach wybrał taką, a nie inną wersję. Ostatecznie bowiem oparł się nie na specjalnie napisanej na potrzeby filmu powieści Włodzimierza Odojewskiego "Milczący niepokonani", lecz na "Post mortem" Andrzeja Mularczyka.
Film Andrzeja Wajdy jest pierwszym obrazem fabularnym, który mówi o Katyniu. Jest dziełem osobistym, bo jego ojciec tam właśnie zginął, a matka całe życie czekała na swego męża, nie wierząc do końca w jego śmierć. I ten film właśnie więcej mówi o rodzinach ofiar i o kłamstwie katyńskim czyli ukrywaniu prawdziwych sprawców tej zbrodni, niż o samych oficerach. W związku z tym można postawić zarzut reżyserowi, że większość sekwencji dzieje się w Krakowie pod okupacją niemiecką, a potem w pozornie wolnej Polsce, znajdującej się jednak pod wpływami Rosji Radzieckiej, gdzie ci którzy mieli odwagę mówić prawdę byli zastraszani i więzieni. Pokazane są postawy ludzi - tych niepokornych i tych, którzy zgadzali się na ukrycie prawdy, bo groziło to aresztowaniem, bo trzeba żyć, bo "i tak nie będzie wolnej Polski".
W tym filmie zostali niejako zrównani obaj okupanci - i ten niemiecki, który umieścił w obozach zagłady profesorów UJ, i ten sowiecki - który skazał na śmierć oficerów, a więc - praktycznie całą elitę intelektualną, która mogłaby w przyszłości, po wojnie, zająć się wskrzeszeniem wolnej Polski.
Film zaczyna się symbolicznie sceną na moście, na którym spotykają się uchodźcy z terenów Polski zajętej przez Niemców, i ci którzy zostali zaskoczeni wkroczeniem na tereny wschodniej Polski najeźdźcy sowieckiego, a więc w dniu 17 września 1939 roku. Nie ma żadnych scen pokazujących kampanię wrześniową (może szkoda?). Oficerowie (niektórzy z nich nawet nie mieli okazji walczyć) zostają umieszczeni w obozie i nie wiedzą, co się z nimi stanie, ale tak naprawdę nie wierzą, że mogą zostać brutalnie zamordowani. I świadomość, że oni wszyscy zginęli jest tu bardzo poruszająca.
Właściwie nie ma jednego głównego bohatera, choć z pewnością uwaga w scenach obozowych skupia się na czterech postaciach granych przez Artura Żmijewskiego, Andrzeja Chyrę, Pawła Małaszyńskiego i Jana Englerta. Jest więc sekwencja pożegnania rotmistrza z żoną i małą córeczką, są sceny kręcone w obozie: rozmowy między oficerami, ładna scena Wigilii i wspólnego śpiewania kolendy. Potem jednak gdy wiadomo, że jedna z grup oficerów zostaje wywieziona z obozu w Kozielsku w niewiadomym kierunku i w niewiadomym celu (choć większość cieszy się z tej odmiany) akcja przenosi się do Krakowa i mówi już o ich rodzinach (tu główne postaci to żona rotmistrza - postać odtwarzana przez Maję Ostaszewską, żona generała grana przez Danutę Stenkę i siostra porucznika grana przez Agnieszkę Cielecką), o odkryciu grobów katyńskich przez Niemców i próbie wykorzystania tego przez nich do swoich celów, potem po wyzwoleniu Polski przez Sowietów o zrzuceniu winy za tą zbrodnię na Niemców i o różnych postawach ludzkich, także o oficerze polskim, który nie zginął w Katyniu, lecz wyzwalał Polskę wraz z Armią Radziecką, mimo że znał prawdę o tej zbrodni i tak samo mógł tam zginąć jak jego przyjaciele. (Ten wątek nie jest zresztą rozbudowany i nie wiemy jak to się stało, że porucznik Jerzy przeżył, wstąpił do armii Berlinga i jak awansował).
Oczywiście można się zastanawiać czemu w tym filmie okupacja hitlerowska została pokazana tak, jakby ludzie żyli w tym czasie normalnie (a może w Krakowie tak było?), że jest tylko mała wzmianka o Powstaniu Warszawskim, po co była scena z kapitanem rosyjskim, który pomaga żonie polskiego oficera czyli dobrym Rosjaninem? Czemu tak wiele scen toczy się w Krakowie? Czemu jest tak dużo wątków pobocznych, nie związanych z główną akcją epizodów? Oczywiście są wśród nich także sceny bardzo ważne.
Znamienna jest sekwencja, w której dwóch żołnierzy radzieckich rozrywa polską flagę i wiesza na budynku czerwoną flagę, a białą część wykorzystuje jako onucę.
Piękna jest scena z różańcem, który w chwili zwątpienia dostaje od księdza w obozie młody porucznik pilot, a potem trzyma go w rękach aż do końca, a potem ten sam różaniec zostaje oddany jego siostrze. Ale jednak najważniejsze w tym filmie są sceny końcowe - te dziejące się w piwnicach NKWD i w lesie katyńskim - nie pozostawiające nikogo obojętnym, wstrząsające, bardzo brutalne i kręcone na zimno, bo ta zbrodnia była zaplanowana, i systematycznie, niemal mechanicznie, wykonana. To jest właśnie prawda o Katyniu.
Film który trzeba obejrzeć, który warto obejrzeć.
sobota, 22 września 2007
wtorek, 18 września 2007
The Governess (Guwernantka)
Historia Rozyny, pochodzącej z bardzo bogatej żydowskiej rodziny, która po śmierci ojca zmuszona jest do podjęcia pracy. Ukrywając semickie pochodzenie, zostaje zatrudniona jako guwernantka przez rodzinę mieszkającą w Szkocji. Tam nawiązuje namiętny romans z Charlesem, ojcem dzieci, które uczy. W rolach głównych: Minnie Driver (Rozyna da Silva), Tom Wilkinson (Charles Cavendish), Jonathan Rhys Meyers (Henry Cavendish).
Początek filmu mnie bardzo zaskoczyl, bo nie tego się spodziewałam patrząc na zdjęcia reklamujące film. W pierwszej scenie widzimy bowiem wnętrze synagogi i modlących się w niej Żydów ( sefardyjskich). Wśród nich jest młoda dziewczyna Rozyna (Minni Driver), ktora mieszka z rodziną w dużym domu w Londynie. Jednak kiedy jej ojciec zostaje zamordowany, pozostaje jej wybrać jedną z trzech możliwości: wyjść za mąż bez miłości za jakiegoś wyswatanego jej przez rodzinę starszego Żyda, zostać prostytutką lub zająć się domem. Postanawia zmienić nazwisko, nazwać się (przewrotnie) panną Mary Blackchurch i postarać się o posadę. Wyjeżdża więc daleko od rodziny i rodzinnego domu do zamożnego angielskiego domu Cavendishów w Szkocji. Zatrudnia się jako guwernantka i ma opiekować się kilkunastoletnią dziewczynką. Trudno jest Rozynie zaadaptować się w nowym środowisku, tym bardziej, że udaje katoliczkę, a świat Cavendishów jest tak inny od jej świata. Pan domu, Charles Cavendish (Tom Wilkinson), zajmuje się fotografią, jest to połowa XIX wieku (lata 40-te), więc jest to praca pionierska. Stopniowo zaczyna on młodą dziewczynę fascynować, a i on nie jest obojętny wobec jej egzotycznej urody. W tym miejscu film zaczyna przypominać "Dziewczynę z perłą" bo i analogii jest sporo. Mamy więc mistrza i asystentkę, "camerę obscura", odczynniki (poprzez analogię do farb), obrazy fotograficzne i pozowanie do zdjęć. Warto przypomnieć, że ten sam Tom Wilkinson zagrał w "Dziewczynie z perłą" postać Pietera Van Ruijvena - mecenasa Van der Meera! Wydaje się jakby Cavendish i Rozyna żyli we własnym świecie, żona właściwie nie rusza się z pokoju, ale jej spojrzenia są trochę dwuznaczne (może podejrzewa co się dzieje, ale nie przeszkadza mężowi?). Guwernantka spędza w studiu fotografa coraz więcej czasu. Cavendish ma problem z utrwalaniem zdjęć, a Rozyna znajduje sposób na to by obraz z czasem nie zanikał. Ich relacje stają się intymne, można powiedzieć, że to namiętna Rozyna go uwodzi, a on się temu poddaje.... Zaczyna ją fotografować, a ona sama uświadamia sobie, że fotografia pozwala utrwalać na zawsze obrazy i ludzi, i zaczyna patrzeć na świat od strony obiektywu. Zakończenie jest nieco zaskakujące, wiec nie będę dalej opowiadać.
Film jest ciekawy, są piękne obrazy i można się zachwycać, jednak miałam chwilami mieszane uczucia. Zwlaszcza jeśli chodzi o postać Rozyny. Udawała kogoś kim nie była, na ile więc była szczera w uczuciach? I czy nie chodziło jej głównie o osiagnięcie samodzielności? I tak naprawdę mało się zajmowała swoją podopieczną, całą swoją uwagę skupiając na intrygującym ją Cavendishu, ktorego właściwie wykorzystuje.
poniedziałek, 17 września 2007
Jerychonka
Po raz pierwszy drukowana na łamach "Kuriera Warszawskiego" w latach 1894-1895.
Jedna z najlepszych powieści Marii Rodziewiczówny. Opowiada o krakowskim środowisku artystycznym i inteligenckim, malarce Magdzie Domontównie, jej miłości, poświęceniu i straconych złudzeniach.
Jest w tym utworze trójkąt miłosny - ona (Magda), on (Filip - jej młodzieńcza miłość) i ta trzecia - zimna i wyrachowana (baronowa Feustwanger).
To, jak to określił jeden z krytyków literackich, klasyczna walka Anioła z Kobietą Fatalną o duszę bohatera.
Ale jest też ten czwarty - zakochany w Magdzie biedny artysta - Andrzej Oryż. Ciekawa postać - bardzo brzydki, ale jednocześnie bardzo interesujący mężczyzna. Wrażliwy człowiek, który udaje gorszego niż jest i potrafi dla dobra ukochanej poświęcić samego siebie.
I jest też środowisko - plotkarskie "towarzystwo", które jest zdolne w jednej chwili kogoś uwielbiać, żeby w następnej potępić, które jest łaskawsze dla zdradzającego mężczyzny, niż dla zdradzanej kobiety, które potrafi potępić uczciwą kobietę, a rozgrzeszyć winowajcę.
Jestw tej opowieści także trochę uwag o sztuce, jej posłannictwie i krytykach.
Symboliczna jest tytułowa jerychonka (róża jerychońska), która uchodzi za odwieczny symbol szczęścia, długowieczności i nieprzemijającego piękna. To roślina rosnąca na pustyni, która według legendy, jeśli stworzy się jej odpowiednie warunki - rozkwita. Tak właśnie bohaterka próbuje ratować ukochanego i jego malarski talent przed zatraceniem.
Powieść czyta się lekko, nawet mogę powiedzieć, że się ją pochłania. Losy bohaterów wciągają. Ja spędziłam nad nią kilka przyjemnych godzin.
sobota, 8 września 2007
La Veuve de Saint Pierre (Wdowa z wyspy św. Piotra)
Ponura historia rozgrywająca się na północnych krańcach cywilizowanego świata w zimnym i mglistym rybackim miasteczku na francuskiej wyspie Saint Pierre w pobliżu Kanady. Połowa XIX wieku. Pewnej nocy zamordowany zostaje rybak. Morderstwo to, głupsze i bardziej absurdalne niż większość ludzkich zbrodni, nie stanowi problemu dla lokalnego sądu. Sprawcy zostają skazani. Wyrok nie może jednak zostać wykonany, bo na wyspie, gdzie położone jest miasteczko, nie ma kata ani gilotyny. Wykonanie wyroku zostaje odroczone, a zabójca Neel Auguste znajduje nieoczekiwanych opiekunów w osobach nadzorującego go kapitana Jeana i jego pięknej żony, Madame La, która pragnie mordercę pogodzić z Bogiem i społeczeństwem. Nie chce przyjąć do wiadomości, że człowiek może być z gruntu zły i wierzy w możliwość zrehabilitowania skazańca.
Historia oparta na faktach autentycznych.
W rolach głównych: Juliette Binoche, Daniel Auteuil, Emir Kusturica.
Neel Auguste (grany przez Kusturicę) zostaje skazany na śmierć za zabójstwo, którego dokonał właściwie bez powodu. Jednak na wyspie nie ma ani gilotyny, ani kata. Gubernator wyspy wysyła do Paryża prośbę o przysłanie tego urządzenia. Tymczasem skazaniec zostaje przewieziony do więzienia w garnizonie wojskowym, którym dowodzi kapitan Jean (Auteil). Jego żona (Binoche) od pierwszej chwili interesuje się więźniem, uważa, że zbrodniczy czyn został dokonany pod wpływem alkoholu i wierzy w wewnętrzną dobroć skazańca. Kapitan, kierując się życzeniem żony, otwiera celę i proponuje więźniowi prowadzenie jej małej szklarni na dziedzińcu koszar. Z czasem skazaniec towarzyszy Madame La w jej wędrówkach po wyspie i pomaga w różnych sprawach jej mieszkańcom. Staje się osobą rozpoznawaną i lubianą. Podczas gdy po wyroku sądu mieszkańcy wyspy rzucali w Neela kamieniami, teraz już nikt nie chce by skazaniec został stracony. Żona kapitana uczy go czytać, powstaje między nimi emocjonalna więź, która właściwie nie ma jasnego podtekstu erotycznego, przynajmniej z jej strony. Wkrótce Neel poznaje jedną z mieszkanek wyspy, która zachodzi z nim w ciążę. Więzień bierze ślub, a jego świadkiem jest kapitan. Mija mroźna zima.
W końcu do portu zawija statek z gilotyną, nikt z mieszkańców początkowo nie chce pomóc w jej przetransportowaniu na wyspę. Zgłasza się Neel, który pragnie zarobić pieniądze, by pomóc swojej żonie i jej dziecku, choć wie że ta gilotyna przybyła z jego powodu. Ponieważ żaden z mieszkańców nie chce być katem, władze wyspy zmuszają przybyłego z rodziną na tym samym statku mężczyznę do przyjęcia tej pracy, grożąc wobec nieprzyjęcia propozycji wydaleniem z wyspy. Madame La umożliwia Neelowi ucieczkę, jednak on powraca, bo nie chce by kapitana i jego żonę spotkała kara za nieupilnowanie powierzonego im więźnia.
Kapitan odmawia osłaniania przed mieszkańcami egzekucji Neela, choć wie że ta odmowa może mu grozić poważnymi konsekwencjami. Władze wyspy donoszą zwierzchnikom w Paryżu o buncie kapitana...
Bardzo interesujący film, ale i bardzo smutny. Na początku uznałam go za dziwny i nie byłam pewna czy mi się będzie podobał, potem jednak surowy nastrój i sama historia wciągnęły mnie na tyle, że teraz wiem, że film naprawdę warto zobaczyć. Mówi o uczuciach, miłości, wierze w wewnętrzną dobroć i szlachetność, o sprawiedliwości i karze śmierci, o wierności ideałom i poświęceniu oraz o wolności w nieprzyjaznym krajobrazie i w trudnych czasach. Film nie jest jednoznaczny. Właściwie cały opiera się na obrazach, spojrzeniach. Nie ma zbyt wiele dialogów, a te które są, mówią więcej niż całe strony tekstu. Cała uwaga widza jest skoncentrowana na tym osobliwym trójkącie. Głęboka miłość łączy kapitana i jego żonę. W spojrzeniach, jakie on na nią kieruje, widać jak bardzo ją kocha i że właściwie rozumieją się bez słów. Ufa żonie bezgranicznie i nie jest o nią zazdrosny, doskonale ją rozumie i broni przed osobami nieżyczliwymi. W nich obojgu widać umiłowanie wolności, których symbolami są kwiaty hodowane przez Madame La w szklarni w surowym klimacie oraz piękny koń, sprowadzony dla kapitana, na którym udaje się on często na przejażdżki na wybrzeże.
Z kolei skazaniec jest wdzięczny za zainteresowanie, jakie mu okazała żona kapitana, jej dobroć i pomoc, prawdopodobnie ją kocha, lecz jednocześnie zdaje sobie sprawę, że kara mu się słusznie należy, więc godzi się z losem, i jednocześnie nie chce narazić kapitana i jego żony, którzy mu zaufali, na jakieś przykrości. Natomiast kapitan i Madame La uważają, że wyrok powinien zostać anulowany, bo dotyczył jakby kogoś innego, bo skazaniec okazał się dobrym, uczynnym i odpowiedzialnym człowiekiem. Władze wyspy, które reprezentuje gubernator są jednak nieubłagane, reprezentują bezduszny wymiar sprawiedliwości.
Dramat przeżywają wszystkie trzy osoby połączone więzią uczuciową - kapitan który z miłości do żony osłania niejako relacje jej z więźniem, sprzeciwia się jego egzekucji i ryzykuje tym samym własnym życiem, i więzień, który kocha zarówno Madame La, jak i kobietę, z którą ma dziecko, i sama żona kapitana, która traci obu kochanych przez siebie mężczyzn - tego, którego trochę traktuje jak własne dziecko i tego, ktorego kocha jak mężczyznę. Zostaje podwójną wdową. Jednak nic nie jest w stanie rozdzielić kochających się ludzi, o czym świadczą ostatnie słowa kapitana: "Nie mogą nic zrobić, by nas skrzywdzić".
Bardzo mi się podobali wszyscy trzej główni aktorzy: świetna Juliette Binoche, intrygujący Daniel Auteil i żywiołowy Emir Kusturica, który gra tu wyciszoną, jak cały film, postać.
Historia oparta na faktach autentycznych.
W rolach głównych: Juliette Binoche, Daniel Auteuil, Emir Kusturica.
Neel Auguste (grany przez Kusturicę) zostaje skazany na śmierć za zabójstwo, którego dokonał właściwie bez powodu. Jednak na wyspie nie ma ani gilotyny, ani kata. Gubernator wyspy wysyła do Paryża prośbę o przysłanie tego urządzenia. Tymczasem skazaniec zostaje przewieziony do więzienia w garnizonie wojskowym, którym dowodzi kapitan Jean (Auteil). Jego żona (Binoche) od pierwszej chwili interesuje się więźniem, uważa, że zbrodniczy czyn został dokonany pod wpływem alkoholu i wierzy w wewnętrzną dobroć skazańca. Kapitan, kierując się życzeniem żony, otwiera celę i proponuje więźniowi prowadzenie jej małej szklarni na dziedzińcu koszar. Z czasem skazaniec towarzyszy Madame La w jej wędrówkach po wyspie i pomaga w różnych sprawach jej mieszkańcom. Staje się osobą rozpoznawaną i lubianą. Podczas gdy po wyroku sądu mieszkańcy wyspy rzucali w Neela kamieniami, teraz już nikt nie chce by skazaniec został stracony. Żona kapitana uczy go czytać, powstaje między nimi emocjonalna więź, która właściwie nie ma jasnego podtekstu erotycznego, przynajmniej z jej strony. Wkrótce Neel poznaje jedną z mieszkanek wyspy, która zachodzi z nim w ciążę. Więzień bierze ślub, a jego świadkiem jest kapitan. Mija mroźna zima.
W końcu do portu zawija statek z gilotyną, nikt z mieszkańców początkowo nie chce pomóc w jej przetransportowaniu na wyspę. Zgłasza się Neel, który pragnie zarobić pieniądze, by pomóc swojej żonie i jej dziecku, choć wie że ta gilotyna przybyła z jego powodu. Ponieważ żaden z mieszkańców nie chce być katem, władze wyspy zmuszają przybyłego z rodziną na tym samym statku mężczyznę do przyjęcia tej pracy, grożąc wobec nieprzyjęcia propozycji wydaleniem z wyspy. Madame La umożliwia Neelowi ucieczkę, jednak on powraca, bo nie chce by kapitana i jego żonę spotkała kara za nieupilnowanie powierzonego im więźnia.
Kapitan odmawia osłaniania przed mieszkańcami egzekucji Neela, choć wie że ta odmowa może mu grozić poważnymi konsekwencjami. Władze wyspy donoszą zwierzchnikom w Paryżu o buncie kapitana...
Bardzo interesujący film, ale i bardzo smutny. Na początku uznałam go za dziwny i nie byłam pewna czy mi się będzie podobał, potem jednak surowy nastrój i sama historia wciągnęły mnie na tyle, że teraz wiem, że film naprawdę warto zobaczyć. Mówi o uczuciach, miłości, wierze w wewnętrzną dobroć i szlachetność, o sprawiedliwości i karze śmierci, o wierności ideałom i poświęceniu oraz o wolności w nieprzyjaznym krajobrazie i w trudnych czasach. Film nie jest jednoznaczny. Właściwie cały opiera się na obrazach, spojrzeniach. Nie ma zbyt wiele dialogów, a te które są, mówią więcej niż całe strony tekstu. Cała uwaga widza jest skoncentrowana na tym osobliwym trójkącie. Głęboka miłość łączy kapitana i jego żonę. W spojrzeniach, jakie on na nią kieruje, widać jak bardzo ją kocha i że właściwie rozumieją się bez słów. Ufa żonie bezgranicznie i nie jest o nią zazdrosny, doskonale ją rozumie i broni przed osobami nieżyczliwymi. W nich obojgu widać umiłowanie wolności, których symbolami są kwiaty hodowane przez Madame La w szklarni w surowym klimacie oraz piękny koń, sprowadzony dla kapitana, na którym udaje się on często na przejażdżki na wybrzeże.
Z kolei skazaniec jest wdzięczny za zainteresowanie, jakie mu okazała żona kapitana, jej dobroć i pomoc, prawdopodobnie ją kocha, lecz jednocześnie zdaje sobie sprawę, że kara mu się słusznie należy, więc godzi się z losem, i jednocześnie nie chce narazić kapitana i jego żony, którzy mu zaufali, na jakieś przykrości. Natomiast kapitan i Madame La uważają, że wyrok powinien zostać anulowany, bo dotyczył jakby kogoś innego, bo skazaniec okazał się dobrym, uczynnym i odpowiedzialnym człowiekiem. Władze wyspy, które reprezentuje gubernator są jednak nieubłagane, reprezentują bezduszny wymiar sprawiedliwości.
Dramat przeżywają wszystkie trzy osoby połączone więzią uczuciową - kapitan który z miłości do żony osłania niejako relacje jej z więźniem, sprzeciwia się jego egzekucji i ryzykuje tym samym własnym życiem, i więzień, który kocha zarówno Madame La, jak i kobietę, z którą ma dziecko, i sama żona kapitana, która traci obu kochanych przez siebie mężczyzn - tego, którego trochę traktuje jak własne dziecko i tego, ktorego kocha jak mężczyznę. Zostaje podwójną wdową. Jednak nic nie jest w stanie rozdzielić kochających się ludzi, o czym świadczą ostatnie słowa kapitana: "Nie mogą nic zrobić, by nas skrzywdzić".
Bardzo mi się podobali wszyscy trzej główni aktorzy: świetna Juliette Binoche, intrygujący Daniel Auteil i żywiołowy Emir Kusturica, który gra tu wyciszoną, jak cały film, postać.
czwartek, 6 września 2007
Straszny dziadunio
Jedna z pierwszych powieści Marii Rodziewiczówny, nagrodzona w 1887 roku w konkursie tygodnika "Świt". Jej akcja zbudowana została na osobliwym pomyśle tytułowego strasznego dziadunia, który niepewny siły charakteru swych spadkobierców, umyślił sobie poddać ich próbom. Bezwzględne eksperymenty omal nie łamią życia jedynego pozytywnego bohatera, w którego szlachetność czytelnik nie wątpi ani przez chwilę.
To urocza powiastka o młodym chłopaku, Hieronimie Białopiotrowiczu, który żyje biednym studenckim życiem, a w dodatku jest poddawany różnym życiowym próbom, hartującym jego charakter, które w rezultacie wyniszczają jego zdrowie, i omal nie doprowadzają do samobójczej śmierci. Los okrutnie doświadcza Hieronima, zabiera mu wszystko to co jest dla niego najważniejsze: ukochaną dziewczynkę - sierotę Bronkę, którą uratował z powodzi, wziął do wspólnego mieszkania, a potem traktował niemal jak córeczkę; jedynego wiernego przyjaciela Żabbę (to najsmutniejszy epizod), pierwszą miłość, która okazała się niegodna jego uczucia, a na końcu honor i dobre imię, kiedy zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież.
Cały czas sprawuje dyskretną acz niewidzialną pieczę nad bohaterem tytułowy straszny dziadunio, który z pomocą oddanego sługi obserwuje wychowanka i stara się go wykreować na porządnego człowieka.
Tą krótką powieść czytałam z dużą przyjemnością. Najmilsze są w niej sceny z uratowaną z powodzi dziewczynką, która staje sie bohaterowi niezmiernie droga, a którą nagle z niewiadomych powodów traci. To urocze fragmenty (trochę przypominały mi początkowe rozdziały powieści "Vilette" Charlotte Bronte, a może też "Dzikuskę" Zaruskiej?). Ładny, ale i smutny jest wątek Żabby - współlokatora, dla którego finansowa pomoc dziadunia przyszła za późno. W ogóle odnosimy wrażenie, że dziadunio trochę przeholował w testowaniu swojego wychowanka... mogło się to skończyć tragicznie. Aczkolwiek w końcowym epizodzie winę ponosi także Wojcieszek - beztroski brat Hieronima i zarazem drugi wychowanek strasznego dziadunia, którego pieniądze (tak skąpo przydzielane Hieronimowi) zepsuły. Tak naprawdę czytelnik wie jednak od początku, że różnica tkwiła w charakterze obu chłopców, gdyż to Hieronim zapamiętał na całe życie zdanie, które powiedziała do niego matka: "Bądź prawym" i starał się zawsze postępować zgodnie z tym zaleceniem - we właściwy sposób.
środa, 5 września 2007
The Cinder Path (Ścieżka cierpienia)
Film nakręcony według powieści Catherine Cookson. W głównych rolach : Lloyd Owen, Catherine Zeta-Jones, Madelaine Newton, Ralph Ineson, Tom Bell, Maria Miles. Reżyseria: Simon Langton (znany z "Dumy i Uprzedzenia" 1995)
Zamożny farmer - Edward MacFell, ojciec Charliego i Betty jest dla całej rodziny tyranem, znajduje przyjemność w gnębieniu i poniżaniu podporządkowanych sobie ludzi, fizycznie i psychicznie. Symbolem jego tyranii jest tytułowa "cinder path" - żużlowa ścieżka, która biegnie za domem. MacFell ma zwyczaj karać za przewinienia każąc winowajcy czołgać się gołymi nogami po żużlu. Pewnego dnia czara goryczy przepełnia się i zdesperowany pracownik - Arthur Benton robi zamach na farmera. Świadkiem morderstwa jest Charlie, który jednak postanawia ukryć ślady zbrodni w imię przyjaźni ze sprawcą i w imię sprawiedliwości, bo uważa, że ojciec swoim postępowaniem doprowadził do tego. Jednak całe zdarzenie widział także inny z pracowników - Slater, który wcześniej doświadczył kary na żużlowej ścieżce. Pierwszą rzeczą, którą robi Charlie, kiedy dziedziczy po ojcu posiadłość, jest zlikwidowanie nieszczęsnej ścieżki, której nienawidzi. Jednak Slater daje mu do zrozumienia, że nabytą wiedzę o morderstwie może wykorzystać przeciw niemu i rodzinie.
Charlie żeni się z wybraną przez ojca bogatą dziewczyną z sąsiedztwa - piękną Victorią Chapman, ale nie jest szczęśliwy, bo żona go nie kocha. Tymczasem zadurzona jest w nim jej siostra - młodziutka Nellie, którą Charlie traktuje jak dziecko.
Wybucha I wojna światowa, Charlie zaciąga się do wojska i trafia do kompanii, której dowódcą jest sierżant Slater, ten postanawia zemścić się za doznane krzywdy. Dla chłopaka zaczynają się trudne chwile, bo Slater postępuje podobnie jak ten, który go poniżał - stara się zastraszyć i poniżyć Charliego. Oto w skrócie fabuła.
Ponad dwugodzinny film oglądałam z dużą uwagą. To wciągająca historia. Rola Catheriny Zety-Jones (choć jest na okładce) jest właściwie epizodyczna. Głównym bohaterem filmu jest bowiem właśnie Charlie (Lloyd Owen), początkowo młodziutki i nieco zastraszony przez ojca chłopak, który w ciągu kilku lat, pod wpływem wielu przeżyć staje się mężczyzną i odkrywa miłość, której nie doceniał. Mimo poniżenia potrafi zachować spokój i godność, poznaje co to przyjaźń i braterstwo broni, a z czasem staje się dzielnym oficerem. To epicka opowieść o dojrzewaniu, nabieraniu doświadczeń, hartowaniu charakteru. I o karze, która w jakiś sposób dotyka prawie wszystkich, bo każdy z bohaterów ma jakieś grzechy na sumieniu - farmer był sadystą, Slater się mścił, Benthon - zabił, Charlie - zataił morderstwo, Victoria - zdradzała męża, Nellie - piła, a Polly żeby chronić brata, wyszła za mąż bez miłości.
poniedziałek, 3 września 2007
Dewajtis
Powieść Marii Rodziewiczówny, nagrodzona w 1888 r. w konkursie "Kuriera Warszawskiego". Umiejscowiona na Żmudzi historia zaściankowo-dworska, podobna w klimacie do wydanej niemal jednocześnie epopei "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej. Jak tam, życie bohaterów obraca się wokół jednej tylko sprawy: utrzymania ziemi, dziedzictwa i tożsamości narodowej, a jedynym miernikiem wartości człowieka jest jego stosunek do pracy.
To jedna z najciekawszych i najpiękniejszych książek polskich. Pisana soczystym, pełnym wzruszeń językiem i wzruszenia wywołującym. Opowieść o Żmudzinie, Marku Czertwanie, który wzorem dawnych rycerzy walczy nie zbrojnie lecz pracą rąk własnych o ziemię ojców, tak by została w polskich rękach, by się nie zmarnowała. Jest on niczym mityczny bohater – samotny, niezrozumiany, milczący, twardy jak skała, i jak skała wierny. I tylko przed miłością - swego serca jak z kamienia ociosanego zamknąć mu się nie uda. I tylko swej ukochanej ulega.
Marek Czertwan podejmuje się z woli ojca zarządu nad Poświciem - majątkiem Orwidów, którzy po powstaniu styczniowym opuścili kraj. W wyniku działu rodzinnego dla siebie dostaje po rodzonej matce jedynie niewielki, mało urodzajny kawałek ziemi, który powierza opiece starego druha - Rymko Ragisa i przygarnia do siebie niepotrzebną macosze, bo niemłodą już ciotkę Anetę. Resztę rodzinnych włości dziedziczy przyrodnie rodzeństwo, w tym najmłodszy brat - Witold, który sam gospodarować nie potrafi, sprowadza jako rządcę Niemca, a pieniądze traci na pobyt w mieście.
Tymczasem Marek ciężko pracuje na nie swojej ziemi, wypełniając narzucony przez ojca obowiązek, nie wiedząc czy kiedykolwiek Orwidowie wrócą i czy jego starania komuś się przydadzą. Czuwa także nad ojcowizną, by brat jej nie stracił i nie wyprzedał ziemi obcym. Podejmuje się też administrowania działu siostry, która pragnie się uczyć, oraz pomaga schorowanej wdowie Janiszewskiej w prowadzeniu młynów. Skupując ziemię za długi brata nie zyskuje jego wdzięczności, lecz zawiść zarówno nieudolnego Witolda jak i samej macochy, która ma za złe Markowi, że zarządzane przez niego dobra przysparzają mu dochodu, a w ich majątku źle się dzieje, a długów coraz więcej.
I wreszcie wątek miłosny. Do majątku rodzinnego wraca bowiem córka Orwidów – Irena, która poznawszy kraj przodków postanawia się w nim osiedlić, z pewnością zauroczona osobą Czertwana. Bohater ten jakby ze stali, potrafi się bronić nawet przed tą miłością, ale tylko do czasu, bo tej jednej słabości w końcu ulega.
Wiele w tej powieści pięknych scen, niczym z baśni wziętych, wiele wspaniałych postaci, takich jak kaleki Rymko Ragis, czy ciotka Aneta, kochający Marka i mu oddani, którzy w tej nędznej chacie potrafią sobie i jemu stworzyć ciepły dom. Niezapomniana jest scena, w której Rymko gra na flecie i zbiegają się do niego dzikie zwierzęta, zasłuchane i jakby zahipnotyzowane jego muzyką. Tragiczna ta gdy te same zwierzęta giną w pożarze wraz z chatą i całym ich dobytkiem lub kiedy umiera strudzona długim biegiem wierna klacz Białka czy omal nie zostaje zniszczony przez zachłanne i niczego nie rozumiejące ręce dąb Dewajtis. I wreszcie chwytająca za serce, gdy chłopi z sąsiedztwa jako podziękowanie za pomoc im okazywaną przynoszą Markowi dary na zagospodarowanie i siłę własnych rąk w tej najtrudniejszej dla niego chwili.
Piękny jest język w tej powieści, kresy przywołujący i tęsknotę za bohaterami, którzy potrafili bronić dziedzictwa, tradycji i polskości, nawet w najgorszych czasach. Ciężka to praca na kresowej wsi, gdzie trzeba było nie tylko zagospodarować ziemię, często dziką, nie zawsze urodzajną, toczyć boje z żywiołami, które potrafiły w niwecz największe starania obrócić, opierać się obcemu zalewowi, ale i toczyć boje z zawiścią ludzką.
Ta walka nie przyniosłaby zwycięstwa, gdyby nie było w ludziach szacunku dla natury, która potrafi odbierać, ale i hojnie dawać. Dla Marka Czertwana prastary dąb Dewajtis jest symbolem tego co najświętsze, ojcowizny, źródłem energii, powiernikiem najskrytszych marzeń i świadkiem ważnych życiowych postanowień.
I ten Dewajtis w Hruszowej, co wieki całe przeżył, tyle pokoleń ludzkich, on jeden trwa dalej, wrośnięty w ziemię, potężny, a pod nim ten napis na płycie widnieje: Pamięci wielkiej polskiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1864-1944) wdzięczni za jej twórczość, niniejszą, ustawioną pod dębem "Dewajtis" tablicę, fundują Rodacy.
Marek Czertwan podejmuje się z woli ojca zarządu nad Poświciem - majątkiem Orwidów, którzy po powstaniu styczniowym opuścili kraj. W wyniku działu rodzinnego dla siebie dostaje po rodzonej matce jedynie niewielki, mało urodzajny kawałek ziemi, który powierza opiece starego druha - Rymko Ragisa i przygarnia do siebie niepotrzebną macosze, bo niemłodą już ciotkę Anetę. Resztę rodzinnych włości dziedziczy przyrodnie rodzeństwo, w tym najmłodszy brat - Witold, który sam gospodarować nie potrafi, sprowadza jako rządcę Niemca, a pieniądze traci na pobyt w mieście.
Tymczasem Marek ciężko pracuje na nie swojej ziemi, wypełniając narzucony przez ojca obowiązek, nie wiedząc czy kiedykolwiek Orwidowie wrócą i czy jego starania komuś się przydadzą. Czuwa także nad ojcowizną, by brat jej nie stracił i nie wyprzedał ziemi obcym. Podejmuje się też administrowania działu siostry, która pragnie się uczyć, oraz pomaga schorowanej wdowie Janiszewskiej w prowadzeniu młynów. Skupując ziemię za długi brata nie zyskuje jego wdzięczności, lecz zawiść zarówno nieudolnego Witolda jak i samej macochy, która ma za złe Markowi, że zarządzane przez niego dobra przysparzają mu dochodu, a w ich majątku źle się dzieje, a długów coraz więcej.
I wreszcie wątek miłosny. Do majątku rodzinnego wraca bowiem córka Orwidów – Irena, która poznawszy kraj przodków postanawia się w nim osiedlić, z pewnością zauroczona osobą Czertwana. Bohater ten jakby ze stali, potrafi się bronić nawet przed tą miłością, ale tylko do czasu, bo tej jednej słabości w końcu ulega.
Wiele w tej powieści pięknych scen, niczym z baśni wziętych, wiele wspaniałych postaci, takich jak kaleki Rymko Ragis, czy ciotka Aneta, kochający Marka i mu oddani, którzy w tej nędznej chacie potrafią sobie i jemu stworzyć ciepły dom. Niezapomniana jest scena, w której Rymko gra na flecie i zbiegają się do niego dzikie zwierzęta, zasłuchane i jakby zahipnotyzowane jego muzyką. Tragiczna ta gdy te same zwierzęta giną w pożarze wraz z chatą i całym ich dobytkiem lub kiedy umiera strudzona długim biegiem wierna klacz Białka czy omal nie zostaje zniszczony przez zachłanne i niczego nie rozumiejące ręce dąb Dewajtis. I wreszcie chwytająca za serce, gdy chłopi z sąsiedztwa jako podziękowanie za pomoc im okazywaną przynoszą Markowi dary na zagospodarowanie i siłę własnych rąk w tej najtrudniejszej dla niego chwili.
Piękny jest język w tej powieści, kresy przywołujący i tęsknotę za bohaterami, którzy potrafili bronić dziedzictwa, tradycji i polskości, nawet w najgorszych czasach. Ciężka to praca na kresowej wsi, gdzie trzeba było nie tylko zagospodarować ziemię, często dziką, nie zawsze urodzajną, toczyć boje z żywiołami, które potrafiły w niwecz największe starania obrócić, opierać się obcemu zalewowi, ale i toczyć boje z zawiścią ludzką.
Ta walka nie przyniosłaby zwycięstwa, gdyby nie było w ludziach szacunku dla natury, która potrafi odbierać, ale i hojnie dawać. Dla Marka Czertwana prastary dąb Dewajtis jest symbolem tego co najświętsze, ojcowizny, źródłem energii, powiernikiem najskrytszych marzeń i świadkiem ważnych życiowych postanowień.
I ten Dewajtis w Hruszowej, co wieki całe przeżył, tyle pokoleń ludzkich, on jeden trwa dalej, wrośnięty w ziemię, potężny, a pod nim ten napis na płycie widnieje: Pamięci wielkiej polskiej pisarki Marii Rodziewiczówny (1864-1944) wdzięczni za jej twórczość, niniejszą, ustawioną pod dębem "Dewajtis" tablicę, fundują Rodacy.
niedziela, 2 września 2007
Angel
Ponure wiktoriańskie miasteczko Norley jest miejscem, z którego chce się uciec. Ale dokąd, skoro Londyn jest oddalony o wiele mil... O tym, by pojechać do stolicy i zacząć tam ekscytujące życie, marzy Angel, córka sklepikarki. Angel każdą wolną chwilę spędza na pisaniu romansów, w których wszystkie bohaterki są piękne, wytwornie ubrane, szczęśliwe i adorowane przez przystojnych, bogatych mężczyzn. Pewien londyński wydawca orientuje się, że tandetne, cukierkowate romanse Angel trafiają w gust tysięcy ludzi i mogą mu przynieść górę pieniędzy.
Film jest ekranizacją poczytnej książki Elizabeth Taylor. Postać Angel wzorowana jest na autentycznej postaci XIX wiecznej pisarki Marie Corelli. Reżyseria Francois Ozon.
W głównych rolach wystąpili: Romola Garai (Angel), Michael Fassbender (Esme).
Film może budzić mieszane uczucia. U mnie też wzbudził takie uczucia, bo nie jest konsekwentny. Tak jakby scenarzysta czy reżyser nie mogli się zdecydować czy jest to bajka, pastisz, satyra czy dramat. Konwencję bajkową sugeruje sama historia biednego Kopciuszka, który stał się bogaty i spełnił marzenia, o pastiszu świadczy stylizacja na stare melodramaty oraz niektóre sceny np. pocałunek w deszczu czy sposób filmowania jazdy samochodem (na wzór filmów z poruszającym się jedynie tłem). Satyryczne są sceny, w których widać, że Angel pisząc tak kiczowate powieści staje się jednak kimś uwielbianym przez czytelników i zamożnym. O dramacie świadczą ostatnie sceny, kiedy bohaterka uświadamia sobie, że jednak to wyśnione życie okazało się nieszczęśliwe. Trudno polubić główną bohaterkę, od początku irytuje, jest bezczelna, egoistyczna, antypatyczna. Oczywiście są fragmenty, w których można jej żałować, można zrozumieć jej chęć ucieczki od rzeczywistości, jej kreację nierealnego świata, ale trudno ją polubić.
Tytułowa Angel nie chce żyć tak jak dotąd, pragnie zamieszkać kiedyś w pobliskiej wspaniałej rezydencji o nazwie Paradise, chce być bogata, chce zostać sławną pisarką. I o dziwo, te jej nierealne na pozór marzenia się spełniają. Wydawca przyjmuje jej "Lady Iranię", jej kolejne książki świetnie się sprzedają, ma piękne stroje, jej utwory są wystawiane na scenie, jest oklaskiwana. Ma prawie wszystko o czym śniła, prócz miłości. Poznaje więc niezrozumianego przez publiczność malarza - Esme i zakochuje się w nim, bo jest on typem prowokującym i podobnie jak ona niezależnym od sądów innych. Pobierają się i zamieszkują razem w Paradise. Jednak od tej chwili mit zaczyna się kruszyć, wybucha wojna, mąż zaciąga się do armii wbrew życzeniu Angeli, która nawet nie chce słyszeć o jej istnieniu. W dodatku Esme nie okazuje się wspaniałym, wiernym kochankiem z jej powieści ( być może od początku chodziło mu o jej pieniądze), ma romans, a twórczość jej samej przestaje być modna. Mit jej życia się wali.
I niestety paradoksalnie to twórczość jej męża może z czasem znaleźć amatorów, a jedyną osobą w jej życiu która ją naprawdę kochała jest siostra Esme - Nora.
Podobały mi się w tym filmie postaci drugoplanowe: wydawca (grany przez Sama Neila) i jego żona, która od początku ma krytyczny stosunek do powieści Angel (Charlotte Rampling). To moim zdaniem najjaśniejsze punkty tego filmu. Trzeba pochwalić także muzykę Philippe Rombi, która od razu zwróciła na siebie moją uwagę.
Cały film ma żywą bajkową niemal kolorystykę.
Film jest ekranizacją poczytnej książki Elizabeth Taylor. Postać Angel wzorowana jest na autentycznej postaci XIX wiecznej pisarki Marie Corelli. Reżyseria Francois Ozon.
W głównych rolach wystąpili: Romola Garai (Angel), Michael Fassbender (Esme).
Film może budzić mieszane uczucia. U mnie też wzbudził takie uczucia, bo nie jest konsekwentny. Tak jakby scenarzysta czy reżyser nie mogli się zdecydować czy jest to bajka, pastisz, satyra czy dramat. Konwencję bajkową sugeruje sama historia biednego Kopciuszka, który stał się bogaty i spełnił marzenia, o pastiszu świadczy stylizacja na stare melodramaty oraz niektóre sceny np. pocałunek w deszczu czy sposób filmowania jazdy samochodem (na wzór filmów z poruszającym się jedynie tłem). Satyryczne są sceny, w których widać, że Angel pisząc tak kiczowate powieści staje się jednak kimś uwielbianym przez czytelników i zamożnym. O dramacie świadczą ostatnie sceny, kiedy bohaterka uświadamia sobie, że jednak to wyśnione życie okazało się nieszczęśliwe. Trudno polubić główną bohaterkę, od początku irytuje, jest bezczelna, egoistyczna, antypatyczna. Oczywiście są fragmenty, w których można jej żałować, można zrozumieć jej chęć ucieczki od rzeczywistości, jej kreację nierealnego świata, ale trudno ją polubić.
Tytułowa Angel nie chce żyć tak jak dotąd, pragnie zamieszkać kiedyś w pobliskiej wspaniałej rezydencji o nazwie Paradise, chce być bogata, chce zostać sławną pisarką. I o dziwo, te jej nierealne na pozór marzenia się spełniają. Wydawca przyjmuje jej "Lady Iranię", jej kolejne książki świetnie się sprzedają, ma piękne stroje, jej utwory są wystawiane na scenie, jest oklaskiwana. Ma prawie wszystko o czym śniła, prócz miłości. Poznaje więc niezrozumianego przez publiczność malarza - Esme i zakochuje się w nim, bo jest on typem prowokującym i podobnie jak ona niezależnym od sądów innych. Pobierają się i zamieszkują razem w Paradise. Jednak od tej chwili mit zaczyna się kruszyć, wybucha wojna, mąż zaciąga się do armii wbrew życzeniu Angeli, która nawet nie chce słyszeć o jej istnieniu. W dodatku Esme nie okazuje się wspaniałym, wiernym kochankiem z jej powieści ( być może od początku chodziło mu o jej pieniądze), ma romans, a twórczość jej samej przestaje być modna. Mit jej życia się wali.
I niestety paradoksalnie to twórczość jej męża może z czasem znaleźć amatorów, a jedyną osobą w jej życiu która ją naprawdę kochała jest siostra Esme - Nora.
Podobały mi się w tym filmie postaci drugoplanowe: wydawca (grany przez Sama Neila) i jego żona, która od początku ma krytyczny stosunek do powieści Angel (Charlotte Rampling). To moim zdaniem najjaśniejsze punkty tego filmu. Trzeba pochwalić także muzykę Philippe Rombi, która od razu zwróciła na siebie moją uwagę.
Cały film ma żywą bajkową niemal kolorystykę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)