To film, który nie wszystkim będzie się podobał. Jest jak ilustrowany poemat. Wolne tempo akcji, natura, dobra muzyka i piękne zdjęcia to coś co lubię w kinie, ale tu właściwie to pierwsze dominuje nad całością. Właściwie cały ten film to jeden wielki obraz malarski i muzyczny, obraz uczuć bohaterów, ich myśli wypowiadanych spoza ekranu. Fabuły jest tu niewiele, akcja uboga. Bohaterowie mało rozmawiają, raczej toczą wewnętrzny dialog. To film o poznawaniu się kultur, różnych światów, kochanków i także o tym, że tak naprawdę trudno poznać drugą osobę. Dominuje poznawanie (natury i innych ludzi) poprzez dotyk. Zetknięcie się dwóch światów: cywilizowanego i pierwotnego wywołuje konflikt. Indianie są tu pokazani jako ludzie żyjący w zgodzie z naturą, pogodnie usposobieni, nie znają nienawiści i zazdrości, są wewnętrznie czyści. Bohater - John Smith, który zostaje uwięziony w wiosce i poznaje ich stopniowo, tak ich określa : „Są łagodni, kochający, wierni. Pozbawieni wszelkich nieufności i podstępów. Nie znali słów kłamstwo czy zwodzenie. Ani chciwość. Nigdy nie słyszeli o zazdrości, oszczerstwie i przebaczeniu. Nie mają poczucia własności. Rzeczywistość. Choć myślałem, że to sen”. Przybysze z Europy są przedstawieni jako ludzie zawistni, którzy nie potrafią radzić sobie w przyrodzie, a są skłonni posunąć się w swojej bezradności nawet do kanibalizmu.
Rzecz jest także o miłości, o lojalności, o oczekiwaniach wobec siebie, może także o odpowiedzialności wobec drugiej osoby. W życie głównej bohaterki - indiańskiej księżniczki, która żyje w swojej wiosce w zgodzie z naturą wkraczają bowiem dwaj biali mężczyźni, z tym że pierwszy jest wielką miłością, która nie spełnia oczekiwań, drugi okazuje się tym, na którym można się oprzeć. Motywacja Johna Smitha nie jest dla mnie do końca jasna, czy usunął się, by ocalić czystą nieskażoną cywilizacją duszę przed tym złem, które przyniósł ze sobą? A może nie był gotowy żyć normalnie, mieć rodzinę? Może pragnął jedynie przygód, poznania nowych lądów? W czasie ostatniej rozmowy mówi do niej: "„Nie jestem już tym człowiekiem, którego pokochałaś. Nigdy nim nie byłem".
Ładnie ukazany jest drugi z mężczyzn - John Rolfe (w tej roli Christian Bale). To człowiek, który ofiarowuje księżniczce spokojne, szczęśliwe życie rodzinne. To mężczyzna wrażliwy, opiekuńczy, pewny. Piękna jest scena, gdy księżniczka po rozmowie ze swoją wielką miłością, biegnie za mężem i przytula się do niego. On jest dokładnie takim meżczyzną, za jakiego go wzięła.
Film miał moim zdaniem potencjał, ale jest za długi, niektóre ujęcia w nieco irytujący sposób się powtarzają, może zawinił tu montaż? Moim zdaniem szansę na świetny film, może nawet arcydzieło, zmarnowano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz