niedziela, 12 sierpnia 2007

The End of the Affair (Koniec romansu)

"Opowieść nie ma początku ani końca. Wybiera się arbitralnie jakiś punkt swego doświadczenia, z którego spoglądać można wstecz lub też naprzód. [...] Czyż jednak istotnie wybrałem z własnej woli ten ciemny i wilgotny wieczór styczniowy 1946 roku na Błoniach i postać Henryka Milesa, brnącego poprzez szeroką rzekę deszczu; czy też obrazy te raczej mnie wybrały? [...] było rzeczą wygodną i słuszną zacząć właśnie od tego miejsca, lecz gdybym wówczas wierzył w Boga, mógłbym równie dobrze wierzyć w jakąś dłoń trącającą mnie w łokieć, w jakiś podszept: "Odezwij się do niego, jeszcze cię nie spostrzegł". Dlaczego bowiem miałem do niego mówić? Jeżeli nienawiść nie jest pojęciem nazbyt wielkim, aby można je było stosować do jakiejkolwiek ludzkiej istoty, to nienawidziłem Henryka. Żywiłem też nienawiść do jego żony, Sary. [...] Jest to więc bardziej historia nienawiści niż miłości".
Tak zaczyna się powieść Grahama Greena "Koniec romansu" i podobnie zaczyna się film, który nakręcono według niej.
To opowieść o burzliwej miłości, pożądaniu, zdradzie i zazdrości, rozegrana w scenerii Londynu okresu II Wojny Światowej. Sarah Miles nawiązuje namiętny romans z przystojnym młodym pisarzem Maurice`em Bendrixem. Sarah jest żoną urzędnika państwowego Henry`ego Milesa, człowieka równie szlachetnego, co nieciekawego. Wyszła za mąż bez miłości. Kilka lat później jednak bez słowa wyjaśnienia zrywa z kochankiem. Dla Maurice`a jest to straszliwy cios... Gdy po dwóch latach przypadkowo spotyka męża Sary, Henry`ego, a ten zwierza sie, że jego żona dość dziwnie się zachowuje, w Mauricie ożywają zadawnione emocje i obsesje. Trawiony zazdrością wynajmuje prywatnego detektywa.
Już początek mnie rozbroił, Ralph Fiennes (który gra pisarza - Maurica Bendrixa), potrafi zawsze tego dokonać. Swoim głosem, twarzą, spojrzeniem.... A tu jeszcze w tle słychać przejmującą muzykę, z którą ten film odtąd mi się zawsze kojarzy, muzykę, która potęguje to wrażenie, zwłaszcza w niektórych ujęciach.... Od sceny na schodach (kiedy Bendrix przypomina sobie wieczór przed laty) narastało napięcie, a wszystkie późniejsze sceny, powodowały, że nie mogłam oderwać się od ekranu.
To pozornie prosty film, banalna historia, a ile w sobie kryje podtekstów, metafizyki. Ile dramatu ludzkiego! Trójkąt miłosny, namiętność, zazdrość, nienawiść, brak zrozumienia uczuć innych ludzi, nawet bliskich, Bóg i wiara – wszystko się splata. Banalna opowieść o romansie przekształca się w dramat o wierze. To same zdarzenie oglądane z dwóch różnych perspektyw, oczami innej osoby, nabiera innego sensu. Bo to co sami widzimy, niekoniecznie musi być prawdą. Wszystkie postaci w tym trójkącie są nieszczęśliwe, a jednocześnie sobie bliskie, co widać w zakończeniu. Bardzo smutny jest ten film, ale jakże piękny. I ta muzyka, która przewierca na wskroś... W tle romansu jest wojna, ale wojna sprzyja miłości, bo naloty pomagają kochankom spotykać się ze sobą. Razem wydają się wobec wojny nieśmiertelni, zagrożeniem jest chwila, gdy się rozstają. Ralph Fiennes gra człowieka powściągliwego, ale pełnego emocji i uczuć, który jednak nie potrafi sobie z nimi poradzić, nie potrafi uwierzyć, brakuje mu wiary w drugiego czlowieka i w Boga. Łatwiej jest mu nienawidzić - niż kochać, uwierzyć i być szczęśliwym. Potrafi jedynie zadręczać siebie i kochaną przez siebie kobietę. Trudno oddać słowami tę postać. Trudno oddać słowami ten film, to trzeba zobaczyć. Wiele tu pięknych scen. Wzruszyłam się na nim co najmniej dwukrotnie. Pierwszy raz z pewnością wtedy, gdy widzimy scenę, kiedy bomba uderza w dom, widzianą z jej perspektywy (ta chwila z jego perspektywy wygląda zupełnie inaczej, a zachowanie Sary jest niezrozumiałe, dopiero kiedy widzimy to jej oczami czujemy dramat, który ona przeżywa i rozumiemy jej zachowanie). Druga scena, to ta pod koniec filmu, kiedy obaj, Henry i Maurice - mąż i kochanek, mieszkając razem i czuwając przy łóżku chorej Sary, stają się sobie bliscy. Bardzo mi się ten film podobał. A Ralph jak zwykle był wspanialy! To jeden z moich ulubionych filmów z jego udziałem.
Muzykę skomponował Michael Nyman. Jest soundtrack, ale polecam posłuchać go dopiero po obejrzeniu filmu. (http://www.amazon.com/End-Affair-Original-Picture-Soundtrack/dp/B000034CZI ). Pierwszy fragment "Diary of Hate" towarzyszy najbardziej erotycznym jak dla mnie scenom (na przykład na początku) i jest motywem przewodnim. Podobnie utwór "Breaking The Spell".


Brak komentarzy: