sobota, 11 sierpnia 2007

Our Mutual Friend (Nasz wspólny przyjaciel)

W latach 1864-1865 Charles Dickens wydał w trzech tomach swoją powieść "Our Mutual Friend". Ukazywała się, jak to było ówcześnie zwykłą praktyką, w zeszytach. Cała intryga jest zbudowana wokół postaci Johna Harmona, któremu ojciec w testamencie zapisuje cały swój majątek, pod warunkiem, że po przyjeżdzie do Londynu poślubi nieznaną sobie dziewczynę - Bellę Wilfer. Bohater powraca więc statkiem do kraju, ale ponieważ wyłowiono z rzeki topielca, zostaje on, ze względu na podobieństwo, wzięty za Johna Harmona, w wyniku czego cały majątek przechodzi na sługę starego pana - pana Boffina. John Harmon korzystając z tej pomyłki postanawia przyjrzeć się incognito swojej niedoszłej narzeczonej, więc jako John Rokesmith wynajmuje pokój u Wilferów i zatrudnia się jako sekretarz u Boffina. Bella okazuje się osobą, która chce bogato wyjść za mąż, jednak Harmon nie potrafi się oprzeć jej urodzie, zaletom i zakochuje się w niej. Państwo Boffinowie z dobrocią serca korzystają z przejętych w spadku pieniędzy, proponują dom Belli, chcąc jej wynagrodzić utratę bogatego narzeczonego, chcą adoptować biedne dziecko, które ma zastąpić im małego Johna Harmona, którego wychowywali jako dziecko.

Tyle główny wątek, ale prócz niego jest w tej powieści dużo wątków pobocznych, ktore z czasem stają się głównymi, bo prócz historii tej jednej pary, jest też dramatyczna opowieść o Lizzie Hexam i Eugenie Wrayburn. Ona jest córką człowieka zajmującego się wyławianiem z rzeki topielców, on jest prawnikiem bez zajęcia, dżentelmenem, człowiekiem z towarzystwa. Jednak od momentu, gdy się poznają, wzajemne przyciąganie tych dwojga staje się ważniejsze od dzielących ich różnic społecznych. On jest człowiekiem lekkomyślnym, który wszystko potrafi obrócić w żart, jednak z wzrastającą fascynacją osobą Lizzie, poradzić sobie nie potrafi. Mówi do przyjaciela: "W całym Londynie nie ma dziewczyny bardziej wartościowej niż Lizzie Hexam". Stara się zbagatelizować konsekwencje, żyć chwilą. Nie planuje jej uwieść, ale też nie zamierza się z nią ożenić, jednak nic już dla niego nie jest tak jak dawniej, musi się z nią spotykać, musi o nią zadbać. Ona jest niczym kwiat wyrosły na tej ponurej rzece, jest dobra, piękna, uczciwa. Jednak jedno uważne i pełne zainteresowania spojrzenie Wrayburna sprawia, że ta znajomość staje się jej słabością. Sprawia jej radość jego troska o nią i zainteresowanie jej osobą, Lizzie wie, że stoi tyle od niego niżej, wie, że to może przynieść tylko cierpienie, jednak nie potrafi powiedzieć, żeby jej nie odwiedzał. Jak powie do Belli: "W okropną noc, o późnej godzinie jego oczy spojrzały na mnie po raz pierwszy [..] Jego oczy mogły nie zwrócić się więcej w moją stronę. Wolałabym wtedy, aby tak było. Miałam nadzieje, że tak będzie. Ale blasku tych oczu nie oddałabym z mojego życia za nic, co życie dać mi zdoła".
To ich pierwsze spotkanie ponurej nocy w ponurych okolicznościach doprowadza do tego, że Eugene od tego momentu interesuje się losem dziewczyny, zawiadamia ją o śmierci ojca i czuwa przy niej cały wieczór, dopóki nie pojawia się w domu jej brat, potem odwiedza ją, gdy Lizzie przenosi się do domu kalekiej modniarki lalek , wynajduje i opłaca starego Żyda, żeby obie pobierały u niego naukę czytania i pisania. Wszystko to czyni niby mimochodem, delikatnie, pozornie nie przywiązując do tego wagi, jednak do niczego innego w życiu nie przyłożył dotąd tyle energii. Ona jest mu wdzięczna, że czyni to wszystko tak delikatnie i nie potrafi nie przyjąć tak subtelnie oferowanej pomocy.
Jednak Lizzie ma też drugiego wielbiciela, nauczyciela brata - Bradleya Headstona, który zakochuje się w Lizzie, i którego gwałtowna do niej namiętność doprowadza do szaleństwa. Potraktowany z lekceważeniem przez Wrayburna, odrzucony przez Lizzie, zdaje sobie sprawę, że jego szczęśliwym rywalem jest właśnie Eugene. Dramatyczne są w tej powieści dwie sceny z jego udziałem: rozmowa Headstona z Wrayburnem (spokój i opanowanie Eugena kontrastują tu z wybuchowością Headstona) i scena jego oświadczyn Lizzie na cmentarzu. Miłość do dziewczyny zmienia bowiem powściągliwego nauczyciela w człowieka, który zupełnie nie panuje nad sobą i swoimi emocjami, doprowadza go nawet do żądzy mordu. Lizzie przerażona gwałtownością Headstona i jego groźbami, obawiając się o życie kochanego przez nią Wrayburna, ucieka z Londynu, żeby nie doprowadzić do tragedii. Jednak Eugene, który uświadamia sobie, że nigdy dotąd nikim tak bardzo nie był zainteresowany jak tą dziewczyną, nie ustaje w poszukiwaniach. Każdy jego krok śledzi jednak zazdrosny, doprowadzany przez Eugena do desperacji i szaleństwa, nauczyciel.
Piękna jest scena spotkania Eugena i Lizzie, gdy wreszcie udaje mu się ustalić jej adres i do niej dotrzeć. Ich rozmowa, wzajemne wyznanie miłości, wreszcie pocałunek na łące. Jak tu można nie kochać Eugena? Nawet jeśli w końcu chciał uwieść Lizzie.... Wzruszający jest moment, gdy Lizzie zauważa postać topielca w rzece, i płynie łódką, by go wyłowić, dziękując w duszy ojcu, że ją tego nauczył i nadludzkim wysiłkiem, siłą miłości wydobywa ciało ukochanego człowieka z rzeki, a potem czuwa wiernie przy jego łóżku. Okrutnie pobity Wrayburn, w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią, zdaje sobie sprawę kim dla niego jest Lizzie i że nie mają już dla niego znaczenia względy towarzystwa. Uświadamia sobie jak bardzo mógł ją skrzywdzić, ile mógł stracić, gdyby ją uwiódł - jej szacunek, jej miłość. Paradoksalnie dla nauczyciela, który chciał rozdzielić tę parę, jego atak na Eugena związał ich jeszcze bardziej ze sobą.
Trzeba w tym miejscu pochwalić też Keeley Hawes, która wspaniale gra śliczną i dobrą Lizzie Hexam. To jedna z jej bardzo udanych ról. Choć jest tu bardzo młoda, świetnie oddaje uczucia i swoistą mądrość tej postaci.

Dickens jest pisarzem, którego można kochać i można go nie lubić. Obok scen ponurych, ponurych, a nawet odrażających postaci, są też wątki, sceny i postaci urocze, zabawne, piękne. Tak jest i tutaj.
Jest w tej powieści pełno wątków pobocznych - jest "towarzystwo" (do którego należy Eugene Wrayburn i jego przyjaciel prawnik Mortimer Lightwood): Veneeringowie, Podsnapowie, lady Tippins, państwo Lammle, jest też galeria osób osobliwych: pan Venus (składający kości) ze swoim specyficznym sklepikiem, jest "kawał literata z drewnianą nogą" intrygant Silas Wegg, jest też demoniczny "człowiek rzeki" Rogue Riderhood. Prócz nich pojawiają się postaci wzbudzające sympatię lub po prostu dobre: jak modniarka lalek Jenny Wren, staruszka Betty Hegden, Snoppy, Boffinowie.
Ja oczywiście z największym zainteresowaniem czytałam fragmenty dotyczące Lizzie i Eugena.
Do lektury tej powieści skłonił mnie miniserial BBC o tytule: "Our Mutual Friend", który miałam okazję obejrzeć parę miesięcy temu. Jak zwykle produkcje tej telewizji, jest sprawnie zrobiony, ma klimat i dobry scenariusz. Jego autorką jest Sandy Welch, znana z innej świetnej adaptacji prozy angielskiej XIX w.: "North and South" Elizabeth Gaskell. W "Our Mutual Friend" role Eugena i Lizzie grają: Keeley Hawes i Paul McGann. Ten ostatni nadaje postaci nieco lekkomyślnego i przez to trochę mało pozytywnego Eugena tyle wdzięku i uroku, że trudno się dziwić Lizzie, że ma do niego słabość. Sposób w jaki chodzi z niedbałą elegancją, z laseczką i w pelerynie, jak patrzy, jak się uśmiecha, jak mówi! O właśnie! Głos jest jednym z mocnych atutów Eugena i... Paula McGanna. Piękne są sceny ich rozmów, spojrzeń, wymienianych uśmiechów. Właściwie pisząc o powieści i jej bohaterach, miałam przed oczami ten serial.

Warto wspomnieć też o Belli i Johnie Harmonie, w ich rolach: Anna Friel i Steven Mackintosh. Piękna jest miłość Johna do Belli, choć niepiękne jest to, że ukrywa przed nią swoją tożsamość, i podaje się za kogoś innego, a wszystko to wpierw dlatego, że chce się przekonać jaka jest naprawdę jego niedoszła narzeczona, a później dlatego, że ją kocha i boi się ją stracić. Bellę początkowo drażni powściągliwa uwaga i zainteresowanie jakie okazuje jej sekretarz pana Boffina, stopniowo jednak zaczyna przekonywać się o jego zaletach. Gdy Boffin, z sobie wiadomych powodów, zaczyna poniżać Rokesmitha, a w końcu go wydala, Bella nie wytrzymuje i ujmuje się za sekretarzem. Właśnie wtedy zaczyna sobie zdawać sprawę z własnych uczuć, ale czy bedzie w stanie podeptać własne ambicje?
Film z pewnością warto obejrzeć, choć może się wydawać, zwłaszcza chwilami, bardzo ponury. Warto też, jako dopełnienie, sięgnąć po książkę. Czas ten nie będzie z pewnością stracony. Dla mnie z pewnością nie był i nie jest. Powiem nawet więcej - od wielu tygodni jestem pod wrażeniem tego serialu.

1 komentarz:

Daga pisze...

Ja niestety z braku czasu utknęłam na 4 odcinku póki co, ale o ile normalnie nie trawię takich seriali, o tyle ten całkiem mi się podoba. Chyba właśnie przez świetnego odtwórcę roli Eugene'a (podobnie mam słabość do McGanna ;)), chociaż Steven Mackintosh jako John również jest bardzo urzekający...