Tyle główny wątek, ale prócz niego jest w tej powieści dużo wątków pobocznych, ktore z czasem stają się głównymi, bo prócz historii tej jednej pary, jest też dramatyczna opowieść o Lizzie Hexam i Eugenie Wrayburn. Ona jest córką człowieka zajmującego się wyławianiem z rzeki topielców, on jest prawnikiem bez zajęcia, dżentelmenem, człowiekiem z towarzystwa. Jednak od momentu, gdy się poznają, wzajemne przyciąganie tych dwojga staje się ważniejsze od dzielących ich różnic społecznych. On jest człowiekiem lekkomyślnym, który wszystko potrafi obrócić w żart, jednak z wzrastającą fascynacją osobą Lizzie, poradzić sobie nie potrafi. Mówi do przyjaciela: "W całym Londynie nie ma dziewczyny bardziej wartościowej niż Lizzie Hexam". Stara się zbagatelizować konsekwencje, żyć chwilą. Nie planuje jej uwieść, ale też nie zamierza się z nią ożenić, jednak nic już dla niego nie jest tak jak dawniej, musi się z nią spotykać, musi o nią zadbać. Ona jest niczym kwiat wyrosły na tej ponurej rzece, jest dobra, piękna, uczciwa. Jednak jedno uważne i pełne zainteresowania spojrzenie Wrayburna sprawia, że ta znajomość staje się jej słabością. Sprawia jej radość jego troska o nią i zainteresowanie jej osobą, Lizzie wie, że stoi tyle od niego niżej, wie, że to może przynieść tylko cierpienie, jednak nie potrafi powiedzieć, żeby jej nie odwiedzał. Jak powie do Belli: "W okropną noc, o późnej godzinie jego oczy spojrzały na mnie po raz pierwszy [..] Jego oczy mogły nie zwrócić się więcej w moją stronę. Wolałabym wtedy, aby tak było. Miałam nadzieje, że tak będzie. Ale blasku tych oczu nie oddałabym z mojego życia za nic, co życie dać mi zdoła".
To ich pierwsze spotkanie ponurej nocy w ponurych okolicznościach doprowadza do tego, że Eugene od tego momentu interesuje się losem dziewczyny, zawiadamia ją o śmierci ojca i czuwa przy niej cały wieczór, dopóki nie pojawia się w domu jej brat, potem odwiedza ją, gdy Lizzie przenosi się do domu kalekiej modniarki lalek , wynajduje i opłaca starego Żyda, żeby obie pobierały u niego naukę czytania i pisania. Wszystko to czyni niby mimochodem, delikatnie, pozornie nie przywiązując do tego wagi, jednak do niczego innego w życiu nie przyłożył dotąd tyle energii. Ona jest mu wdzięczna, że czyni to wszystko tak delikatnie i nie potrafi nie przyjąć tak subtelnie oferowanej pomocy.
Jednak Lizzie ma też drugiego wielbiciela, nauczyciela brata - Bradleya Headstona, który zakochuje się w Lizzie, i którego gwałtowna do niej namiętność doprowadza do szaleństwa. Potraktowany z lekceważeniem przez Wrayburna, odrzucony przez Lizzie, zdaje sobie sprawę, że jego szczęśliwym rywalem jest właśnie Eugene. Dramatyczne są w tej powieści dwie sceny z jego udziałem: rozmowa Headstona z Wrayburnem (spokój i opanowanie Eugena kontrastują tu z wybuchowością Headstona) i scena jego oświadczyn Lizzie na cmentarzu. Miłość do dziewczyny zmienia bowiem powściągliwego nauczyciela w człowieka, który zupełnie nie panuje nad sobą i swoimi emocjami, doprowadza go nawet do żądzy mordu. Lizzie przerażona gwałtownością Headstona i jego groźbami, obawiając się o życie kochanego przez nią Wrayburna, ucieka z Londynu, żeby nie doprowadzić do tragedii. Jednak Eugene, który uświadamia sobie, że nigdy dotąd nikim tak bardzo nie był zainteresowany jak tą dziewczyną, nie ustaje w poszukiwaniach. Każdy jego krok śledzi jednak zazdrosny, doprowadzany przez Eugena do desperacji i szaleństwa, nauczyciel.
Piękna jest scena spotkania Eugena i Lizzie, gdy wreszcie udaje mu się ustalić jej adres i do niej dotrzeć. Ich rozmowa, wzajemne wyznanie miłości, wreszcie pocałunek na łące. Jak tu można nie kochać Eugena? Nawet jeśli w końcu chciał uwieść Lizzie.... Wzruszający jest moment, gdy Lizzie zauważa postać topielca w rzece, i płynie łódką, by go wyłowić, dziękując w duszy ojcu, że ją tego nauczył i nadludzkim wysiłkiem, siłą miłości wydobywa ciało ukochanego człowieka z rzeki, a potem czuwa wiernie przy jego łóżku. Okrutnie pobity Wrayburn, w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią, zdaje sobie sprawę kim dla niego jest Lizzie i że nie mają już dla niego znaczenia względy towarzystwa. Uświadamia sobie jak bardzo mógł ją skrzywdzić, ile mógł stracić, gdyby ją uwiódł - jej szacunek, jej miłość. Paradoksalnie dla nauczyciela, który chciał rozdzielić tę parę, jego atak na Eugena związał ich jeszcze bardziej ze sobą.
Trzeba w tym miejscu pochwalić też Keeley Hawes, która wspaniale gra śliczną i dobrą Lizzie Hexam. To jedna z jej bardzo udanych ról. Choć jest tu bardzo młoda, świetnie oddaje uczucia i swoistą mądrość tej postaci.
Piękna jest scena spotkania Eugena i Lizzie, gdy wreszcie udaje mu się ustalić jej adres i do niej dotrzeć. Ich rozmowa, wzajemne wyznanie miłości, wreszcie pocałunek na łące. Jak tu można nie kochać Eugena? Nawet jeśli w końcu chciał uwieść Lizzie.... Wzruszający jest moment, gdy Lizzie zauważa postać topielca w rzece, i płynie łódką, by go wyłowić, dziękując w duszy ojcu, że ją tego nauczył i nadludzkim wysiłkiem, siłą miłości wydobywa ciało ukochanego człowieka z rzeki, a potem czuwa wiernie przy jego łóżku. Okrutnie pobity Wrayburn, w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią, zdaje sobie sprawę kim dla niego jest Lizzie i że nie mają już dla niego znaczenia względy towarzystwa. Uświadamia sobie jak bardzo mógł ją skrzywdzić, ile mógł stracić, gdyby ją uwiódł - jej szacunek, jej miłość. Paradoksalnie dla nauczyciela, który chciał rozdzielić tę parę, jego atak na Eugena związał ich jeszcze bardziej ze sobą.
Trzeba w tym miejscu pochwalić też Keeley Hawes, która wspaniale gra śliczną i dobrą Lizzie Hexam. To jedna z jej bardzo udanych ról. Choć jest tu bardzo młoda, świetnie oddaje uczucia i swoistą mądrość tej postaci.
Dickens jest pisarzem, którego można kochać i można go nie lubić. Obok scen ponurych, ponurych, a nawet odrażających postaci, są też wątki, sceny i postaci urocze, zabawne, piękne. Tak jest i tutaj.
Jest w tej powieści pełno wątków pobocznych - jest "towarzystwo" (do którego należy Eugene Wrayburn i jego przyjaciel prawnik Mortimer Lightwood): Veneeringowie, Podsnapowie, lady Tippins, państwo Lammle, jest też galeria osób osobliwych: pan Venus (składający kości) ze swoim specyficznym sklepikiem, jest "kawał literata z drewnianą nogą" intrygant Silas Wegg, jest też demoniczny "człowiek rzeki" Rogue Riderhood. Prócz nich pojawiają się postaci wzbudzające sympatię lub po prostu dobre: jak modniarka lalek Jenny Wren, staruszka Betty Hegden, Snoppy, Boffinowie.
Do lektury tej powieści skłonił mnie miniserial BBC o tytule: "Our Mutual Friend", który miałam okazję obejrzeć parę miesięcy temu. Jak zwykle produkcje tej telewizji, jest sprawnie zrobiony, ma klimat i dobry scenariusz. Jego autorką jest Sandy Welch, znana z innej świetnej adaptacji prozy angielskiej XIX w.: "North and South" Elizabeth Gaskell. W "Our Mutual Friend" role Eugena i Lizzie grają: Keeley Hawes i Paul McGann. Ten ostatni nadaje postaci nieco lekkomyślnego i przez to trochę mało pozytywnego Eugena tyle wdzięku i uroku, że trudno się dziwić Lizzie, że ma do niego słabość. Sposób w jaki chodzi z niedbałą elegancją, z laseczką i w pelerynie, jak patrzy, jak się uśmiecha, jak mówi! O właśnie! Głos jest jednym z mocnych atutów Eugena i... Paula McGanna. Piękne są sceny ich rozmów, spojrzeń, wymienianych uśmiechów. Właściwie pisząc o powieści i jej bohaterach, miałam przed oczami ten serial.
Warto wspomnieć też o Belli i Johnie Harmonie, w ich rolach: Anna Friel i Steven Mackintosh. Piękna jest miłość Johna do Belli, choć niepiękne jest to, że ukrywa przed nią swoją tożsamość, i podaje się za kogoś innego, a wszystko to wpierw dlatego, że chce się przekonać jaka jest naprawdę jego niedoszła narzeczona, a później dlatego, że ją kocha i boi się ją stracić. Bellę początkowo drażni powściągliwa uwaga i zainteresowanie jakie okazuje jej sekretarz pana Boffina, stopniowo jednak zaczyna przekonywać się o jego zaletach. Gdy Boffin, z sobie wiadomych powodów, zaczyna poniżać Rokesmitha, a w końcu go wydala, Bella nie wytrzymuje i ujmuje się za sekretarzem. Właśnie wtedy zaczyna sobie zdawać sprawę z własnych uczuć, ale czy bedzie w stanie podeptać własne ambicje?
Film z pewnością warto obejrzeć, choć może się wydawać, zwłaszcza chwilami, bardzo ponury. Warto też, jako dopełnienie, sięgnąć po książkę. Czas ten nie będzie z pewnością stracony. Dla mnie z pewnością nie był i nie jest. Powiem nawet więcej - od wielu tygodni jestem pod wrażeniem tego serialu.
1 komentarz:
Ja niestety z braku czasu utknęłam na 4 odcinku póki co, ale o ile normalnie nie trawię takich seriali, o tyle ten całkiem mi się podoba. Chyba właśnie przez świetnego odtwórcę roli Eugene'a (podobnie mam słabość do McGanna ;)), chociaż Steven Mackintosh jako John również jest bardzo urzekający...
Prześlij komentarz