czwartek, 9 sierpnia 2007

Lake House (Dom nad jeziorem)

Kate wyprowadza się z domu nad jeziorem. Przed odjazdem w skrzynce pocztowej zostawia list do następnego lokatora, który tu zamieszka. Gdy Alex się wprowadza znajduje list i postanawia odpisać, a ponieważ nie zna adresu Kate zostawia list w skrzynce. Powoli dzięki wymienianej w ten sposób korespondencji stają się sobie bliscy. Po jakimś czasie odkrywają, że każde z nich żyje w innym roku. Ona w 2006, on w 2004. Czy uda im się spotkać naprawdę?

Dwa tygodnie temu obejrzalam wreszcie "Dom nad jeziorem" (Lake House") i żałuję, że dopiero teraz. Ten film ma w sobie coś, co bardzo lubię - swoisty klimat, niespieszną akcję, ładne sceny, naturę, wyciszonych ludzi. Keanu Reeves z wiekiem się zmienia, mężnieje, dojrzewa i staje się bardziej interesujący. Już nie pierwszy raz on i Sandra Bullock spotykają się na planie filmowym. Widać, że dobrze im jest grać ze sobą.
To uroczy, nastrojowy film, na każdą porę roku. Trochę to zaduma nad czasem, nad mijającym dniem, który nie wiadomo co przyniesie, nad życiowymi szansami. Świetnie nawiązano do "Perswazji" Jane Austen, co na początku wydawało mi się trochę wydumane, ale później przekonałam się, że dobrze to gra z całością. Bardzo podobał mi się też tytułowy, malowniczy dom nad jeziorem, mimo że zbudowany ze stali i szkła, miał jakiś urok.Uroczy jest wątek pieska, który łączy bohaterów poprzez dzielący ich czas. Pewnie można dyskutować nad logiką zdarzeń, ale właściwie czy warto? Czy nie lepiej delektować się obrazami, myślami, uczuciami, tym co się w nas samych dzieje podczas oglądania tego filmu?
Ja wzruszyłam się i to dwukrotnie. Pierwszy raz, gdy bohater ogląda album poświęcony pracom architektonicznym ojca i widzi zdjęcie, na którym jako chłopiec stoi obok niego na tle domu nad jeziorem. I właśnie wtedy oglądając tą fotografię, uświadamia sobie, że ojciec go kochał i dopiero wtedy czuje stratę po jego odejściu. Wzruszyło mnie też zakończenie filmu, ostatnia scena - to pełne oczekiwania napięcie i spotkanie bohaterów wśród traw i pełen żaru pocałunek. Jeszcze jest piękna, "motylkowa" scena tańca.
Ten film niesie ze sobą coś cennego - coś więcej niż w nim może nawet jest - zadumę - nad miłością, upływającym czasem, własnym życiem. Każdy odbierze go pewnie trochę inaczej i w tym jest też jego wartość. Myślę że jeszcze do niego kiedyś wrócę, może nie raz.. .
Interesująca jest muzyka, a zwłaszcza fragment początkowy - piosenka "(I can't seem to) make you main" w wykonaniu The Clientele, od pierwszego taktu wprowadza widza w odpowiedni nastrój i stanowi świetną zapowiedź tego co ten film oferuje.
Powstał świetny klip video ze scenami z filmu. Bardzo go polecam. Wykorzystano w nim piekną piosenkę Fisher "I will love you":

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super ta fotka. Gdzie ją wyszperałaś?

Gosia pisze...

Żebym to ja pamiętała... ;)
Z pewnością w jakiejś galerii z fotkami z tego filmu.